wtorek, września 22, 2020

Wydech [recenzja]

Autor: Kamila Mikołajczyk

Kiedy miłość przynosi ból...

Lena zdaje sobie sprawę z tego, że temperatura jej uczuć do Adama dawno wykroczyła poza skalę przewidzianą dla zawodowych relacji między podwładną a szefem. On także to wie, jak również to, że sam czuje do dziewczyny o wiele więcej, niżby sobie życzył. Dwoje ludzi — młodych, pięknych, zakochanych w sobie nawzajem. Mogłoby się wydawać, że to miłość jak ze snu... Ale rzeczywistość to nie sen. W życiu Leny jest przecież Paweł, którego też darzy uczuciem — sama do końca nie wie jakim, jednak z pewnością zbyt silnym, by można było łatwo o nim zapomnieć — i który, tak jak Adam, jest przystojny, opiekuńczy, czuły i w niej zakochany. A do tego zazdrosny. Bardzo zazdrosny. Sytuacja staje się coraz bardziej napięta i zmierza ku nieuniknionemu. Co zrobi Lena? I czy przypadkiem jej decyzja nie przyniesie wszystkim więcej bólu niż ulgi? Jedno jest pewne — nikt z tej uczuciowej kraksy nie wyjdzie bez szwanku.
Nie zaznam upragnionego spokoju, dopóki nie podejmę właściwej decyzji.
Nie podejmę właściwej decyzji, dopóki nie zaakceptuję własnych uczuć.
Nie zaakceptuję własnych uczyć, dopóki nie zdołam ich zrozumieć, a nie dokonam tego, jeśli dalej będę żyć w kłamstwie.


Po przeczytaniu pierwszego tomu wprost nie mogłam się doczekać, aż wydawnictwo oferuje nam dalsze części Leny i Adama. Z niecierpliwością czekałam na kontynuację i doczekałam się. Powieść miałam okazję przeczytać już kilka miesięcy temu.
W drugim tomie autorka wcale nie zwalnia tempa. Oferuje nam jeszcze więcej wzlotów i upadków, jeszcze więcej zawirowań i emocji. Bohaterowie emanują uczuciami, z którymi nie mogą sobie poradzić. Lena jest na rozdrożu, bo nie potrafi wybrać, a w jej głowie jest ogromny mętlik. Z jednej strony jej chłopak, z którym miała dość ułożone życie, a z drugiej Adam, który pojawił się tak nagle i wszystko powywracał.
Lena ma momenty, kiedy doprowadza czytelnika do szewskiej pasji, swoim niezdecydowaniem, ale po części ją rozumiem. Boi się. Boi się zmian, konsekwencji, prawdy. Musi zmierzyć się z Pawłem i z Adamem, a obaj nie odpuszczą.
Na dodatek wciąż towarzyszy jej koszmar przeszłości, nie zapomina o tym i o swojej traumie. Przechodzi trudne chwile, ale to właśnie Adam wspiera ją najbardziej. Jestem w jego teamie i się tego nie wstydzę. Od pierwszego tomu kibicuję tej parze.
Jestem szczerze zaskoczona humorem, jaki panuje w tej książce. Kamila Mikołajczyk serwuje nam żarty, docinki, riposty i wiele z nich wychodzi z ust starszej kobiety, która jest przyjaciółką Leny. Jestem bardzo, bardzo zadowolona z całej fabuły, choć końcówka to... UGH. Tak, czułam się jakbym dostała kamieniem w łeb. Przez to nie mogę się doczekać trzeciego tomu i mam nadzieję, że niedługo znajdzie się w moich rękach.
Jest to historia zawiła, czasem przewidywalna, czasem przekorna. Opowiada o uczuciach, które przydarzają się znienacka i często nie jesteśmy w stanie nad nimi zapanować. Lena nie wie czego chce, ale to nie jest takie łatwe. Jest młoda, zawsze miała spokojne życie i aż tyle się u niej nie działo. Myślę, że jest osobą wrażliwą, która ma problem z decyzyjnością i mam dystans do jej niezdecydowania.
Z całego serca polecam wam drugi tom tej serii. Jest wciągająca, świetnie napisana i trzyma w napięciu – ależ szablonowo to napisałam, ale co mam zrobić, gdy tak jest? Naprawdę!

