czwartek, marca 30, 2017

Firstlife. Pierwsze życie... [Recenzja]



Mam tę książkę od kilku dni. Przeczytałam i staram się ułożyć słowa w głowie, by powstała dobra opinia. Tylko trochę mi ciężko.
Tytuł: Firstlife. Pierwsze życie.
Autor: Gena Showalter.
Opis: Żyje się tylko raz? Nie w tym świecie, tutaj prawdziwe życie zaczyna się dopiero po śmierci. Jesteś pełnoletni? A więc pora zdecydować, czy będziesz wyznawać zasady Trojki, czy Miriady. Te dwie frakcje toczą zaciekłą walkę o dusze Niezwerbowanych i prawie nigdy nie grają czysto.
Tenley została naznaczona już w chwili narodzin. Jest obdarzona wielką mocą. I Trojką, i Miriada nie cofną się przed niczym, by ją przeciągnąć na swoją stronę. Wciąż nie zdecydowała, dokąd chce trafić po śmierci, a nie wie, że los przygotował dla niej kilka niemiłych niespodzianek.

Od samego początku mamy do czynienia z okropnym ośrodkiem, w którym przebywają ludzie bez podjętej decyzji, do jakiego miejsca chcą należeć. Tutaj przyszła mi na myśl Niezgodna. Poznajemy zbuntowaną bohaterkę – Ten oraz jej towarzyszy, którzy na początku są zwerbowani do planu, aby przekonać ją, by wybrała daną sferę. Oczywiście będą to niezmiernie przystojni chłopcy, choć jeden na początku was zaskoczy.
Styl pisania autorki nie jest najgorszy. Jednak nie podobają mi się wcięcia takie jak "Osuszam kieliszek i wstaję. No co? Chce mi się pić". Nikogo to nie obchodzi? Nikt się nie zastanawiał, czemu bohaterka osuszyła kieliszek, więc nie rozumiem po co to głupie pytanie "no co". Nie lubię tego w książkach. Opisy są w porządku, akurat to mi nie przeszkadzało. Jednakże dialogi – tutaj średnio jestem zadowolona. Czułam się czasem znudzona wymianą zdań między bohaterami. Nie zawsze. Albo wiem, że autorka zastosowała żart, ale wcale nie był zabawny, choć postać się śmiała. 
Fabuła całej książki nie podobała mi się, chociaż po opisie, myślałam, że będzie lepiej. Nie czuję przekazu autorki. Są akcje, coś się dzieje, ale nie tak, bym była zainteresowana na dłużej. Dlatego nie sięgnęłabym drugi raz po tę książkę. Lecz nie oceniam jej jako złej. Nie jest zła. Nie jest po prostu dla mnie i sądzę, że innym mogłaby się bardziej spodobać. 
Na przykład ja polubiłam Killiana oraz Archera, ale nie przepadam za główną bohaterką. Czytanie jej myśli wydawało mi się nudne i do niczego nie prowadzące, a czasem wręcz irytowało. Nie jest głupia. Jest po prostu denerwująca. 
Podsumowując powiem, że książka nie wejdzie w kanon moich ulubionych powieści, ale nie była najgorsza i nie wyleję na nią kubła nienawiści. Nie. Raczej stwierdzę, że Firslife było "przeciętne". 

Pojawił się nowy szablon. To oznacza też zmiany. Od tej recenzji zamierzam wystawiać gwiazdki. 
Książkę oceniam na 2/5 gwiazdek. 
Dziękuję wydawnictwu Harper Collins za możliwość recenzji.

sobota, marca 25, 2017

Miejsce ciszy. Book House. [Moje refleksje]



W zasadzie nie będzie dzisiaj recenzji. Chciałabym podzielić się z Wami moją refleksją na temat książkowego biznesu. Przeglądając zdjęcia z biblioteczkami w internecie, zaświtał mi w głowie pewien pomysł. Otóż interesującym i przyjemnym miejscem, lokalem, byłaby kawiarnio - herbaciarnia, w której półki zapełniałyby książki. Różnorakie, dla każdego. Na dodatek książkę mogłoby się wymienić. Przynieść jakąś w zamian i wziąć inną. 
Usiąść z dobrą, niedrogą herbatą przy drewnianym stoliku i zapaść w letarg, pochylając się nad stronicami pięknych książek, wypełnionych literami, które czekają, by je przeczytać. Wyobraziłam sobie wręcz Cmentarz Zapomnianych Książek z powieści Zafona – Cień Wiatru. Każda książka ma duszę, nie tylko tego, kto tą książkę napisał, a również tych, którzy tę książkę przeczytali.

