czwartek, grudnia 30, 2021

Niebezpieczny kochanek [patronat]




Rosyjski gangster, zdradzający mąż, pożądanie oraz niebezpieczne intrygi!

Dwudziestodziewięcioletnia warszawianka, Marta Wilk, wiedzie szczęśliwe, spełnione życie. Ma wspaniałego męża i własną firmę, która przynosi spore zyski, więc wszystko wydaje się układać jak najlepiej. Jednak pewnego dnia małżonek oznajmia, że chce rozwodu.

Kobieta szybko otrząsa się z szoku, kiedy okazuje się, że świat, w jakim żyła, zdecydowanie nie był idealny. Ociera łzy i próbuje zrozumieć nową sytuację, w której się znalazła. Dowiaduje się, że mąż sypiał z jej przyjaciółką i od lat ją oszukiwał. Teraz jedyne, o czym marzy Marta, to zemsta.

Wychodząc od prawnika, kobieta zderza się z nieznajomym mężczyzną. Nie zdaje sobie sprawy, że ten przypadek zamieni jej codzienność w prawdziwy rollercoaster. W końcu wpadła na ulicy na gangstera, z którym łączy ją więcej, niż myśli.

"Niebezpieczny kochanek" to powiew świeżości, jeśli chodzi o romans z wątkiem mafijnym. Na dodatek akcja dzieje się w Polsce, więc jest to coś odmiennego od książek, po które zwykle sięgam. Życie Marty rozwala się na kawałki, gdy odkrywa, że mąż właśnie się wyprowadza. Bardzo szybko odkrywa, że ma romans z jej przyjaciółką. Okazuje się na tyle silna i odważna, że zbiera się w sobie i stara się zakończyć małżeństwo na własnych warunkach.

W jej życiu pojawia się on. Zupełnie przypadkowo i niespodziewanie. Marta jest na tyle roztargniona, że nie przyswaja tych zmian, a Akim jest na tyle pewny siebie, że uważa, że ją zdobędzie. To wyrafinowana gra, w której nie ma przegranych. Akim jest typem bohatera, którego od samego początku można darzyć sympatią. Na dodatek główna bohaterka nie jest irytująca. Kibicowałam jej od pierwszych stron.

Historia pełna zawirowań, miłości, pasji, namiętności, smutku, intryg. Jest tego bardzo wiele, ale autorka serwuje nam to w odpowiednich proporcjach. "Niebezpieczny kochanek" jest książką dopracowaną, dobrze napisaną i poprowadzoną. Nie powiedziałabym, że jest to debiut. Styl pisania Kulpińskiej jest dojrzały, choć czasem pojawią się takie kwiatki jak "witam" wypowiedziane przez bohaterkę do adwokata w jego własnej kancelarii. Ale to kwestia redaktora, że nie zostało to poprawione.

Patrzę na tę powieść całościowo i z ręką na sercu piszę, że była wciągająca, emocjonująca i zostawiła mnie z niedosytem. Po książki autorki na pewno będę sięgać, właśnie dla akcji, kalejdoskopu emocji i tych dialogów, które chowały w sobie nietuzinkowy humor. Co ciekawe wątek mafii nie został głównym wątkiem. Jest on tłem dla wydarzeń, dla historii Akima, natomiast cała powieść nie jest zbudowana na zasadzie "jestem gangsterem, każda będzie moja". Zostałam tym aspektem pozytywnie zaskoczona.

Polecam "Niebezpiecznego kochanka", bo wiem, jakie wrażenie może wywołać lektura. Zachęcam, byście przekonali się sami.


środa, grudnia 29, 2021

Złączeni krwią. Antologia [recenzja]




Antologia Złączeni krwią jest jest zbiorem zarówno krótkich, jak i dłuższych historii z życia bohaterów „Born in Blood Mafia Chronicles”. Wśród tych pierwszych pojawią się teksty dotyczące następujących bohaterów:

Aria & Luca Złączeni honorem

Liliana & Romero Złączeni pokusą

Growl & Cara Złączeni zemstą

A także bonusowe opowiadanie z narodzin Amo, syna Arii i Luki.

Ponadto pojawi się opowiadanie poświęcone nowej parze – Mauro i Stelli – z motywem zakazanego związku oraz przybranego brata. Autorka zapowiedziała rozwinięcie ich historii w jednej z kolejnych książek.

W antologii można znaleźć też dłuższy tekst poświęcony Matteo i Giannie (Złączeni nienawiścią).


Cora Reilly to jedna z najlepszych autorek romansów mafijnych. Uwielbiam jej książki, każdą po kolei. Uważam, że świetnie rozwija swoje uniwersum i każdy tom to coraz bardziej rozwinięta fabuła. Autorka pozwala nam zajrzeć do świata ulubionych bohaterów i przeżyć z nimi kilka kolejnych chwil. Poznajemy ich dzieci, rodzinę, pragnienia. Ta antologia nie była konieczna, ale zdecydowanie nie żałuję, że się pojawiła. Przeczytałam ją bardzo szybko, nie mogąc się nacieszyć bohaterami. Zajrzenie do życia Matteo i Gianny ogromnie mnie ucieszyło.

Wciągnęłam się w świat przedstawiony przez autorkę i żałuję, że antologia była tak krótka. Zdecydowanie jest to książka na raz, którą się połyka. Opowiadania są ciekawe, emocjonujące i na pewno nie zabraknie wypieków na twarzy. Przebieram nogami, czekając na kolejne powieści Cory Reilly, bo potrafi ona zaskoczyć czytelnika.

Jeżeli tęsknicie za bohaterami i mafią Luci, to bierzcie się za te opowiadania. Sprawią przyjemność, wciągną, zaspokoją ciekawość. Są naprawdę dobrym dopełnieniem dla historii wszystkich par. Cora Reilly przedstawia problemy i rozterki postaci, którzy wydają się mieć idealne życie. Ale to tylko pozory. Oni też mierzą się z trudnymi wyborami, jak np. Gianna i Matteo.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe

wtorek, grudnia 21, 2021

Fatalne związki [recenzja]



Nienawiść jest potężną siłą... tak jak miłość. Można nienawidzić jedynie kogoś, kogo się szanuje na tyle, żeby przejmować się tym, co o nas myśli.

Gdy Juliet Greene zostaje przyjęta na wymarzony staż w prestiżowym hotelu Empire Height, wydaje się, że sprawy wreszcie zaczynają się układać po jej myśli. Niestety, nie przypuszcza, że przypadkowe spotkanie z tajemniczym i niewiarygodnie przystojnym mężczyzną wywróci jej życie do góry nogami.

Adrian Vandermir to nieczuły i zadziwiająco pociągający miliarder, przez którego piękna Juliet zostaje wplątana w niebezpieczną rozgrywkę bardziej, niż przypuszcza. Dziewczyna nie chce mieć nic wspólnego z Vandermirem, przekonuje się jednak, że tylko podporządkowanie się jego decyzjom daje szansę na zapewnienie jej rodzinie bezpieczeństwa.

Kiedy okoliczności zmuszają ich do wyruszenia razem w podróż pełną niebezpieczeństw, na jaw wychodzą kolejne mroczne sekrety. Wzajemne przyciąganie staje się coraz silniejsze.

Chociaż Juliet obawia się, że jeśli ulegnie namiętności, to wyłącznie pogłębi jej rany, z czasem zaczyna rozumieć, że jest to jedyna droga do uleczenia okaleczonej duszy Adriana. Tylko czy to w ogóle możliwe?


Fatalne związki zapowiadały się grubą, ciekawą książką z wartką akcją. Tak przynajmniej obiecywał nam opis. Rozczarowanie przyszło bardzo szybko. Niestety. Powieść, która miała tyle wyświetleń na Wattpadzie, powinna być niesamowita – pod względem stylu pisania, akcji, fabuły, bohaterów. Halo, halo, gdzie to wszystko?

Przyznam szczerze – opis dobrze sprzedaje tę książkę. Nie mogłam się doczekać aż się za nią zabiorę. Na dodatek starałam się nie kierować opiniami innych recenzentów, by się nie nastawiać, ale docierały do mnie krytyczne recenzje. No i teraz sama się przekonałam dlaczego. Już od samego początku zostajemy wrzuceni w wir akcji. Jest chaos, nie bardzo wiemy, co się dzieje, ale czytamy dalej. Juliette zostaje napadnięta na trzeciej stronie książki. Wow, fajnie, tylko o co chodziło?

Ostatnio przeczytałam "Korepetytora" i byłam tą książką załamana, a bohaterów wręcz nienawidziłam. Nie sądziłam, że na przestrzeni tego miesiąca będzie dane mi przeczytać kolejną tragiczną powieść. Juliette to zło chodzące. Jest zlepkiem wszystkich okropnych wad. To postać przezroczysta, a jednocześnie potrafi doprowadzić czytelnika na skraj wytrzymałości. Nie rozumiem, co poszło nie tak? Mam wrażenie, że ta książka została wydana tylko ze względu na popularność na Wattpadzie. Szkoda, że nikt nie poświęcił uwagi bohaterom, by nie byli tak okropnymi osobami.

Fabuła jak fabuła – wcześniej napisałam, że jest chaotyczna i zdania nie zmieniam. Za dużo pomysłów i wydarzeń, które nie zostały odpowiednio zorganizowane i zaplanowane. Najgorsi byli bohaterowie, którzy udawali, że tworzą jakąś relację, tyle że zbudowaną na niczym. Nie było między nimi chemii. Autorka próbowała nas nakłonić do uwierzenia w ten związek, ale nie ma ku temu podstaw.

Odchodząc od konstrukcji książki, chcę zwrócić uwagę na stylistykę powieści. Tłumaczenie jest zrobione niechlujnie, z błędami. Nie zadbano o odpowiednią redakcję i korektę tekstu, na co jestem wyczulona. To niekompletna powieść, która powinna zostać dopracowana przez wydawnictwo, ale przede wszystkim przez autorkę. Zawiodłam się na tej powieści i nic jej nie ratuje, prócz tego, że ludzie będą sięgać po nią przez popularność na Wattpadzie.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Editio Red

Hunter [recenzja]

 



Hunter to pierwszy tom serii Boston Bells L.J. Shen. Poznaj dwoje nieustraszonych łowców i dowiedz się, które z nich zwycięży!

Sailor miała w życiu jeden jasny cel – i znajdował się ON na samym środku tarczy strzelniczej. Ciężka praca i skupienie dały jej wymarzoną szansę na wyjazd na olimpiadę, gdzie jej łucznicze umiejętności zostałyby zauważone i docenione. Jednak aby osiągnąć to, co zaplanowała, nie może sobie pozwolić na rozproszenie uwagi. A to oznacza: żadnych imprez, żadnych zobowiązań i przede wszystkim – żadnych chłopców. Dlatego propozycja, którą złożył jej znany playboy i dziedzic rodzinnej fortuny, całkowicie ją zaskoczyła. W zamian za sponsorowanie jej kampanii i wsparcie kariery miałaby zamieszkać z nim na najbliższe pół roku. Tylko dlaczego niemal dorosły mężczyzna miałby potrzebować niani? I czemu upiera się, że musi nią być właśnie Sailor?

Hunter również nie jest zachwycony tym pomysłem. Czeka go sześć miesięcy czyśćca. To jego jedyna szansa na udowodnienie ojcu, że potrafi zachowywać się dorośle i odpowiedzialnie, oraz na zachowanie należnego mu dziedzictwa. Tak oto najbardziej zepsuty, rozpustny i zblazowany chłopak w Bostonie ląduje w jednym mieszkaniu z bezkompromisową, upartą i nieustępliwą Sailor. Hunter nawet nie przypuszczał, jak trudno będzie mu dotrzymać wszystkich warunków kontraktu.


Hunter to gorący erotyk, który daje czytelnikom emocje od samego początku. To jedna z tych książek dla kobiet, które sprawiają dreszczyk emocji i choć nie ma wybitnej, wciągającej fabuł, to jest to po prostu lekka książka na raz, która odrywa od rzeczywistości. Dla mnie Hunter jako bohater nie jest dobrze wykreowaną postacią. Nie zostanie w mojej pamięci. Jawił mi się jako niedojrzały, wulgarny chłopak, któremu powinna zostać zafundowana długa terapia. Nie darzyłam sympatią ani jej, ani jego, ale nie byli to najgorsi bohaterowie – żeby było jasne. Tę książkę przeczytałam szybko i nie męczyłam się przy niej. Jest naprawdę niewymagająca i jeśli tylko macie ochotę na taki romans/erotyk, to jak najbardziej jest to dobra okazja do odskoczni.

Hunter jest przyjemną lekturą dla osób, których nie razi spora wulgarność. Jeśli chodzi o samą fabułę, autorka nie wykreowała wyjątkowego świata przedstawionego. Wszystko oparła o schemat narcyza i szarej myszki. Można się domyśleć, jak to się skończy.

Zabrakło mi akcji i pomysłu na historię. Miałam wrażenie, że autorka próbuje pokazać coś, czego sama dobrze nie zaplanowała. W zasadzie nie wiem, o czym była ta książka i najwidoczniej nie jest to aż tak istotne. Nie trzeba się przy tym skupiać, ani zbytnio myśleć. Jestem pewna, że wielu osobom Hunter przypadnie do gustu. Jednakże ja daję mu ocenę dostateczną i nie zamierzam sięgać po kolejne książki z cyklu. Obawiam się, że autorka nie potrafiłaby mnie zaskoczyć.

Autorka zapewnia nas, że funduje nam zwroty akcji, niesamowite emocje. No... nie ma tego w tej powieści. Nie ma też chemii między postaciami, chociaż sceny seksu w ich przypadku nie były złe. Generalnie cała książka jest przeciętnym erotykiem z nienakreśloną fabułą.


Za egzemplarz dziękuję księgarni Taniaksiazka.pl

wtorek, grudnia 14, 2021

Korepetytor [recenzja]


Nowa elektryzująca powieść autorki „Miss Independent”!

Dla fanów zakazanych relacji, romansów z różnicą wieku i „Birthday Girl”!

Spotkanie dziewiętnastoletniej Isabelli z seksownym, starszym od niej mężczyzną w sklepie z erotycznymi zabawkami wprawia jej serce w niespokojne i nieznane dziewczynie do tej pory drżenie.

Nie sądziła jednak, że zobaczy go ponownie…

Zaskoczona Isabella natrafia na niego we własnym domu. Okazuje się, że Jason Hogan jest prokuratorem, który prowadzi z jej ojcem sprawę jej kolegi Troya podejrzanego o handel narkotykami.

Isabella wyczuwa, że prokurator wyraźnie czegoś od niej chce i nie jest to związane z informacjami mogącymi pomóc w śledztwie. Każda ich wymiana spojrzeń wydaje się stąpaniem nad przepaścią. Z pewnością doświadczony prawnik mógłby przekazać młodej kobiecie swoją wiedzę. Jednak korepetycje, których zacznie jej udzielać, nabiorą innego znaczenia.


Jest to książka z Wattpada i od tego zacznę swoją opinię. Bo to jest książka Wattpadowa, nie mniej, nie więcej. Nie została przerobiona na tekst do wydania. Korepetytor nie jest ani trochę dopracowaną powieścią, w której szwankują: bohaterowie, styl i zależności fabuły.

Zacznijmy od tego, że nie jest to elektryzująca książka, a jedynie tekst, który doprowadzał mnie do szału przy każdym kolejnym: przygryzieniu wargi, rolowaniu językiem, przygryzieniu wnętrza ust, przesunięciu językiem po ustach. Czy było tak ciągle? Owszem. Czy bohaterka zachowywała się irracjonalnie, niedorzecznie i dziecinnie? Tak, uważam też, że potrzebuje pomocy psychologa i psychiatry, co widać od pierwszych stron. Chyba, że taki był zamysł autorki, by ukazać młodą dziewczynę, która ma obsesję i starszego, wykształconego mężczyznę, który nagle przestaje myśleć. Taka polska "Lolita".

Przeczytałam w jednej z opinii, że ich różnica wieku może budzić kontrowersje. Hm, bardziej ich zachowanie może je budzić, nie różnica. Ach, i w tej opinii znalazłam również zdanie o pożądaniu. Pożądania nie da się kontrolować – wiemy. Ale to nie jest usprawiedliwienie czynów Jasona Hogana. Jeśli pożąda, to nie może kontrolować swojego ciała? Od kiedy?

Isabella mówi o sobie, jak o dziecku – uroczym, niewinnym i nieśmiałym. Na dodatek wszystko, co robi, ujmuje jako "urocze". Naprawdę, nie przesadzam.

Zauważyłam też, że autorka sięga po słowa, które nijak mają się do kontekstu. Isabella przeżywa ekstazę, gdy Jason sprawia jej przyjemność i wtedy myśli, że w jej podbrzuszu budzi się "surrealistyczne doznanie". Surrealistyczne = groteskowe, absurdalne.

Naprawdę to było absurdalne doznanie?

Sceny seksu są okropne. Bardzo wulgarne, w ogóle bez emocji. Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że Jason zbił 19-latkę pasem bez większego powodu, sprawiając jej ogromny ból, po czym uklęknął i pocałował ją w tyłek. Co zrobiła Isabella? Pomyślała o tym, że przemawia przez niego troska i zadurzyła się w nim bardziej.

CO?!

Isabella jest generalnie dziecinna, tak jak już pisałam, ma fanaberie, zachowania dwunastolatki i dzikie fantazje, które są aż niesmaczne, ale czasem potrafi dowalić takim patosem, że trudno się pozbierać. Np. "Bohaterka patetycznie naucza czytelnika. Gdy jesteś pochłonięty fascynacją drugą osoby, najtrudniejsze są poranki, gdy jesteś sam".

Dobra, bohaterowie nie należą do najlepszych. W ogóle nie należą też do dopracowanych, ale ich na moment zostawmy. Chciałabym przytoczyć kilka zdań, które wyciągnęłam i zanotowałam. Są błędne.

"Nie czułam się skrępowana pewnością siebie" – wydaje mi się, że autorce chodziło o "czułam nieskrępowaną pewność siebie", bo inaczej wynika, że pewność siebie krępuje. Fajnie, że takie zdanie przeszło.

"Zegarek uświadamiał mnie, że pora śniadania już minęła" – non stop stop ją uświadamiał? Leżała i patrzyła na niego, a on ją nieustannie uświadamiał? Odpowiednie słowo w tym zdaniu to: uświadomił. 

Na dodatek, bo to wszystko rozgrywa się na jednej stronie, bohaterka myśli o wczorajszych doznaniach, by dwa akapity później napisać, że nie widziała się z Jasonem od tygodnia.

Znalazłam także dwa przykłady z rozdziału, w którym pierwszy raz bohaterowie idą do łóżka.

"Patrzyłem na nią z dołu" – powiedział wysoki bohater, który nie uklęknął przed Isabellą, a stał przy niej.

"Wbiłem kolana po obu stronach kobiecego ciała" – gdzie wbiłeś te kolana? W co? To jest przykład zdań, jakie występują w tej książce w dużej ilości. Niedopowiedzenia, braki zaimków. 

Uważam, że błędy to coś normalnego, tak się uczymy. Jednak to są dość duże pomyłki wpływające na fabułę. Tekst nie został odpowiednio poprawiony i zredagowany, a tym bardziej dopracowany. Jeżeli bohaterowie w narracji pierwszoosobowej, ZNAJĄC SIĘ, myślą o sobie: "szatyn, "brunetka", to bez dwóch zdań jest to niepoprawne stylistycznie.

Bardzo ciekawe porównanie występuje w połowie książki: ciemne, karmelowe oczy przypominały widok zachodzącego słońca. Jaki kolor oczu ma ten chłop?!

Istotne jest przecież opisywanie czynności bohaterów, np. przesunął językiem po górnej partii zębów, przesunęła językiem po dolnej partii ust.

Mogłabym wymieniać dalej, ale nie chcę robić z tego sprawozdania. To jest infantylna historia obsesyjnej nastolatki i faceta, który nie umie kontrolować własnego ciała. Bo pożądanie, pożądaniem, ale chyba nie rzuca się na każdego na ulicy, bo poczuje pożądanie? A jeśli tak, to jest bardzo niebezpiecznym i nienormalnym człowiekiem. Kreowanie tej książki na gorący erotyk jest kuriozalne. Nie polecam, zdecydowanie odradzam.


Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Niezwykłemu

wtorek, listopada 16, 2021

Przeczucie [recenzja]



 Miłość, zagadki i magia na amerykańskim Południu

Belleville w stanie Luizjana. Miejsce idealne - w pięknej okolicy, z łagodnym klimatem, zamieszkane przez sympatycznych ludzi. Wymarzone miasto do życia? Nie dla Roxanne Sherwood, dziennikarki śledczej z Nowego Jorku, nieprzyzwyczajonej do ciszy, spokoju i błogiego nieróbstwa. Roxie nigdy z własnej woli nie zdecydowałaby się przenieść do Belleville - niestety, gdy prowadziła śledztwo, naraziła się wysoko postawionym, a przy tym niebezpiecznym ludziom i teraz jest zmuszona żyć pod fałszywym nazwiskiem. Jakby tego było mało, przyszło jej zamieszkać z obcym mężczyzną.

Wesley Blake, agent FBI oddelegowany do ochrony Roxanne, także nie jest zachwycony przymusowym zesłaniem. I bardzo wyraźnie daje to dziewczynie odczuć. Wkrótce jednak dochodzi do ciągu dramatycznych wydarzeń, które sprawiają, że tych dwoje mocno zbliża się do siebie. Bo jak to zwykle bywa, idealne miasteczko okazuje się za cichą i spokojną fasadą skrywać różne, niekoniecznie przyjemne tajemnice. Luizjana to wszak kraina voodoo...

Jedna, bardzo istotna rzecz na sam początek. Świetny pomysł na fabułę, jeszcze z takim się nie spotkałam. Pozytywnie mnie zaskoczył, oczywiście opierając się na znanych schematach. Skrzydlewska rzadko kiedy mnie rozczarowuje. Czasem ujmuje spostrzeżenia kobiet w dziwny sposób lub też w kompletnie inny od mojego myślenia, i na tym etapie się ścieramy, ale generalnie zwykle po lekturze jestem zadowolona. Zwlekałam z czytaniem tej książki, bo miałam przeczucie, że musi nadejść ten dobry moment. I nadszedł.

Zachwycają mnie opisy w "Przeczuciu". Muszę przyznać, że był to pochłaniający świat. Uwielbiam akcję, którą autorka nas karmi i przez to sprawia, że nie możemy się oderwać od książki. Zachwyciłam się Roxie – bohaterka z krwi i kości. Bardzo ją polubiłam i myślę, że czytelnicy będą darzyli ją sympatią. To jedna z lepszych książek Skrzydlewskiej.

Mamy dobrych bohaterów, kryminalny wątek, więc uwierzcie, dzieje się oraz romans – gorący, namiętny, pasjonujący. To świetna mieszanka, przez co pochłania się tę powieść, bo jest tak emocjonująca. Roxie okazała się bardzo intuicyjną osobą, którą zapunktowała logicznym myśleniem. Nie wchodzę głębiej w fabułę, żeby niczego Wam nie zdradzić. Akcja – zaskakująca. Bohaterowie – warci zapamiętania.