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Editio Red

poniedziałek, września 21, 2020

Patron [recenzja]



 Miłość do prawa. Prawo do miłości.

Gdy Felicia Andrews przekroczyła próg renomowanej firmy prawniczej Köster & Thompson, poczuła, że właśnie spełniają się jej marzenia. Od zawsze chciała być świetną prawniczką, a teraz, tuż po studiach, rozpoczynała pracę w jednej z najlepszych kancelarii w mieście. Nie wiedziała jeszcze, że to początek przygody, która odmieni jej życie. I to nie tylko zawodowe...

Thomas Köster tym bardziej nie przypuszczał, że szara myszka, którą właśnie zatrudnił, wniesie do jego świata tyle zmian. Zarówno na polu profesjonalnym, jak i zupełnie prywatnym. Relacje między Thomasem i Felicią bardzo szybko przeistoczą się z oficjalnych w... no właśnie, w co ostatecznie przemieni się ta znajomość? W przyjaźń, miłość, a może tylko w niezdrową fascynację? Pewne jest jedno. Najbliższe lata obojgu przyniosą szaloną huśtawkę emocji - wzloty, upadki, nadzieje, rozczarowania, smutek i radość.

Czy w końcu odnajdą upragnione szczęście? Tego ani bohaterowie, ani czytelnicy nie będą pewni do samego końca.


Opis streszcza nam większość książki, dlatego nie wiem, czy powinnam przybliżać Wam fabułę. Skupię się na wadach i zaletach oraz stylu pisania autorki. Zaznaczę, że książka jest polskim romansem z zagranicznymi postaciami.
Gdy zabrałam się za "Patrona" nie oczekiwałam nie wiadomo czego. Cóż, po tylu romansach ciężko się spodziewać, że coś mnie zaskoczy. Przede wszystkim chciałam spędzić dobry czas, z wciągającą powieścią.
Wpadłam w świat prawa i szczerze na początku nie miałam pojęcia, w jakim kraju się znajduję. W sumie do teraz mam z tym problem i nie podam Wam miejsca akcji, bo nie pamiętam. Dla mnie fabuła mogła odgrywać się wszędzie i nie miało to większego znaczenia. To jest ten pierwszy minus. Jeżeli stawiamy na fabułę za granicą, bo tak bardzo nie chcemy w Polsce, co rozumiem, bo sama tak robię, to jednak warto podkreślić atuty miejsca akcji, zaaranżować je dla czytelnika. Zabrakło mi klimatu kraju, w którym mieszkali bohaterowie.
Autorka przedstawiła Thomasa i Felicię jako osoby z temperamentem. Właśnie ich charaktery są dużą zaletą powieści. Zgrzyty, docinki, riposty są na porządku dziennym i trafiają w mój humor. Bawiłam się dobrze przy dialogach. Uważam, że postacie są dość ciekawie wykreowane, mają rozbudowaną przeszłość, ale kurczę, tych przemyśleń w ich głowach było trochę za dużo.
Fabularnie książka jest wciągająca i nie nudziłam się ani trochę. Autorka postawiła na rozciągnięcie akcji i kulminację prawie pod sam koniec książki. Mimo to nie miałam ochoty odłożyć "Patrona" z niecierpliwości, wręcz przeciwnie – pochłonęłam go, by poznać rozwiązanie wszystkich problemów Thomasa i Felicii. Bo musicie wiedzieć, że ich związek do łatwych nie należy i nie wiem, czy powinien być w ogóle określany jako związek. Jest to relacja skomplikowana i specyficzna, w której bohaterowie nie potrafią się odnaleźć przez długi czas. Krążą wokół tego tematu niezdecydowany i gdy Felicia jest już gotowa, Thomas jak zwykle unika szczerej rozmowy.
Chciałabym poruszyć kwestię stylu pisania autorki. Jest na początku swojej drogi pisarskiej, wiem, że tworzy na Wattpadzie od kilku lat, gdzie może szkolić swój warsztat. W "Patronie" widać pewne niedociągnięcia, błędy stylistyczne, a także początek książki jest nudny i uważam, że nie warto zaczynać od opisu pogody. Nie zachęca to do czytania dalej. Generalnie jestem zadowolona i te mankamenty nie wpływają na moją ocenę, bo wiem, że każdy uczy się na błędach.
Jednak nie mogłabym nie wspomnieć o tym, że jedna ze scen w książce jest prawie dokładnym opisem sceny z pewnego odcinka serialu Magdy M. Serial również o prawnikach, ale to nie powinno mieć znaczenia i nie rozumiem, czemu autorka aż tak zainspirowała się scenariuszem. Ciężko tu o stwierdzenie "podobieństwo", nie, te sceny są prawie identyczne.
Podsumowując wszystko polecam wam "Patrona", którego czyta się szybko i jest przyjemną lekturą na wieczór pod ciepłym kocem. Jeżeli oczekujecie erotyku, to zupełnie nie ta książka. :) Jestem zadowolona i mam nadzieję, że zachęciłam Was do tej powieści.