Bardzo przyjemnie byłoby wprowadzić w życie choć trochę magii, która jest niezauważalna, bo każdy z nas goni za czasem, nie zwracając uwagi na szczegóły. 

Nie byłabym sobą, gdyby oprócz pomysłu na lokal, nie wpadł mi pomysł na książkę, bo własnie taki schemat, również mogłabym wykorzystać. Nie mam całego zarysu i nie mogę się nim z wami podzielić, ale widzicie mniej więcej, jakby to wyglądało. 

Oczywiście są to tylko moje przemyślenia, którymi chciałam się podzielić. Mam bardzo duża wyobraźnię i widzę każdy szczegół, łącznie z parą, unoszącą się nad filiżankami osób, które spoczywają na miękkich kanapach, czytając. 

Co sądzicie? 

czwartek, marca 23, 2017

Dary Anioła: Miasto kości. [recenzja]


Tytuł: „Miasto kości”.
Autor: Cassandra Clare.
Opis: Nocni Łowcy to Nephilim - rasa pół ludzi, pół aniołów, którą parę wieków temu stworzył Anioł Razjel, łącząc swoją krew z krwią mężczyzn. Przebywają wśród ludzi, strzegąc ich przed złem podróżującym między światami. Ich misją jest utrzymanie pokoju między walczącymi mieszkańcami podziemnego świata, krzyżówkami człowieka i demona - wilkołakami, wampirami, czarodziejami i wróżkami. Łowcy działają w ukryciu, przestrzegając zawsze praw ustanowionych w Szarej Księdze, nadanych im przez Razjela. Wspierają ich tajemniczy Cisi Bracia, rządzący miastem kości, nekropolią pod ulicami Manhattanu, miejscem spoczynku najdzielniejszych obrońców ludzkości. Cisi Braci mają również pieczę nad boskimi przedmiotami powierzonymi przez Anioła Razjela: Mieczem, Lustrem oraz Kielichem. Tak było do chwili, gdy wybucha wojna domowa pod wodzą Valentine'a, buntownika, który zniszczył niemal cały świat Łowców.

Piętnaście lat później w spalonym słońcem Nowym Jorku tętni życie. Tymczasem podziemnym światem wstrząsa wiadomość - Valentine powrócił na czele armii wyklętych! Na domiar złego zniknął Kielich....
Już dawno zapoznałam się z historią Jace’a i Clary. Mam za sobie trzy książki, ale po roku postanowiłam wrócić do tej pary. A przy okazji dodam recenzję.
Lubię książki z wątkiem fantastycznym, a taki tutaj przeważa. Mamy do czynienia z wieloma szczegółami, które są istotne w całej historii, dlatego wszystko warto zapamiętywać. Autorka prowadza nas w magiczny świat, którego śmiertelnicy – na ogół – nie widzą. Oprócz Clary.
Clary jest świadkiem zabójstwa chłopaka przez tajemnicze osoby. Towarzyszy jej przyjaciel, który nie jest niczego świadomy. I tutaj już wiemy, że w tej książce dzieją się magiczne rzeczy.
Podoba mi się to, że akcja jest tak warta, że czytelnik czuje cały czas zaciekawienie. Nie ma, tak zwanej, nudy, która powoduje przysypianie. Tutaj jest zdarzenie za zdarzeniem. Czasem miałam wrażenie, że bohaterowie nie odpoczywają. Ogromnym plusem są dialogi, które przeważanie są zabawne. Ja się uśmiechałam, czytając książkę w pociągu.
Postacie również były bardzo barwne i ciekawe. Ale! Nie podobał mi się wiek Clary, jak dla mnie jest zdecydowanie za młoda w tej książce. Do tej historii pasuje jakaś dwudziestoletnia dziewczyna, a nie piętnastolatka, która wcześniej nie miała do czynienia z żadnymi czarami i światem nierzeczywistym. Do tego mogłabym się przyczepić. Jednakże Clary jest na tyle ciepłą, normalną bohaterką, że polubiłam ją od razu.
Mamy także Jace, który stworzony jest chyba w 60 procentach z sarkazmu i ironii. Lubiłam jego cięte riposty i żarty. A poza tym… W filmie jego rolę gra Jamie Campbell Bower i jestem w nim zakochana, więc wygląd Jace jak najbardziej mi odpowiadał. W mojej głowie był idealny.
Oprócz nich w książce występuje Simon – najlepszy przyjaciel Clary. Da się go lubić, choć czasem irytował mnie swoimi uwagami. Jest też Isabelle i Alec Lightwoodowie, którzy są rodzeństwem. Isabelle to ostra dziewczyna – stała się obiektem westchnień Simona. Natomiast Alec to chłopak o bardzo twardym charakterze, który był w stanie oddać życie za Jace’a. Dlaczego? Nie zdradzę.
Ogólnie książka nie jest górnolotna, ale moim zdaniem jest dobra. To znaczy – nie brakuje w niej logiki, nie widzę irytujących błędów i czy głupoty bohaterów. Wszystko jest raczej wyważone. Moim zdaniem wiele można jeszcze dodać, ale zostawmy to już. Historia sama w sobie jest ciekawą historią, wartą przeczytania. Już wkrótce zabieram się za następne tomy i będę sobie przypominać losy wszystkich bohaterów, bo jestem niecierpliwa. Tęskniłam za nimi.
Dużym plusem Miasta kości jest to, że czyta się go bardzo szybko. Bierzemy książkę i po dwóch dniach odkładamy. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Właśnie takie pozycje lubię. Uwielbiam, jeśli książka nie pozwala mi się od siebie odsunąć.

