poniedziałek, maja 29, 2017

Muzyczny tag z KSIĄŻKI DOBRE JAK CZEKOLADA


Ostatnio miałam przyjemność współpracować z Karoliną z bloga Książki dobre jak czekolada. Serdecznie Was do niej zapraszam. To bardzo pozytywna i miła dziewczyna. Cieszę się, że ją poznałam, a teraz zapraszam na Tag!




Książki dobre jak czekolada: Aktualnie jedyna książka, która przychodzi mi do głowy i rozpoczyna się od dzieciństwa bohatera to „Prawo Mojżesza” Amy Harmon. Na samym początku tej powieści poznajemy historię pierwszych lat chłopca, jego odnalezienie w koszu w pralni, które przypomina biblijną opowieść o Mojżeszu, stąd też pomysł na imię dla dziecka.

Polecam Goodbook: Mi natomiast od razu na myśl przyszła Ania z Zielonego wzgórza. Poznajemy historię małej sieroty, która przypadkiem trafia do starszego rodzeństwa. Pomyłka okazuje się jednak dobra dla obu stron. Myślę, że każdy z was słyszał o Ani. Jeśli nie czytaliście, to warto po nią sięgnąć. 


Książki dobre jak czekolada: „Zanim zgasną gwiazdy” może nie ma typowego, nieszczęśliwego zakończenia, ale mnie ono zasmuciło, nie spodziewałam się go i zupełnie nie tak wyobrażałam sobie koniec tej książki. Mogłabym Wam opowiedzieć coś więcej, ale nie chcę pisać spoilerów. W każdym razie dla mnie ostatnie strony były dość przygnębiające.

Polecam Goodbook: Jedna z moich ulubionych książek, czyli "Zanim się pojawiłeś". Idealnie wpasowuje się w tę kategorię. Kto nie czytał, niech się zabiera, ale przygotujcie sobie zestaw chusteczek. Będzie trochę humoru i trochę nostalgii. 


Książki dobre jak czekolada: W tej kategorii nie musiałam się długo zastanawiać. „Zły Romeo” nie jest moim zdaniem książką wysokich lotów, ale muszę przyznać, że jest bardzo… intensywna. Wzbudziła we mnie mnóstwo emocji, z pewnością niejednokrotnie sprawiła, że szybciej zabiło mi serce.
'
Polecam Goodbook: "Cień Wiatru". Bez wątpienia. Tam za każdym rogiem czeka tajemnica, coś czego się nie spodziewamy. Nieraz serce zabiło mi dużo szybciej.


Książki dobre jak czekolada: Czytam wiele polskich książek, więc trudnością jest dla mnie wybrać jedną powieść. Postawiłam na powieść Agaty Czykierdy- Grabowskiej. Uwielbiam wszystko, co wychodzi spod pióra tej autorki. „Jak powietrze” opowiada losy Dominika i Oliwii. Ta dwójka nie ma lekko. Dominik wyszedł z domu dziecka, by wziąć pod opiekę swoje maleńkie rodzeństwo, któremu podporządkowuje całe swoje życie. Oliwia właśnie dowiedziała się o zdradzie swojego chłopaka z jej najlepszą przyjaciółką. Nie ma już na kogo liczyć. Wtedy ta dwójka wpada na siebie i muszą zdecydować, czy chcą otworzyć się jeszcze na coś dobrego w życiu, czy będą trzymać się bezpiecznej samotności.

Polecam Goodbook: W ogóle nie czytam polskich książek. Wielokrotnie w komentarzach pod Waszymi recenzjami zaznaczam dlaczego. Jednakże pewnego razu w moje ręce wpadła seria Ja Diablica, którą pokochałam za humor. Ma swoje wady, ale także i zalety. Polecam do wyluzowania i nie skupiania się na jakiś ogromnych szczegółach.



Książki dobre jak czekolada: Sama wymyśliłam tę kategorię i teraz nie mogę nic wymyślić. Brawo ja. Co prawda myślałam o książce „W rytmie passady”, ale jeszcze jej nie przeczytałam, dopiero rozglądam się za nią w księgarniach, dlatego nie mogę się o niej wypowiedzieć, choć motyw tańca z pewnością się tam znajduje.

Polecam Goodbook: Tutaj miałam ogromny problem. Na myśl ciągle przychodziło mi Dirty Dancing, lecz to nie książka. A więc wybieram Zmierzch. Scena taneczna na balu Belli, niechaj już będzie. 


Książki dobre jak czekolada: Łatwiej jest wymienić książkę, w której nie ma chociaż jednej sceny erotycznej… Ostatnio miałam przyjemność przeczytać „Grzech pierworodny” Anny Szafrańskiej i ujął mnie sposób, w jaki autorka opisywała sceny zbliżania. Porównywała je do rozwijających się kwiatów i w pewnym momencie aż wzruszyłam się, a był to tylko (czy może aż?) opis seksu.

Polecam goodbook: Przeczytałam tyle książek, w której sceny erotyczne występują, że niektóre zlewają mi się w jedność. Chciałabym wyróżnić taką, którą z przyjemnością czytałam. Wydaje mi się, że postawię na Gorący Lód – Nory Roberts.


Książki dobre jak czekolada: Mroczna fabuła hmm… Wiem! „Światło w mroku” I.M. Darkss, nawet w tytule jest mrok. Książka opowiada o dziewczynie, która nagle dowiaduje się, że należy do rodu istot i została wybrańcem, którego misją jest odnalezienie magicznego kamienia. Jack, który nosi w sobie zarówno Światło, jak i Mrok, musi walczyć ze swoją ciemniejszą stroną, aby chronić Eli. Niby fantasy, ale bardzo mi się podobała ta książka i dlatego dostała ode mnie cztery kostki czekolady.

Polecam Goodbook: Tutaj także mam problem. Nic mi nie przychodzi do głowy... To dlatego, że tak często czytam romanse i inne "ładne" książki. Rzadko sięgam po kryminały. Chociąż... Cień Wiatru, Marina, Książę Mgły, Światła Września. WSZYSTKIE te książki mają w sobie mroczną i piękną fabułę. Kocham je całym sercem. Pokochajcie je ze mną. 


Książki dobre jak czekolada: Znowu moja propozycja i znowu nie mam pomysłu. „Carpe diem” powinno w miarę pasować, ale uwaga, będzie spoiler, bo nie sposób inaczej udowodnić, że ta książka będzie odpowiednia. „Carpe diem” opowiada o dziewczynie, która właśnie dowiedziała się, że pozostało jej około dwóch lat życia. Jedynym jej ratunkiem jest przeszczep, ale lista oczekujących jest długa, a jej nazwisko znajduje się na jej końcu. Dziewczyna zaczyna odliczać dni do śmierci. Czas mija nieubłaganie. Kiedy znajdują serce dla niej, a Rose jest pełna nadziei, serce okazuje się nieodpowiednie do przeszczepu… Pozostaje jeszcze mniej dni, a stan zdrowia stale się pogarsza. Kiedy szanse, na uratowanie Rose są bliskie zera, znajduje się dawca i wystarczy przekonać jego matkę… ROSE ZOSTAJE URATOWANA, A NIEMOŻLIWE STAJE SIĘ MOŻLIWE. Kurtyna!

Polecam Goodbook: Zaraz zwariuję, Karolina! Wymyślasz bardzo trudne kategorie, haha. Hm... Jesienna miłość – Nicolasa Sparksa. Jak znaleźć się w dwóch miejscach naraz? Niemożliwe? Bynajmniej!