Za możliwość recenzji dziękuję wydawnictwu Editio Red

czwartek, września 10, 2020

Siedmiu mężów Evelyn Hugo [recenzja]



Autorka: Taylor Jenkins Reid

To spotkanie zmieni życie Monique. Młoda dziennikarka dostaje propozycję przeprowadzenia wywiadu z Evelyn Hugo – aktorką, która ma za sobą imponującą karierę w Hollywood. Warunek jest jeden: ta rozmowa nie może zostać opublikowana przed śmiercią artystki. Evelyn opowiada o tym, jak wyrwała się z biedy i trafiła do wymarzonego świata kina. Sława, pieniądze, skandale i blask reflektorów… W Hollywood nikt nie jest bez grzechu. Dlaczego Evelyn ma za sobą aż siedem małżeństw? Kogo kochała naprawdę? Jej życie kryje tajemnice, które nigdy nie powinny trafić na pierwsze strony gazet.

Lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów Marilyn Monroe i Audrey Hepburn! Gdyby Evelyn Hugo istniała naprawdę, byłaby ich najlepszą przyjaciółką albo… największą konkurentką.


Co to była za niesamowita książka. Bardzo żałuję, że tak długo z nią zwlekałam. Po zakupie trochę odczekała swoje na parapecie, a przecież tyle osób mi ją polecało. To powieść, którą czyta się jednym tchem. Jest tak dobra, tak niedoceniona...

Historia dzieje się na płaszczyźnie dwóch perspektyw. Jedną prowadzi Monica, dziennikarka, która ma za zadanie przeprowadzić wywiad z Evelyn Hugo – zjawiskową, piękną, nagradzaną aktorką pokroju Marlyn Monroe. Drugą zaś opowiada Evelyn, streszczając nam swoją historię. Na pierwszym spotkaniu z Monica stawia sprawę jasno i uprzedza, że nie da wywiadu. Chce, by Monica opisała jej życie i wydała jej biografię.