Gorąco polecam Miasto Kości!

wtorek, marca 14, 2017

Przegląd prasowy #2 [English Matters]


Witajcie! Mam kolejny egzemplarz English Matters, z czego bardzo się cieszę. Nie mogłam znaleźć czasu, aby dodać krótką recenzję na jego temat.

W tym numerze jak zwykle są bardzo ciekawe artykuły. Najbardziej podobają mi się nowe słówka, które znajdujemy przy tekście, co ułatwia nam czytanie. 
Spodobał mi się artykuł "Time to Talk About Time", gdzie dowiedziałam się trochę, jak określać czas. Używać "on time", czy np. "just in time". Własnie tu znajduje się sporo drobnostek, których nie wyciągnę na lekcji. 



Znajdziemy też artykuł "A Pint of Apples" – trochę o jabłkach, cydrze, diecie. Bardzo ciekawy. W tej gazecie znajdują się takie rzeczy, po które ja bym nie sięgała normalnie. Nie szukałabym informacji o nich, jeśli rozumiecie o co mi chodzi. 

Znajdziemy też artykuły o nauce, czy o podróżach. A na końcu podsumowanie tego, czego mogliśmy się nauczyć po przeczytaniu English Matters.

Za wydanie dziękuję wydawnictwu Colorful Media.

środa, marca 08, 2017

gust a dobra książka


Z tym problemem spotykamy się od dawna. Czytając książki, oglądając filmy. Często w dyskusjach używamy słów "o gustach się nie dyskutuje" lub "to mój gust, nie twój". I okej, zgadzam się z tym, jak najbardziej.
Jednakże mylenie pojęć jest już na porządku dziennym. Chcę powiedzieć, że to, co mi się podoba, niekoniecznie musi być dobre. 

Na przykład: lubię Pięćdziesiąt Twarzy Greya, ale doskonale wiemy, że nie jest to dobra książka, co możemy obronić argumentami, wyciągając błędy, brak logiki i tym podobne.

Tak samo jest z wieloma innymi książkami, czy filmami.
Ludzie zasłaniają się gustem.

podoba mi się NIERÓWNA SIĘ to jest dobre/dobrze wykonane
kolejny przykład?
"lubię palić papierosy, podoba mi się to", a czy to jest dobre? nie.