Książki dobre jak czekolada: Ten moment, kiedy przeczytałaś setki, jeśli już nie tysiące książek o miłości i masz wybrać tą najpiękniejszą… Tutaj sięgnę po powieść niezastąpionej Colleen Hoover i „November 9”. Zaczynając od zaskakujących okoliczności poznania się głównych bohaterów, ich ciągłego przekonania, że nigdy więcej się nie spotkają, po dramatyczną przeszłość, która łączy tę dwójkę, tu wszystko jest niesamowite. Widzieć się tylko raz w roku i wciąż kochać? Wybaczyć coś, co zniszczyło całe Twoje życie? „November 9” to mistrzostwo od pierwszej do ostatniej strony. Byłam wzruszona, płakałam i cierpiałam razem z postaciami tej książki.

Polecam Goodbook: Dla mnie to również ciężki wybór. Przeczytałam bardzo wiele książek o miłości i wielu się zakochałam. Chciałabym wyróźnić Jesienną miłość, czy Anię z Zielonego Wzgórza zakochaną w Gilbercie, ale postawię tym razem na Lou i Willa z Zanim się pojawiłeś. Trudno. Przykro mi, bo chciałabym teraz wspomnieć o setkach innych romansach, ale nie mogę tego zrobić.



Książki dobre jak czekolada: To będzie bolesne. Oczywiście nie dla mnie. Tylko dla fanów Anny Todd i serii „After”. Obawiam się, że każdy z Was zna, chociaż pierwszy tom, dlatego na nim się skupię, bo gdyby nie powstała pierwsza część, nie byłoby też kontynuacji, proste. Fabuła, która opiera się na schemacie „grzeczna, wzorowa uczennica + bad boy”, zero oryginalności. Niekończące się kłótnie postaci. O ile jestem w stanie zrozumieć kilka kłótni, to nie rozumiem, dlaczego przy takiej ilości awantur i zerwań, Hardin i Tessa wciąż do siebie wracali. Tylko nie mówcie mi, że dlatego, że bardzo się kochali. Albo się schodzą, albo zrywają. A nie - jeden dzień są razem, a następnego już wyprowadzają się od siebie. No litości! Seria ta niesamowicie mnie zmęczyła, znudziła i zdenerwowała. 3 razy „Z” = 3 razy „NIE”.

Polecam Goodbook: Przyznam rację Karolinie, After nie jest dobrą książką i wiele rzeczy tam... to coś naprawdę chorego. Nie wiem, jak można było wypuścić taką lekturę na rynek. Ale nie o tym. Ja wybrałam Nic do stracenia. Ostatnio oceniałam tę książkę i wiecie jakie jest moje zdanie. To. Dno. 

niedziela, maja 21, 2017

Konkurs! Wygraj Evervile.



Zasady są bardzo proste. Mam nadzieję, że liczni z Was wezmą udział i zabawa będzie fajna.

1. Aby konkurs się odbył, musi wziąć udział min. 5 osób.
2. Dodaj komentarz w którym zawrzesz:
- Zgłaszam się.
- Obserwuję jako...
- Udostępniam (link).
- Kontakt.

3. Tak więc musisz być obserwatorem mojego bloga. 
4. Wysyłka tylko na terenie Polski.
5. Konkurs trwa od 21.05.2017 – 30.05.2017.

Błąd. Czy to był błąd, czytając tę ksiązkę?


Tytuł: Błąd.
Autor: Elle Kennedy.
Opis: …on lubi zdobywać nie tylko bramki...
John Logan może mieć każdą dziewczynę. Dla gwiazdy hokejowej ligi uniwersyteckiej życie to nieustająca zabawa i szybkie numerki, ale za zabójczym uśmiechem i luzackim wdziękiem kryje się przybierający na sile strach przed nieuchronną przyszłością bez perspektyw, która czeka go po ukończeniu studiów. Spotkanie z seksowną Grace Ivers, studentką pierwszego roku, jest odskocznią, której właśnie tak bardzo potrzebuje… Jednak gdy po bezmyślnym błędzie ona znika z jego horyzontu, Logan postanawia udowodnić, że zasługuje na drugą szansę.
…ale dla niej będzie musiał wejść na wyższy poziom gry…
Po kiepskim pierwszym roku studiów Grace Ivers wraca na uniwerek w Briar starsza, mądrzejsza, a do tego wybiła sobie z głowy aroganckiego hokeistę, któremu niemal oddała dziewictwo. Nie jest już tą naiwną i prostolinijną dziewczyną, która dawała się wodzić za nos, gdy spiknęli się po raz pierwszy.

Jestem zaskoczona tym, ile udało mi się wstawić recenzji w tym miesiącu. To mój mały sukces. Powiem szczerze, że miałam wenę na czytanie oraz czas. Teraz będę musiała skupić się na poprawianiu matematyki, na to pójdzie moja cała energia i chęć, więc nie wiem kiedy pojawi się kolejna recenzja.
Sięgając po tę książkę, miałam świadomość, co będę czytać. Kolejny raz nie oczekiwałam niczego wielkiego. No i w sumie nic mnie nie zaskoczyło. Schemat był raczej przewidywalny.
Od początku posiadałam negatywne nastawienie do Logana, który zabawiał się ze wszystkimi dziewczynami na uczelni, pił, balował i oczywiście, był znanym hokeistą. To co robił i co mówił, w ogóle mi nie imponowało, a miałam wrażenie, że bohaterka zrobi dla tego wszystko, co może. Słabe posunięcie.
Zderzamy się z fabułą przerobioną przez tysiące autorów. Sami rozumiecie. Studenci, imprezy, seks. Na tym polega ta książka, która nie wnosi nic ambitnego.
Czyta się ją bardzo szybko, ponieważ akcja jest płynna, wciąga, tylko dialogi i opisy seksu… Czasem mogłabym je nazwać dramatem. Nie wiem, czy autorki nie mają teraz smaku i wyczucia, ale opisywanie wszystkiego BARDZO DOSŁOWNIE nie sprawi, że scena seksu będzie atrakcyjniejsza. Radziłabym trzymać się jakiś granic, bo to naprawdę odpycha. Przynajmniej mnie. Oczywiście same sceny łóżkowe mi nie przeszkadzają, tylko metoda opisywania ich.

Moim zdaniem książka jest na jeden wieczór. Pozwala się zrelaksować i odpocząć, nie trzeba zastanawiać się nad jakimiś ważniejszymi faktami. Dlatego jeśli ktoś ma na nią ochotę, niech przeczyta. 

3/5

Ps. Byłam na Targach książek. Wejdźcie na instagram @polecamgoodbook, a tam relacja z nich.

wtorek, maja 16, 2017

Czas na relaks. Czyli dobry wieczór z Byłaś moja.


Tytuł: Byłaś moja.
Autor: Abbi Glines.
Opis: Jak odzyskać utraconą miłość? W Rosemary Beach plotki rozchodzą się szybko, ale Bethy i Tripp udało się zachować pewną tajemnicę. Kochali się, choć nikt o tym nie wiedział. Tripp jednak musiał wyjechać. Obiecał, że wróci do swojej ukochanej za rok. Gdy wraca po ośmiu latach, jej serce należy do kogoś innego…

Mamy do czynienia z romansem dla młodzieży, dla kobiet od którego nie możemy wiele wymagać. Od razu zaznaczę, że będzie to krótka, ale pozytywna recenzja. Mam bardzo dobry humor po przeczytaniu tej książki.
Historia opowiada nam o związku i przygodach dwójki osób oraz pobocznych bohaterów, ich przyjaciół, którzy dają nam humorystyczne dialogi i sytuacje. Bethy i Tripp poznają się w pewne wakacje i ukrywają swój związek przed wszystkimi, ciesząc się sobą. Bethy, niewinna i nieśmiała, a zarazem piękna oraz bogaty i przystojny, starszy od niej Tripp. Idealne połączenie.
Niestety. On musi wyjechać, a ona zostaje z pękniętym sercem.
Ale, ale. Nie jest tak typowo, jakby się mogło zdawać. Są pewne zdarzenia, które rzucają inne światło na tę książkę i to mi się podobało. Coś się w niej działo, była akcja i ciekawe dialogi, przy których nie ziewałam.
Autorka raczy nas dość „ostro” opisanymi scenami. To już jak kto woli, można ominąć. Jednakże całość moim zdaniem jest dobra i wciągająca.