Brakowało mi dobrego romansu, który aż tak trzyma w napięciu. Spędziłam z tą książką kilka dobrych godzin, dlatego uważam, że mogę ją Wam szczerze polecić. Roxie i Wesley – to jest to, co się sprawdza. Uwierzcie. Zabierajcie się za czytanie "Przeczucia", nie będziecie rozczarowani, raczej pozytywnie zaskoczeni pomysłem autorki.


Recenzja wynika ze współpracy z Wydawnictwem Editio Red

czwartek, listopada 04, 2021

Angel [recenzja]





Wydaje się, że życie Hailey w końcu zaczęło się układać i na stałe zagościło w nim to, o czym dziewczyna marzyła – spokój. Kobieta ma własne mieszkanie oraz pracę, w której szybko odnosi sukcesy. Wszystko zdaje się więc iść w dobrym kierunku.

Rana w jej sercu już prawie się zagoiła i Hailey wymazała z pamięci mężczyznę, który niemal ją zniszczył. A może to tylko złudzenie?

Z pewnością nie sądziła, że tak prędko ponownie pojawi się w Filadelfii – mieście, w którym zostawiła swoje serce i dumę. W mieście, w którym zostawiła jego.

Widok innej kobiety u jego boku będzie pierwszym sprawdzianem, jakiemu Hailey zostanie poddana. Czy naprawdę zdołała zapomnieć o Victorze Sharmanie? I czy on zapomniał o niej?


Pierwszym tom zostawił mnie z niedosytem. Byłam zaskoczona debiutem Julii Brylewskiej, bo książka była dobra, wciągająca i starannie pisana, choć czasem wyczuwalne były wady w warsztacie pisania. Wcześniej skarżyłam się na patos, zbyt oficjalne myśli i dialogi. Tym razem było tego mniej – nie mówię, że wcale. Nadal postawiono na "diabła" i legendę o nim, a ja dalej uważam, że nie jest to niczym poparte i jedynie wprawia mnie w dyskomfort.

W każdym razie fabuła była w porządku. Nic ambitnego. Hayley na chwilę wraca do rodzinnego domu i tam spotyka Victora. Uczucia powracają, chaos w jej głowie nie jest do ogarnięcia. Tak mija nam pół książki. Druga połowa nie jest wybuchowa, lecz są momenty naprawdę ciekawe i trzymające w napięciu. Po takim zakończeniu muszę zapewnić, że będę czytać kolejną część.

Nie zawiodłam się, nie rozczarowałam. Pod względem wykonania drugi tom jest lepszy, natomiast pierwszy tom miał lepszą fabułę. Jest to powieść, która sprawia przyjemność. Uważam, że dużą zaletą jest czytanie jej w szybkim tempie. Porywa, sprawia, że nie możemy się oderwać i zaraz mamy ją za sobą. To nie jest styl ciężki, przy którym byśmy się męczyli.

Całość książki oceniam dobrze. Widać postępy w warsztacie pisarskim, nie jest to bardzo przekoloryzowana historia, choć czasem zbyt patetyczna. Jak najbardziej chcę Wam ją polecić.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe

wtorek, listopada 02, 2021

Emerald [recenzja]



Dziewczyna o oczach jak szmaragdy. Mężczyzna twardy jak diament

Życie Valerii upływa wśród słodyczy. Dosłownie, nie w przenośni - dziewczyna jest cukierniczką, wyjątkowo zdolną, jeżeli wierzyć klientom. Niektórzy mówią też, że Valeria jest równie słodka jak torty, które wychodzą spod jej ręki.

O Vincencie można powiedzieć wiele, ale nie to, że jest słodki. Kiedy pojawia się w cukierni, w której pracuje Valeria, dziewczyna odczuwa pewien... niepokój? Strach? A może nawet fascynację? Na pewno ciekawi ją ten małomówny twardziel. Nie wie jeszcze, że będzie miała okazję poznać go bliżej, niekoniecznie dobrowolnie. Bo Vincent ma plany związane z Valerią i nie ma w nich pytania jej o zgodę. Plany, za którymi kryje się stara tajemnica, skryta głęboko, jak głęboka jest zieleń oczu dziewczyny...


Podeszłam do tej książki jak do fanfic'a. Wiedziałam, że jest to wydana, pełnowymiarowa powieść, ale nostalgia wzięła górę. Znam autorkę z Wattpada i kiedyś jej twórczość była dla mnie inspiracją. Emerald jest jej debiutującą historią i widać w niej wiele niedociągnięć. Czytałam tę książkę kilka dni, nie mogąc dokończyć jej dokończyć raz a dobrze, ale nie męczyłam się przy lekturze.

Zastanawiające może być zachowanie Valerie, która została porwana, ale nigdy nie zachowywała się, jakby była ofiarą. Czasem dialogi i niespodziewane zachowanie bohaterki były dla mnie dziwne. Przywykłam jednak do sposobu bycia Val. Zrozumiałam, że nie musi iść schematem innych porwanych bohaterek.

Ta powieść jest za długa, ale ma swój urok. Być może właśnie to sprawiło, że podobała mi się. Nie była najlepsza, ale na tyle dobra, bym chciała przeczytać kolejne książki autorki. Jestem ciekawa, czy jej styl pisania się zmieni, polepszy?

Polubiłam Vincenta, ale był za bardzo bezpodstawnie tajemniczy. Niby coś skrywał, ale to co skrywał, nie było aż tak interesujące. Był przerysowany w byciu złym gościem. Na początku podobał mi się bardziej, później chroniony przez swoich ludzi zdawał się nierealny.

Jako edytor i również autorka z Wattpada – uważam, że Emerald powinien być przeczytany jeszcze nieraz i przeedytowany. Jako czytelniczka – jestem zadowolona, choć wiem, że autorka zaserwuje nam coś znacznie lepszego. Wierzę, że fabuła może być mniej przewidywalna i bardziej dopracowana, że dialogi nie będą aż tak przesłodzone. Mogę Wam polecić tę książkę, bo naprawdę mi się podobała i skoro na końcu byłam z niej zadowolona, to nie będę Wam ściemniać. Trzymam kciuki za autorkę i liczę, że następne książki nie będą przypominać powieści z Wattpada (bardziej chodzi mi o jakość).


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Editio Red

wtorek, października 19, 2021

Krwawy obowiązek [recenzja]



Dwudziestodwuletnia Sophia Esposito pracuje w nowojorskiej kawiarni i prowadzi zwyczajne, beztroskie życie. Skrycie marzy o studiowaniu filologii angielskiej. Jednak pewnego dnia wszystko, co dotychczas wiedziała o sobie i otaczającym ją świecie, bezpowrotnie się zmienia.

Kobieta zostaje porwana, a potem siłą sprowadzona do swoich biologicznych rodziców. Cieszyłaby się, że może poznać matkę i ojca, gdyby nie fakt, że oboje okazują się członkami Cosa Nostry. Już na dzień dobry grożą własnej córce śmiercią.

Sophia musi się zgodzić na ich plan i poślubić przyszłego bossa moskiewskiej Bratwy, żeby zapewnić rodzinie intratny sojusz. Siergiej Durov jest starszy od niej o dwanaście lat. W dodatku krążą o nim pogłoski, że swoją pierwszą żonę udusił gołymi rękami.


Liczyłam na mafię, solidną fabułę i ciekawych bohaterów. Biorąc pod uwagę fakt, że powieść jest dość gruba, to powinna składać się z dobrze przygotowanej historii.

Spotykamy się tu z pierwszym schematem – ona jest niewinna, nijaka, pracuje w kawiarni, co dodaje romantyzmu i chce studiować filologię angielską (wow, jak Anastasia Steele?, zapewne Jane Austen to jej ulubiona autorka), potem zostaje porwana przez swoich rodziców, którzy są w mafii. Co się potem dzieje? Nic odkrywczego. Zostaje zmuszona do ślubu z innym gangsterem, tym razem z rosyjskiej mafii. Do tej pory nie ma żadnego zaskoczenia. Jak dla mnie – za dużo podobieństwa do "Złączonych honorem".

Po pierwsze – gdzie mamy tę kawiarnię i życie bohaterki? Oczywiście, że została nam opisana jej osobowość i przeszłość, a nie pokazana, bo po co. Sophie to tak bardzo niezdecydowana bohaterka, że od samego początku doprowadzała mnie do szału. Zupełnie naiwna, mówiąca jedno, a robiąca drugie. Naprawdę była irytująca, przez co ciężej brnęło mi się przez fabułę. Siergiej nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Niby taki groźny, co to nie on, ale gdzie to zostało pokazane? Może oświadczone w dwóch, trzech fragmentach. I tyle.

Skąd pomysł na tak patetyczny tytuł? Zrozumiałabym, gdyby przedstawiono mi historię krwawą i przerażająco. Gdyby "posłuszeństwo" Sophie okraszone było strachem. Nie było tego. Fabuła nie odniosła się do krwawego obowiązku. W zasadzie akcja ciągnie się i ciągnie, tak jakby autorka na siłę próbowała ją rozbudować, ale nie miała konkretnego pomysłu na wątki. Później coś zaczęło się dziać, ale to naprawdę nie za dużo. Dynamika nieuargumentowana niczym.

Końcówka nie została odpowiednio skonstruowana, przynajmniej tak to odbieram jako czytelnik. Nie jestem zadowolona, bo nie było napięcia, jakie te książka podobno obiecuje. Chciałabym móc polecić tę książkę, lecz nie mogę. Nie jest ciekawa ani dobrze przygotowana. Zawiodłam się i zabrakło m mafijnego klimatu.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe

wtorek, października 12, 2021

Gra Matteo [recenzja]

J.T. Geissinger nie zwalnia tempa. Na dodatek jej książki na niczym nie tracą. Może "Układ z Cameronem" był nieco słabszy od pierwszego tomu, ale trzecia część serii wymiata. Jest doprawdy świetna! A humor w niej zawarty powala.

To historia, która bazuje na utartym schemacie Kopciuszka. Głównej bohaterce zmarł ojciec i zostawił dla niej spadek, ale, ale... przy okazji odebrania spadku poznaje swoją macochę. Kimber jest sympatyczna, uparta, zaradna i charakterna. Stawia na swoim, gdy do czegoś dąży i jej cechy są nakreślone już na początku powieści. Polubiłam ją od razu.

Matteo okazuje się synem macochy Kimber, więc jest przybranym bratem, z którym będą łączyć ją ciekawe relacje. Jednak w tej książce nic nie jest takie oczywiste. Czy chodzi tutaj o zakład? O jakiś upór? A może faktycznie to prawdziwe uczucie?

Podobają mi się zwroty akcji, które wprowadza autorka. Przy takiej książce nie można się nudzić, a na dodatek czyta się ją bardzo szybko. To dość gruba powieść, ale dobrze dopracowana i wciągająca.

Jeśli chodzi o Matteo – jest specyficzną osobą. Najpierw go nie lubiłam, ale później mnie do siebie przekonał. I tak, jest dupkiem, nawet wyrachowanym. Jednak ma przebłyski dobra i potrafi rozczulić.

To, co mi się nie podobało, to tłumaczenie "przyrodni" brat. Matteo nie był związany krwią z Kimber, więc nie był jej przyrodnim bratem. Jak podaje SJP PWN:

«brat, siostra, rodzeństwo mające wspólną z kimś matkę a innego ojca lub wspólnego ojca a inną matkę»

Nie rozumiem, dlaczego wprowadza się czytelników w błąd. Kimber ma przybranego brata ze względu na to, że jej ojciec ożenił się z kobietą, która miała syna. Tyle w temacie.

Generalnie cała powieść bardzo mi się podobała, była gorąca jak klimat we Włoszech. Świetna trzecia część serii. Serdecznie polecam!

czwartek, września 30, 2021

Miłość w zamkniętej kopercie [recenzja]



Birdie Maxwell miała na pieńku ze Świętym Mikołajem. Cztery lata temu poprosiła go o coś naprawdę ważnego, ale zawiódł. Mama nie wyzdrowiała. Po namyśle dziewczynka zdecydowała się dać mu ostatnią szansę i ponownie napisała do niego list, choć do Bożego Narodzenia pozostało kilka miesięcy.

Sadie, redaktorka prowadząca kolumnę Świąteczne życzenia, często dostawała listy adresowane do Świętego Mikołaja. Rzadko jednak przychodziły już w czerwcu. A jeszcze rzadziej były tak szczere i wzruszające. Spełniła więc życzenia Birdie, przynajmniej niektóre. Jakież było jej zdziwienie, gdy za jakiś czas znowu otrzymała od małej list. A później — kolejny. Przy okazji spełniania następnego życzenia zapragnęła zobaczyć dziewczynkę, oczywiście incognito. Birdie towarzyszył ojciec. I Sadie wpadła po uszy. Sebastian Maxwell był oszałamiająco przystojnym facetem. I do tego samotnym ojcem.

Sadie nie zdołała się wycofać z zabawy w Świętego Mikołaja. Birdie stała się jej bardzo bliska, a Sebastian... cóż, był najatrakcyjniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała. To wszystko sprawiło, że zachowała się irracjonalnie i... podszyła pod kogoś, kim nie była. Pewnego dnia stanęła w drzwiach ich domu.

A potem sprawy zaczęły zmierzać ku nieuchronnej katastrofie. Jedno kłamstwo wymusiło drugie. Sadie bardzo zależało na dziewczynce i jej szczęściu. Czy jednak dobre intencje mogą uzasadnić oszustwo? I co się stanie, gdy prawda wyjdzie na jaw?

A może wbrew wszystkiemu ta historia znajdzie szczęśliwe zakończenie?

List do Świętego Mikołaja stał się początkiem miłości...

To jest jedna z lepszych książek tego duetu. O Boże, czekałam na taką powieść. Złapała mnie za serce, wydusiła łzy i jeszcze rozśmieszała. Uwielbiam takie fabuły i bohaterów, których wspominam.

Czy ten początek jest wystarczający, by sięgnąć po "Miłość w zamkniętej kopercie"? Birdie Maxwell to urocza dziewczynka, która straciła mamę i mieszka z ojcem. Pisze do Świętego Mikołaja w nadziei, że ten rozwiąże jej problemy, ale nie ma pojęcia, że za tą rolą stoi niejaka Sadie. Sadie nie potrafi odpisać Birdie, czując, że ma z nią wyjątkową więź. Główna bohaterka również straciła matkę z tej samej przyczyny co Birdie – rak. Obie były wychowywane przez samotnych ojców, obie dzielą podobne doświadczenia. Niestety Sadie zaczyna angażować się w życie Birdie i los chce, że nagle... staje się treserką psów. Nie ma pojęcia, co robi, ale robi to, by uszczęśliwić Birdie i być blisko niej. Co na to Sebastian Maxwell, ojciec dziewczynki? To inteligentny, przystojny, błyskotliwy mężczyzna, który bacznie obserwuje nową "treserkę". Jak możecie się domyślić, kłamstwo wyjdzie na jaw. 

Dialogi, jakie wykreowały Vi Keeland oraz Penelope Ward, są niesamowicie zabawne, dobre, humorystyczne. Między Sadie a Sebastianem jest chemia, która wywołuje ciarki na rękach. Och, Seb, Seb... Gdybyś tylko istniał naprawdę...

Oczywiście to książka przejmująca, biorąc pod uwagę fakt, że Birdie straciła matkę. Ale to nie wszystko. Łączy w sobie niespodziewane wątki, które wychodzą na jaw dopiero później. Autorki potrafią trzymać nas w napięciu. Płakałam, śmiałam się i nie chciałam kończyć tej książki. Była ujmująca! Kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że kocham historie od tego duetu. Tworzą niesamowite pary, mimo że czasem wpadają do schematy, to potrafią ukazać urok i uczucia.

Nie omijajcie tej książki. Jeżeli lubicie romanse, to to jest jeden z lepszych, jaki przeczytacie. Polecam go cholernie mocno i już wiem, że będę wciskała tę książkę każdemu!

wtorek, września 14, 2021

Chwyć mnie [recenzja]

Życie Emily to wielka trasa koncertowa. Jej świetnie zapowiadający się country-rockowy zespół Carolina George ma ambicje stania się legendą branży muzycznej. Pewnej nocy znużenie trasą, za dużo wypitej tequili i wybuch wzajemnej chemii sprawią, że Emily wda się w płomienny romans z zabójczo przystojnym, wytatuowanym buntownikiem, przedstawicielem wytwórni płytowej. Przygoda, która powinna była skończyć się nad ranem, może zagrozić wszystkiemu, na co Emily i cały jej zespół tak ciężko pracowali.

Royce, spędzając noc z wokalistką Carolina George, popełnia największy błąd swojego życia. Jeśli nie uda mu się ściągnąć zespołu do swojej wytwórni, cenę za to zapłaci jego rodzina. Czy kompletne zauroczenie Emily przekreśli wcześniejsze starannie ułożone plany?

Młoda piosenkarka przemilcza nękające ją demony przeszłości i traumatyczne wspomnienia przemocy, której doznała. A przystojny buntownik z kolei nie jest gotów wyjawić pewnych szczegółów swojej pracy w wytwórni ani planów, jakie snuł przed poznaniem Emily. Przeszłość Royce’a to historia błędów i bolesnych miłosnych rozczarowań. Czy jego miłość do Emily okaże się kolejnym dramatem?


Straciłam tylko czas na tę książkę i okropnie żałuję, że ją przeczytałam. Czyli już wiecie, że recenzja nie będzie pozytywna.

Jeju, jak ja nie cierpię nieprzemyślanych fabuł... Odnoszę wrażenie, że autorka chciała coś napisać, byleby napisać. To się nawet nie klei i jest nudne. Nie ma tajemnicy, zwrotów akcji, chemii, namiętności, ciekawych wątków i co najgorsze – DOBRZE WYKREOWANYCH POSTACI. To było okropne, a nawet beznadziejne. Rozumiecie. Kilka set stron zapisanego tekstu na komputerze, który nie ma głębszego sensu. Stwierdzenie "porywająca" to jakiś nieśmieszny żart. Ta historia nie ma w sobie nic, co mogłoby porwać, zaciekawić i sprawić satysfakcję z czytania. Ominę książki tej autorki, które tworzą serię. Jest zbyt nudno i nieciekawie. Co ta książka miała na celu? Czemu ta historia powstała? Nie wiadomo.

Nie jestem w stanie skupić się na bohaterach, bo byli tak płascy, że nie mam o czym pisać. W zasadzie w tym momencie nie pamiętam ich imion, ale na szczęście od tego są opisy.

Jak się poznają? No zgadnijcie. A nie! Nie musicie, przecież macie to już z tyłu książki. Opis zwiastuje historie i w zasadzie mógłby powstać tylko on, cała reszta jest zbędna.

NUDY. Nic się tam nie dzieje, nie ma chemii, nie ma pasji, nie ma namiętności. Dlaczego zostaliśmy pozostawieni bez emocji, skoro bohaterowie mieli przeżywać taki dramat? Dramatu też nie było i teraz czuję się zwiedziona na manowce.

Niestety oceniam tę książkę słabo pod wieloma względami. Wykonanie – złe, bohaterowie – płascy i niewykreowani, świat przestawiony – nie ma go, akcja – hahaha.

Oczywiście sami spróbujcie, jeżeli macie ochotę na poznanie Emily i Royce'a, może wy odbierzecie tę powieść inaczej.


środa, września 08, 2021

Lalani z dalekich mórz [recenzja]

Są dzieci stworzone do wielkich czynów i walki ze złem. Ale Lalani do nich nie należy. Gdyby sama miała wybierać, wskazałby na swoją przyjaciółkę, Veydę. Jej nie jest straszna wznosząca się nad ich wyspą mściwa góra Kahna ani budząca grozę mgła, która na północy pochłania żeglarzy poszukujących bardziej gościnnej krainy. A jednak to właśnie Lalani będzie musiała opuścić rodzinną Sanlagitę i wyruszyć w niebezpieczną podróż. Podczas podobnej wyprawy przed laty zginął jej ojciec.

Czy dziewczynce uda się pokonać przeciwności i przetrwać? Jakie mityczne stworzenia spotka na swojej drodze? Wytyczy własną ścieżkę, czy pogodzi się z losem? I czy odnajdzie legendarne bogactwa góry Isa, by ocalić mieszkańców wioski i wyleczyć mamę?

Coś niesamowitego. Pięknego. Magicznego. Historia, która porusza i sprawia, że nie można się od niej oderwać. Taka właśnie była historia Lalani.

Przedzierałam się przez tajemnice, mgłę i zagadki. Doznałam wielu zwrotów akcji, w tej książce jest ich wystarczająco sporo. Pochłonęła mnie wartka fabuła i charakterystyka bohaterów. Są bardzo dobrze wykreowani, pełni pasji i uporu. Świat Lalani jest straszny. W nim rządzą okrutni ludzie, którzy pragną posłuszeństwa. Nie chcą, by ludzie rozwijali się i zdobywali wiedzę, bo wiedza jest potęgą.

Ta książka daleka jest od baśni. To nie Disney i tego po niej nie oczekujcie. Autorka dość ostro nakreśla świat przedstawiony i zło, które przecież na świecie istnieje tak długo, jak i dobro. W treści powieści widać przygotowanie Erin Kelly, która bazowała na tradycjach, legendach i folklorze, przez co fabuła wydaje się rzetelna. Urzekł mnie styl pisania i jestem bardzo zadowolona z tłumaczenia, jakie otrzymaliśmy. Historia Lalani ma swój urok, jest brutalna, ale wciągająca i jednocześnie piękna. Niesie za sobą bardzo duże przesłanie. To uczucia i wnętrze człowieka jest najważniejsze, nie jego fizyczna siła i dorosłość. Uważam, że Kelly napisała coś pięknego, co na długo zostanie w pamięci mojego serca, a ja z czystym sumieniem polecam wam tę powieść. Dla dzieci, dla młodzieży, dla dorosłych.

Dodam, że całość wbogająca ilustracje. Ta pozycja jest świetnie wydana i dodatkowo dobrze prezentuje się na półce. Nie ma tutaj minusów. Musicie ją mieć.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Literackiemu

środa, września 01, 2021

Devil [recenzja]

Wracając do Filadelfii, dwudziestoczteroletnia Hailey Warren ma prosty plan. Zamierza spędzić czas z bliskimi, znaleźć pracę i wynająć małe mieszkanie w centrum. Los oferuje jej jednak całkiem inny scenariusz, gdy na jaw wychodzi prawda.

Okazuje się, że Thomas – brat Hailey – zadłużył firmę na pół miliona dolarów. Zdesperowany zwraca się o pomoc do Victora Sharmana, jednak mężczyzna stawia warunek. Spłaci dług, jaki ciąży na Warrenach, jeżeli Hailey zgodzi się z nim zamieszkać.

Aby uratować rodzinny biznes, dziewczyna będzie zmuszona stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, który w Filadelfii nosi miano samego Diabła.

