sobota, listopada 17, 2018

Układanka. Tyle kłamstw składa się w prawdę. [recenzja]


Autor: Karin Slaughter
Opis: A co, jeśli osoba, którą twoim zdaniem najlepiej znałeś, okazuje się kimś, kogo nigdy nie znałeś? Andrea wie wszystko o swojej matce, Laurie. Wie, że spędziła całe życie w małym miasteczku na plaży w Belle Isle; wie, że nigdy nie pragnęła niczego więcej, niż spokojnego życia jako filaru społeczności; ona wie, że nigdy nie zachowała tajemnicy w swoim życiu. Ponieważ wszyscy znamy nasze matki, prawda? Ale wszystko to zmienia się, gdy wycieczka do centrum handlowego wybucha przemocą, a Andrea nagle widzi zupełnie inną stronę niż Laura. Ponieważ okazuje się, że zanim Laura była Laurą, była kimś zupełnie innym. Przez prawie trzydzieści lat ukrywała się przed swoją poprzednią tożsamością, leżąc nisko w nadziei, że nikt jej nie znajdzie. Ale teraz została ujawniona i nic już nigdy nie będzie takie samo. Policja chce odpowiedzi, a niewinność Laury jest na linii, ale nie będzie rozmawiać z nikim, nawet z własną córką. Andrea jest w desperackiej podróży podążając śladami przeszłości matki. A jeśli nie będzie w stanie odkryć ukrytych sekretów, dla każdego z nich może nie być żadnej przyszłości.


Karin Slaugther była dla mnie nieznana, ale kiedy zobaczyłam opis jej nowej książki w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę ją poznać. Thrillery albo są świetne, trzymają w napięciu, manipulują czytelnikiem, albo są przewidywalne i od razu do wyrzucenia. Układanka idealnie wpasowuje się w pierwszą grupę i ja, jako czytelnik, jestem ogromnie zadowolona z lektury, od której nie mogłam się oderwać. 
Z początku historia Andrei, nie odzywającej się za wiele, przygaszonej i przytłoczonej, nie wzbudziła mojego zainteresowania. Wręcz przeciwnie – byłam zmieszana i niewiele rozumiałam z kreacji bohaterów. Po kilkunastu stronach wstępu, udało mi się wkręcić w tę historię i do końca trwałam już w głębokim zainteresowaniu. Tyle rzeczy wydarzyło się w ciągu dwóch dni. Strzelaniny. Śmierć. Szpital. Wyrzucenie z domu. Ucieczka. A w tym wszystkim Laura, matka naszej bohaterki. Laura, która wydaje się starszą, spokojną kobietą i nikt by nie przepuszczał, co ukrywa. 
Andrea rzucona na głęboką wodę, opuszcza dom i ucieka wypełniając zadania, które powierzyła jej matka. Z kompletnym mętlikiem w głowie odkrywa kryjówki, poszlaki z przeszłości i nie ma pojęcia, jak może połączyć te fakty. 
Laura świetnie ukryła swoją historię. Już od początku czułam, że coś jest z nią nie tak. W książce zostały poprowadzone dwie perspektywy, a może powinnam powiedzieć "teraźniejszość" i "retrospekcje". Właśnie ta metoda pozwalała mi ułożyć elementy układanki w jedność. To co odkryłam, nie pozwoliło mi wstać z łóżka i odłożyć książki. Spędziłam pół dnia, żeby dokończyć zaplątaną historię Andrei i Laury. 
Być może nie jest to książka idealna, ma wady, jak prawie każda, ale bardzo dobrze się przy niej czułam. Nie męczyłam tej powieści, nie chciałam jej odrzucić na bok i zająć się inną, więc dla mnie to bardzo duży plus. Mnie trzymało w napięciu i mam nadzieję, że jeśli się skusicie na Układankę, to również nie będziecie zawiedzenie. 