Byłaś moja jest lekturą na jeden, dwa wieczory, na nudę i na oderwanie myśli. Jednak sądzę, że fanom romansu przypadnie do gustu.
3/5

czwartek, maja 11, 2017

Moje serce należy do ciebie. [recenzje]



Tytuł: Moje serce należy do ciebie.
Autor: Alessio Puleo
Opis: W klasie 18-letniego Alexa pojawia się nowa uczennica, Ylenia. Chłopak postanawia zwrócić na siebie jej uwagę. Ale Ylenia skrywa tajemnicę i postanawia trzymać chłopaka na dystans. W końcu jednak nie jest w stanie przeciwstawić się uczuciu. Alex jest pewien, że nic ich nie rozłączy, dopóki się nie dowiaduje, że dziewczyna cierpi na ciężką i nieuleczalną wadę serca. Jej jedyną szansą jest przeszczep. W dniu egzaminu maturalnego Alex odbiera telefon ze szpitala z informacją, że Ylenia jest umierająca. Wybiega zrozpaczony na ulicę...

Wzięłam tę książkę do ręki, aby mieć rozrywkę. Dostałam ją w prezencie i wypadało przeczytać. Spodziewałam się, że będzie to coś w stylu powieści Federico Moccia, znanego włoskiego pisarza i tak tez było. Nie za bardzo przepadam za tym autorem.
Historia opowiada nam o młodych nastolatkach, mieszkających we Włoszech. Alex, buntowniczy nastolatek, który nie przykłada się do nauki, a gania z kumplami po imprezach oraz Ylenia, dziewczyna z dobrego domu, poukładana, która nie wie, co przygotował dla niej los. Jej chora jest celem przeprowadzki z Kolumbii do Włoch, skąd wywodzą się jej rodzice.
Akcja w książce płynie bardzo szybko i w zasadzie za wiele nie wnosi. Są tam żenujące życiowe wpadki Alexa, czasem jakieś rozterki Ylenii, ale nie ma szczegółów i jakiegoś takiego… sensu. Fabuła mi się nie kleiła i trochę nudziła.
Nie wiem, czy autor naprawdę chciał, aby to tak wyglądało, ale dużo zabrakło. Nawet nie mam pewności, czy polubiłam bohaterów. Historia nie jest stworzona, ani napisana bardzo źle, ale brakuje wątków, które by ją łączyły mocniej i lepiej. Zdecydowanie wszystko potoczyło się za szybko, a zakończenia mogliśmy się spodziewać. Przynajmniej ja to tak odebrałam. Uważam, że było za dużo Alexa, a za mało Ylenii, która miała być przedmiotem całego pomysłu na książkę. W końcu chodziło o narządy, chorobę, serce. To nie Alex chorował, lecz ona, a ona pojawiała się zbyt rzadko.
Miałam poczucie, że nie przywiązałam się do tych postaci. Nie wzruszały mną, ani nie rozśmieszały, chociaż autor często próbował wplatać jakiś humor między dialogami. No… nie wyszło. Przynajmniej moim zdaniem.

Nie jest to najgorsza książka jaką czytałam, ale nie należy też do tych, które mogłabym polecić. 

2/5

wtorek, maja 09, 2017

Powiało nudą. Nic do stracenia. [recenzja]


Tytuł: Nic do stracenia. Początek.
Autor: Kirsty Moseley.
Opis: W dniu szesnastych urodzin Anna Spencer bawi się w klubie ze swoim chłopakiem. Wyjątkowy wieczór szybko się kończy, a poznany przypadkiem Carter Thomas, handlarz broni i narkotyków, zamienia kilka lat jej życia w piekło.
Dzięki jej zeznaniom Carter zostaje skazany, ale z więzienia wciąż wysyła listy z pogróżkami. Ojciec Anny, wpływowy senator i kandydat na prezydenta, zrobi wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo.
Ochroną Anny zajmie się przystojny komandos, Ashton Taylor. Aby nie wzbudzać podejrzeń, ma udawać jej chłopaka. Cierpliwie stara się sprawić, by pokonała dręczące ją koszmary i pogrzebała przeszłość. Anna zaczyna czuć się bezpiecznie, a udawanie zakochanych powoli przestaje być grą.
Jednak kolejne dni przynoszą złe wiadomości. Wkrótce ma odbyć się rozprawa apelacyjna i Carter może wyjść na wolność. Jeśli tak się stanie, Ashton i Anna znajdą się w niebezpieczeństwie.