Nikomu nie narzucam tego, co ma mu się podobać, czy też nie. Oczywiście, zawsze znajdą się obrońcy, którzy napiszą "a kto ustala, co jest dobre, a co nie?". Ten argument odpada. Są przyjęte normy i zasady. W książkach mamy do czynienia ze stylem pisania, z logiką, bo zdania powinny mieć logiczny sens, fabuła powinna się kleić itp. Mogę tak wymieniać.
Chcę udowodnić Wam, że gust to nie jest ocena, jeśli chodzi o dobre/złe. Na to składają się inne zależności, które od lat są wpisane w kanon.

sobota, marca 04, 2017

"Chłopak, który chciał zacząć od nowa". Zostałam skuszona.

Znalezione obrazy dla zapytania chłopak który chciał zacząc od nowa

Tytuł: „Chłopak, który chciał zacząć od nowa”.
Autor: Kirsty Moseley.
Opis: Poznali się w nocnym klubie. Jamie chce zmienić swoje życie i zerwać z kryminalną przeszłością. Nie potrzebuje komplikacji i nie szuka problemów. Ellie kończy szkołę, niedawno rozstała się z chłopakiem. Chce być wolna. Nie sądziła, że tego wieczoru spotka nieziemskiego przystojniaka, któremu nie sposób się oprzeć. Ellie i Jamie zakochują się w sobie do szaleństwa.
Nie oczekiwałam wiele, biorąc do ręki książkę „Chłopak, który chciał zacząć od nowa”. Nie czytałam wcześniej innego utworu tej autorki, jednak wiedziałam, że jest to lektura skierowana do młodzieży.
Moją uwagę przyciągnął opis, który mnie zachęcił i zaciekawił. Nie dziwmy się, jestem w takim wieku, że lubię czytać książki o złych chłopcach, tak samo jak je pisać. Dlatego z chęcią rozpoczęłam przygodę z tą pozycją. Wątek Jamiego mi się podobał, pewna tajemnica, akcja.
Muszę jednak przyznać, że autorka często zmieniała zdania. Wiele faktów było sprzecznych ze sobą. Raz mówiła, że Jamie nie chce się umawiać, a w następnym rozdziale już zaczynał mieć obsesję na punkcie dziewczyny. Tak samo było z Ellie, która podobno nie lubiła pić, a alkoholu źle na nią wpływał, po czym na kolejnych imprezach nie miała z tym problemu. Pamiętam też taki moment, gdy siostra Ellie zadała jej pytanie, po czym bohaterka wdała się w rozmyślenia i… rozdział się zakończył, a my nigdy nie poznaliśmy odpowiedzi.
Co mi się podobało? To, że cały czas była jakaś akcja.
Z drugiej strony wiele rozdziałów skupiało się tylko na seksie, ale tak nudnym, że już nie czytałam, a przewijałam kartki, bo opisy zdawały się zlewać w jeden i ten sam. Wydaje mi się, że autorce zabrakło weny na wyobrażenia sobie takich scen.
Bohaterowie w tej książce są źli i dobrze. Nie ma nic pomiędzy. Chodzi o to, że „Chłopak, który chciał zacząć od nowa” wygląda jakby była to książka nieskończona, niepoprawiona, niedopracowana. Co mnie dziwi. Ale są plusy, bo mnie akurat wciągnęła i bardzo szybko ją przeczytałam, więc nie nudzi czytelnika. Tutaj fabuła była ciekawa, na tyle, bym nie zastanawiała się o co chodzi, jak w przypadku Ugly Love czy Losing Hope.
Niestety Ellie i Jamie jako para mnie drażnili. Byli przesłodzeni, czasem wręcz tandetni. Lubiłam ich, ale w pewnych chwilach, irytacja brała górę i już nie mogłam z nimi wytrzymać. Ci bohaterowie są raczej płytcy, chociaż Jamie bardziej zabłysnął w tej książce i to jest kolejny plus dla niego. Polubiłam tego chłopaka. Kilkakrotnie udało mi się wzruszyć przez jego trudną przeszłość i to co przeżył. Nie zasłużył.
Czy polecam? Tak, bo książka stanowi dobrą rozrywkę na czas nudy. Możną ją przeczytać i o niej zapomnieć, bo zostawi za wiele do przemyślenia. Ale podobała mi się jako taka luźna lektura na wolną chwilę i jestem zadowolona, że ją przeczytałam.
Dziękuję wydawnictwu HarperCollins, które umożliwiło mi zrecenzowanie tej oto książki.
A wy już po lekturze? Czy może zamierzacie ją dopiero przeczytać? Jakie jest wasze zdanie?