Fabuła książki zabiera nas w złote czasy ery Hollywood, gdy aktorstwo opierało się na trochę innych zasadach. Do celu nie dążyło się tylko przez castingi. Czasem cena była bardzo wysoka i bolesna, zostawiająca ślad w człowieku. Jednak Evelyn Hugo potrafiła wyzbyć się uczuć i przestała żałować. Brała, co chciała. Sięgała po gwiazdy, które wkrótce zaczęły dla niej świecić. Mimo to jej historia nie jest piękna i usłana różami. Wiele tam bolesnych fragmentów i momentów, które robiły moje serce na kawałeczki. Czytałam zapłakana, zdenerwowana, ale na tyle wciągnięta w fabułę, że nie byłam w stanie odłożyć książki na bok. Autorka stworzyła powieść zaskakującą pod wieloma względami. Pewnych elementów w ogóle się nie spodziewałam, a gdy zostały mi zaserwowane, wiedziałam, że nic innego by nie pasowało. Jestem pod ogromnym wrażeniem wyczucia autorki. Miałam wrażenie, że jej bohaterowie żyli własnym życiem.

Mężowie Evelyn – przecież było ich siedmiu – to spectrum różnorodnych charakterów. Każdy z nich był innych, wyróżniający się. Ale którego naprawdę kochała? Wszystkich? Żadnego? Czy potrafiła kochać? Była kobietą wyzwoloną, stanowczą i hipokrytką. Jak wiele była w stanie poświęcić, by zyskać sukces?

Tak wiele pytań ciśnie nam się na usta, gdy czytamy kolejne rozdziały. Tę powieść trzeba przeczytać od razu, ona nie pozwala na przerwy. Jest uzależniająca, jak uzależniająca jest Evelyn Hugo. Zwodzi, prowadzi w ciemne korytarze i czasem pokazuje półprawdę, a czasem karmi nas kłamstwem. Wspaniała książka, którą polecam każdemu – nawet fanom thrillerów, bo również coś dla siebie znajdziecie.

Ludziom wydaje się, że intymność dotyczy wyłącznie strefy seksu.

Intymność to mówienie prawdy.

Taylor Jenkis Reid zdobyła mnie swoją twórczością i po resztę jej książek również muszę sięgnąć. Z czystym sercem polecam tę powieść. Zostanie ze mną na bardzo długo i może, kto wie, kiedyś otworzę ją po raz kolejny.

wtorek, września 22, 2020

Wydech [recenzja]

Autor: Kamila Mikołajczyk

Kiedy miłość przynosi ból...

Lena zdaje sobie sprawę z tego, że temperatura jej uczuć do Adama dawno wykroczyła poza skalę przewidzianą dla zawodowych relacji między podwładną a szefem. On także to wie, jak również to, że sam czuje do dziewczyny o wiele więcej, niżby sobie życzył. Dwoje ludzi — młodych, pięknych, zakochanych w sobie nawzajem. Mogłoby się wydawać, że to miłość jak ze snu... Ale rzeczywistość to nie sen. W życiu Leny jest przecież Paweł, którego też darzy uczuciem — sama do końca nie wie jakim, jednak z pewnością zbyt silnym, by można było łatwo o nim zapomnieć — i który, tak jak Adam, jest przystojny, opiekuńczy, czuły i w niej zakochany. A do tego zazdrosny. Bardzo zazdrosny. Sytuacja staje się coraz bardziej napięta i zmierza ku nieuniknionemu. Co zrobi Lena? I czy przypadkiem jej decyzja nie przyniesie wszystkim więcej bólu niż ulgi? Jedno jest pewne — nikt z tej uczuciowej kraksy nie wyjdzie bez szwanku.
Nie zaznam upragnionego spokoju, dopóki nie podejmę właściwej decyzji.
Nie podejmę właściwej decyzji, dopóki nie zaakceptuję własnych uczuć.
Nie zaakceptuję własnych uczyć, dopóki nie zdołam ich zrozumieć, a nie dokonam tego, jeśli dalej będę żyć w kłamstwie.