Z autorką miałam już styczność przy czytaniu powieści „Chłopak, który chciał zacząć od nowa”. Recenzja jest dostępna na blogu i możecie się z nią zapoznać. Miałam mieszane uczucia, kiedy sięgałam po kolejną książkę tej autorki, ale chciałam dać jej drugą szansę.
No i tutaj mój błąd…
Jeśli po opisie książki spodziewacie się ciekawej lektury, to już mogę Wam powiedzieć, że tak nie będzie. Wciąż liczyłam na jakieś zapierające dech w piersiach sytuacje, sceny. W końcu mamy tutaj dziewczynę po okropnych przejściach, córkę przyszłego prezydenta USA i agenta SWAT. Ach, no i w tle psychola zwanego Carterem. Brzmi kusząco? Jasne, że tak. Tylko wykonanie już nie jest takie dobre.
Zacznijmy od początku.
Właśnie. Już wtedy możemy się przekonać, że autorka książki ani trochę nie przygotowała się do napisania jej. Nie ma żadnej wiedzy o pracy agentów, w tym SWAT. Wszystko jest bardzo nierealistyczny i komiczne, a czasem wręcz żałosne. Chciała stworzyć mroczną historię dla młodzieży, przeplataną romansem, a wyszedł sam romans dwójki irytujących bohaterów.  Chyba coś poszło nie tak.
Poznajemy Annę, która jest na swoich szesnastych urodzinach z chłopakiem. Stoi przed klubem i czekają na wejście. I uwaga, nagle, znikąd, podchodzi do niej starszy mężczyzna, przystojny i zainteresowany nią, po czym mówi, że może ją wpuścić do środka. Ona jest tak podekscytowana, że jak najbardziej się zgadza. Zgrzyt powstaje, kiedy okazuje się, że Carter chce zabrać tylko ją i nie ma mowy o Jacku (chłopaku Anny). To nie jest za duży spojler. Tego dowiadujemy się na pierwszej stronie książki. Sytuacja mało realna i przerysowana. Naprawdę… Myślałam, że dorosła kobieta, która zabiera się za pisanie książek, nie bierze pomysłów z kosmosu. Trzymajmy się ziemi, chociaż trochę.
Idźmy dalej.
Poznajemy Ashtona Taylora, który ma dwadzieścia jeden lat i właśnie skończył szkołę SWAT. Jest najlepszy, bez doświadczenia, ale pobił rekordy itd… Czy w tej bajce były smoki? Chłopak dostaje przydział, by chronić Annę, córkę senatora. Okej. Rozumiem. Albo jednak nie. Młody chłopak, który wcześniej nie był na żadnej misji, akcji, dostaje PRZYDZIAŁ, aby chronić Annę – dziewczynę po tragicznych przejściach, która odsyła każdego kolejnego agenta. Wrócę jeszcze do tego, jaka jest bohaterka.
Ashton jest dziecinny i śmieszny. W pewnych momentach miałam ochotę rzucić książką przez okno. Prawie nie wytrzymywałam jego tandetnych tekstów i głupich myśli. Na dodatek od razu uznał, że bohaterka jest IDEALNA i mogłaby być modelką. Co śmieszne, ona pomyślała to samo o nim! No nie… Moja cierpliwość zaczęła się kończyć wtedy, gdy kolejne rozdziały były O TYM SAMYM. Powiedzcie mi ile razy możemy czytać o pobudkach, zasypaniu, jakiś sprzeczkach (mało istotnych) i oczywiście seksie, który uwierzcie, stał się najnudniejszy z całej książki. Ta lektura nie wniesie nic w Wasze życie, a na dodatek jedynie zirytuje.
Cała powieść wydaje się bujdą.
Anna również nie należy do ciekawych postaci. Myślałam, że lepiej ją ucharakteryzuje, ale tak się nie stało. Była płytka i bezbarwna. Zdaje sobie sprawę, że miała być trochę tajemnicza i mroczna, tylko, że kolejny raz nie wyszło. Annabell dużo przeszła, jej historia jest zawiła, lecz przedstawiona w wielkich skrótach, co też mnie denerwowało. I weź tu człowieku znajdź pozytywy…
Co chwila miała problem ze swoimi uczuciami. Chcę go, nie chcę go, odejdź, zostań i tak w koło. Niczym Ana Steele. Niby miała ukazywać skrzywdzoną postać, ale bardzo szybko „otworzyła się” przed Ashtonem. Zaledwie po trzech dniach poszła z nim do łóżka, choć wcześniej mówili o niej, jak o zimnej suce bez uczuć, która nie daje się nikomu dotknąć. Paradoks.
Fabuła jest nijaka. Nie ma żadnych wzlotów i upadków. Czekamy na jakiś wybuch, na coś ciekawego i… nic. PRZEZ CAŁĄ KSIĄZKĘ. To jest straszne, że ta lektura ma tyle stron, a jest o niczym.
Z całej książki najbardziej zaciekawił mnie wątek Cartera. I tak naprawdę wolałabym poznać historię jego i Any, niż Any i nudnego agenta Taylora.

Niestety nie mogę polecić tej książki. Odradzam brania się za nią. Chyba, że do snu, aby szybciej usnąć. 


1/5

Za egzemplarz dziękuję Harper Collins 

poniedziałek, maja 08, 2017

Siła miłości wygrywa nad rozsądkiem. Światło między oceanami. [recenzja]


Tytuł: „Światło między oceanami”.
Autor: M.L. Stedman.
Opis: Poruszająca opowieść o niszczycielskiej sile niewłaściwych wyborów. O złych decyzjach dobrych ludzi. O szczęściu, z którego tak trudno zrezygnować…
Rok 1920. Tom Sherbourne, inżynier z Sydney, wciąż nie może się uporać ze wspomnieniami z Wielkiej Wojny. Posada latarnika na oddalonej o 100 mil od wybrzeży Australii niezamieszkanej wysepce Janus Rock i kochająca żona Isabel, która decyduje się dzielić z nim samotność, stopniowo przynoszą mu spokój i pozwalają pokonać upiory przeszłości.
Los wystawia ich jednak na ciężką próbę. Po dwóch poronieniach i wydaniu na świat martwego chłopca, Isabel dowiaduje się, że nie będzie mogła mieć dzieci, i popada w depresję. I wówczas zdarza się cud: do brzegu wyspy przybija łódź ze zwłokami mężczyzny i płaczącym niemowlęciem. Ulegając namowom żony, kierując się głosem serca, a nie zasadami moralnymi, Tom podejmuje decyzję, której konsekwencje położą się cieniem na życiu wielu ludzi...

 Dobro i zło są jak cholerne węże, splatają się ze sobą tak ciasno, że człowiek nie potrafi ich rozróżnić, dopóki obu nie zastrzeli. Tyle że wtedy jest już za późno.

Piszę tę recenzję kilkanaście minut pod odłożeniu książki. Jestem w rozsypce emocjonalnej. Należę do bardzo wrażliwych osób i muszę przyznać, że przy ostatnich stronach płakałam i nie potrafiłam tego powstrzymać. Podobno lektury, które poruszają nasze serca, są tymi najlepszymi. Chyba się z tym zgodzę.
Dawno nie spotkałam się z tak pięknie wykreowanymi bohaterami, bo to im trzeba oddać największy pokłon. Wszelkie uczucia, emocje, wspomnienia – to wszystko było naprawdę żywe i prawdziwe. Odczuwałam ich losy. Miałam wrażenie, że wchodzę w głowę Isabel, czy Tomowi i czuję. Po prostu czuję. Dialogi, jakie stworzyła autorka, są prawdopodobne, rzeczywiste, a nie naciągane i sztuczne. W tym momencie serce bije mi szybciej, gdy wspominam piękną miłość Toma i Isabel oraz uczucie, jakim obdarzyli małą osóbkę, która przypłynęła do wyspy Janus Rock.
Człowiek w swojej podróży przez życie jest niczym żelazo hartowane przez każdy kolejny dzień i każdą osobę, którą spotyka na swej drodze. Blizny są jak wspomnienia.

Fabuła książki jest niesztampowa. Nie spotkałam się jeszcze z takim pomysłem. Autorka dopracowała każdy szczegół i musiała wnieść wiele swoich emocji, by bohaterowie byli doprawdy tak żywi, a sytuacje tak realne. Przepiękne opisy tworzyły magiczny świat przedstawiony.
Bardzo trudno było mi zrozumieć postępowanie Isabel i Toma, a także Hannah, bardzo ważnej postaci w książce. Myślę, że aby to pojąć, musiałabym mieć dziecko i znać poczucie odpowiedzialność i tego, że zrobi się dla niego wszystko. W książce próbowałam stać po równo po obu stronach, ale coś ciągnęło mnie do Isabel i Toma. Może jakieś zrozumienie. Sama nie wiem, co byłoby lepsze dla małej Lucy-Grace. Nie chcę zdradzać Wam całego problemu książki w mojej recenzji. Nie na tym polega sprawa. Pragnę was zachęcić do przeczytania Światła między oceanami.
Powieść, która powinna zgarnąć wszelkie nagrody. Losy Isabel, Toma i małej Lucy-Grace na wyspie Janus Rock, a później i po za jej granicami, przedstawione w sposób prawie idealny. Jedna z najlepszych książek w ostatnich latach. Przynajmniej moim zdaniem.
Nie oglądałam jeszcze filmu na podstawie tej powieści, ale jest to na mojej liście „obejrzyj” i koniecznie muszę się tym zająć. Myślę, że jeszcze nie jedna łza popłynie po moim policzku.
Przygotujcie chusteczki!

Czytaliście już tę książkę? Jeśli tak, bardzo chętnie przeczytam wasze opinie.