czwartek, marca 30, 2017

Firstlife. Pierwsze życie... [Recenzja]



Mam tę książkę od kilku dni. Przeczytałam i staram się ułożyć słowa w głowie, by powstała dobra opinia. Tylko trochę mi ciężko.
Tytuł: Firstlife. Pierwsze życie.
Autor: Gena Showalter.
Opis: Żyje się tylko raz? Nie w tym świecie, tutaj prawdziwe życie zaczyna się dopiero po śmierci. Jesteś pełnoletni? A więc pora zdecydować, czy będziesz wyznawać zasady Trojki, czy Miriady. Te dwie frakcje toczą zaciekłą walkę o dusze Niezwerbowanych i prawie nigdy nie grają czysto.
Tenley została naznaczona już w chwili narodzin. Jest obdarzona wielką mocą. I Trojką, i Miriada nie cofną się przed niczym, by ją przeciągnąć na swoją stronę. Wciąż nie zdecydowała, dokąd chce trafić po śmierci, a nie wie, że los przygotował dla niej kilka niemiłych niespodzianek.

Od samego początku mamy do czynienia z okropnym ośrodkiem, w którym przebywają ludzie bez podjętej decyzji, do jakiego miejsca chcą należeć. Tutaj przyszła mi na myśl Niezgodna. Poznajemy zbuntowaną bohaterkę – Ten oraz jej towarzyszy, którzy na początku są zwerbowani do planu, aby przekonać ją, by wybrała daną sferę. Oczywiście będą to niezmiernie przystojni chłopcy, choć jeden na początku was zaskoczy.
Styl pisania autorki nie jest najgorszy. Jednak nie podobają mi się wcięcia takie jak "Osuszam kieliszek i wstaję. No co? Chce mi się pić". Nikogo to nie obchodzi? Nikt się nie zastanawiał, czemu bohaterka osuszyła kieliszek, więc nie rozumiem po co to głupie pytanie "no co". Nie lubię tego w książkach. Opisy są w porządku, akurat to mi nie przeszkadzało. Jednakże dialogi – tutaj średnio jestem zadowolona. Czułam się czasem znudzona wymianą zdań między bohaterami. Nie zawsze. Albo wiem, że autorka zastosowała żart, ale wcale nie był zabawny, choć postać się śmiała. 
Fabuła całej książki nie podobała mi się, chociaż po opisie, myślałam, że będzie lepiej. Nie czuję przekazu autorki. Są akcje, coś się dzieje, ale nie tak, bym była zainteresowana na dłużej. Dlatego nie sięgnęłabym drugi raz po tę książkę. Lecz nie oceniam jej jako złej. Nie jest zła. Nie jest po prostu dla mnie i sądzę, że innym mogłaby się bardziej spodobać. 
Na przykład ja polubiłam Killiana oraz Archera, ale nie przepadam za główną bohaterką. Czytanie jej myśli wydawało mi się nudne i do niczego nie prowadzące, a czasem wręcz irytowało. Nie jest głupia. Jest po prostu denerwująca. 
Podsumowując powiem, że książka nie wejdzie w kanon moich ulubionych powieści, ale nie była najgorsza i nie wyleję na nią kubła nienawiści. Nie. Raczej stwierdzę, że Firslife było "przeciętne". 

Pojawił się nowy szablon. To oznacza też zmiany. Od tej recenzji zamierzam wystawiać gwiazdki. 
Książkę oceniam na 2/5 gwiazdek. 
Dziękuję wydawnictwu Harper Collins za możliwość recenzji.

sobota, marca 25, 2017

Miejsce ciszy. Book House. [Moje refleksje]



W zasadzie nie będzie dzisiaj recenzji. Chciałabym podzielić się z Wami moją refleksją na temat książkowego biznesu. Przeglądając zdjęcia z biblioteczkami w internecie, zaświtał mi w głowie pewien pomysł. Otóż interesującym i przyjemnym miejscem, lokalem, byłaby kawiarnio - herbaciarnia, w której półki zapełniałyby książki. Różnorakie, dla każdego. Na dodatek książkę mogłoby się wymienić. Przynieść jakąś w zamian i wziąć inną. 
Usiąść z dobrą, niedrogą herbatą przy drewnianym stoliku i zapaść w letarg, pochylając się nad stronicami pięknych książek, wypełnionych literami, które czekają, by je przeczytać. Wyobraziłam sobie wręcz Cmentarz Zapomnianych Książek z powieści Zafona – Cień Wiatru. Każda książka ma duszę, nie tylko tego, kto tą książkę napisał, a również tych, którzy tę książkę przeczytali.