Za egzemplarz dziękuję
Znalezione obrazy dla zapytania harper collins

czwartek, listopada 08, 2018

BASIC WITCHES [recenzja]


Autorki: Jaya Saxena, Jess Zimmerman
Opis: Współczesna czarownica nie ma nic wspólnego z kobietami, które płonęły na stosie za nadprzyrodzone moce. Ta książka nie nauczy cię, jak lewitować, zdobyć bogactwa ani komunikować się z duchami. Natomiast może cię nauczyć mantr, zaklęć, rytuałów i innych drobnych, codziennych czarów, które pozwolą ci wykorzystać twoje ukryte zdolności i moce.
Nauczysz się, jak zaklinać rzeczywistość i skierować myślenie na inne tory. Dowiesz się, jak zmusić swój umysł, by przestał widzieć wszędzie przeszkody i mnożyć wymówki. Pomyśl o przedstawionych w tej książce zaklęciach jako o punktach wyjścia do odnalezienia wszelkich niezwykłych sposobów, którymi możesz się komunikować z samą sobą i zmieniać kierunek myśli i emocji. Ze wszystkich składników udanego czaru jedynymi niezbędnymi elementami są twoja intencja i pragnienie zmiany.
Jeśli uważasz, że kobiety mają prawo wychodzić przed szereg i nie jest to oznaka szaleństwa ani powód do strachu przed nimi – ta książka jest dla ciebie.



Piękna okładka i grube, śliskie strony to duży plus dla tego poradnika i na tym zakończę wymienianie pozytywów. Biorąc Basic Witches, liczyłam na ciekawe porady, może nie wszystkie pożyteczne, ale przynajmniej w większości. Jakieś wskazówki makijażowe, żeby poczuć się pewniejszą siebie, albo ćwiczenia, które pomogą nam zebrać w sobie odwagę. Nie mam bladego pojęcia, jak opisać moje zaskoczenie i rozczarowanie, że coś takiego powstało i zostało wydane. Autorki wpadły na szalony, lecz głupi pomysł i szczerze, mam nadzieję, że na tym nie zarobią. W tym poradniku nie ma nic! Same głupoty, które gdy czytałam, czułam zażenowanie. Rozumiecie, co mam na myśli? Miałam ochotę wyrzucić tę książkę przez okno, bo wydawała się taka idiotyczna... Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie wykonałby tych rytuałów i nie zrobiłby z siebie kretyna. Dlaczego w ogóle autorki uznały, że będzie to... fajne? Tego również nie wiem. Jeżeli spodobała Wam się okładka, to i tak omijajcie. Nie chcecie, by zdobiła wasze półki, bo treść jest bezsensowna. Żałuję, że skusiłam się na ten poradnik, bo czuję, że straciłam czas. Zrobiłam tej książce ładne zdjęcia i z tego powodu też mi smutno, bo na to nie zasługuje.
Uważam, że autorki chciały z czytelników zrobić głupków. No chyba, że to jakiś nieśmieszny żart. Okej, w porządku, mamy jakieś ciekawostki historyczne, których raczej nie googlujemy w Internecie, wiec możemy się czegoś dowiedzieć, ale chyba nie o to konkretnie chodziło. Nie było magii, nie było sensu, nie było logiki. Więc... PO CO? 
Ja chciałam przy tej książce się zrelaksować, może troszkę pośmiać, ale na pewno nie z takiej głupoty...
Mam ochotę poprosić autorki, żeby wykonały wszystkie rytuały i nagrały przy tym siebie, bo jestem ciekawa, czy rzeczywiście pomagają. ;) 
Nie polecam, bo stracicie pieniądze, a jest wiele fajnych i ciekawych książek, które warto przeczytać.