Zrozumiałem, że aby myśleć o przyszłości, należy pogodzić się z tym, że nie zmieni się przeszłości.
5/5

poniedziałek, maja 29, 2017

Muzyczny tag z KSIĄŻKI DOBRE JAK CZEKOLADA


Ostatnio miałam przyjemność współpracować z Karoliną z bloga Książki dobre jak czekolada. Serdecznie Was do niej zapraszam. To bardzo pozytywna i miła dziewczyna. Cieszę się, że ją poznałam, a teraz zapraszam na Tag!




Książki dobre jak czekolada: Aktualnie jedyna książka, która przychodzi mi do głowy i rozpoczyna się od dzieciństwa bohatera to „Prawo Mojżesza” Amy Harmon. Na samym początku tej powieści poznajemy historię pierwszych lat chłopca, jego odnalezienie w koszu w pralni, które przypomina biblijną opowieść o Mojżeszu, stąd też pomysł na imię dla dziecka.

Polecam Goodbook: Mi natomiast od razu na myśl przyszła Ania z Zielonego wzgórza. Poznajemy historię małej sieroty, która przypadkiem trafia do starszego rodzeństwa. Pomyłka okazuje się jednak dobra dla obu stron. Myślę, że każdy z was słyszał o Ani. Jeśli nie czytaliście, to warto po nią sięgnąć. 


Książki dobre jak czekolada: „Zanim zgasną gwiazdy” może nie ma typowego, nieszczęśliwego zakończenia, ale mnie ono zasmuciło, nie spodziewałam się go i zupełnie nie tak wyobrażałam sobie koniec tej książki. Mogłabym Wam opowiedzieć coś więcej, ale nie chcę pisać spoilerów. W każdym razie dla mnie ostatnie strony były dość przygnębiające.

Polecam Goodbook: Jedna z moich ulubionych książek, czyli "Zanim się pojawiłeś". Idealnie wpasowuje się w tę kategorię. Kto nie czytał, niech się zabiera, ale przygotujcie sobie zestaw chusteczek. Będzie trochę humoru i trochę nostalgii. 


Książki dobre jak czekolada: W tej kategorii nie musiałam się długo zastanawiać. „Zły Romeo” nie jest moim zdaniem książką wysokich lotów, ale muszę przyznać, że jest bardzo… intensywna. Wzbudziła we mnie mnóstwo emocji, z pewnością niejednokrotnie sprawiła, że szybciej zabiło mi serce.
'
Polecam Goodbook: "Cień Wiatru". Bez wątpienia. Tam za każdym rogiem czeka tajemnica, coś czego się nie spodziewamy. Nieraz serce zabiło mi dużo szybciej.


Książki dobre jak czekolada: Czytam wiele polskich książek, więc trudnością jest dla mnie wybrać jedną powieść. Postawiłam na powieść Agaty Czykierdy- Grabowskiej. Uwielbiam wszystko, co wychodzi spod pióra tej autorki. „Jak powietrze” opowiada losy Dominika i Oliwii. Ta dwójka nie ma lekko. Dominik wyszedł z domu dziecka, by wziąć pod opiekę swoje maleńkie rodzeństwo, któremu podporządkowuje całe swoje życie. Oliwia właśnie dowiedziała się o zdradzie swojego chłopaka z jej najlepszą przyjaciółką. Nie ma już na kogo liczyć. Wtedy ta dwójka wpada na siebie i muszą zdecydować, czy chcą otworzyć się jeszcze na coś dobrego w życiu, czy będą trzymać się bezpiecznej samotności.

Polecam Goodbook: W ogóle nie czytam polskich książek. Wielokrotnie w komentarzach pod Waszymi recenzjami zaznaczam dlaczego. Jednakże pewnego razu w moje ręce wpadła seria Ja Diablica, którą pokochałam za humor. Ma swoje wady, ale także i zalety. Polecam do wyluzowania i nie skupiania się na jakiś ogromnych szczegółach.



Książki dobre jak czekolada: Sama wymyśliłam tę kategorię i teraz nie mogę nic wymyślić. Brawo ja. Co prawda myślałam o książce „W rytmie passady”, ale jeszcze jej nie przeczytałam, dopiero rozglądam się za nią w księgarniach, dlatego nie mogę się o niej wypowiedzieć, choć motyw tańca z pewnością się tam znajduje.

Polecam Goodbook: Tutaj miałam ogromny problem. Na myśl ciągle przychodziło mi Dirty Dancing, lecz to nie książka. A więc wybieram Zmierzch. Scena taneczna na balu Belli, niechaj już będzie. 


Książki dobre jak czekolada: Łatwiej jest wymienić książkę, w której nie ma chociaż jednej sceny erotycznej… Ostatnio miałam przyjemność przeczytać „Grzech pierworodny” Anny Szafrańskiej i ujął mnie sposób, w jaki autorka opisywała sceny zbliżania. Porównywała je do rozwijających się kwiatów i w pewnym momencie aż wzruszyłam się, a był to tylko (czy może aż?) opis seksu.

Polecam goodbook: Przeczytałam tyle książek, w której sceny erotyczne występują, że niektóre zlewają mi się w jedność. Chciałabym wyróżnić taką, którą z przyjemnością czytałam. Wydaje mi się, że postawię na Gorący Lód – Nory Roberts.


Książki dobre jak czekolada: Mroczna fabuła hmm… Wiem! „Światło w mroku” I.M. Darkss, nawet w tytule jest mrok. Książka opowiada o dziewczynie, która nagle dowiaduje się, że należy do rodu istot i została wybrańcem, którego misją jest odnalezienie magicznego kamienia. Jack, który nosi w sobie zarówno Światło, jak i Mrok, musi walczyć ze swoją ciemniejszą stroną, aby chronić Eli. Niby fantasy, ale bardzo mi się podobała ta książka i dlatego dostała ode mnie cztery kostki czekolady.

Polecam Goodbook: Tutaj także mam problem. Nic mi nie przychodzi do głowy... To dlatego, że tak często czytam romanse i inne "ładne" książki. Rzadko sięgam po kryminały. Chociąż... Cień Wiatru, Marina, Książę Mgły, Światła Września. WSZYSTKIE te książki mają w sobie mroczną i piękną fabułę. Kocham je całym sercem. Pokochajcie je ze mną. 


Książki dobre jak czekolada: Znowu moja propozycja i znowu nie mam pomysłu. „Carpe diem” powinno w miarę pasować, ale uwaga, będzie spoiler, bo nie sposób inaczej udowodnić, że ta książka będzie odpowiednia. „Carpe diem” opowiada o dziewczynie, która właśnie dowiedziała się, że pozostało jej około dwóch lat życia. Jedynym jej ratunkiem jest przeszczep, ale lista oczekujących jest długa, a jej nazwisko znajduje się na jej końcu. Dziewczyna zaczyna odliczać dni do śmierci. Czas mija nieubłaganie. Kiedy znajdują serce dla niej, a Rose jest pełna nadziei, serce okazuje się nieodpowiednie do przeszczepu… Pozostaje jeszcze mniej dni, a stan zdrowia stale się pogarsza. Kiedy szanse, na uratowanie Rose są bliskie zera, znajduje się dawca i wystarczy przekonać jego matkę… ROSE ZOSTAJE URATOWANA, A NIEMOŻLIWE STAJE SIĘ MOŻLIWE. Kurtyna!

Polecam Goodbook: Zaraz zwariuję, Karolina! Wymyślasz bardzo trudne kategorie, haha. Hm... Jesienna miłość – Nicolasa Sparksa. Jak znaleźć się w dwóch miejscach naraz? Niemożliwe? Bynajmniej!