Bardzo przyjemnie byłoby wprowadzić w życie choć trochę magii, która jest niezauważalna, bo każdy z nas goni za czasem, nie zwracając uwagi na szczegóły. 

Nie byłabym sobą, gdyby oprócz pomysłu na lokal, nie wpadł mi pomysł na książkę, bo własnie taki schemat, również mogłabym wykorzystać. Nie mam całego zarysu i nie mogę się nim z wami podzielić, ale widzicie mniej więcej, jakby to wyglądało. 

Oczywiście są to tylko moje przemyślenia, którymi chciałam się podzielić. Mam bardzo duża wyobraźnię i widzę każdy szczegół, łącznie z parą, unoszącą się nad filiżankami osób, które spoczywają na miękkich kanapach, czytając. 

Co sądzicie? 

czwartek, marca 23, 2017

Dary Anioła: Miasto kości. [recenzja]


Tytuł: „Miasto kości”.
Autor: Cassandra Clare.
Opis: Nocni Łowcy to Nephilim - rasa pół ludzi, pół aniołów, którą parę wieków temu stworzył Anioł Razjel, łącząc swoją krew z krwią mężczyzn. Przebywają wśród ludzi, strzegąc ich przed złem podróżującym między światami. Ich misją jest utrzymanie pokoju między walczącymi mieszkańcami podziemnego świata, krzyżówkami człowieka i demona - wilkołakami, wampirami, czarodziejami i wróżkami. Łowcy działają w ukryciu, przestrzegając zawsze praw ustanowionych w Szarej Księdze, nadanych im przez Razjela. Wspierają ich tajemniczy Cisi Bracia, rządzący miastem kości, nekropolią pod ulicami Manhattanu, miejscem spoczynku najdzielniejszych obrońców ludzkości. Cisi Braci mają również pieczę nad boskimi przedmiotami powierzonymi przez Anioła Razjela: Mieczem, Lustrem oraz Kielichem. Tak było do chwili, gdy wybucha wojna domowa pod wodzą Valentine'a, buntownika, który zniszczył niemal cały świat Łowców.

Piętnaście lat później w spalonym słońcem Nowym Jorku tętni życie. Tymczasem podziemnym światem wstrząsa wiadomość - Valentine powrócił na czele armii wyklętych! Na domiar złego zniknął Kielich....
Już dawno zapoznałam się z historią Jace’a i Clary. Mam za sobie trzy książki, ale po roku postanowiłam wrócić do tej pary. A przy okazji dodam recenzję.
Lubię książki z wątkiem fantastycznym, a taki tutaj przeważa. Mamy do czynienia z wieloma szczegółami, które są istotne w całej historii, dlatego wszystko warto zapamiętywać. Autorka prowadza nas w magiczny świat, którego śmiertelnicy – na ogół – nie widzą. Oprócz Clary.
Clary jest świadkiem zabójstwa chłopaka przez tajemnicze osoby. Towarzyszy jej przyjaciel, który nie jest niczego świadomy. I tutaj już wiemy, że w tej książce dzieją się magiczne rzeczy.
Podoba mi się to, że akcja jest tak warta, że czytelnik czuje cały czas zaciekawienie. Nie ma, tak zwanej, nudy, która powoduje przysypianie. Tutaj jest zdarzenie za zdarzeniem. Czasem miałam wrażenie, że bohaterowie nie odpoczywają. Ogromnym plusem są dialogi, które przeważanie są zabawne. Ja się uśmiechałam, czytając książkę w pociągu.
Postacie również były bardzo barwne i ciekawe. Ale! Nie podobał mi się wiek Clary, jak dla mnie jest zdecydowanie za młoda w tej książce. Do tej historii pasuje jakaś dwudziestoletnia dziewczyna, a nie piętnastolatka, która wcześniej nie miała do czynienia z żadnymi czarami i światem nierzeczywistym. Do tego mogłabym się przyczepić. Jednakże Clary jest na tyle ciepłą, normalną bohaterką, że polubiłam ją od razu.
Mamy także Jace, który stworzony jest chyba w 60 procentach z sarkazmu i ironii. Lubiłam jego cięte riposty i żarty. A poza tym… W filmie jego rolę gra Jamie Campbell Bower i jestem w nim zakochana, więc wygląd Jace jak najbardziej mi odpowiadał. W mojej głowie był idealny.
Oprócz nich w książce występuje Simon – najlepszy przyjaciel Clary. Da się go lubić, choć czasem irytował mnie swoimi uwagami. Jest też Isabelle i Alec Lightwoodowie, którzy są rodzeństwem. Isabelle to ostra dziewczyna – stała się obiektem westchnień Simona. Natomiast Alec to chłopak o bardzo twardym charakterze, który był w stanie oddać życie za Jace’a. Dlaczego? Nie zdradzę.
Ogólnie książka nie jest górnolotna, ale moim zdaniem jest dobra. To znaczy – nie brakuje w niej logiki, nie widzę irytujących błędów i czy głupoty bohaterów. Wszystko jest raczej wyważone. Moim zdaniem wiele można jeszcze dodać, ale zostawmy to już. Historia sama w sobie jest ciekawą historią, wartą przeczytania. Już wkrótce zabieram się za następne tomy i będę sobie przypominać losy wszystkich bohaterów, bo jestem niecierpliwa. Tęskniłam za nimi.
Dużym plusem Miasta kości jest to, że czyta się go bardzo szybko. Bierzemy książkę i po dwóch dniach odkładamy. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Właśnie takie pozycje lubię. Uwielbiam, jeśli książka nie pozwala mi się od siebie odsunąć.