Jak bardzo zmieni się jej życie, gdy Hailey przekroczy próg mrocznej rezydencji, mając w głowie tylko jedno pytanie: dlaczego Victor Sharman wybrał właśnie ją?

Lubię dobrze napisane debiuty. Wydawnictwo Niezwykłe ma teraz tendencje do wydawania książek z Wattpada. "Devil" pod tą samą nazwą był publikowany w sieci, a ja mimo że sama tam publikuję, nie czytałam tej książki. Nie znam wersji pierwotnej i oceniam jedynie całościową powieść.

Styl autorki jest przyjemny, dość poetycki i dobry. Stara się operować słowem, tak by tworzyć ciekawe opisy – czasem idzie w zbędne opisywanie budynku czy myśli, które się powtarzają. Ale, ale... to nie odbiera temu uroku. Wtrącę tutaj to, co mi przeszkadzało, a był to patos. Nie mogłam znieść tych wzmianek o "diable", "diabelskim uśmiechu", bo szlag mnie trafiał i zalewał mnie cringe. Ogromny. Rozumiecie, to się do niczego nie odnosiło. Bohater nie był zły, był nienormalny, o czym przekonacie się sami, czytając tę książkę. Jednakże pusta, doniosła gadanina o tym, jak to Hailey przekona się o szatańskim sercu Victora, osłabiała mnie. Poza tym miałam też duży problem z nazywaniem przez Hailey, jej przyjaciółkę i wszystkich wokół, głównego bohatera Victorem Sharmanem (non stop). W myślach, w dialogach i tak w kółko. Naprawdę nie sądzę, byśmy znali jakiegoś biznesmena, o którym mówi się "devil", bez większego powodu, bo nic takiego nie zrobił i każdy nazywa go (nawet będąc sam, we własnym domu, ze swoimi myślami) po imieniu i nazwisku.

Ale co z akcją? A właśnie. Akcji tutaj nie ma. Czytamy o chodzeniu do pracy, kolacjach u rodziców, kawiarni, przyjaciółce i o tym, że kłóci się z Victorem. Zabrakło mi pomysłu na fabułę, oprócz samej nazwy dla książki i bohatera. Gdzie są wątki, które mają porwać? Jeśli to romans mafijny to w jakiś sposób tego oczekuję.

Samo zakończenie powinno być rozczarowaniem, ale nie jest, bo od początku domyślałam się, że Victor Sharman nie jest żadnym diabłem. Nie jest to za duży spojler. Od samego początku "diabeł" jest tak przerysowany i patetyczny, jakby autorka samym mianem chciała ulepić postać. Ogólnie – dobra książka. Wchodząc głębiej, pozostaje dużo niedociągnięć i kilka braków. Generalnie polecam i sięgnę po drugi tom, może będę mile zaskoczona.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe

piątek, sierpnia 20, 2021

Słońce po burzy [recenzja]

Kalifornijskie miasteczko Virgin River leży u podnóża gór, w cieniu strzelistych sekwoi. Życzliwi mieszkańcy, spokojne życie i piękna przyroda sprawiają, że ci, którzy przyjechali tu na chwilę, chcąc zapomnieć o złym losie, zostają jednak na zawsze. Czy wystarczy uciec od przeszłości, by rozpocząć nowe życie? Po śmierci męża Mel próbuje zagłuszyć rozpacz intensywną pracą. Bezskutecznie, bo anonimowość wielkiego szpitala, w którym pracuje jako pielęgniarka, i stres związany z życiem w Los Angeles nie pomagają jej odzyskać spokoju. Idealnym wyjściem wydaje się przeprowadzka do Virgin River, gdzie mogłaby rozpocząć wszystko od nowa. Niestety malownicze miasteczko wita Mel strugami deszczu, obiecany domek okazuje się ruderą, a miejscowy lekarz nie chce z nią współpracować. Mel czuje, że popełniła błąd, dlatego postanawia wrócić do Los Angeles. Jednak następnego dnia znajduje na progu gabinetu porzucone niemowlę, a zaraz potem poznaje mężczyznę, który przekona ją do zmiany planów...

Musiałam przeczytać tę książkę, choć fabułę znałam po obejrzeniu serialu "Virgin river". Zakochałam się w postaciach, które były barwne, wcale nie kartonowe i w kilku sezonach zbudowały świetną społeczność. Książka była pierwowzorem dla scenariusza, więc tak jak mówiłam, nie zaskoczyły mnie zwroty akcji. Jednakże bardzo miło było wrócić do Virgin River i na nowo odnaleźć się między bohaterami.

Dla Mel to miasto to początek wszystkiego. Nie chciała tam jechać, ale musiała oderwać się od rzeczywistości. Po stracie męża leczy swoje serce, lecząc innych. Jest położną, a doktor w Virgin River nie ułatwia jej zadania. Mel często wraca pamięcią do wspomnień, kiedy była z Markiem, swoim mężem. Jest to istotna postać w jej życiu i z nim przeżyła naprawdę trudne chwile.

W Virgin River próbuje się odnaleźć, chociaż jest tą nową i miastową. W końcu ludzie zaczynają być jej bardziej przychylni, a jej przyjacielem staje się tutejszy barman i właściciel baru Jack. Z Jackiem łączy ją wyjątkowa więź, której sama nie jest w stanie wytłumaczyć. Na przestrzeni fabuły nie pozostaje nam nic innego, jak kibicować im. Książka nie była zaskoczeniem ze względu na serial, ale bardzo dobrym dopełnieniem. Niektóre sceny były inne, by zaciekawić czytelnika. Jest pisana stylem lekkim, dość luźnym i niezobowiązującym. Czytało mi się tę powieść szybko.

Nic dziwnego, że scenarzyści postanowili stworzyć serial. Z tej historii wyszedł kawal dobrej roboty, a w tym bardzo dużo życiowych problemów, trosk, zawirowań. To fabuła przesiąknięta emocjami. Zachęcam Was nie tylko do przeczytania książki, ale i do zapoznania się z serialem. Zatoniecie w urokliwych ulicach miasteczkach, zostaniecie pochłonięci przez atmosferę. Jestem tą osobą, która wolałaby obejrzeć najpierw serial, a później przeczytać książkę. Wydaje mi się, że bohaterowie na ekranie zostali barwniej, lepiej przedstawi. Może dlatego przyjemniej czytało mi się tę lekturę, bo w głowie stworzył się już pewien obraz. Z niecierpliwością czekam na kolejny sezon serialu, natomiast chętnie też przeczytam całą serię stworzoną przez autorkę. Jestem ciekawa, co jeszcze wymyśliła dla bohaterów i jak to będzie się różnić z fabułą na ekranie.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Harper Collins

poniedziałek, sierpnia 16, 2021

Ten, którego szukałam

John Bishop nie jest typowym samotnym ojcem.

Jest zdystansowany, niecierpliwy i nieporadny.

Prowadzenie rodzinnego pensjonatu B&B ma pewne zalety, lecz nie należą do nich długie godziny pracy, sprzątanie po gościach i słuchanie przez całą noc energicznie kochających się par. Za to chodzenie do łóżka z panienkami, które przyjeżdżają na ranczo, by uczuć się konnej jazdy, zdecydowanie tak.

Tak jest się do chwili, gdy na schodach swojego domu John znajduje dziecko z karteczką, iż jest jego. Dorastając na ranczu, przywykł do ciężkiej pracy, lecz opieka nad noworodkiem jest najtrudniejszym zadaniem, przed jakim w życiu stanął. Porzucając kawalerskie życie, skupia się na znalezieniu opiekunki, która nauczy go tego i owego o opiece nad maluchem. Nie spodziewa się, że będzie to piękna i ekscentryczna dziewczyna, mająca niezdrową obsesję na punkcie futbolu...

Widziałam rozpływanie się nad Ten, którego pragnę i przyznam szczerze, że zainteresowałam się twórczością tej autorki, a raczej duetu skrywanego pod Kennedy Fox. Chciałam sięgnąć po pierwszą z książek, ale dostałam propozycję recenzji Tego, którego szukam i bardzo mnie to ucieszyło.

Uwierzycie, że przeczytanie jej zajęło mi jeden wieczór? Nie jest zbyt długa, ale historia przepełniona akcją, dobrym humorem i emocjami wciągnęła mnie na dobre. Jestem zaskoczona tym, jak bardzo podoba mi się styl autorek. Oczarowała mnie postać głównej bohaterki. Teksas został świetnie przedstawiony! Poczułam się, jakbym wsiadła w pierwszy lepszy samolot i tam dotarła. Wow, podziwiam autorki za to, że potrafią dobrze zawrzeć klimat miejsca akcji.

Mila jest cudowna. Skleja swoje życie po turbulencjach losu i zostaje nianią dla dziewczynki, której w swoim życiu nie spodziewał się John.

To wartka akcja i świetny humor. Muszę koniecznie przeczytać pierwszą powieść tego duetu, a kolejne to obowiązkowo! Na pewno mi się spodobają. Cieszę się, ze autorki wytwarzają chemię między postaciami. Jestem pewna, że kolejne książki autorek przyniosą mi wiele miłych chwil. Zaryzykowałam i dzięki temu poznałam świetnych bohaterów. Jak najbardziej i wy powinniście zapoznać się z tą historią. Końcówka lata spędzona z Milą i Johnem to dobra końcówka.

Myślę, że ta historia was rozczuli, może w pewnych momentach poruszy. Jeżeli już czytaliście, to koniecznie dajcie znać, czy Wam się podobało.

niedziela, sierpnia 15, 2021

Anioł Coltona



Sinners & Reapers to twardziele. To ostrzy faceci. Colton jest jednym z nich – w pierwszym ze swoich wcieleń. W drugim jest doskonałym chirurgiem, ratującym ludzkie życie. Kiedy traci pracę, zostaje sam na sam ze swoją mroczną stroną… i nie potrafi sobie z tym poradzić. Na szczęście pojawia się ona: jego wybawienie, jego anioł. Problem polega na tym, że ona go ocaliła, a on robi wszystko, żeby jej nie zniszczyć…

Agnieszce Siepielskiej dałam kolejną szansę, bo po jej debiucie byłam bardzo rozczarowana. Zachęcił mnie opis "Anioła" i na myśl przyszli Szybcy i wściekli. Zapewne trudno się mylić, skoro inspiracje są tak podobne.

Zacznę od moich oczekiwań. Chciałam emocji, wyścigów, miłości, która jest tak silna, że przetrwa wszystko. Dostałam ledwo co, ale nie było najgorzej. Po prostu nie czułam chemii między bohaterami. Colton nie przekonał mnie do siebie niczym, był bezbarwnym mrukiem, który nie radzi sobie z życiem. Zostaje zwolniony ze szpitala, więc w zemście posuwa się do tanich, niesmacznych zagrywek. Denerwowała mnie czasem jego płytkość, ale próbowałam przymykać na to oko. Książka jest lekkim romansem, nie porywającym fabułą. Przynajmniej wciąga i jest dobrym przerywnikiem, zwłaszcza na wakacje. Nie miałam styczności z poprzednimi książkami z serii i nie sądzę, bym po nie sięgnęła, ale jednocześnie nie żałuję przeczytania "Anioła".

Lexi była w porządku, lecz też miała potencjał, by być lepiej rozbudowana. Gdyby tak się stało, jej postać stałaby się bardziej wyraźna. Polubiłam ją, ale na tym się to skończyło . Jej wątek kojarzył mi się z wątkiem filmowej Lexi, która zostaje uznana za zmarłą, a potem traci pamięć. Może przez to czułam, że znam bohaterkę książki.

To książka oderwana od rzeczywistości, w której logika nie idzie w parze z akcją. Wątki są wymyślane tak, by cały czas coś się działo, ale nikt nie ponosi konsekwencji. Nie ma skutków porwania, zmaltretowania psychicznego. 

Jak dla mnie był to pierwszy draft książki, która powinna być rozbudowana i bardziej mięsista. Patrzę na "Anioła" jak na szkielet do ciekawej historii.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Muza

niedziela, lipca 18, 2021

Skorpion [recenzja]


Nie powinna ufać komuś, kto pragnie zemsty bardziej niż ona.

Pogrążony w chaosie i korupcji Neapol zainfekowany przez mafię. W tym mieście mieszka Lisa – młoda prawniczka, która właśnie przegrała sprawę o gwałt. Nie wybroniła syna bardzo wpływowego człowieka. Już wie, co może ją za to spotkać.

Jednak zamiast się ukryć i wycofać, kobieta próbuje znaleźć odpowiedź na nurtujące ją od dawna pytanie: co się stało z jej ojcem? Przypadkowo znajduje notatnik, a w nim zapiski, które tylko na pozór nic nie znaczą.

Tropy prowadzą ją prosto do Jamesa Morettiego, włoskiego miliardera i przedsiębiorcy, nieoficjalnie szefa najpotężniejszej rodziny mafijnej w Kampanii. Władza i pieniądze czynią go nietykalnym, mimo to mężczyzna czuje zaciskającą się na gardle pętlę.

Lisa i James zawierają układ. Oboje mogą wiele zyskać albo wszystko stracić. Jednak zaufanie to ostatnia rzecz, którą mogą sobie wzajemnie zaoferować.

Byłam przygotowana na romans mafijny. Taki jak to zwykle bywa w księgarniach. Z założenia on jest groźny, bo tak mówi, a ona jest niewiastą w opałach. A tutaj... Niespodzianka. Dostałam świetnie przygotowany tekst, z opisami, które budują klimat i z mafią, która w końcu ma podstawy, by się nią nazywać. Jestem pod wrażeniem researchu do Skorpiona. Szczegóły tworzą wciągający świat przedstawiony, a do tego dochodzi dobrze zbudowana fabuła, która ma ręce i nogi i bohaterowie. Neapol jawi nam się jako tajemniczy, nieco mroczny i zabytkowy. Kamienice ugryzione zębem czasu, chodniki odbijające stukot obcasów i dźwięk przeładowywanej broni. Klimat jest bardzo istotny, a w tej książce został świetnie podtrzymany.

Bohaterowie nie rozczarowują i to powinniście wiedzieć na samym początku. Mają zbudowaną przeszłość, przez co ich decyzje są adekwatne i sensowne. Działania poprzedzone są myśleniem. Jacy są Jamie i Lisa? Charakterni, ogniści, stanowczy, twardzi, dociekliwi... Mogę tak wymieniać i wymieniać. I świetnie! Dlaczego? Bo nie są to bohaterowie puści i płascy. Ich zachowania są czymś uargumentowane, a nie irracjonalne. 

Muszę przyznać, że styl pisania autorki jest przyjemny, a warsztat bardzo dobry. Podczas czytania byłam pod dużym wrażeniem i na bieżąco komentowałam to, co czytałam w rozmowie z autorką. Lektura mnie usatysfakcjonowała i ani trochę nie czuję się rozczarowana.

Nie oczekujcie typowego romansu, który rozwinie się w pierwszych rozdziałach. O nie. Tutaj relacja bohaterów jest wyważona, a moment kulminacyjny przynosi zmiany. Akcja jest na tyle dobrze poprowadzona, że nie przeszkadzał mi brak chemii, namiętności i wielkich uczuć u Lisy wobec Jamiego. Była to miła odmiana. Kobieta nie rzuca się mężczyźnie na szyję, tylko dlatego, że jest obłędnie przystojny.

A jeszcze nie skończyłam wymieniać zalet! Musicie wiedzieć, że dialogi są zabawne i wołają u was cień uśmiechu. To książka budująca napięcie i umiejąca w odpowiednim momencie je rozładować. Świetny debiut i wprowadzenie do serii, która po takim zakończeniu, musi zostać wydana. Przebieram nogami za drugim tomem i wiem, że na pewno go przeczytam. Jest to jedna z książek, którą teraz będę notorycznie polecać.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe


sobota, lipca 03, 2021

Inwestor [recenzja]


 Romans z szefem swojego przełożonego to prawdziwa nikczemność. Ona doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale nie potrafi się oprzeć.

Alice Law jest asystentką prezesa upadającego domu mody. Mimo że jej szef często przekracza granice relacji służbowej, co staje się męczące, kobieta kocha swoją pracę i zrobi wszystko, żeby uratować przedsiębiorstwo przed bankructwem.

Oskar Wade żyje w świecie luksusu. Zawsze dostaje to, czego chce. Jednak nie przypuszcza, że na jego drodze pojawi się kobieta, która będzie godnym przeciwnikiem, a zwykłe spotkanie biznesowe zapoczątkuje serię nieoczekiwanych zdarzeń.

Czy Alice i Oskar będą potrafili zachować profesjonalizm w swojej relacji?

Ksiązka Moniki Pawelec jest debiutem, a do debiutów podchodzę delikatniej niż do książek autorów, którzy pierwsze wydania mają za sobą. Dodałam margines wyrozumienia, ale to nie tak, że nagle przestałam zauważać złe momenty, błędy i inne sytuacje, które powinny zostać poprawione.

„Inwestor” to pierwszy tom serii „Do jego dyspozycji”. Czy sięgnę po drugi, tego nie wiem, bo pierwszy nie powalił mnie na kolana. W zasadzie nic ze mną nie zrobił i nie wydaje mi się ani trochę wyróżniającym romansem na tle innych, by wydanie go miało aż takie znaczenie. To bardzo powtarzalny schemat fabuły. Ile razy przewróciłam oczami na opis postaci: ON ZAWSZE DOSTAJE TO, CZEGO CHCE. Błagam. Czy można zmienić charakterystykę bohaterów, bo robią się kopiuj-wklej jak inni bohaterowie.

Do postaci powieści jeszcze wrócę, ale najpierw zaznaczę, że tej książki nie czytało się źle pod względem stylu pisania autorki. Najwidoczniej korekta też zrobiła swoje i „Inwestor” koniec końców prezentuje się dobrze.

Początek książki spodobał mi się i sprawił, że od razu wciągnęłam się w akcję. Miałam nadzieję, że taki styl, rytm pozostanie do końca, ale cóż, przyszło rozczarowanie. Akcja popędziła na łeb, na szyję, ja ledwo się w tym łapałam, bohaterowie robili jedną, a myśleli drugie. Hola, hola. Nie tak prędko. Dobrym zabiegiem byłoby spowolnienie tempa wydarzeń, bo stworzył się chaos, nad którym trudno było zapanować. Alice i Oscar – o nie, tych postaci nie chciałabym w życiu poznać. Okropne charaktery, niezdecydowani, zmieniający zdanie bezpodstawnie, irytujący.

Sceny erotyczne nie były najgorsze, jest ich sporo i nie są one zbyt wulgarne, jak to często bywa. Jak dla mnie – w porządku i na plus. ALE, zamiast fabuły, dostaliśmy właśnie seks. A gdzie pomysł autorki? Gdzie wydarzenia, które powinny emocjonować, wciągać i przede wszystkim budować relacje między bohaterami? Zniknęły. Puff i nie ma.

Zdecydowanie nie polecam „Inwestora” i nie chodzi o to, że jest źle napisany pod względem stylistycznym. Nie. To książka bez uczuć, akcji i bohaterów, których dałoby się polubić.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe

czwartek, czerwca 03, 2021

Król Midas [recenzja]



Leonardo Binenti miał wszystko, na czym mu zależało: władzę, szacunek i pieniądze. Pracował na to wiele lat dopingowany przez zemstę i rozgoryczenie. Kiedy budował swoje imperium, krew lała się strumieniami. Z czasem nazwano go królem Midasem, bo wszystko, czego dotknął, zamieniało się w złoto. Nikt nie pytał, za jaką cenę.

Emily Carter przez całe życie miała pod górkę. W dodatku jej brutalny chłopak zamieniał każdy jej dzień w piekło. Jednak dopiero gdy dowiedziała się, że jest w ciąży, zdobyła się na odwagę, aby zmienić swój los. Ucieczka okazała się trudniejsza, niż przypuszczała. Do urzeczywistnienia planu kobieta potrzebowała pieniędzy, a jedyną osobą, która mogła jej pomóc, był jej brat.

Drogi Emily i Leonardo przecinają się w więzieniu, gdzie on odsiaduje wyrok, a ona przychodzi odwiedzić brata. To spotkanie zapoczątkuje całą lawinę wydarzeń w życiu Emily. Czy zmieni je na lepsze, czy może kobieta przekona się na własnej skórze, jaki smak ma łaska króla Midasa?


Zachęciła mnie nietuzinkowa fabuła, która obiecywała ciekawą kreację bohaterki. Nie za bardzo liczyłam na to, że postać "Midasa" mnie zachwyci. Przynajmniej nie byłam rozczarowana. Jednak Emily Carter... Cóż, zawiodłam się.

Po raz kolejny wpadamy w schemat: Leonardo ma wszystko, ona nie ma nic, jest biedną dziewczyną, którą spotykają ogromne problemy (i szczerze jej współczuję), ale oczywiście wybawicielem jest mężczyzna. Mężczyzna zły, brutalny, na którego temat fascynacji nie rozumiem. Nie wyróżniał się niczym, nie był charakterny, ani zadziorny. To po prostu niewychowany, mało kulturalny facet, który uważa, że wszystko należy do niego. Tak, tak, mowa o mafii, więc patrzę na to z przymrużeniem oka, ale i tak nie rozumiem decyzji Emily. Aha, jeszcze jedno – Leonardo uważa, że szacunek kupi pieniędzmi. Nawet w klasycznej mafii nie do końca tak to działa. Mówię nie do końca, bo oczywiście, pieniądze robią swoje, ale działania szefa również są bardzo istotne. Leonardo nie okazał się być godnym szefem w swoim zachowaniu. Mam za sobą mnóstwo romansów mafijnych, przeczytanych i napisanych, i nie uważam, aby ta książka wyróżniała się na tle innych, już wydanych. Akcja jest tutaj bardzo przewidywalna i powiem szczerze, trochę wieje nudą.

Jeśli spojrzeć na całość, to nie jest to najgorsza książka, czy też bardzo zła. Oj nie, tak daleko bym się nie posunęła z opinią. Uważam, że jest mało ciekawa i średnio dopracowana. Liczyłam na chemię między bohaterami, która uratowałaby słabszą fabułę, ale niestety nie nadeszła. Emily, która przeszła bardzo trudne chwile, została zgwałcona (wielokrotnie) przez swojego ówczesnego partnera, zostaje porwana za jego długi, ale dość szybko zaczyna czuć pożądanie do Leonardo. Przypomina mi to syndrom sztokholmski, zdecydowanie popularny w takich romansach. Również nie znalazł odpowiedniego uargumentowania. Gdzieś zagubiło się napięcie, a za tym zgubiły się też emocje, które powinny owładnąć czytelnika.

Pośpiesznie przeczytałam tę książkę, ale nudziłam się przy niej i to moim zdaniem dużo o niej mówi. Poza tym drażniły mnie też błędy i dziwne opisy przyrodzenia Leonarda.