Książki dobre jak czekolada: Ten moment, kiedy przeczytałaś setki, jeśli już nie tysiące książek o miłości i masz wybrać tą najpiękniejszą… Tutaj sięgnę po powieść niezastąpionej Colleen Hoover i „November 9”. Zaczynając od zaskakujących okoliczności poznania się głównych bohaterów, ich ciągłego przekonania, że nigdy więcej się nie spotkają, po dramatyczną przeszłość, która łączy tę dwójkę, tu wszystko jest niesamowite. Widzieć się tylko raz w roku i wciąż kochać? Wybaczyć coś, co zniszczyło całe Twoje życie? „November 9” to mistrzostwo od pierwszej do ostatniej strony. Byłam wzruszona, płakałam i cierpiałam razem z postaciami tej książki.

Polecam Goodbook: Dla mnie to również ciężki wybór. Przeczytałam bardzo wiele książek o miłości i wielu się zakochałam. Chciałabym wyróźnić Jesienną miłość, czy Anię z Zielonego Wzgórza zakochaną w Gilbercie, ale postawię tym razem na Lou i Willa z Zanim się pojawiłeś. Trudno. Przykro mi, bo chciałabym teraz wspomnieć o setkach innych romansach, ale nie mogę tego zrobić.



Książki dobre jak czekolada: To będzie bolesne. Oczywiście nie dla mnie. Tylko dla fanów Anny Todd i serii „After”. Obawiam się, że każdy z Was zna, chociaż pierwszy tom, dlatego na nim się skupię, bo gdyby nie powstała pierwsza część, nie byłoby też kontynuacji, proste. Fabuła, która opiera się na schemacie „grzeczna, wzorowa uczennica + bad boy”, zero oryginalności. Niekończące się kłótnie postaci. O ile jestem w stanie zrozumieć kilka kłótni, to nie rozumiem, dlaczego przy takiej ilości awantur i zerwań, Hardin i Tessa wciąż do siebie wracali. Tylko nie mówcie mi, że dlatego, że bardzo się kochali. Albo się schodzą, albo zrywają. A nie - jeden dzień są razem, a następnego już wyprowadzają się od siebie. No litości! Seria ta niesamowicie mnie zmęczyła, znudziła i zdenerwowała. 3 razy „Z” = 3 razy „NIE”.

Polecam Goodbook: Przyznam rację Karolinie, After nie jest dobrą książką i wiele rzeczy tam... to coś naprawdę chorego. Nie wiem, jak można było wypuścić taką lekturę na rynek. Ale nie o tym. Ja wybrałam Nic do stracenia. Ostatnio oceniałam tę książkę i wiecie jakie jest moje zdanie. To. Dno. 

niedziela, maja 21, 2017

Konkurs! Wygraj Evervile.



Zasady są bardzo proste. Mam nadzieję, że liczni z Was wezmą udział i zabawa będzie fajna.

1. Aby konkurs się odbył, musi wziąć udział min. 5 osób.
2. Dodaj komentarz w którym zawrzesz:
- Zgłaszam się.
- Obserwuję jako...
- Udostępniam (link).
- Kontakt.

3. Tak więc musisz być obserwatorem mojego bloga. 
4. Wysyłka tylko na terenie Polski.
5. Konkurs trwa od 21.05.2017 – 30.05.2017.

Błąd. Czy to był błąd, czytając tę ksiązkę?


Tytuł: Błąd.
Autor: Elle Kennedy.
Opis: …on lubi zdobywać nie tylko bramki...
John Logan może mieć każdą dziewczynę. Dla gwiazdy hokejowej ligi uniwersyteckiej życie to nieustająca zabawa i szybkie numerki, ale za zabójczym uśmiechem i luzackim wdziękiem kryje się przybierający na sile strach przed nieuchronną przyszłością bez perspektyw, która czeka go po ukończeniu studiów. Spotkanie z seksowną Grace Ivers, studentką pierwszego roku, jest odskocznią, której właśnie tak bardzo potrzebuje… Jednak gdy po bezmyślnym błędzie ona znika z jego horyzontu, Logan postanawia udowodnić, że zasługuje na drugą szansę.
…ale dla niej będzie musiał wejść na wyższy poziom gry…
Po kiepskim pierwszym roku studiów Grace Ivers wraca na uniwerek w Briar starsza, mądrzejsza, a do tego wybiła sobie z głowy aroganckiego hokeistę, któremu niemal oddała dziewictwo. Nie jest już tą naiwną i prostolinijną dziewczyną, która dawała się wodzić za nos, gdy spiknęli się po raz pierwszy.

Jestem zaskoczona tym, ile udało mi się wstawić recenzji w tym miesiącu. To mój mały sukces. Powiem szczerze, że miałam wenę na czytanie oraz czas. Teraz będę musiała skupić się na poprawianiu matematyki, na to pójdzie moja cała energia i chęć, więc nie wiem kiedy pojawi się kolejna recenzja.
Sięgając po tę książkę, miałam świadomość, co będę czytać. Kolejny raz nie oczekiwałam niczego wielkiego. No i w sumie nic mnie nie zaskoczyło. Schemat był raczej przewidywalny.
Od początku posiadałam negatywne nastawienie do Logana, który zabawiał się ze wszystkimi dziewczynami na uczelni, pił, balował i oczywiście, był znanym hokeistą. To co robił i co mówił, w ogóle mi nie imponowało, a miałam wrażenie, że bohaterka zrobi dla tego wszystko, co może. Słabe posunięcie.
Zderzamy się z fabułą przerobioną przez tysiące autorów. Sami rozumiecie. Studenci, imprezy, seks. Na tym polega ta książka, która nie wnosi nic ambitnego.
Czyta się ją bardzo szybko, ponieważ akcja jest płynna, wciąga, tylko dialogi i opisy seksu… Czasem mogłabym je nazwać dramatem. Nie wiem, czy autorki nie mają teraz smaku i wyczucia, ale opisywanie wszystkiego BARDZO DOSŁOWNIE nie sprawi, że scena seksu będzie atrakcyjniejsza. Radziłabym trzymać się jakiś granic, bo to naprawdę odpycha. Przynajmniej mnie. Oczywiście same sceny łóżkowe mi nie przeszkadzają, tylko metoda opisywania ich.

Moim zdaniem książka jest na jeden wieczór. Pozwala się zrelaksować i odpocząć, nie trzeba zastanawiać się nad jakimiś ważniejszymi faktami. Dlatego jeśli ktoś ma na nią ochotę, niech przeczyta. 

3/5

Ps. Byłam na Targach książek. Wejdźcie na instagram @polecamgoodbook, a tam relacja z nich.

wtorek, maja 16, 2017

Czas na relaks. Czyli dobry wieczór z Byłaś moja.


Tytuł: Byłaś moja.
Autor: Abbi Glines.
Opis: Jak odzyskać utraconą miłość? W Rosemary Beach plotki rozchodzą się szybko, ale Bethy i Tripp udało się zachować pewną tajemnicę. Kochali się, choć nikt o tym nie wiedział. Tripp jednak musiał wyjechać. Obiecał, że wróci do swojej ukochanej za rok. Gdy wraca po ośmiu latach, jej serce należy do kogoś innego…

Mamy do czynienia z romansem dla młodzieży, dla kobiet od którego nie możemy wiele wymagać. Od razu zaznaczę, że będzie to krótka, ale pozytywna recenzja. Mam bardzo dobry humor po przeczytaniu tej książki.
Historia opowiada nam o związku i przygodach dwójki osób oraz pobocznych bohaterów, ich przyjaciół, którzy dają nam humorystyczne dialogi i sytuacje. Bethy i Tripp poznają się w pewne wakacje i ukrywają swój związek przed wszystkimi, ciesząc się sobą. Bethy, niewinna i nieśmiała, a zarazem piękna oraz bogaty i przystojny, starszy od niej Tripp. Idealne połączenie.
Niestety. On musi wyjechać, a ona zostaje z pękniętym sercem.
Ale, ale. Nie jest tak typowo, jakby się mogło zdawać. Są pewne zdarzenia, które rzucają inne światło na tę książkę i to mi się podobało. Coś się w niej działo, była akcja i ciekawe dialogi, przy których nie ziewałam.
Autorka raczy nas dość „ostro” opisanymi scenami. To już jak kto woli, można ominąć. Jednakże całość moim zdaniem jest dobra i wciągająca.