Gorąco polecam Miasto Kości!

wtorek, marca 14, 2017

Przegląd prasowy #2 [English Matters]


Witajcie! Mam kolejny egzemplarz English Matters, z czego bardzo się cieszę. Nie mogłam znaleźć czasu, aby dodać krótką recenzję na jego temat.

W tym numerze jak zwykle są bardzo ciekawe artykuły. Najbardziej podobają mi się nowe słówka, które znajdujemy przy tekście, co ułatwia nam czytanie. 
Spodobał mi się artykuł "Time to Talk About Time", gdzie dowiedziałam się trochę, jak określać czas. Używać "on time", czy np. "just in time". Własnie tu znajduje się sporo drobnostek, których nie wyciągnę na lekcji. 



Znajdziemy też artykuł "A Pint of Apples" – trochę o jabłkach, cydrze, diecie. Bardzo ciekawy. W tej gazecie znajdują się takie rzeczy, po które ja bym nie sięgała normalnie. Nie szukałabym informacji o nich, jeśli rozumiecie o co mi chodzi. 

Znajdziemy też artykuły o nauce, czy o podróżach. A na końcu podsumowanie tego, czego mogliśmy się nauczyć po przeczytaniu English Matters.

Za wydanie dziękuję wydawnictwu Colorful Media.

środa, marca 08, 2017

gust a dobra książka


Z tym problemem spotykamy się od dawna. Czytając książki, oglądając filmy. Często w dyskusjach używamy słów "o gustach się nie dyskutuje" lub "to mój gust, nie twój". I okej, zgadzam się z tym, jak najbardziej.
Jednakże mylenie pojęć jest już na porządku dziennym. Chcę powiedzieć, że to, co mi się podoba, niekoniecznie musi być dobre. 

Na przykład: lubię Pięćdziesiąt Twarzy Greya, ale doskonale wiemy, że nie jest to dobra książka, co możemy obronić argumentami, wyciągając błędy, brak logiki i tym podobne.

Tak samo jest z wieloma innymi książkami, czy filmami.
Ludzie zasłaniają się gustem.

podoba mi się NIERÓWNA SIĘ to jest dobre/dobrze wykonane
kolejny przykład?
"lubię palić papierosy, podoba mi się to", a czy to jest dobre? nie.