Za egzemplarz dziękuję księgarni Dadada.pl która jest cudowna, ale to nie ich wina, że ta książka powstała.
Znalezione obrazy dla zapytania dadada

sobota, listopada 03, 2018

nowy Sparks z lekko innym stylem... Z każdym oddechem [recenzja]


Autor: Nicholas Sparks.
Opis: Hope jest w rozterce. Skończyła 36 lat, od sześciu lat ma chłopaka, ale na ślub raczej się nie zanosi. Tymczasem u jej ojca właśnie zdiagnozowano poważną chorobę. Hope postanawia więc odciąć się od wszystkiego, spędzić tydzień w wakacyjnym domku w Sunset Beach i zastanowić się nad swoją przyszłością.
Tru, urodzony w Zimbabwe przewodnik safari, pojawia się w Sunset 
Beach, by poznać ojca i dowiedzieć się więcej o młodości matki.
Gdy ścieżki dwojga obcych sobie ludzi niespodziewanie się krzyżują, 
wybucha pomiędzy nimi żarliwe uczucie. Wkrótce oboje staną przed 
trudnym wyborem: oddać się miłości czy spełnić obowiązek wobec 
rodziny? Posłuchać głosu serca czy rozsądku?

Smutek jest ceną miłości. [N. Sparks]

Oj, jeśli długo czytacie moje recenzje, wiecie jak kocham Sparksa. Jest dla mnie jednym z najlepszych autorów od romansów. Uwielbiam jego historie, które są prawie prawdziwe, wzruszają, zostają na dłużej. Po jego książki sięgam w ciemno, bo jeszcze nigdy się nie rozczarowałam. Do Jesiennej miłości, czy Ostatniej piosenki mogę wracać, co jakiś czas i wiem, że dalej będę to wszystko przeżywała. Dlatego Sparks ma ogromny talent – jego fabuły poruszają człowieka. Tym wstępem, chciałam zaznaczyć, jak ważny jest dla mnie ten autor. 
Gdy ujrzałam w nowościach "Z każdym oddechem" nie mogłam przecież przejść obok i nie poświęcić jej uwagi. O nie. Dostałam ją w swoje ręce i od razu zabrałam się za czytanie. Zdziwił mnie początek opowieści, bo Sparks raczej nie zaczyna tak książek. Cóż, jest tam kilka stron od samego autora, które mają nas wprowadzać w fabułę. 
Zaczęłam czytać Z każdym oddechem i niestety odkryłam, że idzie mi to opornie przez nieco zmieniony styl pisania. Nie umiem określić, co dokładnie się zmieniło, ale czułam to w nastroju, w poprowadzonej fabule. Było inaczej, niż zwykle. Pomysł na historię był piękny, lecz moim zdaniem nie został w pełni ukazany. Nawet tym razem nie poczułam więzi z bohaterami, a to mi się rzadko zdarza przy książkach tego autora. Wydaje mi się, że sam autor nie zżył się z postaciami, tak jak powinien. Tak jak to robił w innych powieściach. Zabrakło odpowiedniej chemii i dostaliśmy lekką powieść, może trochę wzruszającą, ale bez tej głębi i nastroju. 
Nie było elementów zaskoczenia i łez na policzkach. Nie było zachwytu, na który się nastawiłam, bo przecież to mój ulubiony autor. Nicholas Sparks ma mnóstwo świetnych książek i jestem w stanie wypisać ich całą listę, by Was przekonać, że jeśli jeszcze nie czytaliście nic od niego, to WARTO. Ale nie zaczynajcie od tej powieści. Nie jest ona najlepsza, raczej "wybrakowana". Był szkielet, a nie było mięsa, jeśli rozumiecie o co mi chodzi. 
Jest mi przykro, że tak oceniam książkę, której nie mogłam się doczekać. Chciałabym Wam teraz wypisywać mnóstwo zalet, ale po prostu ich nie znalazłam, a nie okłamuję moich czytelników. To nie jest dobra pozycja na jesień, choć może znajdą się tacy, którzy pokochali historię Tru i Hope. Rozumiem to, ja miałam nieco inne oczekiwania. Będę dawać szansę Sparksowi, to oczywiste i szczerze liczę, że jeśli jeszcze zamierza coś wydać, to będzie to tak dobre, jak jego poprzednie książki. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu:
Znalezione obrazy dla zapytania albatros wydawnictwo

czwartek, listopada 01, 2018

Z popiołów [recenzja]


Autor: Martyna Senator. 
Opis: Wydarzenia z przeszłości zmieniły Sarę nie do poznania, odcisnęły piętno na jej poczuciu własnej wartości i zaufaniu do ludzi. Jest teraz pewna, że miłość sprowadza się jedynie do cierpienia. Przynosi ból, łzy i rozczarowanie. Przekonał się o tym także Michał, którego wykorzystała była dziewczyna.
Przypadkowe spotkanie dwóch poranionych dusz uruchamia ciąg niespodziewanych zdarzeń i pozwala im poznać życie na nowo. Budowany od lat mur, którym otaczała się Sara, zaczyna pękać za sprawą opiekuńczego Michała.