Cała intryga została zakopana i przez to czytelnik nie pamięta, o co naprawdę chodziło. Zapewne dam szansę kolejnym książkom autorki, bo jestem ciekawa jej postępów, ale ten debiut nie jest najlepszym, jakie było mi dane czytać. Za mało akcji, za mało emocji i chemii, a także chaos w fabule, która koniec końców była nudna.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe

piątek, kwietnia 30, 2021

Moja droga Emmie Blue [recenzja]




Kiedy szesnastoletnia Emmie Blue, stojąc na szkolnym boisku, wysyłała list balonem, nie sądziła, że ktoś go znajdzie. I to we Francji! A już na pewno nie ktoś taki jak Lucas: przystojny, zabawny i dobry. I że połączy ich przyjaźń na całe życie. A może i coś więcej…

Przecież tak właśnie wygląda przeznaczenie! A oni nawet urodziny mają tego samego dnia.

Emmie wie, że nadszedł czas. W przededniu ich trzydziestych urodzin, w ich ukochanej knajpce na plaży Lucas wreszcie zada jej TO pytanie.

Tyle że zabrzmi ono zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażała, a to będzie dopiero początek. Los bowiem przygotował dla Emmie Blue całkiem inny scenariusz.

Gdy szesnastoletnia Emmie wysyła list balonem, nie może się spodziewać, że trafi on w czyjeś ręce. Los jest jej przychylnym, ale tym samym sprawi, że jej życia się nieco skomplikuje.

Nie jest tak jak tego oczekiwałam. Poznaje Lucasa, do którego jej list trafił i wydaje się, że to coś wspaniałego! Jak miłość od pierwszego wrażenia. Gest romantyczny i niecodzienny. A jednak... Tylko Emmie czuje coś więcej, a Lucas jest dla niej po prostu przyjacielem, zupełnie nie zauważającym uczuć dziewczyny. Dzień, w którym wysłała list, odmienił jej życie na zawsze – to jest pewne. Przez lata poznawali się ze sobą z Lucasem, zaufali sobie bezgranicznie, ale jej serce wybrało niestety jego. Cóż, rozczarowanie przychodzi w momencie, gdy Lucas oświadcza się innej kobiecie.

Bohaterka jest kobietą silną, ale zagubioną. Emanuje wdzięcznością i urokiem, który czaruje czytelnika od samego początku książki. Wydawać się może, że jest postacią od razu do polubienia – przynajmniej ja osobiście odniosłam takie wrażenie. Jej doświadczenie życiowe jest ciężkie, czasem nawet smutne, przez co chce się jej kibicować w dalszych etapach fabuły.

Istotne są dialogi, którym zabrakło nieco realność, wigoru i wiarygodności. Niektóre wydają się bardzo sztywne i sztuczne. A przecież dialogi są filarem dla fabuły i powinny być świetne, przyciągające uwagę i prowadzające czytelnika w odpowiednie fakty, wydarzenia.

Jeżeli mowa o fabule – to nie jest coś nowego, co zwala z nóg. To przyjemna, słodko-gorzka lektura, napisana z lekkością i niejakim humorem. Świetna na majówkę, bo pochłonie nas na kilka dobrych godzin.

Polecam ją z ręką na sercu. Spędziłam miłe chwile z Emmie i naprawdę ją polubiłam. Zapoznajcie się z nią. to ciekawa lektura.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Słowne

środa, kwietnia 07, 2021

Przeklęty kontrakt



Richard VanRyan był cholernie dobry w swoim biznesie. Parł do celu jak taran, z całą bezwzględnością. Jeśli po drodze kogoś zniszczył — przyjmował to z obojętnością. Nie miał skrupułów i nie liczył się z nikim. Jeśli pojawiała się przy nim jakaś kobieta, była jego zabawką najwyżej przez kilka nocy. Podobnie postępował ze wszystkimi: pozbywał się każdego, kto okazywał się nieprzydatny w osiągnięciu konkretnego celu. Richard żył, jak chciał, i robił, co chciał. Był zimnym, wyrachowanym i amoralnym typem. Niebieskooka, drobna Katharine Elliot była osobistą sekretarką Richarda. Nie cierpiała tego zajęcia i nie znosiła swojego szefa — z wzajemnością. Dla Richarda była „pieprzonym ideałem”. Według niej natomiast Richard był wrednym, despotycznym tyranem. Trzymała się jednak tej pracy i pokornie znosiła wszelkie szykany — bardzo potrzebowała pieniędzy. Niekiedy, aby się odegrać, trzeba zacisnąć zęby i robić to, na co nie ma się najmniejszej ochoty. Ale jeśli dzięki temu uderzy się mocno i boleśnie — warto. Właśnie dlatego któregoś dnia Richard złożył Katharine zadziwiającą propozycję. Po prawdzie nie było w niej niczego szokującego — mężczyzna po prostu potrzebował wiarygodnie wyglądającej narzeczonej, a w pracy miał przecież idealną kandydatkę. Problemem, że oboje się nie znoszą, postanowił chwilowo się nie zajmować. Czy ta wysmakowana mistyfikacja miała jakiekolwiek szanse powodzenia? Czy ludzie, którzy się nie cierpią, mogą zachowywać się jak zakochana para? A jeśli coś między nimi zaiskrzy? Czy oboje mogą się zmienić dzięki sile miłości? Co się stanie, gdy umowa się skończy?

Przygotujcie się na rollercoaster emocji! Zorientowałam się, że po tę autorkę mogę sięgać w ciemno. Nie rozczarowuje, nie zawodzi. Zawsze trzyma w napięciu, a jej książki przepełnione są humorem i romantyzmem. Na dodatek bazuje na ciekawie wykreowanych bohaterach, co uważam, że główny plus i zaletę.

Jestem niezwykle zakochana w całej tej historii, która była doprawdy nietuzinkowa. Richard jest biznesmenem, który przywykł do stawiania na swoim. Pracuje z sekretarką Katherine, której o dziwo nie cierpi i uprzykrza jej życie niebywałymi zadaniami. Katherine jest uparta i wykonuje każde polecenie szefa, na dodatek bardzo zależy jej na pracy. Między nimi buzuje napięcie, którym poczęstowani zostajemy już na samym początku książki. Dzięki temu chemia bohaterów rośnie i rośnie, a później możemy jedynie im kibicować.

Losy Katherine i Richarda zostają związane ze sobą, gdy Richard wpada na pomysł zmienia pracy. Jednak nowy pracodawca na pierwszym miejscu stawia rodzinę i tego samego wymaga od pracowników. Richard musi wykazać, że planuje rodzinę – cóż, nikogo nie zdziwi to, że nie ma nawet dziewczyny na stałe. Olśniewa go, że wykorzysta do tego Katherine i podstępem nazywa ją swoją kobietą. Gdy proponuje jej kontrakt, Katherine zgadza się, ale nie wie jeszcze, jak wiele zmieni to w jej życiu.

Czytelnik stawia sobie pytania: dlaczego się zgodziła? Co jest jej motywacją? Na nie wszystkie odpowiada autorka i nie pozostawia fabuły bez logicznych wyjaśnień. To bardzo dobrze skonstruowana historia od A do Z. Podkreślam, że dialogi i humor w nich zawarty jest świetny, a akcja, która się tutaj dzieje, nie pozwala się nudzić.

Ogromnym minusem i zarzutem jakim mam do tej książki, jest jej redakcja. W książce występują okropne błędy, które rażą w oczy. Na literówki jestem w stanie przymknąć oko, bo często są one wynikiem pomyłki systemu, ale błędy ortograficzne, stylistyczne i gramatyczne, to coś, o czym muszę powiedzieć. Czytając tę powieść, mam wrażenie, że jedynie tłumacz ją przetłumaczył i nie poddano jej redakcji. To przykre i rozczarowujące, ale na to nie ma wpływu autorka. 

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Editio Red

sobota, kwietnia 03, 2021

Żelazne zasady [recenzja]



Kiedy ich drogi po raz pierwszy się przecięły, nie mieli pojęcia, że oboje pracują dla mafii.

Malia Ferro otrzymała szansę jedną na milion. Za ocalenie życia pewnej osobie mogła odciąć się od krwawej przeszłości. Nie zamierzała zmarnować tej okazji. W końcu z mafii nie można tak po prostu odejść.

Malia wyjeżdża do przyjaciółki, Laureen, do Bostonu. To jej pierwszy krok na drodze do normalności. Jednak, ku zaskoczeniu kobiety, na miejscu czekają na nią tylko klucze i karteczka z wyjaśnieniem.

Jakby tego było mało, pierwszego dnia po przyjeździe Malia przypadkiem wpada na samego Enza Tossella, zwanego Diabłem z Wybrzeża. Nie spodziewała się, że próbując zacząć nowe życie, pierwsze, co ją spotka, to wymierzona w głowę broń.

Wkrótce Enzo pozna tożsamość nieznajomej i postanowi wykorzystać kobietę do własnych celów. Co gorsza, chłopak Laureen ma taki sam plan. W ten sposób dwóch mafiosów będzie chciało wciągnąć ją do świata, z którego tak bardzo pragnęła uciec.

Czy dla Enza będzie to tylko czysty biznes?


Klimaty mafijne nie są mi obce i sięgam po nie bardzo często. Zwykle o tym wiecie, jeżeli czytacie moje recenzje. W marcu swoją premierę miała książka "Żelazne zasady", która skusiła mnie opisem, a także porównaniem do twórczości Cory Reilly – swoją drogą zostawmy ją w spokoju, bo w tej parze Reilly jest niezastąpiona.

Przede wszystkim zwracałam uwagę na wykreowany świat oraz bohaterów. Zależy mi na tym, by wzbudzali we mnie jakieś emocje – pozytywne lub negatywne. Dziwne jest to, że główna bohaterka wzbudzała te dobre, natomiast Enzo doprowadzał mnie do szału. Zacznę od określenia "diabeł", które na siłę wepchnięte i powtarzane w opisie Enza sprawiało wrażenie kuriozalnego. Dlaczego? Otóż dlatego, że Enzo diabłem nie był i daleko mu do niego nie było. Określenie czy ksywka używana przez innych bohaterów powinna nieść ze sobą definicję, historię lub legendę. Enzo był diabłem, bo tak. I co w związku z tym? A no nic i w tym problem. Nie dowiedziałam się o jego poczynaniach za dużo, a poza tym denerwował mnie nastoletnim zachowaniem, choć już dawno nastolatkiem przestał być. Nie było między nami chemii, tak jak nie było jej między Enzem a Malią. Nie obchodziła mnie ich namiętność, bo relacja zdawała się przezroczysta jak folia.

Malia to postać charakterna, która urodziła się w świecie mafijnym. Znała zasady i wiedziała, kto rozdaje karty. W pewnych aspektach to ona je rozdawała, strzelając z najlepszej broni. Zaciekawiła mnie i zachowaniem i sposobem prowadzenia dialogu. Polubiłam ją od początku, choć nie rozumiałam szybkiej uległości wobec Enza. W każdym razie to nie zmieniło mojego zdania o niej do końca książki.

Nie wynudziłam się na tej powieści, za co jestem wdzięczna fabule i akcji. Bardzo dobrze skonstruowana historia opierała się na kilku zaskakujących wydarzeniach, których nie przybliżę, by nie zaspojlerować fabuły. To bardzo wciągająca książka, którą mogę Wam polecić ze względu na przebieg historii. Nie zakochałam się w Enzie, nie jest on moim mafijnym ulubieńcem i daleko mu do Luci z serii książek Cory Reilly. Zabrakło mi mafii w mafii. Tutaj zostały przedstawione bardziej działania gangsterskiej niż działania mafijne, co za tym idzie postać Enza, który miał się jawić jako szef... Cóż, była nijaka.

Koniec końców to Enzo był dla mnie minusem, ale wszystko inne bardzo mi odpowiadało i jestem zadowolona z lektury tej książki. Jeszcze raz polecam ją Wam z ręką na sercu.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe.

środa, marca 24, 2021

Więzień namiętności

Przebywający w więzieniu były agent służb specjalnych, Thomas Anderson otrzymuje od swojego dawnego szefa propozycję nie do odrzucenia – ułaskawienie w zamian za szpiegowanie milionera, zakulisowo rządzącego polską polityką. By wykonać misję, Thomas wciela się w rolę ochroniarza córki bogacza.

Młoda, ponętna i bardzo niezależna dziewczyna szybko zawraca mu w głowie. U boku ukochanej mężczyzna odkrywa brudne interesy jej ojca, a przy okazji znajduje odpowiedzi na dręczące go od lat pytania dotyczące własnej przeszłości. Tylko czy płomienne uczucie przetrwa, gdy zaczęło się od kłamstwa?


 Polowałam na tę książkę i wyczekiwałam jej. Podejdę do tej recenzji bardziej osobiście niż zwykle, gdyż powieść ta napisana została przez Monikę Magośkę-Suchar, którą uwielbiam. Cieszę się, że mogłam mieć w rękach jej "dziecko". Jest to romans z wątkiem kryminalnym i to niemałym, poprowadzonym bardzo płynnie, niestety czasem chaotycznie. Miałam wrażenie, że w pewnym momencie akcja nieco się rozmyła, a ja przez to zaczęłam nie łapać, co się dzieje. Jednak wróciłam na dobre tory. Relacja bohaterów rozwinęła się dość szybko – co najważniejsze polubiłam Thomasa, chociaż mógłby sobie darować pewne komentarze o kolczyku w intymnym miejscu. Za pierwszym razem wystarczająco dobrze zrozumiałam, że wzmacnia on doznania i nie potrzebowałam powtórek.

Ta ksiażka nie jest niespodzianką. Schemat fabuły odnajduje swoje miejsce w innych powieściach, jednak autorka zaserwowała nam pewien zwrot akcji, którego się nie spodziewałam. Lektura ani na moment nie znudziła mnie i nie zmusiła do odłożenia książki. Może przez to, że jechałam pociągiem, nie oderwałam się od historii. Po przeczytaniu "Więźnia namiętności" poczułam satysfakcję. Podobał mi się humor, który zawarła Suchar, a trzeba przyznać, że jest to humor bardzo dobry. Nie mam wielu obiekcji co do tej książki. Być może zwolniłabym tempo akcji i uspokoiła nieco popędliwą główną bohaterkę, ale koniec końców to była przyjemna lektura, której nie żałuję.

Po przeczytanej "Klątwie przeznaczenia", która wywołała we mnie mieszane uczucia i ledwo łapałam się w tym, co czytam, cieszę się, że "Więzień..." okazał się tak miłym zaskoczeniem. Wartka akcja, nietuzinkowe dialogi i uczucie – naprawdę namiętne – sprawiło, że z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę.


Za egzemplarz dziękuje Wydawnictwu Jaguar

wtorek, marca 09, 2021

PROMOCJA NA KSIĄŻKI MEGAN HART [współpraca]

 


PAMIĘTACIE O AKCJI? NA SWOIM INSTAGRAMIE INFORMOWAŁAM WAS, ŻE HARPERCOLLINS WRAZ Z TANIAKSIAZKA.PL PRZYGOTOWALI ŚWIETNĄ PROMOCJĘ.

KOD: TK5HART

Kod -5% na 3 książki biorące udział w akcji, autorstwa Megan Hart, ważny w terminie 2-31.03.2021 r.

Kod działa tylko po zalogowaniu, każdy użytkownik może skorzystać z niego 1 raz.

 

środa, marca 03, 2021

The Brightest Stars. Pożar zmysłów [recenzja]



Autorka: Anna Todd

Karina w wieku dwudziestu lat wyprowadza się z rodzinnego domu, by zacząć żyć na własny rachunek. Za wszystkie oszczędności kupuje mały domek i znajduje pracę w salonie masażu. Zostawia za sobą trudne dzieciństwo i skomplikowaną relację z ojcem – wymagającym wojskowym. Dziewczyna obiecuje sobie, że nigdy nie zwiąże się z żołnierzem. Los ma jednak inne plany. Kael trafia do niej przypadkiem. Karina od razu odgaduje, że przystojny żołnierz skrywa w sobie cierpienie. Jego mięśnie są boleśnie napięte. Mimo to dziewczyna traci głowę i pozwala się porwać rodzącej się namiętności. Nie wie jeszcze, że przeszłość Kaela jest pełna mrocznych tajemnic, a koszmar wojny podąża za nim krok w krok. Co łączy Kaela z ojcem Kariny – pozbawionym skrupułów tyranem? Komu zaufać, kiedy serce podpowiada jedno, a rozum drugie? Czy Karina zdoła zapomnieć, jak jej skóra płonęła pod dotykiem silnych, żołnierskich dłoni?


Nie było pożaru. Nie było nawet ogniska. Szansa dana Annie Todd przepadła. Sądziłam, że może zmieniła coś w stylu pisania, ale myliłam się. Liczyłam także na lepsze scharakteryzowanie bohaterki i chociaż nie jest ona Tessą, to dalej daleko jej do dobrej postaci.

Karina zamierza zacząć od nowa – bardzo schematyczne podejście i rozpoczęcie książki. Skoro już zaczyna, zostaje wprowadzony główny bohater. A między nimi brak chemii. Na początku byłoby to zrozumiałe, ale do samego końca i przez dwa tomy? Wow, niezła konsekwencja.

Dlaczego w tej książce zabrakło charakteru? Dlaczego bohaterowie byli płascy, przezroczyści, w skutek czego obojętni mi. Nie zależało mi na nich, na tym co robią i jak skończą. Na dodatek denerwowali mnie swoimi poczynaniami. Karina lubi się nad sobą użalać. Wiemy, że przeszła bardzo wiele, a jej ojciec miał wobec niej duże wymagania. Została skrzywdzona i próbuje stanąć na nogi, a to wymaga czasu. Jest to dla mnie zrozumiałe. Jednak ona właśnie... nie bierze życia w swoje ręce. Jest tu pewnego rodzaju stagnacja, która bardzo mi przeszkadzała.

Opis tej książki jest bardzo bujmy i mówi o miłości silnej, ogromnej, jak huragan. To nieprawda. Nie ma tam takiej miłości, a uczucie, którym darzą się postacie, jest blade i nijakie. Nie uwierzyłam w nie.

Tutaj jest tak dużo pytań i za mało odpowiedzi, że bierze mnie frustracja. Autorka zapomniała o szkielecie fabuły. Sama książka napisana jest bardzo szybko, jakby tylko po to, aby została wydana. Nie jestem w stanie wymienić zalet tej powieści, bo ich nie znalazłam. Chyba, że ta jedna... The Brightest Stars jest o wiele krótsze niż After, ale i tak dłużyło się niemiłosiernie. Jeżeli szukacie powieści odrywającej was, łatwej i przyjemnej – to nie będzie to to. Zawiodłam się i nie chciałabym namawiać do tego Was. Nie jestem w stanie polecić tej książki i szczerze powiedziawszy – wolę After.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Znak

poniedziałek, marca 01, 2021

Sprośne listy [recenzja]




Historia miłosna, która rozpoczęła się od przyjaźni między dziewczyną i chłopcem, a rozkwitła, gdy nawiązali kontakt ponownie — jako dorośli ludzie
Griffin Quinn był moim korespondencyjnym powiernikiem z dzieciństwa, angielskim chłopcem, od którego różniło mnie wszystko. Z biegiem lat, wraz z setkami napisanych listów, staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi — dzieliliśmy się najgłębszymi, najmroczniejszymi sekretami i zbudowaliśmy więź, która wydawała się niezniszczalna. Pewnego dnia jednak została zniszczona.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, przyszedł kolejny list. Pełen wyrzutów — gniewu nagromadzonego przez osiem lat. Nie miałam wyboru i w końcu musiałam się przyznać, dlaczego przestałam odpowiadać na korespondencję.
Griffin mi wybaczył i po jakimś czasie udało nam się ożywić relację z lat dziecinnych. Z tym że byliśmy już dorośli i wszystko nabrało rumieńców. Nasze listy szybko stały się niegrzeczne, odkrywaliśmy w nich swoje najdziksze fantazje. Jedynym logicznym wyjściem z sytuacji wydawało się więc przeniesienie znajomości na kolejny poziom i spotkanie twarzą w twarz.
Tyle że Griffin nie chciał się spotkać, bo uznał, że tak będzie dla nas najlepiej. Jednak ja musiałam go zobaczyć, więc wykonałam skok na głęboką wodę i zaczęłam go szukać. Przecież ludzie robili w imię miłości bardziej szalone rzeczy, prawda?
Ale to, czego się dowiedziałam, może zmienić wszystko...



Co to była za książka! Jak zwykle zostałam oczarowana fabułą, jaką stworzył duet Ward i Keeland. Te kobiety potrafią wykreować cudownych bohaterów, którzy zabrali moje serce. Na mojej półce stoi każda z ich książek i jeszcze na żadnej się nie zawiodłam. Ewidentnie obie autorki dopełniają się w historiach, jakie kreują.
Griffin i Luka pisali ze sobą w młodzieńczych latach i wymieniali się listami. Zaufali sobie, zaprzyjaźnili się, ale nigdy się nie poznali. Ona z USA, on z Wielkiej Brytanii – żyli oddaleni od siebie tysiące kilometrów. Jednak potrafili poświęcić sobie czas i zdać relacje z minionych dni.
Pewnego dnia smutne wydarzenie w życiu Luki blokuje ją, a ta nie jest już w stanie pisać listów. Nie wyjaśnia tego. Po prostu zrywa znajomość i zamyka się w szklanej kuli. Nie z własnej woli.

Autorki poruszają ogromnie ważny temat – lęk społeczny. O nim mówi się za mało i za rzadko. Cieszę się, że w książce obyczajowej został on tak dobrze ujęty. Luka zmaga się ze strachem każdego dnia i nie jest w stanie zrobić normalnie zakupów. Jest w trakcie terapii, próbując się pozbierać się po tamtym wydarzeniu i stanąć na nogi. Wie, że by chciała, ale nie potrafi ruszyć do przodu. Zamknięta w domu tworzy bestsellerowe historie pod ciekawym pseudonimem.

Griffin przypomina jej o sobie o ośmiu latach, wysyłając niespodziewany list. Od tego momentu zaczynają na nowo pisać i poznawać się. Ich listy stają się coraz bardziej niegrzeczne, a przy ty bardzo zabawne. I tu pojawia się dobrze znany humor Keeland i Ward. Doceniam dialogi i zabawne żarty. W całą fabułę wplątany jest również terapeuta Luki, który okazuje się dla niej przyjacielem.
To opowieść o miłości, namiętności, o bólu, stracie i sile. Lektura sprawia przyjemność i jednocześnie nakręca do kibicowania głównej bohaterce. Griffin robi wszystko, by pomóc Luce przebrnąć przez lęk, choć jego świat jest dla niej ogromnym wyzwaniem. A kim jest Griffin? Tego nie mogę Wam zdradzić.
Serdecznie polecam tę książkę, którą pochłania się w całości. Zostawia niedosyt – niestety. Jeżeli nie czytaliście żadnej z książek tego duetu, to jest to dobry powód, by zacząć. Sprośne listy wcale nie są aż tak przesiąkniętą erotycznymi scenami powieścią, jakby mogłoby się wydawać. Powiedziałabym, że to dość romantyczna historia dwójki ludzi, którzy w końcu się spotykają, ale mają ze sobą ogromny bagaż doświadczeń.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Editio Red

czwartek, grudnia 30, 2021

Niebezpieczny kochanek [patronat]




Rosyjski gangster, zdradzający mąż, pożądanie oraz niebezpieczne intrygi!