Nikomu nie narzucam tego, co ma mu się podobać, czy też nie. Oczywiście, zawsze znajdą się obrońcy, którzy napiszą "a kto ustala, co jest dobre, a co nie?". Ten argument odpada. Są przyjęte normy i zasady. W książkach mamy do czynienia ze stylem pisania, z logiką, bo zdania powinny mieć logiczny sens, fabuła powinna się kleić itp. Mogę tak wymieniać.
Chcę udowodnić Wam, że gust to nie jest ocena, jeśli chodzi o dobre/złe. Na to składają się inne zależności, które od lat są wpisane w kanon.

sobota, marca 04, 2017

"Chłopak, który chciał zacząć od nowa". Zostałam skuszona.

Znalezione obrazy dla zapytania chłopak który chciał zacząc od nowa

Tytuł: „Chłopak, który chciał zacząć od nowa”.
Autor: Kirsty Moseley.
Opis: Poznali się w nocnym klubie. Jamie chce zmienić swoje życie i zerwać z kryminalną przeszłością. Nie potrzebuje komplikacji i nie szuka problemów. Ellie kończy szkołę, niedawno rozstała się z chłopakiem. Chce być wolna. Nie sądziła, że tego wieczoru spotka nieziemskiego przystojniaka, któremu nie sposób się oprzeć. Ellie i Jamie zakochują się w sobie do szaleństwa.
Nie oczekiwałam wiele, biorąc do ręki książkę „Chłopak, który chciał zacząć od nowa”. Nie czytałam wcześniej innego utworu tej autorki, jednak wiedziałam, że jest to lektura skierowana do młodzieży.
Moją uwagę przyciągnął opis, który mnie zachęcił i zaciekawił. Nie dziwmy się, jestem w takim wieku, że lubię czytać książki o złych chłopcach, tak samo jak je pisać. Dlatego z chęcią rozpoczęłam przygodę z tą pozycją. Wątek Jamiego mi się podobał, pewna tajemnica, akcja.
Muszę jednak przyznać, że autorka często zmieniała zdania. Wiele faktów było sprzecznych ze sobą. Raz mówiła, że Jamie nie chce się umawiać, a w następnym rozdziale już zaczynał mieć obsesję na punkcie dziewczyny. Tak samo było z Ellie, która podobno nie lubiła pić, a alkoholu źle na nią wpływał, po czym na kolejnych imprezach nie miała z tym problemu. Pamiętam też taki moment, gdy siostra Ellie zadała jej pytanie, po czym bohaterka wdała się w rozmyślenia i… rozdział się zakończył, a my nigdy nie poznaliśmy odpowiedzi.
Co mi się podobało? To, że cały czas była jakaś akcja.
Z drugiej strony wiele rozdziałów skupiało się tylko na seksie, ale tak nudnym, że już nie czytałam, a przewijałam kartki, bo opisy zdawały się zlewać w jeden i ten sam. Wydaje mi się, że autorce zabrakło weny na wyobrażenia sobie takich scen.
Bohaterowie w tej książce są źli i dobrze. Nie ma nic pomiędzy. Chodzi o to, że „Chłopak, który chciał zacząć od nowa” wygląda jakby była to książka nieskończona, niepoprawiona, niedopracowana. Co mnie dziwi. Ale są plusy, bo mnie akurat wciągnęła i bardzo szybko ją przeczytałam, więc nie nudzi czytelnika. Tutaj fabuła była ciekawa, na tyle, bym nie zastanawiała się o co chodzi, jak w przypadku Ugly Love czy Losing Hope.
Niestety Ellie i Jamie jako para mnie drażnili. Byli przesłodzeni, czasem wręcz tandetni. Lubiłam ich, ale w pewnych chwilach, irytacja brała górę i już nie mogłam z nimi wytrzymać. Ci bohaterowie są raczej płytcy, chociaż Jamie bardziej zabłysnął w tej książce i to jest kolejny plus dla niego. Polubiłam tego chłopaka. Kilkakrotnie udało mi się wzruszyć przez jego trudną przeszłość i to co przeżył. Nie zasłużył.
Czy polecam? Tak, bo książka stanowi dobrą rozrywkę na czas nudy. Możną ją przeczytać i o niej zapomnieć, bo zostawi za wiele do przemyślenia. Ale podobała mi się jako taka luźna lektura na wolną chwilę i jestem zadowolona, że ją przeczytałam.
Dziękuję wydawnictwu HarperCollins, które umożliwiło mi zrecenzowanie tej oto książki.
A wy już po lekturze? Czy może zamierzacie ją dopiero przeczytać? Jakie jest wasze zdanie?