Byłaś moja jest lekturą na jeden, dwa wieczory, na nudę i na oderwanie myśli. Jednak sądzę, że fanom romansu przypadnie do gustu.
3/5

czwartek, maja 11, 2017

Moje serce należy do ciebie. [recenzje]



Tytuł: Moje serce należy do ciebie.
Autor: Alessio Puleo
Opis: W klasie 18-letniego Alexa pojawia się nowa uczennica, Ylenia. Chłopak postanawia zwrócić na siebie jej uwagę. Ale Ylenia skrywa tajemnicę i postanawia trzymać chłopaka na dystans. W końcu jednak nie jest w stanie przeciwstawić się uczuciu. Alex jest pewien, że nic ich nie rozłączy, dopóki się nie dowiaduje, że dziewczyna cierpi na ciężką i nieuleczalną wadę serca. Jej jedyną szansą jest przeszczep. W dniu egzaminu maturalnego Alex odbiera telefon ze szpitala z informacją, że Ylenia jest umierająca. Wybiega zrozpaczony na ulicę...

Wzięłam tę książkę do ręki, aby mieć rozrywkę. Dostałam ją w prezencie i wypadało przeczytać. Spodziewałam się, że będzie to coś w stylu powieści Federico Moccia, znanego włoskiego pisarza i tak tez było. Nie za bardzo przepadam za tym autorem.
Historia opowiada nam o młodych nastolatkach, mieszkających we Włoszech. Alex, buntowniczy nastolatek, który nie przykłada się do nauki, a gania z kumplami po imprezach oraz Ylenia, dziewczyna z dobrego domu, poukładana, która nie wie, co przygotował dla niej los. Jej chora jest celem przeprowadzki z Kolumbii do Włoch, skąd wywodzą się jej rodzice.
Akcja w książce płynie bardzo szybko i w zasadzie za wiele nie wnosi. Są tam żenujące życiowe wpadki Alexa, czasem jakieś rozterki Ylenii, ale nie ma szczegółów i jakiegoś takiego… sensu. Fabuła mi się nie kleiła i trochę nudziła.
Nie wiem, czy autor naprawdę chciał, aby to tak wyglądało, ale dużo zabrakło. Nawet nie mam pewności, czy polubiłam bohaterów. Historia nie jest stworzona, ani napisana bardzo źle, ale brakuje wątków, które by ją łączyły mocniej i lepiej. Zdecydowanie wszystko potoczyło się za szybko, a zakończenia mogliśmy się spodziewać. Przynajmniej ja to tak odebrałam. Uważam, że było za dużo Alexa, a za mało Ylenii, która miała być przedmiotem całego pomysłu na książkę. W końcu chodziło o narządy, chorobę, serce. To nie Alex chorował, lecz ona, a ona pojawiała się zbyt rzadko.
Miałam poczucie, że nie przywiązałam się do tych postaci. Nie wzruszały mną, ani nie rozśmieszały, chociaż autor często próbował wplatać jakiś humor między dialogami. No… nie wyszło. Przynajmniej moim zdaniem.

Nie jest to najgorsza książka jaką czytałam, ale nie należy też do tych, które mogłabym polecić. 

2/5

wtorek, maja 09, 2017

Powiało nudą. Nic do stracenia. [recenzja]


Tytuł: Nic do stracenia. Początek.
Autor: Kirsty Moseley.
Opis: W dniu szesnastych urodzin Anna Spencer bawi się w klubie ze swoim chłopakiem. Wyjątkowy wieczór szybko się kończy, a poznany przypadkiem Carter Thomas, handlarz broni i narkotyków, zamienia kilka lat jej życia w piekło.
Dzięki jej zeznaniom Carter zostaje skazany, ale z więzienia wciąż wysyła listy z pogróżkami. Ojciec Anny, wpływowy senator i kandydat na prezydenta, zrobi wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo.
Ochroną Anny zajmie się przystojny komandos, Ashton Taylor. Aby nie wzbudzać podejrzeń, ma udawać jej chłopaka. Cierpliwie stara się sprawić, by pokonała dręczące ją koszmary i pogrzebała przeszłość. Anna zaczyna czuć się bezpiecznie, a udawanie zakochanych powoli przestaje być grą.
Jednak kolejne dni przynoszą złe wiadomości. Wkrótce ma odbyć się rozprawa apelacyjna i Carter może wyjść na wolność. Jeśli tak się stanie, Ashton i Anna znajdą się w niebezpieczeństwie.