Po przeczytaniu pierwszego tomu wprost nie mogłam się doczekać, aż wydawnictwo oferuje nam dalsze części Leny i Adama. Z niecierpliwością czekałam na kontynuację i doczekałam się. Powieść miałam okazję przeczytać już kilka miesięcy temu.
W drugim tomie autorka wcale nie zwalnia tempa. Oferuje nam jeszcze więcej wzlotów i upadków, jeszcze więcej zawirowań i emocji. Bohaterowie emanują uczuciami, z którymi nie mogą sobie poradzić. Lena jest na rozdrożu, bo nie potrafi wybrać, a w jej głowie jest ogromny mętlik. Z jednej strony jej chłopak, z którym miała dość ułożone życie, a z drugiej Adam, który pojawił się tak nagle i wszystko powywracał.
Lena ma momenty, kiedy doprowadza czytelnika do szewskiej pasji, swoim niezdecydowaniem, ale po części ją rozumiem. Boi się. Boi się zmian, konsekwencji, prawdy. Musi zmierzyć się z Pawłem i z Adamem, a obaj nie odpuszczą.
Na dodatek wciąż towarzyszy jej koszmar przeszłości, nie zapomina o tym i o swojej traumie. Przechodzi trudne chwile, ale to właśnie Adam wspiera ją najbardziej. Jestem w jego teamie i się tego nie wstydzę. Od pierwszego tomu kibicuję tej parze.
Jestem szczerze zaskoczona humorem, jaki panuje w tej książce. Kamila Mikołajczyk serwuje nam żarty, docinki, riposty i wiele z nich wychodzi z ust starszej kobiety, która jest przyjaciółką Leny. Jestem bardzo, bardzo zadowolona z całej fabuły, choć końcówka to... UGH. Tak, czułam się jakbym dostała kamieniem w łeb. Przez to nie mogę się doczekać trzeciego tomu i mam nadzieję, że niedługo znajdzie się w moich rękach.
Jest to historia zawiła, czasem przewidywalna, czasem przekorna. Opowiada o uczuciach, które przydarzają się znienacka i często nie jesteśmy w stanie nad nimi zapanować. Lena nie wie czego chce, ale to nie jest takie łatwe. Jest młoda, zawsze miała spokojne życie i aż tyle się u niej nie działo. Myślę, że jest osobą wrażliwą, która ma problem z decyzyjnością i mam dystans do jej niezdecydowania.
Z całego serca polecam wam drugi tom tej serii. Jest wciągająca, świetnie napisana i trzyma w napięciu – ależ szablonowo to napisałam, ale co mam zrobić, gdy tak jest? Naprawdę!

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Editio Red

poniedziałek, września 21, 2020

Patron [recenzja]



 Miłość do prawa. Prawo do miłości.

Gdy Felicia Andrews przekroczyła próg renomowanej firmy prawniczej Köster & Thompson, poczuła, że właśnie spełniają się jej marzenia. Od zawsze chciała być świetną prawniczką, a teraz, tuż po studiach, rozpoczynała pracę w jednej z najlepszych kancelarii w mieście. Nie wiedziała jeszcze, że to początek przygody, która odmieni jej życie. I to nie tylko zawodowe...

Thomas Köster tym bardziej nie przypuszczał, że szara myszka, którą właśnie zatrudnił, wniesie do jego świata tyle zmian. Zarówno na polu profesjonalnym, jak i zupełnie prywatnym. Relacje między Thomasem i Felicią bardzo szybko przeistoczą się z oficjalnych w... no właśnie, w co ostatecznie przemieni się ta znajomość? W przyjaźń, miłość, a może tylko w niezdrową fascynację? Pewne jest jedno. Najbliższe lata obojgu przyniosą szaloną huśtawkę emocji - wzloty, upadki, nadzieje, rozczarowania, smutek i radość.

Czy w końcu odnajdą upragnione szczęście? Tego ani bohaterowie, ani czytelnicy nie będą pewni do samego końca.