Polskie książki to u mnie ogromna rzadkość. Kiedyś omijałam je szerokim łukiem, nie mogłam przeżyć innego stylu pisania i tego czegoś, czego nie mają powieśći zagraniczne. Jednak w wakacje zrobiłam sobie challenge i poszłam do biblioteki po książki naszych autorów. I cóż, polubiłam się z Agatą Przybyłek, czy Agatą Czykierdą Grabowską. 
Jednak po Martynę Senator jeszcze nie sięgałam, aż do teraz. Swojego czasu było głośno o "Z popiołów" oraz całej serii. Nie powiem, nie miałam ochoty, żeby ją czytać. Zignorowałam szał na nią i po prostu zapomniałam. Teraz, gdy przekonałam się do polskich obyczajówek (oczywiście nie wszystkich), postanowiłam zabrać się za coś, co wiele osób polecało. Czy się to opłacało?
Tak, zdecydowanie tak. Dostałam dobrą książkę o miłości młodych ludzi, o problemach z przeszłości, które nie dają normalnie funkcjonować. Senator ma bardzo lekko styl pisania, przez co przez historię się płynie. Przynajmniej mi łatwo było polubić Sarę, zranioną, ale silną dziewczynę i Michała, bohaterskiego, normalnego chłopaka, pracującego w barze. Połączyła ich muzyka, która była fajnym, uzupełniającym wątkiem. Na dodatek autorka postawiła na dodanie tekstów piosenek. Ogromny plus za to! Dzięki tej książce przekonałam się, że warto czasem zrezygnować z zagranicznych autorów i na pewno sięgnę po kolejne książki Martyny Senator. 
Wiem, że premiera Z popiołów była już bardzo dawno temu, ale jeszcze nie mieliście okazji jej przeczytać, to nie wahajcie się. To książka idealna dla fanów romansu i lekkiego dramatu. Spędziłam nad nią jeden dzień, a to kolejny plus – czyta się szybciutko. Same zalety, co? 
Nie rozczarowałam się, może nie pokochałam tej historii, jak książki Sparksa, ale zdecydowanie miło było ją przeczytać.

za egzemplarz dziękuję
Znalezione obrazy dla zapytania mega ksiazki

sobota, listopada 17, 2018

Układanka. Tyle kłamstw składa się w prawdę. [recenzja]


Autor: Karin Slaughter
Opis: A co, jeśli osoba, którą twoim zdaniem najlepiej znałeś, okazuje się kimś, kogo nigdy nie znałeś? Andrea wie wszystko o swojej matce, Laurie. Wie, że spędziła całe życie w małym miasteczku na plaży w Belle Isle; wie, że nigdy nie pragnęła niczego więcej, niż spokojnego życia jako filaru społeczności; ona wie, że nigdy nie zachowała tajemnicy w swoim życiu. Ponieważ wszyscy znamy nasze matki, prawda? Ale wszystko to zmienia się, gdy wycieczka do centrum handlowego wybucha przemocą, a Andrea nagle widzi zupełnie inną stronę niż Laura. Ponieważ okazuje się, że zanim Laura była Laurą, była kimś zupełnie innym. Przez prawie trzydzieści lat ukrywała się przed swoją poprzednią tożsamością, leżąc nisko w nadziei, że nikt jej nie znajdzie. Ale teraz została ujawniona i nic już nigdy nie będzie takie samo. Policja chce odpowiedzi, a niewinność Laury jest na linii, ale nie będzie rozmawiać z nikim, nawet z własną córką. Andrea jest w desperackiej podróży podążając śladami przeszłości matki. A jeśli nie będzie w stanie odkryć ukrytych sekretów, dla każdego z nich może nie być żadnej przyszłości.