Dwudziestodziewięcioletnia warszawianka, Marta Wilk, wiedzie szczęśliwe, spełnione życie. Ma wspaniałego męża i własną firmę, która przynosi spore zyski, więc wszystko wydaje się układać jak najlepiej. Jednak pewnego dnia małżonek oznajmia, że chce rozwodu.

Kobieta szybko otrząsa się z szoku, kiedy okazuje się, że świat, w jakim żyła, zdecydowanie nie był idealny. Ociera łzy i próbuje zrozumieć nową sytuację, w której się znalazła. Dowiaduje się, że mąż sypiał z jej przyjaciółką i od lat ją oszukiwał. Teraz jedyne, o czym marzy Marta, to zemsta.

Wychodząc od prawnika, kobieta zderza się z nieznajomym mężczyzną. Nie zdaje sobie sprawy, że ten przypadek zamieni jej codzienność w prawdziwy rollercoaster. W końcu wpadła na ulicy na gangstera, z którym łączy ją więcej, niż myśli.

"Niebezpieczny kochanek" to powiew świeżości, jeśli chodzi o romans z wątkiem mafijnym. Na dodatek akcja dzieje się w Polsce, więc jest to coś odmiennego od książek, po które zwykle sięgam. Życie Marty rozwala się na kawałki, gdy odkrywa, że mąż właśnie się wyprowadza. Bardzo szybko odkrywa, że ma romans z jej przyjaciółką. Okazuje się na tyle silna i odważna, że zbiera się w sobie i stara się zakończyć małżeństwo na własnych warunkach.

W jej życiu pojawia się on. Zupełnie przypadkowo i niespodziewanie. Marta jest na tyle roztargniona, że nie przyswaja tych zmian, a Akim jest na tyle pewny siebie, że uważa, że ją zdobędzie. To wyrafinowana gra, w której nie ma przegranych. Akim jest typem bohatera, którego od samego początku można darzyć sympatią. Na dodatek główna bohaterka nie jest irytująca. Kibicowałam jej od pierwszych stron.

Historia pełna zawirowań, miłości, pasji, namiętności, smutku, intryg. Jest tego bardzo wiele, ale autorka serwuje nam to w odpowiednich proporcjach. "Niebezpieczny kochanek" jest książką dopracowaną, dobrze napisaną i poprowadzoną. Nie powiedziałabym, że jest to debiut. Styl pisania Kulpińskiej jest dojrzały, choć czasem pojawią się takie kwiatki jak "witam" wypowiedziane przez bohaterkę do adwokata w jego własnej kancelarii. Ale to kwestia redaktora, że nie zostało to poprawione.

Patrzę na tę powieść całościowo i z ręką na sercu piszę, że była wciągająca, emocjonująca i zostawiła mnie z niedosytem. Po książki autorki na pewno będę sięgać, właśnie dla akcji, kalejdoskopu emocji i tych dialogów, które chowały w sobie nietuzinkowy humor. Co ciekawe wątek mafii nie został głównym wątkiem. Jest on tłem dla wydarzeń, dla historii Akima, natomiast cała powieść nie jest zbudowana na zasadzie "jestem gangsterem, każda będzie moja". Zostałam tym aspektem pozytywnie zaskoczona.

Polecam "Niebezpiecznego kochanka", bo wiem, jakie wrażenie może wywołać lektura. Zachęcam, byście przekonali się sami.


środa, grudnia 29, 2021

Złączeni krwią. Antologia [recenzja]




Antologia Złączeni krwią jest jest zbiorem zarówno krótkich, jak i dłuższych historii z życia bohaterów „Born in Blood Mafia Chronicles”. Wśród tych pierwszych pojawią się teksty dotyczące następujących bohaterów:

Aria & Luca Złączeni honorem

Liliana & Romero Złączeni pokusą

Growl & Cara Złączeni zemstą

A także bonusowe opowiadanie z narodzin Amo, syna Arii i Luki.

Ponadto pojawi się opowiadanie poświęcone nowej parze – Mauro i Stelli – z motywem zakazanego związku oraz przybranego brata. Autorka zapowiedziała rozwinięcie ich historii w jednej z kolejnych książek.

W antologii można znaleźć też dłuższy tekst poświęcony Matteo i Giannie (Złączeni nienawiścią).


Cora Reilly to jedna z najlepszych autorek romansów mafijnych. Uwielbiam jej książki, każdą po kolei. Uważam, że świetnie rozwija swoje uniwersum i każdy tom to coraz bardziej rozwinięta fabuła. Autorka pozwala nam zajrzeć do świata ulubionych bohaterów i przeżyć z nimi kilka kolejnych chwil. Poznajemy ich dzieci, rodzinę, pragnienia. Ta antologia nie była konieczna, ale zdecydowanie nie żałuję, że się pojawiła. Przeczytałam ją bardzo szybko, nie mogąc się nacieszyć bohaterami. Zajrzenie do życia Matteo i Gianny ogromnie mnie ucieszyło.

Wciągnęłam się w świat przedstawiony przez autorkę i żałuję, że antologia była tak krótka. Zdecydowanie jest to książka na raz, którą się połyka. Opowiadania są ciekawe, emocjonujące i na pewno nie zabraknie wypieków na twarzy. Przebieram nogami, czekając na kolejne powieści Cory Reilly, bo potrafi ona zaskoczyć czytelnika.

Jeżeli tęsknicie za bohaterami i mafią Luci, to bierzcie się za te opowiadania. Sprawią przyjemność, wciągną, zaspokoją ciekawość. Są naprawdę dobrym dopełnieniem dla historii wszystkich par. Cora Reilly przedstawia problemy i rozterki postaci, którzy wydają się mieć idealne życie. Ale to tylko pozory. Oni też mierzą się z trudnymi wyborami, jak np. Gianna i Matteo.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe

wtorek, grudnia 21, 2021

Fatalne związki [recenzja]



Nienawiść jest potężną siłą... tak jak miłość. Można nienawidzić jedynie kogoś, kogo się szanuje na tyle, żeby przejmować się tym, co o nas myśli.

Gdy Juliet Greene zostaje przyjęta na wymarzony staż w prestiżowym hotelu Empire Height, wydaje się, że sprawy wreszcie zaczynają się układać po jej myśli. Niestety, nie przypuszcza, że przypadkowe spotkanie z tajemniczym i niewiarygodnie przystojnym mężczyzną wywróci jej życie do góry nogami.

Adrian Vandermir to nieczuły i zadziwiająco pociągający miliarder, przez którego piękna Juliet zostaje wplątana w niebezpieczną rozgrywkę bardziej, niż przypuszcza. Dziewczyna nie chce mieć nic wspólnego z Vandermirem, przekonuje się jednak, że tylko podporządkowanie się jego decyzjom daje szansę na zapewnienie jej rodzinie bezpieczeństwa.

Kiedy okoliczności zmuszają ich do wyruszenia razem w podróż pełną niebezpieczeństw, na jaw wychodzą kolejne mroczne sekrety. Wzajemne przyciąganie staje się coraz silniejsze.

Chociaż Juliet obawia się, że jeśli ulegnie namiętności, to wyłącznie pogłębi jej rany, z czasem zaczyna rozumieć, że jest to jedyna droga do uleczenia okaleczonej duszy Adriana. Tylko czy to w ogóle możliwe?


Fatalne związki zapowiadały się grubą, ciekawą książką z wartką akcją. Tak przynajmniej obiecywał nam opis. Rozczarowanie przyszło bardzo szybko. Niestety. Powieść, która miała tyle wyświetleń na Wattpadzie, powinna być niesamowita – pod względem stylu pisania, akcji, fabuły, bohaterów. Halo, halo, gdzie to wszystko?

Przyznam szczerze – opis dobrze sprzedaje tę książkę. Nie mogłam się doczekać aż się za nią zabiorę. Na dodatek starałam się nie kierować opiniami innych recenzentów, by się nie nastawiać, ale docierały do mnie krytyczne recenzje. No i teraz sama się przekonałam dlaczego. Już od samego początku zostajemy wrzuceni w wir akcji. Jest chaos, nie bardzo wiemy, co się dzieje, ale czytamy dalej. Juliette zostaje napadnięta na trzeciej stronie książki. Wow, fajnie, tylko o co chodziło?

Ostatnio przeczytałam "Korepetytora" i byłam tą książką załamana, a bohaterów wręcz nienawidziłam. Nie sądziłam, że na przestrzeni tego miesiąca będzie dane mi przeczytać kolejną tragiczną powieść. Juliette to zło chodzące. Jest zlepkiem wszystkich okropnych wad. To postać przezroczysta, a jednocześnie potrafi doprowadzić czytelnika na skraj wytrzymałości. Nie rozumiem, co poszło nie tak? Mam wrażenie, że ta książka została wydana tylko ze względu na popularność na Wattpadzie. Szkoda, że nikt nie poświęcił uwagi bohaterom, by nie byli tak okropnymi osobami.

Fabuła jak fabuła – wcześniej napisałam, że jest chaotyczna i zdania nie zmieniam. Za dużo pomysłów i wydarzeń, które nie zostały odpowiednio zorganizowane i zaplanowane. Najgorsi byli bohaterowie, którzy udawali, że tworzą jakąś relację, tyle że zbudowaną na niczym. Nie było między nimi chemii. Autorka próbowała nas nakłonić do uwierzenia w ten związek, ale nie ma ku temu podstaw.

Odchodząc od konstrukcji książki, chcę zwrócić uwagę na stylistykę powieści. Tłumaczenie jest zrobione niechlujnie, z błędami. Nie zadbano o odpowiednią redakcję i korektę tekstu, na co jestem wyczulona. To niekompletna powieść, która powinna zostać dopracowana przez wydawnictwo, ale przede wszystkim przez autorkę. Zawiodłam się na tej powieści i nic jej nie ratuje, prócz tego, że ludzie będą sięgać po nią przez popularność na Wattpadzie.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Editio Red

Hunter [recenzja]

 



Hunter to pierwszy tom serii Boston Bells L.J. Shen. Poznaj dwoje nieustraszonych łowców i dowiedz się, które z nich zwycięży!

Sailor miała w życiu jeden jasny cel – i znajdował się ON na samym środku tarczy strzelniczej. Ciężka praca i skupienie dały jej wymarzoną szansę na wyjazd na olimpiadę, gdzie jej łucznicze umiejętności zostałyby zauważone i docenione. Jednak aby osiągnąć to, co zaplanowała, nie może sobie pozwolić na rozproszenie uwagi. A to oznacza: żadnych imprez, żadnych zobowiązań i przede wszystkim – żadnych chłopców. Dlatego propozycja, którą złożył jej znany playboy i dziedzic rodzinnej fortuny, całkowicie ją zaskoczyła. W zamian za sponsorowanie jej kampanii i wsparcie kariery miałaby zamieszkać z nim na najbliższe pół roku. Tylko dlaczego niemal dorosły mężczyzna miałby potrzebować niani? I czemu upiera się, że musi nią być właśnie Sailor?

Hunter również nie jest zachwycony tym pomysłem. Czeka go sześć miesięcy czyśćca. To jego jedyna szansa na udowodnienie ojcu, że potrafi zachowywać się dorośle i odpowiedzialnie, oraz na zachowanie należnego mu dziedzictwa. Tak oto najbardziej zepsuty, rozpustny i zblazowany chłopak w Bostonie ląduje w jednym mieszkaniu z bezkompromisową, upartą i nieustępliwą Sailor. Hunter nawet nie przypuszczał, jak trudno będzie mu dotrzymać wszystkich warunków kontraktu.


Hunter to gorący erotyk, który daje czytelnikom emocje od samego początku. To jedna z tych książek dla kobiet, które sprawiają dreszczyk emocji i choć nie ma wybitnej, wciągającej fabuł, to jest to po prostu lekka książka na raz, która odrywa od rzeczywistości. Dla mnie Hunter jako bohater nie jest dobrze wykreowaną postacią. Nie zostanie w mojej pamięci. Jawił mi się jako niedojrzały, wulgarny chłopak, któremu powinna zostać zafundowana długa terapia. Nie darzyłam sympatią ani jej, ani jego, ale nie byli to najgorsi bohaterowie – żeby było jasne. Tę książkę przeczytałam szybko i nie męczyłam się przy niej. Jest naprawdę niewymagająca i jeśli tylko macie ochotę na taki romans/erotyk, to jak najbardziej jest to dobra okazja do odskoczni.

Hunter jest przyjemną lekturą dla osób, których nie razi spora wulgarność. Jeśli chodzi o samą fabułę, autorka nie wykreowała wyjątkowego świata przedstawionego. Wszystko oparła o schemat narcyza i szarej myszki. Można się domyśleć, jak to się skończy.

Zabrakło mi akcji i pomysłu na historię. Miałam wrażenie, że autorka próbuje pokazać coś, czego sama dobrze nie zaplanowała. W zasadzie nie wiem, o czym była ta książka i najwidoczniej nie jest to aż tak istotne. Nie trzeba się przy tym skupiać, ani zbytnio myśleć. Jestem pewna, że wielu osobom Hunter przypadnie do gustu. Jednakże ja daję mu ocenę dostateczną i nie zamierzam sięgać po kolejne książki z cyklu. Obawiam się, że autorka nie potrafiłaby mnie zaskoczyć.

Autorka zapewnia nas, że funduje nam zwroty akcji, niesamowite emocje. No... nie ma tego w tej powieści. Nie ma też chemii między postaciami, chociaż sceny seksu w ich przypadku nie były złe. Generalnie cała książka jest przeciętnym erotykiem z nienakreśloną fabułą.


Za egzemplarz dziękuję księgarni Taniaksiazka.pl

wtorek, grudnia 14, 2021

Korepetytor [recenzja]


Nowa elektryzująca powieść autorki „Miss Independent”!

Dla fanów zakazanych relacji, romansów z różnicą wieku i „Birthday Girl”!

Spotkanie dziewiętnastoletniej Isabelli z seksownym, starszym od niej mężczyzną w sklepie z erotycznymi zabawkami wprawia jej serce w niespokojne i nieznane dziewczynie do tej pory drżenie.

Nie sądziła jednak, że zobaczy go ponownie…

Zaskoczona Isabella natrafia na niego we własnym domu. Okazuje się, że Jason Hogan jest prokuratorem, który prowadzi z jej ojcem sprawę jej kolegi Troya podejrzanego o handel narkotykami.

Isabella wyczuwa, że prokurator wyraźnie czegoś od niej chce i nie jest to związane z informacjami mogącymi pomóc w śledztwie. Każda ich wymiana spojrzeń wydaje się stąpaniem nad przepaścią. Z pewnością doświadczony prawnik mógłby przekazać młodej kobiecie swoją wiedzę. Jednak korepetycje, których zacznie jej udzielać, nabiorą innego znaczenia.


Jest to książka z Wattpada i od tego zacznę swoją opinię. Bo to jest książka Wattpadowa, nie mniej, nie więcej. Nie została przerobiona na tekst do wydania. Korepetytor nie jest ani trochę dopracowaną powieścią, w której szwankują: bohaterowie, styl i zależności fabuły.

Zacznijmy od tego, że nie jest to elektryzująca książka, a jedynie tekst, który doprowadzał mnie do szału przy każdym kolejnym: przygryzieniu wargi, rolowaniu językiem, przygryzieniu wnętrza ust, przesunięciu językiem po ustach. Czy było tak ciągle? Owszem. Czy bohaterka zachowywała się irracjonalnie, niedorzecznie i dziecinnie? Tak, uważam też, że potrzebuje pomocy psychologa i psychiatry, co widać od pierwszych stron. Chyba, że taki był zamysł autorki, by ukazać młodą dziewczynę, która ma obsesję i starszego, wykształconego mężczyznę, który nagle przestaje myśleć. Taka polska "Lolita".

Przeczytałam w jednej z opinii, że ich różnica wieku może budzić kontrowersje. Hm, bardziej ich zachowanie może je budzić, nie różnica. Ach, i w tej opinii znalazłam również zdanie o pożądaniu. Pożądania nie da się kontrolować – wiemy. Ale to nie jest usprawiedliwienie czynów Jasona Hogana. Jeśli pożąda, to nie może kontrolować swojego ciała? Od kiedy?

Isabella mówi o sobie, jak o dziecku – uroczym, niewinnym i nieśmiałym. Na dodatek wszystko, co robi, ujmuje jako "urocze". Naprawdę, nie przesadzam.

Zauważyłam też, że autorka sięga po słowa, które nijak mają się do kontekstu. Isabella przeżywa ekstazę, gdy Jason sprawia jej przyjemność i wtedy myśli, że w jej podbrzuszu budzi się "surrealistyczne doznanie". Surrealistyczne = groteskowe, absurdalne.

Naprawdę to było absurdalne doznanie?

Sceny seksu są okropne. Bardzo wulgarne, w ogóle bez emocji. Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że Jason zbił 19-latkę pasem bez większego powodu, sprawiając jej ogromny ból, po czym uklęknął i pocałował ją w tyłek. Co zrobiła Isabella? Pomyślała o tym, że przemawia przez niego troska i zadurzyła się w nim bardziej.

CO?!

Isabella jest generalnie dziecinna, tak jak już pisałam, ma fanaberie, zachowania dwunastolatki i dzikie fantazje, które są aż niesmaczne, ale czasem potrafi dowalić takim patosem, że trudno się pozbierać. Np. "Bohaterka patetycznie naucza czytelnika. Gdy jesteś pochłonięty fascynacją drugą osoby, najtrudniejsze są poranki, gdy jesteś sam".

Dobra, bohaterowie nie należą do najlepszych. W ogóle nie należą też do dopracowanych, ale ich na moment zostawmy. Chciałabym przytoczyć kilka zdań, które wyciągnęłam i zanotowałam. Są błędne.

"Nie czułam się skrępowana pewnością siebie" – wydaje mi się, że autorce chodziło o "czułam nieskrępowaną pewność siebie", bo inaczej wynika, że pewność siebie krępuje. Fajnie, że takie zdanie przeszło.

"Zegarek uświadamiał mnie, że pora śniadania już minęła" – non stop stop ją uświadamiał? Leżała i patrzyła na niego, a on ją nieustannie uświadamiał? Odpowiednie słowo w tym zdaniu to: uświadomił. 

Na dodatek, bo to wszystko rozgrywa się na jednej stronie, bohaterka myśli o wczorajszych doznaniach, by dwa akapity później napisać, że nie widziała się z Jasonem od tygodnia.

Znalazłam także dwa przykłady z rozdziału, w którym pierwszy raz bohaterowie idą do łóżka.

"Patrzyłem na nią z dołu" – powiedział wysoki bohater, który nie uklęknął przed Isabellą, a stał przy niej.

"Wbiłem kolana po obu stronach kobiecego ciała" – gdzie wbiłeś te kolana? W co? To jest przykład zdań, jakie występują w tej książce w dużej ilości. Niedopowiedzenia, braki zaimków. 

Uważam, że błędy to coś normalnego, tak się uczymy. Jednak to są dość duże pomyłki wpływające na fabułę. Tekst nie został odpowiednio poprawiony i zredagowany, a tym bardziej dopracowany. Jeżeli bohaterowie w narracji pierwszoosobowej, ZNAJĄC SIĘ, myślą o sobie: "szatyn, "brunetka", to bez dwóch zdań jest to niepoprawne stylistycznie.

Bardzo ciekawe porównanie występuje w połowie książki: ciemne, karmelowe oczy przypominały widok zachodzącego słońca. Jaki kolor oczu ma ten chłop?!

Istotne jest przecież opisywanie czynności bohaterów, np. przesunął językiem po górnej partii zębów, przesunęła językiem po dolnej partii ust.

Mogłabym wymieniać dalej, ale nie chcę robić z tego sprawozdania. To jest infantylna historia obsesyjnej nastolatki i faceta, który nie umie kontrolować własnego ciała. Bo pożądanie, pożądaniem, ale chyba nie rzuca się na każdego na ulicy, bo poczuje pożądanie? A jeśli tak, to jest bardzo niebezpiecznym i nienormalnym człowiekiem. Kreowanie tej książki na gorący erotyk jest kuriozalne. Nie polecam, zdecydowanie odradzam.


Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Niezwykłemu

wtorek, listopada 16, 2021

Przeczucie [recenzja]



 Miłość, zagadki i magia na amerykańskim Południu

Belleville w stanie Luizjana. Miejsce idealne - w pięknej okolicy, z łagodnym klimatem, zamieszkane przez sympatycznych ludzi. Wymarzone miasto do życia? Nie dla Roxanne Sherwood, dziennikarki śledczej z Nowego Jorku, nieprzyzwyczajonej do ciszy, spokoju i błogiego nieróbstwa. Roxie nigdy z własnej woli nie zdecydowałaby się przenieść do Belleville - niestety, gdy prowadziła śledztwo, naraziła się wysoko postawionym, a przy tym niebezpiecznym ludziom i teraz jest zmuszona żyć pod fałszywym nazwiskiem. Jakby tego było mało, przyszło jej zamieszkać z obcym mężczyzną.

Wesley Blake, agent FBI oddelegowany do ochrony Roxanne, także nie jest zachwycony przymusowym zesłaniem. I bardzo wyraźnie daje to dziewczynie odczuć. Wkrótce jednak dochodzi do ciągu dramatycznych wydarzeń, które sprawiają, że tych dwoje mocno zbliża się do siebie. Bo jak to zwykle bywa, idealne miasteczko okazuje się za cichą i spokojną fasadą skrywać różne, niekoniecznie przyjemne tajemnice. Luizjana to wszak kraina voodoo...

Jedna, bardzo istotna rzecz na sam początek. Świetny pomysł na fabułę, jeszcze z takim się nie spotkałam. Pozytywnie mnie zaskoczył, oczywiście opierając się na znanych schematach. Skrzydlewska rzadko kiedy mnie rozczarowuje. Czasem ujmuje spostrzeżenia kobiet w dziwny sposób lub też w kompletnie inny od mojego myślenia, i na tym etapie się ścieramy, ale generalnie zwykle po lekturze jestem zadowolona. Zwlekałam z czytaniem tej książki, bo miałam przeczucie, że musi nadejść ten dobry moment. I nadszedł.

Zachwycają mnie opisy w "Przeczuciu". Muszę przyznać, że był to pochłaniający świat. Uwielbiam akcję, którą autorka nas karmi i przez to sprawia, że nie możemy się oderwać od książki. Zachwyciłam się Roxie – bohaterka z krwi i kości. Bardzo ją polubiłam i myślę, że czytelnicy będą darzyli ją sympatią. To jedna z lepszych książek Skrzydlewskiej.

Mamy dobrych bohaterów, kryminalny wątek, więc uwierzcie, dzieje się oraz romans – gorący, namiętny, pasjonujący. To świetna mieszanka, przez co pochłania się tę powieść, bo jest tak emocjonująca. Roxie okazała się bardzo intuicyjną osobą, którą zapunktowała logicznym myśleniem. Nie wchodzę głębiej w fabułę, żeby niczego Wam nie zdradzić. Akcja – zaskakująca. Bohaterowie – warci zapamiętania.