Opis streszcza nam większość książki, dlatego nie wiem, czy powinnam przybliżać Wam fabułę. Skupię się na wadach i zaletach oraz stylu pisania autorki. Zaznaczę, że książka jest polskim romansem z zagranicznymi postaciami.
Gdy zabrałam się za "Patrona" nie oczekiwałam nie wiadomo czego. Cóż, po tylu romansach ciężko się spodziewać, że coś mnie zaskoczy. Przede wszystkim chciałam spędzić dobry czas, z wciągającą powieścią.
Wpadłam w świat prawa i szczerze na początku nie miałam pojęcia, w jakim kraju się znajduję. W sumie do teraz mam z tym problem i nie podam Wam miejsca akcji, bo nie pamiętam. Dla mnie fabuła mogła odgrywać się wszędzie i nie miało to większego znaczenia. To jest ten pierwszy minus. Jeżeli stawiamy na fabułę za granicą, bo tak bardzo nie chcemy w Polsce, co rozumiem, bo sama tak robię, to jednak warto podkreślić atuty miejsca akcji, zaaranżować je dla czytelnika. Zabrakło mi klimatu kraju, w którym mieszkali bohaterowie.
Autorka przedstawiła Thomasa i Felicię jako osoby z temperamentem. Właśnie ich charaktery są dużą zaletą powieści. Zgrzyty, docinki, riposty są na porządku dziennym i trafiają w mój humor. Bawiłam się dobrze przy dialogach. Uważam, że postacie są dość ciekawie wykreowane, mają rozbudowaną przeszłość, ale kurczę, tych przemyśleń w ich głowach było trochę za dużo.
Fabularnie książka jest wciągająca i nie nudziłam się ani trochę. Autorka postawiła na rozciągnięcie akcji i kulminację prawie pod sam koniec książki. Mimo to nie miałam ochoty odłożyć "Patrona" z niecierpliwości, wręcz przeciwnie – pochłonęłam go, by poznać rozwiązanie wszystkich problemów Thomasa i Felicii. Bo musicie wiedzieć, że ich związek do łatwych nie należy i nie wiem, czy powinien być w ogóle określany jako związek. Jest to relacja skomplikowana i specyficzna, w której bohaterowie nie potrafią się odnaleźć przez długi czas. Krążą wokół tego tematu niezdecydowany i gdy Felicia jest już gotowa, Thomas jak zwykle unika szczerej rozmowy.
Chciałabym poruszyć kwestię stylu pisania autorki. Jest na początku swojej drogi pisarskiej, wiem, że tworzy na Wattpadzie od kilku lat, gdzie może szkolić swój warsztat. W "Patronie" widać pewne niedociągnięcia, błędy stylistyczne, a także początek książki jest nudny i uważam, że nie warto zaczynać od opisu pogody. Nie zachęca to do czytania dalej. Generalnie jestem zadowolona i te mankamenty nie wpływają na moją ocenę, bo wiem, że każdy uczy się na błędach.
Jednak nie mogłabym nie wspomnieć o tym, że jedna ze scen w książce jest prawie dokładnym opisem sceny z pewnego odcinka serialu Magdy M. Serial również o prawnikach, ale to nie powinno mieć znaczenia i nie rozumiem, czemu autorka aż tak zainspirowała się scenariuszem. Ciężko tu o stwierdzenie "podobieństwo", nie, te sceny są prawie identyczne.
Podsumowując wszystko polecam wam "Patrona", którego czyta się szybko i jest przyjemną lekturą na wieczór pod ciepłym kocem. Jeżeli oczekujecie erotyku, to zupełnie nie ta książka. :) Jestem zadowolona i mam nadzieję, że zachęciłam Was do tej powieści.