Z autorką miałam już styczność przy czytaniu powieści „Chłopak, który chciał zacząć od nowa”. Recenzja jest dostępna na blogu i możecie się z nią zapoznać. Miałam mieszane uczucia, kiedy sięgałam po kolejną książkę tej autorki, ale chciałam dać jej drugą szansę.
No i tutaj mój błąd…
Jeśli po opisie książki spodziewacie się ciekawej lektury, to już mogę Wam powiedzieć, że tak nie będzie. Wciąż liczyłam na jakieś zapierające dech w piersiach sytuacje, sceny. W końcu mamy tutaj dziewczynę po okropnych przejściach, córkę przyszłego prezydenta USA i agenta SWAT. Ach, no i w tle psychola zwanego Carterem. Brzmi kusząco? Jasne, że tak. Tylko wykonanie już nie jest takie dobre.
Zacznijmy od początku.
Właśnie. Już wtedy możemy się przekonać, że autorka książki ani trochę nie przygotowała się do napisania jej. Nie ma żadnej wiedzy o pracy agentów, w tym SWAT. Wszystko jest bardzo nierealistyczny i komiczne, a czasem wręcz żałosne. Chciała stworzyć mroczną historię dla młodzieży, przeplataną romansem, a wyszedł sam romans dwójki irytujących bohaterów.  Chyba coś poszło nie tak.
Poznajemy Annę, która jest na swoich szesnastych urodzinach z chłopakiem. Stoi przed klubem i czekają na wejście. I uwaga, nagle, znikąd, podchodzi do niej starszy mężczyzna, przystojny i zainteresowany nią, po czym mówi, że może ją wpuścić do środka. Ona jest tak podekscytowana, że jak najbardziej się zgadza. Zgrzyt powstaje, kiedy okazuje się, że Carter chce zabrać tylko ją i nie ma mowy o Jacku (chłopaku Anny). To nie jest za duży spojler. Tego dowiadujemy się na pierwszej stronie książki. Sytuacja mało realna i przerysowana. Naprawdę… Myślałam, że dorosła kobieta, która zabiera się za pisanie książek, nie bierze pomysłów z kosmosu. Trzymajmy się ziemi, chociaż trochę.
Idźmy dalej.
Poznajemy Ashtona Taylora, który ma dwadzieścia jeden lat i właśnie skończył szkołę SWAT. Jest najlepszy, bez doświadczenia, ale pobił rekordy itd… Czy w tej bajce były smoki? Chłopak dostaje przydział, by chronić Annę, córkę senatora. Okej. Rozumiem. Albo jednak nie. Młody chłopak, który wcześniej nie był na żadnej misji, akcji, dostaje PRZYDZIAŁ, aby chronić Annę – dziewczynę po tragicznych przejściach, która odsyła każdego kolejnego agenta. Wrócę jeszcze do tego, jaka jest bohaterka.
Ashton jest dziecinny i śmieszny. W pewnych momentach miałam ochotę rzucić książką przez okno. Prawie nie wytrzymywałam jego tandetnych tekstów i głupich myśli. Na dodatek od razu uznał, że bohaterka jest IDEALNA i mogłaby być modelką. Co śmieszne, ona pomyślała to samo o nim! No nie… Moja cierpliwość zaczęła się kończyć wtedy, gdy kolejne rozdziały były O TYM SAMYM. Powiedzcie mi ile razy możemy czytać o pobudkach, zasypaniu, jakiś sprzeczkach (mało istotnych) i oczywiście seksie, który uwierzcie, stał się najnudniejszy z całej książki. Ta lektura nie wniesie nic w Wasze życie, a na dodatek jedynie zirytuje.
Cała powieść wydaje się bujdą.
Anna również nie należy do ciekawych postaci. Myślałam, że lepiej ją ucharakteryzuje, ale tak się nie stało. Była płytka i bezbarwna. Zdaje sobie sprawę, że miała być trochę tajemnicza i mroczna, tylko, że kolejny raz nie wyszło. Annabell dużo przeszła, jej historia jest zawiła, lecz przedstawiona w wielkich skrótach, co też mnie denerwowało. I weź tu człowieku znajdź pozytywy…
Co chwila miała problem ze swoimi uczuciami. Chcę go, nie chcę go, odejdź, zostań i tak w koło. Niczym Ana Steele. Niby miała ukazywać skrzywdzoną postać, ale bardzo szybko „otworzyła się” przed Ashtonem. Zaledwie po trzech dniach poszła z nim do łóżka, choć wcześniej mówili o niej, jak o zimnej suce bez uczuć, która nie daje się nikomu dotknąć. Paradoks.
Fabuła jest nijaka. Nie ma żadnych wzlotów i upadków. Czekamy na jakiś wybuch, na coś ciekawego i… nic. PRZEZ CAŁĄ KSIĄZKĘ. To jest straszne, że ta lektura ma tyle stron, a jest o niczym.
Z całej książki najbardziej zaciekawił mnie wątek Cartera. I tak naprawdę wolałabym poznać historię jego i Any, niż Any i nudnego agenta Taylora.

Niestety nie mogę polecić tej książki. Odradzam brania się za nią. Chyba, że do snu, aby szybciej usnąć. 


1/5

Za egzemplarz dziękuję Harper Collins 

poniedziałek, maja 08, 2017

Siła miłości wygrywa nad rozsądkiem. Światło między oceanami. [recenzja]


Tytuł: „Światło między oceanami”.
Autor: M.L. Stedman.
Opis: Poruszająca opowieść o niszczycielskiej sile niewłaściwych wyborów. O złych decyzjach dobrych ludzi. O szczęściu, z którego tak trudno zrezygnować…
Rok 1920. Tom Sherbourne, inżynier z Sydney, wciąż nie może się uporać ze wspomnieniami z Wielkiej Wojny. Posada latarnika na oddalonej o 100 mil od wybrzeży Australii niezamieszkanej wysepce Janus Rock i kochająca żona Isabel, która decyduje się dzielić z nim samotność, stopniowo przynoszą mu spokój i pozwalają pokonać upiory przeszłości.
Los wystawia ich jednak na ciężką próbę. Po dwóch poronieniach i wydaniu na świat martwego chłopca, Isabel dowiaduje się, że nie będzie mogła mieć dzieci, i popada w depresję. I wówczas zdarza się cud: do brzegu wyspy przybija łódź ze zwłokami mężczyzny i płaczącym niemowlęciem. Ulegając namowom żony, kierując się głosem serca, a nie zasadami moralnymi, Tom podejmuje decyzję, której konsekwencje położą się cieniem na życiu wielu ludzi...

 Dobro i zło są jak cholerne węże, splatają się ze sobą tak ciasno, że człowiek nie potrafi ich rozróżnić, dopóki obu nie zastrzeli. Tyle że wtedy jest już za późno.

Piszę tę recenzję kilkanaście minut pod odłożeniu książki. Jestem w rozsypce emocjonalnej. Należę do bardzo wrażliwych osób i muszę przyznać, że przy ostatnich stronach płakałam i nie potrafiłam tego powstrzymać. Podobno lektury, które poruszają nasze serca, są tymi najlepszymi. Chyba się z tym zgodzę.
Dawno nie spotkałam się z tak pięknie wykreowanymi bohaterami, bo to im trzeba oddać największy pokłon. Wszelkie uczucia, emocje, wspomnienia – to wszystko było naprawdę żywe i prawdziwe. Odczuwałam ich losy. Miałam wrażenie, że wchodzę w głowę Isabel, czy Tomowi i czuję. Po prostu czuję. Dialogi, jakie stworzyła autorka, są prawdopodobne, rzeczywiste, a nie naciągane i sztuczne. W tym momencie serce bije mi szybciej, gdy wspominam piękną miłość Toma i Isabel oraz uczucie, jakim obdarzyli małą osóbkę, która przypłynęła do wyspy Janus Rock.
Człowiek w swojej podróży przez życie jest niczym żelazo hartowane przez każdy kolejny dzień i każdą osobę, którą spotyka na swej drodze. Blizny są jak wspomnienia.

Fabuła książki jest niesztampowa. Nie spotkałam się jeszcze z takim pomysłem. Autorka dopracowała każdy szczegół i musiała wnieść wiele swoich emocji, by bohaterowie byli doprawdy tak żywi, a sytuacje tak realne. Przepiękne opisy tworzyły magiczny świat przedstawiony.
Bardzo trudno było mi zrozumieć postępowanie Isabel i Toma, a także Hannah, bardzo ważnej postaci w książce. Myślę, że aby to pojąć, musiałabym mieć dziecko i znać poczucie odpowiedzialność i tego, że zrobi się dla niego wszystko. W książce próbowałam stać po równo po obu stronach, ale coś ciągnęło mnie do Isabel i Toma. Może jakieś zrozumienie. Sama nie wiem, co byłoby lepsze dla małej Lucy-Grace. Nie chcę zdradzać Wam całego problemu książki w mojej recenzji. Nie na tym polega sprawa. Pragnę was zachęcić do przeczytania Światła między oceanami.
Powieść, która powinna zgarnąć wszelkie nagrody. Losy Isabel, Toma i małej Lucy-Grace na wyspie Janus Rock, a później i po za jej granicami, przedstawione w sposób prawie idealny. Jedna z najlepszych książek w ostatnich latach. Przynajmniej moim zdaniem.
Nie oglądałam jeszcze filmu na podstawie tej powieści, ale jest to na mojej liście „obejrzyj” i koniecznie muszę się tym zająć. Myślę, że jeszcze nie jedna łza popłynie po moim policzku.
Przygotujcie chusteczki!

Czytaliście już tę książkę? Jeśli tak, bardzo chętnie przeczytam wasze opinie.

Zrozumiałem, że aby myśleć o przyszłości, należy pogodzić się z tym, że nie zmieni się przeszłości.
5/5