Brakowało mi dobrego romansu, który aż tak trzyma w napięciu. Spędziłam z tą książką kilka dobrych godzin, dlatego uważam, że mogę ją Wam szczerze polecić. Roxie i Wesley – to jest to, co się sprawdza. Uwierzcie. Zabierajcie się za czytanie "Przeczucia", nie będziecie rozczarowani, raczej pozytywnie zaskoczeni pomysłem autorki.


Recenzja wynika ze współpracy z Wydawnictwem Editio Red

czwartek, listopada 04, 2021

Angel [recenzja]





Wydaje się, że życie Hailey w końcu zaczęło się układać i na stałe zagościło w nim to, o czym dziewczyna marzyła – spokój. Kobieta ma własne mieszkanie oraz pracę, w której szybko odnosi sukcesy. Wszystko zdaje się więc iść w dobrym kierunku.

Rana w jej sercu już prawie się zagoiła i Hailey wymazała z pamięci mężczyznę, który niemal ją zniszczył. A może to tylko złudzenie?

Z pewnością nie sądziła, że tak prędko ponownie pojawi się w Filadelfii – mieście, w którym zostawiła swoje serce i dumę. W mieście, w którym zostawiła jego.

Widok innej kobiety u jego boku będzie pierwszym sprawdzianem, jakiemu Hailey zostanie poddana. Czy naprawdę zdołała zapomnieć o Victorze Sharmanie? I czy on zapomniał o niej?


Pierwszym tom zostawił mnie z niedosytem. Byłam zaskoczona debiutem Julii Brylewskiej, bo książka była dobra, wciągająca i starannie pisana, choć czasem wyczuwalne były wady w warsztacie pisania. Wcześniej skarżyłam się na patos, zbyt oficjalne myśli i dialogi. Tym razem było tego mniej – nie mówię, że wcale. Nadal postawiono na "diabła" i legendę o nim, a ja dalej uważam, że nie jest to niczym poparte i jedynie wprawia mnie w dyskomfort.

W każdym razie fabuła była w porządku. Nic ambitnego. Hayley na chwilę wraca do rodzinnego domu i tam spotyka Victora. Uczucia powracają, chaos w jej głowie nie jest do ogarnięcia. Tak mija nam pół książki. Druga połowa nie jest wybuchowa, lecz są momenty naprawdę ciekawe i trzymające w napięciu. Po takim zakończeniu muszę zapewnić, że będę czytać kolejną część.

Nie zawiodłam się, nie rozczarowałam. Pod względem wykonania drugi tom jest lepszy, natomiast pierwszy tom miał lepszą fabułę. Jest to powieść, która sprawia przyjemność. Uważam, że dużą zaletą jest czytanie jej w szybkim tempie. Porywa, sprawia, że nie możemy się oderwać i zaraz mamy ją za sobą. To nie jest styl ciężki, przy którym byśmy się męczyli.

Całość książki oceniam dobrze. Widać postępy w warsztacie pisarskim, nie jest to bardzo przekoloryzowana historia, choć czasem zbyt patetyczna. Jak najbardziej chcę Wam ją polecić.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe

wtorek, listopada 02, 2021

Emerald [recenzja]



Dziewczyna o oczach jak szmaragdy. Mężczyzna twardy jak diament

Życie Valerii upływa wśród słodyczy. Dosłownie, nie w przenośni - dziewczyna jest cukierniczką, wyjątkowo zdolną, jeżeli wierzyć klientom. Niektórzy mówią też, że Valeria jest równie słodka jak torty, które wychodzą spod jej ręki.

O Vincencie można powiedzieć wiele, ale nie to, że jest słodki. Kiedy pojawia się w cukierni, w której pracuje Valeria, dziewczyna odczuwa pewien... niepokój? Strach? A może nawet fascynację? Na pewno ciekawi ją ten małomówny twardziel. Nie wie jeszcze, że będzie miała okazję poznać go bliżej, niekoniecznie dobrowolnie. Bo Vincent ma plany związane z Valerią i nie ma w nich pytania jej o zgodę. Plany, za którymi kryje się stara tajemnica, skryta głęboko, jak głęboka jest zieleń oczu dziewczyny...


Podeszłam do tej książki jak do fanfic'a. Wiedziałam, że jest to wydana, pełnowymiarowa powieść, ale nostalgia wzięła górę. Znam autorkę z Wattpada i kiedyś jej twórczość była dla mnie inspiracją. Emerald jest jej debiutującą historią i widać w niej wiele niedociągnięć. Czytałam tę książkę kilka dni, nie mogąc dokończyć jej dokończyć raz a dobrze, ale nie męczyłam się przy lekturze.

Zastanawiające może być zachowanie Valerie, która została porwana, ale nigdy nie zachowywała się, jakby była ofiarą. Czasem dialogi i niespodziewane zachowanie bohaterki były dla mnie dziwne. Przywykłam jednak do sposobu bycia Val. Zrozumiałam, że nie musi iść schematem innych porwanych bohaterek.

Ta powieść jest za długa, ale ma swój urok. Być może właśnie to sprawiło, że podobała mi się. Nie była najlepsza, ale na tyle dobra, bym chciała przeczytać kolejne książki autorki. Jestem ciekawa, czy jej styl pisania się zmieni, polepszy?

Polubiłam Vincenta, ale był za bardzo bezpodstawnie tajemniczy. Niby coś skrywał, ale to co skrywał, nie było aż tak interesujące. Był przerysowany w byciu złym gościem. Na początku podobał mi się bardziej, później chroniony przez swoich ludzi zdawał się nierealny.

Jako edytor i również autorka z Wattpada – uważam, że Emerald powinien być przeczytany jeszcze nieraz i przeedytowany. Jako czytelniczka – jestem zadowolona, choć wiem, że autorka zaserwuje nam coś znacznie lepszego. Wierzę, że fabuła może być mniej przewidywalna i bardziej dopracowana, że dialogi nie będą aż tak przesłodzone. Mogę Wam polecić tę książkę, bo naprawdę mi się podobała i skoro na końcu byłam z niej zadowolona, to nie będę Wam ściemniać. Trzymam kciuki za autorkę i liczę, że następne książki nie będą przypominać powieści z Wattpada (bardziej chodzi mi o jakość).


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Editio Red

wtorek, października 19, 2021

Krwawy obowiązek [recenzja]



Dwudziestodwuletnia Sophia Esposito pracuje w nowojorskiej kawiarni i prowadzi zwyczajne, beztroskie życie. Skrycie marzy o studiowaniu filologii angielskiej. Jednak pewnego dnia wszystko, co dotychczas wiedziała o sobie i otaczającym ją świecie, bezpowrotnie się zmienia.

Kobieta zostaje porwana, a potem siłą sprowadzona do swoich biologicznych rodziców. Cieszyłaby się, że może poznać matkę i ojca, gdyby nie fakt, że oboje okazują się członkami Cosa Nostry. Już na dzień dobry grożą własnej córce śmiercią.

Sophia musi się zgodzić na ich plan i poślubić przyszłego bossa moskiewskiej Bratwy, żeby zapewnić rodzinie intratny sojusz. Siergiej Durov jest starszy od niej o dwanaście lat. W dodatku krążą o nim pogłoski, że swoją pierwszą żonę udusił gołymi rękami.


Liczyłam na mafię, solidną fabułę i ciekawych bohaterów. Biorąc pod uwagę fakt, że powieść jest dość gruba, to powinna składać się z dobrze przygotowanej historii.

Spotykamy się tu z pierwszym schematem – ona jest niewinna, nijaka, pracuje w kawiarni, co dodaje romantyzmu i chce studiować filologię angielską (wow, jak Anastasia Steele?, zapewne Jane Austen to jej ulubiona autorka), potem zostaje porwana przez swoich rodziców, którzy są w mafii. Co się potem dzieje? Nic odkrywczego. Zostaje zmuszona do ślubu z innym gangsterem, tym razem z rosyjskiej mafii. Do tej pory nie ma żadnego zaskoczenia. Jak dla mnie – za dużo podobieństwa do "Złączonych honorem".

Po pierwsze – gdzie mamy tę kawiarnię i życie bohaterki? Oczywiście, że została nam opisana jej osobowość i przeszłość, a nie pokazana, bo po co. Sophie to tak bardzo niezdecydowana bohaterka, że od samego początku doprowadzała mnie do szału. Zupełnie naiwna, mówiąca jedno, a robiąca drugie. Naprawdę była irytująca, przez co ciężej brnęło mi się przez fabułę. Siergiej nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Niby taki groźny, co to nie on, ale gdzie to zostało pokazane? Może oświadczone w dwóch, trzech fragmentach. I tyle.

Skąd pomysł na tak patetyczny tytuł? Zrozumiałabym, gdyby przedstawiono mi historię krwawą i przerażająco. Gdyby "posłuszeństwo" Sophie okraszone było strachem. Nie było tego. Fabuła nie odniosła się do krwawego obowiązku. W zasadzie akcja ciągnie się i ciągnie, tak jakby autorka na siłę próbowała ją rozbudować, ale nie miała konkretnego pomysłu na wątki. Później coś zaczęło się dziać, ale to naprawdę nie za dużo. Dynamika nieuargumentowana niczym.

Końcówka nie została odpowiednio skonstruowana, przynajmniej tak to odbieram jako czytelnik. Nie jestem zadowolona, bo nie było napięcia, jakie te książka podobno obiecuje. Chciałabym móc polecić tę książkę, lecz nie mogę. Nie jest ciekawa ani dobrze przygotowana. Zawiodłam się i zabrakło m mafijnego klimatu.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe

wtorek, października 12, 2021

Gra Matteo [recenzja]

J.T. Geissinger nie zwalnia tempa. Na dodatek jej książki na niczym nie tracą. Może "Układ z Cameronem" był nieco słabszy od pierwszego tomu, ale trzecia część serii wymiata. Jest doprawdy świetna! A humor w niej zawarty powala.

To historia, która bazuje na utartym schemacie Kopciuszka. Głównej bohaterce zmarł ojciec i zostawił dla niej spadek, ale, ale... przy okazji odebrania spadku poznaje swoją macochę. Kimber jest sympatyczna, uparta, zaradna i charakterna. Stawia na swoim, gdy do czegoś dąży i jej cechy są nakreślone już na początku powieści. Polubiłam ją od razu.

Matteo okazuje się synem macochy Kimber, więc jest przybranym bratem, z którym będą łączyć ją ciekawe relacje. Jednak w tej książce nic nie jest takie oczywiste. Czy chodzi tutaj o zakład? O jakiś upór? A może faktycznie to prawdziwe uczucie?

Podobają mi się zwroty akcji, które wprowadza autorka. Przy takiej książce nie można się nudzić, a na dodatek czyta się ją bardzo szybko. To dość gruba powieść, ale dobrze dopracowana i wciągająca.

Jeśli chodzi o Matteo – jest specyficzną osobą. Najpierw go nie lubiłam, ale później mnie do siebie przekonał. I tak, jest dupkiem, nawet wyrachowanym. Jednak ma przebłyski dobra i potrafi rozczulić.

To, co mi się nie podobało, to tłumaczenie "przyrodni" brat. Matteo nie był związany krwią z Kimber, więc nie był jej przyrodnim bratem. Jak podaje SJP PWN:

«brat, siostra, rodzeństwo mające wspólną z kimś matkę a innego ojca lub wspólnego ojca a inną matkę»

Nie rozumiem, dlaczego wprowadza się czytelników w błąd. Kimber ma przybranego brata ze względu na to, że jej ojciec ożenił się z kobietą, która miała syna. Tyle w temacie.

Generalnie cała powieść bardzo mi się podobała, była gorąca jak klimat we Włoszech. Świetna trzecia część serii. Serdecznie polecam!

czwartek, września 30, 2021

Miłość w zamkniętej kopercie [recenzja]



Birdie Maxwell miała na pieńku ze Świętym Mikołajem. Cztery lata temu poprosiła go o coś naprawdę ważnego, ale zawiódł. Mama nie wyzdrowiała. Po namyśle dziewczynka zdecydowała się dać mu ostatnią szansę i ponownie napisała do niego list, choć do Bożego Narodzenia pozostało kilka miesięcy.

Sadie, redaktorka prowadząca kolumnę Świąteczne życzenia, często dostawała listy adresowane do Świętego Mikołaja. Rzadko jednak przychodziły już w czerwcu. A jeszcze rzadziej były tak szczere i wzruszające. Spełniła więc życzenia Birdie, przynajmniej niektóre. Jakież było jej zdziwienie, gdy za jakiś czas znowu otrzymała od małej list. A później — kolejny. Przy okazji spełniania następnego życzenia zapragnęła zobaczyć dziewczynkę, oczywiście incognito. Birdie towarzyszył ojciec. I Sadie wpadła po uszy. Sebastian Maxwell był oszałamiająco przystojnym facetem. I do tego samotnym ojcem.

Sadie nie zdołała się wycofać z zabawy w Świętego Mikołaja. Birdie stała się jej bardzo bliska, a Sebastian... cóż, był najatrakcyjniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała. To wszystko sprawiło, że zachowała się irracjonalnie i... podszyła pod kogoś, kim nie była. Pewnego dnia stanęła w drzwiach ich domu.

A potem sprawy zaczęły zmierzać ku nieuchronnej katastrofie. Jedno kłamstwo wymusiło drugie. Sadie bardzo zależało na dziewczynce i jej szczęściu. Czy jednak dobre intencje mogą uzasadnić oszustwo? I co się stanie, gdy prawda wyjdzie na jaw?

A może wbrew wszystkiemu ta historia znajdzie szczęśliwe zakończenie?

List do Świętego Mikołaja stał się początkiem miłości...

To jest jedna z lepszych książek tego duetu. O Boże, czekałam na taką powieść. Złapała mnie za serce, wydusiła łzy i jeszcze rozśmieszała. Uwielbiam takie fabuły i bohaterów, których wspominam.

Czy ten początek jest wystarczający, by sięgnąć po "Miłość w zamkniętej kopercie"? Birdie Maxwell to urocza dziewczynka, która straciła mamę i mieszka z ojcem. Pisze do Świętego Mikołaja w nadziei, że ten rozwiąże jej problemy, ale nie ma pojęcia, że za tą rolą stoi niejaka Sadie. Sadie nie potrafi odpisać Birdie, czując, że ma z nią wyjątkową więź. Główna bohaterka również straciła matkę z tej samej przyczyny co Birdie – rak. Obie były wychowywane przez samotnych ojców, obie dzielą podobne doświadczenia. Niestety Sadie zaczyna angażować się w życie Birdie i los chce, że nagle... staje się treserką psów. Nie ma pojęcia, co robi, ale robi to, by uszczęśliwić Birdie i być blisko niej. Co na to Sebastian Maxwell, ojciec dziewczynki? To inteligentny, przystojny, błyskotliwy mężczyzna, który bacznie obserwuje nową "treserkę". Jak możecie się domyślić, kłamstwo wyjdzie na jaw. 

Dialogi, jakie wykreowały Vi Keeland oraz Penelope Ward, są niesamowicie zabawne, dobre, humorystyczne. Między Sadie a Sebastianem jest chemia, która wywołuje ciarki na rękach. Och, Seb, Seb... Gdybyś tylko istniał naprawdę...

Oczywiście to książka przejmująca, biorąc pod uwagę fakt, że Birdie straciła matkę. Ale to nie wszystko. Łączy w sobie niespodziewane wątki, które wychodzą na jaw dopiero później. Autorki potrafią trzymać nas w napięciu. Płakałam, śmiałam się i nie chciałam kończyć tej książki. Była ujmująca! Kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że kocham historie od tego duetu. Tworzą niesamowite pary, mimo że czasem wpadają do schematy, to potrafią ukazać urok i uczucia.

Nie omijajcie tej książki. Jeżeli lubicie romanse, to to jest jeden z lepszych, jaki przeczytacie. Polecam go cholernie mocno i już wiem, że będę wciskała tę książkę każdemu!

wtorek, września 14, 2021

Chwyć mnie [recenzja]

Życie Emily to wielka trasa koncertowa. Jej świetnie zapowiadający się country-rockowy zespół Carolina George ma ambicje stania się legendą branży muzycznej. Pewnej nocy znużenie trasą, za dużo wypitej tequili i wybuch wzajemnej chemii sprawią, że Emily wda się w płomienny romans z zabójczo przystojnym, wytatuowanym buntownikiem, przedstawicielem wytwórni płytowej. Przygoda, która powinna była skończyć się nad ranem, może zagrozić wszystkiemu, na co Emily i cały jej zespół tak ciężko pracowali.

Royce, spędzając noc z wokalistką Carolina George, popełnia największy błąd swojego życia. Jeśli nie uda mu się ściągnąć zespołu do swojej wytwórni, cenę za to zapłaci jego rodzina. Czy kompletne zauroczenie Emily przekreśli wcześniejsze starannie ułożone plany?

Młoda piosenkarka przemilcza nękające ją demony przeszłości i traumatyczne wspomnienia przemocy, której doznała. A przystojny buntownik z kolei nie jest gotów wyjawić pewnych szczegółów swojej pracy w wytwórni ani planów, jakie snuł przed poznaniem Emily. Przeszłość Royce’a to historia błędów i bolesnych miłosnych rozczarowań. Czy jego miłość do Emily okaże się kolejnym dramatem?


Straciłam tylko czas na tę książkę i okropnie żałuję, że ją przeczytałam. Czyli już wiecie, że recenzja nie będzie pozytywna.

Jeju, jak ja nie cierpię nieprzemyślanych fabuł... Odnoszę wrażenie, że autorka chciała coś napisać, byleby napisać. To się nawet nie klei i jest nudne. Nie ma tajemnicy, zwrotów akcji, chemii, namiętności, ciekawych wątków i co najgorsze – DOBRZE WYKREOWANYCH POSTACI. To było okropne, a nawet beznadziejne. Rozumiecie. Kilka set stron zapisanego tekstu na komputerze, który nie ma głębszego sensu. Stwierdzenie "porywająca" to jakiś nieśmieszny żart. Ta historia nie ma w sobie nic, co mogłoby porwać, zaciekawić i sprawić satysfakcję z czytania. Ominę książki tej autorki, które tworzą serię. Jest zbyt nudno i nieciekawie. Co ta książka miała na celu? Czemu ta historia powstała? Nie wiadomo.

Nie jestem w stanie skupić się na bohaterach, bo byli tak płascy, że nie mam o czym pisać. W zasadzie w tym momencie nie pamiętam ich imion, ale na szczęście od tego są opisy.

Jak się poznają? No zgadnijcie. A nie! Nie musicie, przecież macie to już z tyłu książki. Opis zwiastuje historie i w zasadzie mógłby powstać tylko on, cała reszta jest zbędna.

NUDY. Nic się tam nie dzieje, nie ma chemii, nie ma pasji, nie ma namiętności. Dlaczego zostaliśmy pozostawieni bez emocji, skoro bohaterowie mieli przeżywać taki dramat? Dramatu też nie było i teraz czuję się zwiedziona na manowce.

Niestety oceniam tę książkę słabo pod wieloma względami. Wykonanie – złe, bohaterowie – płascy i niewykreowani, świat przestawiony – nie ma go, akcja – hahaha.

Oczywiście sami spróbujcie, jeżeli macie ochotę na poznanie Emily i Royce'a, może wy odbierzecie tę powieść inaczej.


środa, września 08, 2021

Lalani z dalekich mórz [recenzja]

Są dzieci stworzone do wielkich czynów i walki ze złem. Ale Lalani do nich nie należy. Gdyby sama miała wybierać, wskazałby na swoją przyjaciółkę, Veydę. Jej nie jest straszna wznosząca się nad ich wyspą mściwa góra Kahna ani budząca grozę mgła, która na północy pochłania żeglarzy poszukujących bardziej gościnnej krainy. A jednak to właśnie Lalani będzie musiała opuścić rodzinną Sanlagitę i wyruszyć w niebezpieczną podróż. Podczas podobnej wyprawy przed laty zginął jej ojciec.

Czy dziewczynce uda się pokonać przeciwności i przetrwać? Jakie mityczne stworzenia spotka na swojej drodze? Wytyczy własną ścieżkę, czy pogodzi się z losem? I czy odnajdzie legendarne bogactwa góry Isa, by ocalić mieszkańców wioski i wyleczyć mamę?

Coś niesamowitego. Pięknego. Magicznego. Historia, która porusza i sprawia, że nie można się od niej oderwać. Taka właśnie była historia Lalani.

Przedzierałam się przez tajemnice, mgłę i zagadki. Doznałam wielu zwrotów akcji, w tej książce jest ich wystarczająco sporo. Pochłonęła mnie wartka fabuła i charakterystyka bohaterów. Są bardzo dobrze wykreowani, pełni pasji i uporu. Świat Lalani jest straszny. W nim rządzą okrutni ludzie, którzy pragną posłuszeństwa. Nie chcą, by ludzie rozwijali się i zdobywali wiedzę, bo wiedza jest potęgą.

Ta książka daleka jest od baśni. To nie Disney i tego po niej nie oczekujcie. Autorka dość ostro nakreśla świat przedstawiony i zło, które przecież na świecie istnieje tak długo, jak i dobro. W treści powieści widać przygotowanie Erin Kelly, która bazowała na tradycjach, legendach i folklorze, przez co fabuła wydaje się rzetelna. Urzekł mnie styl pisania i jestem bardzo zadowolona z tłumaczenia, jakie otrzymaliśmy. Historia Lalani ma swój urok, jest brutalna, ale wciągająca i jednocześnie piękna. Niesie za sobą bardzo duże przesłanie. To uczucia i wnętrze człowieka jest najważniejsze, nie jego fizyczna siła i dorosłość. Uważam, że Kelly napisała coś pięknego, co na długo zostanie w pamięci mojego serca, a ja z czystym sumieniem polecam wam tę powieść. Dla dzieci, dla młodzieży, dla dorosłych.

Dodam, że całość wbogająca ilustracje. Ta pozycja jest świetnie wydana i dodatkowo dobrze prezentuje się na półce. Nie ma tutaj minusów. Musicie ją mieć.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Literackiemu

środa, września 01, 2021

Devil [recenzja]

Wracając do Filadelfii, dwudziestoczteroletnia Hailey Warren ma prosty plan. Zamierza spędzić czas z bliskimi, znaleźć pracę i wynająć małe mieszkanie w centrum. Los oferuje jej jednak całkiem inny scenariusz, gdy na jaw wychodzi prawda.

Okazuje się, że Thomas – brat Hailey – zadłużył firmę na pół miliona dolarów. Zdesperowany zwraca się o pomoc do Victora Sharmana, jednak mężczyzna stawia warunek. Spłaci dług, jaki ciąży na Warrenach, jeżeli Hailey zgodzi się z nim zamieszkać.

Aby uratować rodzinny biznes, dziewczyna będzie zmuszona stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, który w Filadelfii nosi miano samego Diabła.