Za możliwość recenzji dziękuję wydawnictwu Editio Red

czwartek, września 10, 2020

Siedmiu mężów Evelyn Hugo [recenzja]



Autorka: Taylor Jenkins Reid

To spotkanie zmieni życie Monique. Młoda dziennikarka dostaje propozycję przeprowadzenia wywiadu z Evelyn Hugo – aktorką, która ma za sobą imponującą karierę w Hollywood. Warunek jest jeden: ta rozmowa nie może zostać opublikowana przed śmiercią artystki. Evelyn opowiada o tym, jak wyrwała się z biedy i trafiła do wymarzonego świata kina. Sława, pieniądze, skandale i blask reflektorów… W Hollywood nikt nie jest bez grzechu. Dlaczego Evelyn ma za sobą aż siedem małżeństw? Kogo kochała naprawdę? Jej życie kryje tajemnice, które nigdy nie powinny trafić na pierwsze strony gazet.

Lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów Marilyn Monroe i Audrey Hepburn! Gdyby Evelyn Hugo istniała naprawdę, byłaby ich najlepszą przyjaciółką albo… największą konkurentką.


Co to była za niesamowita książka. Bardzo żałuję, że tak długo z nią zwlekałam. Po zakupie trochę odczekała swoje na parapecie, a przecież tyle osób mi ją polecało. To powieść, którą czyta się jednym tchem. Jest tak dobra, tak niedoceniona...

Historia dzieje się na płaszczyźnie dwóch perspektyw. Jedną prowadzi Monica, dziennikarka, która ma za zadanie przeprowadzić wywiad z Evelyn Hugo – zjawiskową, piękną, nagradzaną aktorką pokroju Marlyn Monroe. Drugą zaś opowiada Evelyn, streszczając nam swoją historię. Na pierwszym spotkaniu z Monica stawia sprawę jasno i uprzedza, że nie da wywiadu. Chce, by Monica opisała jej życie i wydała jej biografię.

Fabuła książki zabiera nas w złote czasy ery Hollywood, gdy aktorstwo opierało się na trochę innych zasadach. Do celu nie dążyło się tylko przez castingi. Czasem cena była bardzo wysoka i bolesna, zostawiająca ślad w człowieku. Jednak Evelyn Hugo potrafiła wyzbyć się uczuć i przestała żałować. Brała, co chciała. Sięgała po gwiazdy, które wkrótce zaczęły dla niej świecić. Mimo to jej historia nie jest piękna i usłana różami. Wiele tam bolesnych fragmentów i momentów, które robiły moje serce na kawałeczki. Czytałam zapłakana, zdenerwowana, ale na tyle wciągnięta w fabułę, że nie byłam w stanie odłożyć książki na bok. Autorka stworzyła powieść zaskakującą pod wieloma względami. Pewnych elementów w ogóle się nie spodziewałam, a gdy zostały mi zaserwowane, wiedziałam, że nic innego by nie pasowało. Jestem pod ogromnym wrażeniem wyczucia autorki. Miałam wrażenie, że jej bohaterowie żyli własnym życiem.

Mężowie Evelyn – przecież było ich siedmiu – to spectrum różnorodnych charakterów. Każdy z nich był innych, wyróżniający się. Ale którego naprawdę kochała? Wszystkich? Żadnego? Czy potrafiła kochać? Była kobietą wyzwoloną, stanowczą i hipokrytką. Jak wiele była w stanie poświęcić, by zyskać sukces?

Tak wiele pytań ciśnie nam się na usta, gdy czytamy kolejne rozdziały. Tę powieść trzeba przeczytać od razu, ona nie pozwala na przerwy. Jest uzależniająca, jak uzależniająca jest Evelyn Hugo. Zwodzi, prowadzi w ciemne korytarze i czasem pokazuje półprawdę, a czasem karmi nas kłamstwem. Wspaniała książka, którą polecam każdemu – nawet fanom thrillerów, bo również coś dla siebie znajdziecie.

Ludziom wydaje się, że intymność dotyczy wyłącznie strefy seksu.

Intymność to mówienie prawdy.

Taylor Jenkis Reid zdobyła mnie swoją twórczością i po resztę jej książek również muszę sięgnąć. Z czystym sercem polecam tę powieść. Zostanie ze mną na bardzo długo i może, kto wie, kiedyś otworzę ją po raz kolejny.