Jak bardzo zmieni się jej życie, gdy Hailey przekroczy próg mrocznej rezydencji, mając w głowie tylko jedno pytanie: dlaczego Victor Sharman wybrał właśnie ją?

Lubię dobrze napisane debiuty. Wydawnictwo Niezwykłe ma teraz tendencje do wydawania książek z Wattpada. "Devil" pod tą samą nazwą był publikowany w sieci, a ja mimo że sama tam publikuję, nie czytałam tej książki. Nie znam wersji pierwotnej i oceniam jedynie całościową powieść.

Styl autorki jest przyjemny, dość poetycki i dobry. Stara się operować słowem, tak by tworzyć ciekawe opisy – czasem idzie w zbędne opisywanie budynku czy myśli, które się powtarzają. Ale, ale... to nie odbiera temu uroku. Wtrącę tutaj to, co mi przeszkadzało, a był to patos. Nie mogłam znieść tych wzmianek o "diable", "diabelskim uśmiechu", bo szlag mnie trafiał i zalewał mnie cringe. Ogromny. Rozumiecie, to się do niczego nie odnosiło. Bohater nie był zły, był nienormalny, o czym przekonacie się sami, czytając tę książkę. Jednakże pusta, doniosła gadanina o tym, jak to Hailey przekona się o szatańskim sercu Victora, osłabiała mnie. Poza tym miałam też duży problem z nazywaniem przez Hailey, jej przyjaciółkę i wszystkich wokół, głównego bohatera Victorem Sharmanem (non stop). W myślach, w dialogach i tak w kółko. Naprawdę nie sądzę, byśmy znali jakiegoś biznesmena, o którym mówi się "devil", bez większego powodu, bo nic takiego nie zrobił i każdy nazywa go (nawet będąc sam, we własnym domu, ze swoimi myślami) po imieniu i nazwisku.

Ale co z akcją? A właśnie. Akcji tutaj nie ma. Czytamy o chodzeniu do pracy, kolacjach u rodziców, kawiarni, przyjaciółce i o tym, że kłóci się z Victorem. Zabrakło mi pomysłu na fabułę, oprócz samej nazwy dla książki i bohatera. Gdzie są wątki, które mają porwać? Jeśli to romans mafijny to w jakiś sposób tego oczekuję.

Samo zakończenie powinno być rozczarowaniem, ale nie jest, bo od początku domyślałam się, że Victor Sharman nie jest żadnym diabłem. Nie jest to za duży spojler. Od samego początku "diabeł" jest tak przerysowany i patetyczny, jakby autorka samym mianem chciała ulepić postać. Ogólnie – dobra książka. Wchodząc głębiej, pozostaje dużo niedociągnięć i kilka braków. Generalnie polecam i sięgnę po drugi tom, może będę mile zaskoczona.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe

piątek, sierpnia 20, 2021

Słońce po burzy [recenzja]

Kalifornijskie miasteczko Virgin River leży u podnóża gór, w cieniu strzelistych sekwoi. Życzliwi mieszkańcy, spokojne życie i piękna przyroda sprawiają, że ci, którzy przyjechali tu na chwilę, chcąc zapomnieć o złym losie, zostają jednak na zawsze. Czy wystarczy uciec od przeszłości, by rozpocząć nowe życie? Po śmierci męża Mel próbuje zagłuszyć rozpacz intensywną pracą. Bezskutecznie, bo anonimowość wielkiego szpitala, w którym pracuje jako pielęgniarka, i stres związany z życiem w Los Angeles nie pomagają jej odzyskać spokoju. Idealnym wyjściem wydaje się przeprowadzka do Virgin River, gdzie mogłaby rozpocząć wszystko od nowa. Niestety malownicze miasteczko wita Mel strugami deszczu, obiecany domek okazuje się ruderą, a miejscowy lekarz nie chce z nią współpracować. Mel czuje, że popełniła błąd, dlatego postanawia wrócić do Los Angeles. Jednak następnego dnia znajduje na progu gabinetu porzucone niemowlę, a zaraz potem poznaje mężczyznę, który przekona ją do zmiany planów...

Musiałam przeczytać tę książkę, choć fabułę znałam po obejrzeniu serialu "Virgin river". Zakochałam się w postaciach, które były barwne, wcale nie kartonowe i w kilku sezonach zbudowały świetną społeczność. Książka była pierwowzorem dla scenariusza, więc tak jak mówiłam, nie zaskoczyły mnie zwroty akcji. Jednakże bardzo miło było wrócić do Virgin River i na nowo odnaleźć się między bohaterami.

Dla Mel to miasto to początek wszystkiego. Nie chciała tam jechać, ale musiała oderwać się od rzeczywistości. Po stracie męża leczy swoje serce, lecząc innych. Jest położną, a doktor w Virgin River nie ułatwia jej zadania. Mel często wraca pamięcią do wspomnień, kiedy była z Markiem, swoim mężem. Jest to istotna postać w jej życiu i z nim przeżyła naprawdę trudne chwile.

W Virgin River próbuje się odnaleźć, chociaż jest tą nową i miastową. W końcu ludzie zaczynają być jej bardziej przychylni, a jej przyjacielem staje się tutejszy barman i właściciel baru Jack. Z Jackiem łączy ją wyjątkowa więź, której sama nie jest w stanie wytłumaczyć. Na przestrzeni fabuły nie pozostaje nam nic innego, jak kibicować im. Książka nie była zaskoczeniem ze względu na serial, ale bardzo dobrym dopełnieniem. Niektóre sceny były inne, by zaciekawić czytelnika. Jest pisana stylem lekkim, dość luźnym i niezobowiązującym. Czytało mi się tę powieść szybko.

Nic dziwnego, że scenarzyści postanowili stworzyć serial. Z tej historii wyszedł kawal dobrej roboty, a w tym bardzo dużo życiowych problemów, trosk, zawirowań. To fabuła przesiąknięta emocjami. Zachęcam Was nie tylko do przeczytania książki, ale i do zapoznania się z serialem. Zatoniecie w urokliwych ulicach miasteczkach, zostaniecie pochłonięci przez atmosferę. Jestem tą osobą, która wolałaby obejrzeć najpierw serial, a później przeczytać książkę. Wydaje mi się, że bohaterowie na ekranie zostali barwniej, lepiej przedstawi. Może dlatego przyjemniej czytało mi się tę lekturę, bo w głowie stworzył się już pewien obraz. Z niecierpliwością czekam na kolejny sezon serialu, natomiast chętnie też przeczytam całą serię stworzoną przez autorkę. Jestem ciekawa, co jeszcze wymyśliła dla bohaterów i jak to będzie się różnić z fabułą na ekranie.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Harper Collins

poniedziałek, sierpnia 16, 2021

Ten, którego szukałam

John Bishop nie jest typowym samotnym ojcem.

Jest zdystansowany, niecierpliwy i nieporadny.

Prowadzenie rodzinnego pensjonatu B&B ma pewne zalety, lecz nie należą do nich długie godziny pracy, sprzątanie po gościach i słuchanie przez całą noc energicznie kochających się par. Za to chodzenie do łóżka z panienkami, które przyjeżdżają na ranczo, by uczuć się konnej jazdy, zdecydowanie tak.

Tak jest się do chwili, gdy na schodach swojego domu John znajduje dziecko z karteczką, iż jest jego. Dorastając na ranczu, przywykł do ciężkiej pracy, lecz opieka nad noworodkiem jest najtrudniejszym zadaniem, przed jakim w życiu stanął. Porzucając kawalerskie życie, skupia się na znalezieniu opiekunki, która nauczy go tego i owego o opiece nad maluchem. Nie spodziewa się, że będzie to piękna i ekscentryczna dziewczyna, mająca niezdrową obsesję na punkcie futbolu...

Widziałam rozpływanie się nad Ten, którego pragnę i przyznam szczerze, że zainteresowałam się twórczością tej autorki, a raczej duetu skrywanego pod Kennedy Fox. Chciałam sięgnąć po pierwszą z książek, ale dostałam propozycję recenzji Tego, którego szukam i bardzo mnie to ucieszyło.

Uwierzycie, że przeczytanie jej zajęło mi jeden wieczór? Nie jest zbyt długa, ale historia przepełniona akcją, dobrym humorem i emocjami wciągnęła mnie na dobre. Jestem zaskoczona tym, jak bardzo podoba mi się styl autorek. Oczarowała mnie postać głównej bohaterki. Teksas został świetnie przedstawiony! Poczułam się, jakbym wsiadła w pierwszy lepszy samolot i tam dotarła. Wow, podziwiam autorki za to, że potrafią dobrze zawrzeć klimat miejsca akcji.

Mila jest cudowna. Skleja swoje życie po turbulencjach losu i zostaje nianią dla dziewczynki, której w swoim życiu nie spodziewał się John.

To wartka akcja i świetny humor. Muszę koniecznie przeczytać pierwszą powieść tego duetu, a kolejne to obowiązkowo! Na pewno mi się spodobają. Cieszę się, ze autorki wytwarzają chemię między postaciami. Jestem pewna, że kolejne książki autorek przyniosą mi wiele miłych chwil. Zaryzykowałam i dzięki temu poznałam świetnych bohaterów. Jak najbardziej i wy powinniście zapoznać się z tą historią. Końcówka lata spędzona z Milą i Johnem to dobra końcówka.

Myślę, że ta historia was rozczuli, może w pewnych momentach poruszy. Jeżeli już czytaliście, to koniecznie dajcie znać, czy Wam się podobało.

niedziela, sierpnia 15, 2021

Anioł Coltona



Sinners & Reapers to twardziele. To ostrzy faceci. Colton jest jednym z nich – w pierwszym ze swoich wcieleń. W drugim jest doskonałym chirurgiem, ratującym ludzkie życie. Kiedy traci pracę, zostaje sam na sam ze swoją mroczną stroną… i nie potrafi sobie z tym poradzić. Na szczęście pojawia się ona: jego wybawienie, jego anioł. Problem polega na tym, że ona go ocaliła, a on robi wszystko, żeby jej nie zniszczyć…

Agnieszce Siepielskiej dałam kolejną szansę, bo po jej debiucie byłam bardzo rozczarowana. Zachęcił mnie opis "Anioła" i na myśl przyszli Szybcy i wściekli. Zapewne trudno się mylić, skoro inspiracje są tak podobne.

Zacznę od moich oczekiwań. Chciałam emocji, wyścigów, miłości, która jest tak silna, że przetrwa wszystko. Dostałam ledwo co, ale nie było najgorzej. Po prostu nie czułam chemii między bohaterami. Colton nie przekonał mnie do siebie niczym, był bezbarwnym mrukiem, który nie radzi sobie z życiem. Zostaje zwolniony ze szpitala, więc w zemście posuwa się do tanich, niesmacznych zagrywek. Denerwowała mnie czasem jego płytkość, ale próbowałam przymykać na to oko. Książka jest lekkim romansem, nie porywającym fabułą. Przynajmniej wciąga i jest dobrym przerywnikiem, zwłaszcza na wakacje. Nie miałam styczności z poprzednimi książkami z serii i nie sądzę, bym po nie sięgnęła, ale jednocześnie nie żałuję przeczytania "Anioła".

Lexi była w porządku, lecz też miała potencjał, by być lepiej rozbudowana. Gdyby tak się stało, jej postać stałaby się bardziej wyraźna. Polubiłam ją, ale na tym się to skończyło . Jej wątek kojarzył mi się z wątkiem filmowej Lexi, która zostaje uznana za zmarłą, a potem traci pamięć. Może przez to czułam, że znam bohaterkę książki.

To książka oderwana od rzeczywistości, w której logika nie idzie w parze z akcją. Wątki są wymyślane tak, by cały czas coś się działo, ale nikt nie ponosi konsekwencji. Nie ma skutków porwania, zmaltretowania psychicznego. 

Jak dla mnie był to pierwszy draft książki, która powinna być rozbudowana i bardziej mięsista. Patrzę na "Anioła" jak na szkielet do ciekawej historii.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Muza

niedziela, lipca 18, 2021

Skorpion [recenzja]


Nie powinna ufać komuś, kto pragnie zemsty bardziej niż ona.

Pogrążony w chaosie i korupcji Neapol zainfekowany przez mafię. W tym mieście mieszka Lisa – młoda prawniczka, która właśnie przegrała sprawę o gwałt. Nie wybroniła syna bardzo wpływowego człowieka. Już wie, co może ją za to spotkać.

Jednak zamiast się ukryć i wycofać, kobieta próbuje znaleźć odpowiedź na nurtujące ją od dawna pytanie: co się stało z jej ojcem? Przypadkowo znajduje notatnik, a w nim zapiski, które tylko na pozór nic nie znaczą.

Tropy prowadzą ją prosto do Jamesa Morettiego, włoskiego miliardera i przedsiębiorcy, nieoficjalnie szefa najpotężniejszej rodziny mafijnej w Kampanii. Władza i pieniądze czynią go nietykalnym, mimo to mężczyzna czuje zaciskającą się na gardle pętlę.

Lisa i James zawierają układ. Oboje mogą wiele zyskać albo wszystko stracić. Jednak zaufanie to ostatnia rzecz, którą mogą sobie wzajemnie zaoferować.

Byłam przygotowana na romans mafijny. Taki jak to zwykle bywa w księgarniach. Z założenia on jest groźny, bo tak mówi, a ona jest niewiastą w opałach. A tutaj... Niespodzianka. Dostałam świetnie przygotowany tekst, z opisami, które budują klimat i z mafią, która w końcu ma podstawy, by się nią nazywać. Jestem pod wrażeniem researchu do Skorpiona. Szczegóły tworzą wciągający świat przedstawiony, a do tego dochodzi dobrze zbudowana fabuła, która ma ręce i nogi i bohaterowie. Neapol jawi nam się jako tajemniczy, nieco mroczny i zabytkowy. Kamienice ugryzione zębem czasu, chodniki odbijające stukot obcasów i dźwięk przeładowywanej broni. Klimat jest bardzo istotny, a w tej książce został świetnie podtrzymany.

Bohaterowie nie rozczarowują i to powinniście wiedzieć na samym początku. Mają zbudowaną przeszłość, przez co ich decyzje są adekwatne i sensowne. Działania poprzedzone są myśleniem. Jacy są Jamie i Lisa? Charakterni, ogniści, stanowczy, twardzi, dociekliwi... Mogę tak wymieniać i wymieniać. I świetnie! Dlaczego? Bo nie są to bohaterowie puści i płascy. Ich zachowania są czymś uargumentowane, a nie irracjonalne. 

Muszę przyznać, że styl pisania autorki jest przyjemny, a warsztat bardzo dobry. Podczas czytania byłam pod dużym wrażeniem i na bieżąco komentowałam to, co czytałam w rozmowie z autorką. Lektura mnie usatysfakcjonowała i ani trochę nie czuję się rozczarowana.

Nie oczekujcie typowego romansu, który rozwinie się w pierwszych rozdziałach. O nie. Tutaj relacja bohaterów jest wyważona, a moment kulminacyjny przynosi zmiany. Akcja jest na tyle dobrze poprowadzona, że nie przeszkadzał mi brak chemii, namiętności i wielkich uczuć u Lisy wobec Jamiego. Była to miła odmiana. Kobieta nie rzuca się mężczyźnie na szyję, tylko dlatego, że jest obłędnie przystojny.

A jeszcze nie skończyłam wymieniać zalet! Musicie wiedzieć, że dialogi są zabawne i wołają u was cień uśmiechu. To książka budująca napięcie i umiejąca w odpowiednim momencie je rozładować. Świetny debiut i wprowadzenie do serii, która po takim zakończeniu, musi zostać wydana. Przebieram nogami za drugim tomem i wiem, że na pewno go przeczytam. Jest to jedna z książek, którą teraz będę notorycznie polecać.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe


sobota, lipca 03, 2021

Inwestor [recenzja]


 Romans z szefem swojego przełożonego to prawdziwa nikczemność. Ona doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale nie potrafi się oprzeć.

Alice Law jest asystentką prezesa upadającego domu mody. Mimo że jej szef często przekracza granice relacji służbowej, co staje się męczące, kobieta kocha swoją pracę i zrobi wszystko, żeby uratować przedsiębiorstwo przed bankructwem.

Oskar Wade żyje w świecie luksusu. Zawsze dostaje to, czego chce. Jednak nie przypuszcza, że na jego drodze pojawi się kobieta, która będzie godnym przeciwnikiem, a zwykłe spotkanie biznesowe zapoczątkuje serię nieoczekiwanych zdarzeń.

Czy Alice i Oskar będą potrafili zachować profesjonalizm w swojej relacji?

Ksiązka Moniki Pawelec jest debiutem, a do debiutów podchodzę delikatniej niż do książek autorów, którzy pierwsze wydania mają za sobą. Dodałam margines wyrozumienia, ale to nie tak, że nagle przestałam zauważać złe momenty, błędy i inne sytuacje, które powinny zostać poprawione.

„Inwestor” to pierwszy tom serii „Do jego dyspozycji”. Czy sięgnę po drugi, tego nie wiem, bo pierwszy nie powalił mnie na kolana. W zasadzie nic ze mną nie zrobił i nie wydaje mi się ani trochę wyróżniającym romansem na tle innych, by wydanie go miało aż takie znaczenie. To bardzo powtarzalny schemat fabuły. Ile razy przewróciłam oczami na opis postaci: ON ZAWSZE DOSTAJE TO, CZEGO CHCE. Błagam. Czy można zmienić charakterystykę bohaterów, bo robią się kopiuj-wklej jak inni bohaterowie.

Do postaci powieści jeszcze wrócę, ale najpierw zaznaczę, że tej książki nie czytało się źle pod względem stylu pisania autorki. Najwidoczniej korekta też zrobiła swoje i „Inwestor” koniec końców prezentuje się dobrze.

Początek książki spodobał mi się i sprawił, że od razu wciągnęłam się w akcję. Miałam nadzieję, że taki styl, rytm pozostanie do końca, ale cóż, przyszło rozczarowanie. Akcja popędziła na łeb, na szyję, ja ledwo się w tym łapałam, bohaterowie robili jedną, a myśleli drugie. Hola, hola. Nie tak prędko. Dobrym zabiegiem byłoby spowolnienie tempa wydarzeń, bo stworzył się chaos, nad którym trudno było zapanować. Alice i Oscar – o nie, tych postaci nie chciałabym w życiu poznać. Okropne charaktery, niezdecydowani, zmieniający zdanie bezpodstawnie, irytujący.

Sceny erotyczne nie były najgorsze, jest ich sporo i nie są one zbyt wulgarne, jak to często bywa. Jak dla mnie – w porządku i na plus. ALE, zamiast fabuły, dostaliśmy właśnie seks. A gdzie pomysł autorki? Gdzie wydarzenia, które powinny emocjonować, wciągać i przede wszystkim budować relacje między bohaterami? Zniknęły. Puff i nie ma.

Zdecydowanie nie polecam „Inwestora” i nie chodzi o to, że jest źle napisany pod względem stylistycznym. Nie. To książka bez uczuć, akcji i bohaterów, których dałoby się polubić.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe

czwartek, czerwca 03, 2021

Król Midas [recenzja]



Leonardo Binenti miał wszystko, na czym mu zależało: władzę, szacunek i pieniądze. Pracował na to wiele lat dopingowany przez zemstę i rozgoryczenie. Kiedy budował swoje imperium, krew lała się strumieniami. Z czasem nazwano go królem Midasem, bo wszystko, czego dotknął, zamieniało się w złoto. Nikt nie pytał, za jaką cenę.

Emily Carter przez całe życie miała pod górkę. W dodatku jej brutalny chłopak zamieniał każdy jej dzień w piekło. Jednak dopiero gdy dowiedziała się, że jest w ciąży, zdobyła się na odwagę, aby zmienić swój los. Ucieczka okazała się trudniejsza, niż przypuszczała. Do urzeczywistnienia planu kobieta potrzebowała pieniędzy, a jedyną osobą, która mogła jej pomóc, był jej brat.

Drogi Emily i Leonardo przecinają się w więzieniu, gdzie on odsiaduje wyrok, a ona przychodzi odwiedzić brata. To spotkanie zapoczątkuje całą lawinę wydarzeń w życiu Emily. Czy zmieni je na lepsze, czy może kobieta przekona się na własnej skórze, jaki smak ma łaska króla Midasa?


Zachęciła mnie nietuzinkowa fabuła, która obiecywała ciekawą kreację bohaterki. Nie za bardzo liczyłam na to, że postać "Midasa" mnie zachwyci. Przynajmniej nie byłam rozczarowana. Jednak Emily Carter... Cóż, zawiodłam się.

Po raz kolejny wpadamy w schemat: Leonardo ma wszystko, ona nie ma nic, jest biedną dziewczyną, którą spotykają ogromne problemy (i szczerze jej współczuję), ale oczywiście wybawicielem jest mężczyzna. Mężczyzna zły, brutalny, na którego temat fascynacji nie rozumiem. Nie wyróżniał się niczym, nie był charakterny, ani zadziorny. To po prostu niewychowany, mało kulturalny facet, który uważa, że wszystko należy do niego. Tak, tak, mowa o mafii, więc patrzę na to z przymrużeniem oka, ale i tak nie rozumiem decyzji Emily. Aha, jeszcze jedno – Leonardo uważa, że szacunek kupi pieniędzmi. Nawet w klasycznej mafii nie do końca tak to działa. Mówię nie do końca, bo oczywiście, pieniądze robią swoje, ale działania szefa również są bardzo istotne. Leonardo nie okazał się być godnym szefem w swoim zachowaniu. Mam za sobą mnóstwo romansów mafijnych, przeczytanych i napisanych, i nie uważam, aby ta książka wyróżniała się na tle innych, już wydanych. Akcja jest tutaj bardzo przewidywalna i powiem szczerze, trochę wieje nudą.

Jeśli spojrzeć na całość, to nie jest to najgorsza książka, czy też bardzo zła. Oj nie, tak daleko bym się nie posunęła z opinią. Uważam, że jest mało ciekawa i średnio dopracowana. Liczyłam na chemię między bohaterami, która uratowałaby słabszą fabułę, ale niestety nie nadeszła. Emily, która przeszła bardzo trudne chwile, została zgwałcona (wielokrotnie) przez swojego ówczesnego partnera, zostaje porwana za jego długi, ale dość szybko zaczyna czuć pożądanie do Leonardo. Przypomina mi to syndrom sztokholmski, zdecydowanie popularny w takich romansach. Również nie znalazł odpowiedniego uargumentowania. Gdzieś zagubiło się napięcie, a za tym zgubiły się też emocje, które powinny owładnąć czytelnika.

Pośpiesznie przeczytałam tę książkę, ale nudziłam się przy niej i to moim zdaniem dużo o niej mówi. Poza tym drażniły mnie też błędy i dziwne opisy przyrodzenia Leonarda.

Cała intryga została zakopana i przez to czytelnik nie pamięta, o co naprawdę chodziło. Zapewne dam szansę kolejnym książkom autorki, bo jestem ciekawa jej postępów, ale ten debiut nie jest najlepszym, jakie było mi dane czytać. Za mało akcji, za mało emocji i chemii, a także chaos w fabule, która koniec końców była nudna.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe

piątek, kwietnia 30, 2021

Moja droga Emmie Blue [recenzja]




Kiedy szesnastoletnia Emmie Blue, stojąc na szkolnym boisku, wysyłała list balonem, nie sądziła, że ktoś go znajdzie. I to we Francji! A już na pewno nie ktoś taki jak Lucas: przystojny, zabawny i dobry. I że połączy ich przyjaźń na całe życie. A może i coś więcej…

Przecież tak właśnie wygląda przeznaczenie! A oni nawet urodziny mają tego samego dnia.

Emmie wie, że nadszedł czas. W przededniu ich trzydziestych urodzin, w ich ukochanej knajpce na plaży Lucas wreszcie zada jej TO pytanie.

Tyle że zabrzmi ono zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażała, a to będzie dopiero początek. Los bowiem przygotował dla Emmie Blue całkiem inny scenariusz.

Gdy szesnastoletnia Emmie wysyła list balonem, nie może się spodziewać, że trafi on w czyjeś ręce. Los jest jej przychylnym, ale tym samym sprawi, że jej życia się nieco skomplikuje.

Nie jest tak jak tego oczekiwałam. Poznaje Lucasa, do którego jej list trafił i wydaje się, że to coś wspaniałego! Jak miłość od pierwszego wrażenia. Gest romantyczny i niecodzienny. A jednak... Tylko Emmie czuje coś więcej, a Lucas jest dla niej po prostu przyjacielem, zupełnie nie zauważającym uczuć dziewczyny. Dzień, w którym wysłała list, odmienił jej życie na zawsze – to jest pewne. Przez lata poznawali się ze sobą z Lucasem, zaufali sobie bezgranicznie, ale jej serce wybrało niestety jego. Cóż, rozczarowanie przychodzi w momencie, gdy Lucas oświadcza się innej kobiecie.

Bohaterka jest kobietą silną, ale zagubioną. Emanuje wdzięcznością i urokiem, który czaruje czytelnika od samego początku książki. Wydawać się może, że jest postacią od razu do polubienia – przynajmniej ja osobiście odniosłam takie wrażenie. Jej doświadczenie życiowe jest ciężkie, czasem nawet smutne, przez co chce się jej kibicować w dalszych etapach fabuły.

Istotne są dialogi, którym zabrakło nieco realność, wigoru i wiarygodności. Niektóre wydają się bardzo sztywne i sztuczne. A przecież dialogi są filarem dla fabuły i powinny być świetne, przyciągające uwagę i prowadzające czytelnika w odpowiednie fakty, wydarzenia.

Jeżeli mowa o fabule – to nie jest coś nowego, co zwala z nóg. To przyjemna, słodko-gorzka lektura, napisana z lekkością i niejakim humorem. Świetna na majówkę, bo pochłonie nas na kilka dobrych godzin.

Polecam ją z ręką na sercu. Spędziłam miłe chwile z Emmie i naprawdę ją polubiłam. Zapoznajcie się z nią. to ciekawa lektura.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Słowne

środa, kwietnia 07, 2021

Przeklęty kontrakt



Richard VanRyan był cholernie dobry w swoim biznesie. Parł do celu jak taran, z całą bezwzględnością. Jeśli po drodze kogoś zniszczył — przyjmował to z obojętnością. Nie miał skrupułów i nie liczył się z nikim. Jeśli pojawiała się przy nim jakaś kobieta, była jego zabawką najwyżej przez kilka nocy. Podobnie postępował ze wszystkimi: pozbywał się każdego, kto okazywał się nieprzydatny w osiągnięciu konkretnego celu. Richard żył, jak chciał, i robił, co chciał. Był zimnym, wyrachowanym i amoralnym typem. Niebieskooka, drobna Katharine Elliot była osobistą sekretarką Richarda. Nie cierpiała tego zajęcia i nie znosiła swojego szefa — z wzajemnością. Dla Richarda była „pieprzonym ideałem”. Według niej natomiast Richard był wrednym, despotycznym tyranem. Trzymała się jednak tej pracy i pokornie znosiła wszelkie szykany — bardzo potrzebowała pieniędzy. Niekiedy, aby się odegrać, trzeba zacisnąć zęby i robić to, na co nie ma się najmniejszej ochoty. Ale jeśli dzięki temu uderzy się mocno i boleśnie — warto. Właśnie dlatego któregoś dnia Richard złożył Katharine zadziwiającą propozycję. Po prawdzie nie było w niej niczego szokującego — mężczyzna po prostu potrzebował wiarygodnie wyglądającej narzeczonej, a w pracy miał przecież idealną kandydatkę. Problemem, że oboje się nie znoszą, postanowił chwilowo się nie zajmować. Czy ta wysmakowana mistyfikacja miała jakiekolwiek szanse powodzenia? Czy ludzie, którzy się nie cierpią, mogą zachowywać się jak zakochana para? A jeśli coś między nimi zaiskrzy? Czy oboje mogą się zmienić dzięki sile miłości? Co się stanie, gdy umowa się skończy?

Przygotujcie się na rollercoaster emocji! Zorientowałam się, że po tę autorkę mogę sięgać w ciemno. Nie rozczarowuje, nie zawodzi. Zawsze trzyma w napięciu, a jej książki przepełnione są humorem i romantyzmem. Na dodatek bazuje na ciekawie wykreowanych bohaterach, co uważam, że główny plus i zaletę.

Jestem niezwykle zakochana w całej tej historii, która była doprawdy nietuzinkowa. Richard jest biznesmenem, który przywykł do stawiania na swoim. Pracuje z sekretarką Katherine, której o dziwo nie cierpi i uprzykrza jej życie niebywałymi zadaniami. Katherine jest uparta i wykonuje każde polecenie szefa, na dodatek bardzo zależy jej na pracy. Między nimi buzuje napięcie, którym poczęstowani zostajemy już na samym początku książki. Dzięki temu chemia bohaterów rośnie i rośnie, a później możemy jedynie im kibicować.

Losy Katherine i Richarda zostają związane ze sobą, gdy Richard wpada na pomysł zmienia pracy. Jednak nowy pracodawca na pierwszym miejscu stawia rodzinę i tego samego wymaga od pracowników. Richard musi wykazać, że planuje rodzinę – cóż, nikogo nie zdziwi to, że nie ma nawet dziewczyny na stałe. Olśniewa go, że wykorzysta do tego Katherine i podstępem nazywa ją swoją kobietą. Gdy proponuje jej kontrakt, Katherine zgadza się, ale nie wie jeszcze, jak wiele zmieni to w jej życiu.

Czytelnik stawia sobie pytania: dlaczego się zgodziła? Co jest jej motywacją? Na nie wszystkie odpowiada autorka i nie pozostawia fabuły bez logicznych wyjaśnień. To bardzo dobrze skonstruowana historia od A do Z. Podkreślam, że dialogi i humor w nich zawarty jest świetny, a akcja, która się tutaj dzieje, nie pozwala się nudzić.

Ogromnym minusem i zarzutem jakim mam do tej książki, jest jej redakcja. W książce występują okropne błędy, które rażą w oczy. Na literówki jestem w stanie przymknąć oko, bo często są one wynikiem pomyłki systemu, ale błędy ortograficzne, stylistyczne i gramatyczne, to coś, o czym muszę powiedzieć. Czytając tę powieść, mam wrażenie, że jedynie tłumacz ją przetłumaczył i nie poddano jej redakcji. To przykre i rozczarowujące, ale na to nie ma wpływu autorka. 

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Editio Red

sobota, kwietnia 03, 2021

Żelazne zasady [recenzja]



Kiedy ich drogi po raz pierwszy się przecięły, nie mieli pojęcia, że oboje pracują dla mafii.

Malia Ferro otrzymała szansę jedną na milion. Za ocalenie życia pewnej osobie mogła odciąć się od krwawej przeszłości. Nie zamierzała zmarnować tej okazji. W końcu z mafii nie można tak po prostu odejść.

Malia wyjeżdża do przyjaciółki, Laureen, do Bostonu. To jej pierwszy krok na drodze do normalności. Jednak, ku zaskoczeniu kobiety, na miejscu czekają na nią tylko klucze i karteczka z wyjaśnieniem.

Jakby tego było mało, pierwszego dnia po przyjeździe Malia przypadkiem wpada na samego Enza Tossella, zwanego Diabłem z Wybrzeża. Nie spodziewała się, że próbując zacząć nowe życie, pierwsze, co ją spotka, to wymierzona w głowę broń.

Wkrótce Enzo pozna tożsamość nieznajomej i postanowi wykorzystać kobietę do własnych celów. Co gorsza, chłopak Laureen ma taki sam plan. W ten sposób dwóch mafiosów będzie chciało wciągnąć ją do świata, z którego tak bardzo pragnęła uciec.

Czy dla Enza będzie to tylko czysty biznes?


Klimaty mafijne nie są mi obce i sięgam po nie bardzo często. Zwykle o tym wiecie, jeżeli czytacie moje recenzje. W marcu swoją premierę miała książka "Żelazne zasady", która skusiła mnie opisem, a także porównaniem do twórczości Cory Reilly – swoją drogą zostawmy ją w spokoju, bo w tej parze Reilly jest niezastąpiona.

Przede wszystkim zwracałam uwagę na wykreowany świat oraz bohaterów. Zależy mi na tym, by wzbudzali we mnie jakieś emocje – pozytywne lub negatywne. Dziwne jest to, że główna bohaterka wzbudzała te dobre, natomiast Enzo doprowadzał mnie do szału. Zacznę od określenia "diabeł", które na siłę wepchnięte i powtarzane w opisie Enza sprawiało wrażenie kuriozalnego. Dlaczego? Otóż dlatego, że Enzo diabłem nie był i daleko mu do niego nie było. Określenie czy ksywka używana przez innych bohaterów powinna nieść ze sobą definicję, historię lub legendę. Enzo był diabłem, bo tak. I co w związku z tym? A no nic i w tym problem. Nie dowiedziałam się o jego poczynaniach za dużo, a poza tym denerwował mnie nastoletnim zachowaniem, choć już dawno nastolatkiem przestał być. Nie było między nami chemii, tak jak nie było jej między Enzem a Malią. Nie obchodziła mnie ich namiętność, bo relacja zdawała się przezroczysta jak folia.

Malia to postać charakterna, która urodziła się w świecie mafijnym. Znała zasady i wiedziała, kto rozdaje karty. W pewnych aspektach to ona je rozdawała, strzelając z najlepszej broni. Zaciekawiła mnie i zachowaniem i sposobem prowadzenia dialogu. Polubiłam ją od początku, choć nie rozumiałam szybkiej uległości wobec Enza. W każdym razie to nie zmieniło mojego zdania o niej do końca książki.

Nie wynudziłam się na tej powieści, za co jestem wdzięczna fabule i akcji. Bardzo dobrze skonstruowana historia opierała się na kilku zaskakujących wydarzeniach, których nie przybliżę, by nie zaspojlerować fabuły. To bardzo wciągająca książka, którą mogę Wam polecić ze względu na przebieg historii. Nie zakochałam się w Enzie, nie jest on moim mafijnym ulubieńcem i daleko mu do Luci z serii książek Cory Reilly. Zabrakło mi mafii w mafii. Tutaj zostały przedstawione bardziej działania gangsterskiej niż działania mafijne, co za tym idzie postać Enza, który miał się jawić jako szef... Cóż, była nijaka.

Koniec końców to Enzo był dla mnie minusem, ale wszystko inne bardzo mi odpowiadało i jestem zadowolona z lektury tej książki. Jeszcze raz polecam ją Wam z ręką na sercu.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe.

środa, marca 24, 2021

Więzień namiętności

Przebywający w więzieniu były agent służb specjalnych, Thomas Anderson otrzymuje od swojego dawnego szefa propozycję nie do odrzucenia – ułaskawienie w zamian za szpiegowanie milionera, zakulisowo rządzącego polską polityką. By wykonać misję, Thomas wciela się w rolę ochroniarza córki bogacza.

Młoda, ponętna i bardzo niezależna dziewczyna szybko zawraca mu w głowie. U boku ukochanej mężczyzna odkrywa brudne interesy jej ojca, a przy okazji znajduje odpowiedzi na dręczące go od lat pytania dotyczące własnej przeszłości. Tylko czy płomienne uczucie przetrwa, gdy zaczęło się od kłamstwa?


 Polowałam na tę książkę i wyczekiwałam jej. Podejdę do tej recenzji bardziej osobiście niż zwykle, gdyż powieść ta napisana została przez Monikę Magośkę-Suchar, którą uwielbiam. Cieszę się, że mogłam mieć w rękach jej "dziecko". Jest to romans z wątkiem kryminalnym i to niemałym, poprowadzonym bardzo płynnie, niestety czasem chaotycznie. Miałam wrażenie, że w pewnym momencie akcja nieco się rozmyła, a ja przez to zaczęłam nie łapać, co się dzieje. Jednak wróciłam na dobre tory. Relacja bohaterów rozwinęła się dość szybko – co najważniejsze polubiłam Thomasa, chociaż mógłby sobie darować pewne komentarze o kolczyku w intymnym miejscu. Za pierwszym razem wystarczająco dobrze zrozumiałam, że wzmacnia on doznania i nie potrzebowałam powtórek.

Ta ksiażka nie jest niespodzianką. Schemat fabuły odnajduje swoje miejsce w innych powieściach, jednak autorka zaserwowała nam pewien zwrot akcji, którego się nie spodziewałam. Lektura ani na moment nie znudziła mnie i nie zmusiła do odłożenia książki. Może przez to, że jechałam pociągiem, nie oderwałam się od historii. Po przeczytaniu "Więźnia namiętności" poczułam satysfakcję. Podobał mi się humor, który zawarła Suchar, a trzeba przyznać, że jest to humor bardzo dobry. Nie mam wielu obiekcji co do tej książki. Być może zwolniłabym tempo akcji i uspokoiła nieco popędliwą główną bohaterkę, ale koniec końców to była przyjemna lektura, której nie żałuję.

Po przeczytanej "Klątwie przeznaczenia", która wywołała we mnie mieszane uczucia i ledwo łapałam się w tym, co czytam, cieszę się, że "Więzień..." okazał się tak miłym zaskoczeniem. Wartka akcja, nietuzinkowe dialogi i uczucie – naprawdę namiętne – sprawiło, że z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę.


Za egzemplarz dziękuje Wydawnictwu Jaguar

wtorek, marca 09, 2021

PROMOCJA NA KSIĄŻKI MEGAN HART [współpraca]

 


PAMIĘTACIE O AKCJI? NA SWOIM INSTAGRAMIE INFORMOWAŁAM WAS, ŻE HARPERCOLLINS WRAZ Z TANIAKSIAZKA.PL PRZYGOTOWALI ŚWIETNĄ PROMOCJĘ.

KOD: TK5HART

Kod -5% na 3 książki biorące udział w akcji, autorstwa Megan Hart, ważny w terminie 2-31.03.2021 r.

Kod działa tylko po zalogowaniu, każdy użytkownik może skorzystać z niego 1 raz.

 

środa, marca 03, 2021

The Brightest Stars. Pożar zmysłów [recenzja]



Autorka: Anna Todd

Karina w wieku dwudziestu lat wyprowadza się z rodzinnego domu, by zacząć żyć na własny rachunek. Za wszystkie oszczędności kupuje mały domek i znajduje pracę w salonie masażu. Zostawia za sobą trudne dzieciństwo i skomplikowaną relację z ojcem – wymagającym wojskowym. Dziewczyna obiecuje sobie, że nigdy nie zwiąże się z żołnierzem. Los ma jednak inne plany. Kael trafia do niej przypadkiem. Karina od razu odgaduje, że przystojny żołnierz skrywa w sobie cierpienie. Jego mięśnie są boleśnie napięte. Mimo to dziewczyna traci głowę i pozwala się porwać rodzącej się namiętności. Nie wie jeszcze, że przeszłość Kaela jest pełna mrocznych tajemnic, a koszmar wojny podąża za nim krok w krok. Co łączy Kaela z ojcem Kariny – pozbawionym skrupułów tyranem? Komu zaufać, kiedy serce podpowiada jedno, a rozum drugie? Czy Karina zdoła zapomnieć, jak jej skóra płonęła pod dotykiem silnych, żołnierskich dłoni?


Nie było pożaru. Nie było nawet ogniska. Szansa dana Annie Todd przepadła. Sądziłam, że może zmieniła coś w stylu pisania, ale myliłam się. Liczyłam także na lepsze scharakteryzowanie bohaterki i chociaż nie jest ona Tessą, to dalej daleko jej do dobrej postaci.

Karina zamierza zacząć od nowa – bardzo schematyczne podejście i rozpoczęcie książki. Skoro już zaczyna, zostaje wprowadzony główny bohater. A między nimi brak chemii. Na początku byłoby to zrozumiałe, ale do samego końca i przez dwa tomy? Wow, niezła konsekwencja.

Dlaczego w tej książce zabrakło charakteru? Dlaczego bohaterowie byli płascy, przezroczyści, w skutek czego obojętni mi. Nie zależało mi na nich, na tym co robią i jak skończą. Na dodatek denerwowali mnie swoimi poczynaniami. Karina lubi się nad sobą użalać. Wiemy, że przeszła bardzo wiele, a jej ojciec miał wobec niej duże wymagania. Została skrzywdzona i próbuje stanąć na nogi, a to wymaga czasu. Jest to dla mnie zrozumiałe. Jednak ona właśnie... nie bierze życia w swoje ręce. Jest tu pewnego rodzaju stagnacja, która bardzo mi przeszkadzała.

Opis tej książki jest bardzo bujmy i mówi o miłości silnej, ogromnej, jak huragan. To nieprawda. Nie ma tam takiej miłości, a uczucie, którym darzą się postacie, jest blade i nijakie. Nie uwierzyłam w nie.

Tutaj jest tak dużo pytań i za mało odpowiedzi, że bierze mnie frustracja. Autorka zapomniała o szkielecie fabuły. Sama książka napisana jest bardzo szybko, jakby tylko po to, aby została wydana. Nie jestem w stanie wymienić zalet tej powieści, bo ich nie znalazłam. Chyba, że ta jedna... The Brightest Stars jest o wiele krótsze niż After, ale i tak dłużyło się niemiłosiernie. Jeżeli szukacie powieści odrywającej was, łatwej i przyjemnej – to nie będzie to to. Zawiodłam się i nie chciałabym namawiać do tego Was. Nie jestem w stanie polecić tej książki i szczerze powiedziawszy – wolę After.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Znak

poniedziałek, marca 01, 2021

Sprośne listy [recenzja]




Historia miłosna, która rozpoczęła się od przyjaźni między dziewczyną i chłopcem, a rozkwitła, gdy nawiązali kontakt ponownie — jako dorośli ludzie
Griffin Quinn był moim korespondencyjnym powiernikiem z dzieciństwa, angielskim chłopcem, od którego różniło mnie wszystko. Z biegiem lat, wraz z setkami napisanych listów, staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi — dzieliliśmy się najgłębszymi, najmroczniejszymi sekretami i zbudowaliśmy więź, która wydawała się niezniszczalna. Pewnego dnia jednak została zniszczona.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, przyszedł kolejny list. Pełen wyrzutów — gniewu nagromadzonego przez osiem lat. Nie miałam wyboru i w końcu musiałam się przyznać, dlaczego przestałam odpowiadać na korespondencję.
Griffin mi wybaczył i po jakimś czasie udało nam się ożywić relację z lat dziecinnych. Z tym że byliśmy już dorośli i wszystko nabrało rumieńców. Nasze listy szybko stały się niegrzeczne, odkrywaliśmy w nich swoje najdziksze fantazje. Jedynym logicznym wyjściem z sytuacji wydawało się więc przeniesienie znajomości na kolejny poziom i spotkanie twarzą w twarz.
Tyle że Griffin nie chciał się spotkać, bo uznał, że tak będzie dla nas najlepiej. Jednak ja musiałam go zobaczyć, więc wykonałam skok na głęboką wodę i zaczęłam go szukać. Przecież ludzie robili w imię miłości bardziej szalone rzeczy, prawda?
Ale to, czego się dowiedziałam, może zmienić wszystko...



Co to była za książka! Jak zwykle zostałam oczarowana fabułą, jaką stworzył duet Ward i Keeland. Te kobiety potrafią wykreować cudownych bohaterów, którzy zabrali moje serce. Na mojej półce stoi każda z ich książek i jeszcze na żadnej się nie zawiodłam. Ewidentnie obie autorki dopełniają się w historiach, jakie kreują.
Griffin i Luka pisali ze sobą w młodzieńczych latach i wymieniali się listami. Zaufali sobie, zaprzyjaźnili się, ale nigdy się nie poznali. Ona z USA, on z Wielkiej Brytanii – żyli oddaleni od siebie tysiące kilometrów. Jednak potrafili poświęcić sobie czas i zdać relacje z minionych dni.
Pewnego dnia smutne wydarzenie w życiu Luki blokuje ją, a ta nie jest już w stanie pisać listów. Nie wyjaśnia tego. Po prostu zrywa znajomość i zamyka się w szklanej kuli. Nie z własnej woli.

Autorki poruszają ogromnie ważny temat – lęk społeczny. O nim mówi się za mało i za rzadko. Cieszę się, że w książce obyczajowej został on tak dobrze ujęty. Luka zmaga się ze strachem każdego dnia i nie jest w stanie zrobić normalnie zakupów. Jest w trakcie terapii, próbując się pozbierać się po tamtym wydarzeniu i stanąć na nogi. Wie, że by chciała, ale nie potrafi ruszyć do przodu. Zamknięta w domu tworzy bestsellerowe historie pod ciekawym pseudonimem.

Griffin przypomina jej o sobie o ośmiu latach, wysyłając niespodziewany list. Od tego momentu zaczynają na nowo pisać i poznawać się. Ich listy stają się coraz bardziej niegrzeczne, a przy ty bardzo zabawne. I tu pojawia się dobrze znany humor Keeland i Ward. Doceniam dialogi i zabawne żarty. W całą fabułę wplątany jest również terapeuta Luki, który okazuje się dla niej przyjacielem.
To opowieść o miłości, namiętności, o bólu, stracie i sile. Lektura sprawia przyjemność i jednocześnie nakręca do kibicowania głównej bohaterce. Griffin robi wszystko, by pomóc Luce przebrnąć przez lęk, choć jego świat jest dla niej ogromnym wyzwaniem. A kim jest Griffin? Tego nie mogę Wam zdradzić.
Serdecznie polecam tę książkę, którą pochłania się w całości. Zostawia niedosyt – niestety. Jeżeli nie czytaliście żadnej z książek tego duetu, to jest to dobry powód, by zacząć. Sprośne listy wcale nie są aż tak przesiąkniętą erotycznymi scenami powieścią, jakby mogłoby się wydawać. Powiedziałabym, że to dość romantyczna historia dwójki ludzi, którzy w końcu się spotykają, ale mają ze sobą ogromny bagaż doświadczeń.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Editio Red