Karin Slaugther była dla mnie nieznana, ale kiedy zobaczyłam opis jej nowej książki w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę ją poznać. Thrillery albo są świetne, trzymają w napięciu, manipulują czytelnikiem, albo są przewidywalne i od razu do wyrzucenia. Układanka idealnie wpasowuje się w pierwszą grupę i ja, jako czytelnik, jestem ogromnie zadowolona z lektury, od której nie mogłam się oderwać. 
Z początku historia Andrei, nie odzywającej się za wiele, przygaszonej i przytłoczonej, nie wzbudziła mojego zainteresowania. Wręcz przeciwnie – byłam zmieszana i niewiele rozumiałam z kreacji bohaterów. Po kilkunastu stronach wstępu, udało mi się wkręcić w tę historię i do końca trwałam już w głębokim zainteresowaniu. Tyle rzeczy wydarzyło się w ciągu dwóch dni. Strzelaniny. Śmierć. Szpital. Wyrzucenie z domu. Ucieczka. A w tym wszystkim Laura, matka naszej bohaterki. Laura, która wydaje się starszą, spokojną kobietą i nikt by nie przepuszczał, co ukrywa. 
Andrea rzucona na głęboką wodę, opuszcza dom i ucieka wypełniając zadania, które powierzyła jej matka. Z kompletnym mętlikiem w głowie odkrywa kryjówki, poszlaki z przeszłości i nie ma pojęcia, jak może połączyć te fakty. 
Laura świetnie ukryła swoją historię. Już od początku czułam, że coś jest z nią nie tak. W książce zostały poprowadzone dwie perspektywy, a może powinnam powiedzieć "teraźniejszość" i "retrospekcje". Właśnie ta metoda pozwalała mi ułożyć elementy układanki w jedność. To co odkryłam, nie pozwoliło mi wstać z łóżka i odłożyć książki. Spędziłam pół dnia, żeby dokończyć zaplątaną historię Andrei i Laury. 
Być może nie jest to książka idealna, ma wady, jak prawie każda, ale bardzo dobrze się przy niej czułam. Nie męczyłam tej powieści, nie chciałam jej odrzucić na bok i zająć się inną, więc dla mnie to bardzo duży plus. Mnie trzymało w napięciu i mam nadzieję, że jeśli się skusicie na Układankę, to również nie będziecie zawiedzenie. 

Za egzemplarz dziękuję
Znalezione obrazy dla zapytania harper collins

czwartek, listopada 08, 2018

BASIC WITCHES [recenzja]


Autorki: Jaya Saxena, Jess Zimmerman
Opis: Współczesna czarownica nie ma nic wspólnego z kobietami, które płonęły na stosie za nadprzyrodzone moce. Ta książka nie nauczy cię, jak lewitować, zdobyć bogactwa ani komunikować się z duchami. Natomiast może cię nauczyć mantr, zaklęć, rytuałów i innych drobnych, codziennych czarów, które pozwolą ci wykorzystać twoje ukryte zdolności i moce.
Nauczysz się, jak zaklinać rzeczywistość i skierować myślenie na inne tory. Dowiesz się, jak zmusić swój umysł, by przestał widzieć wszędzie przeszkody i mnożyć wymówki. Pomyśl o przedstawionych w tej książce zaklęciach jako o punktach wyjścia do odnalezienia wszelkich niezwykłych sposobów, którymi możesz się komunikować z samą sobą i zmieniać kierunek myśli i emocji. Ze wszystkich składników udanego czaru jedynymi niezbędnymi elementami są twoja intencja i pragnienie zmiany.
Jeśli uważasz, że kobiety mają prawo wychodzić przed szereg i nie jest to oznaka szaleństwa ani powód do strachu przed nimi – ta książka jest dla ciebie.



Piękna okładka i grube, śliskie strony to duży plus dla tego poradnika i na tym zakończę wymienianie pozytywów. Biorąc Basic Witches, liczyłam na ciekawe porady, może nie wszystkie pożyteczne, ale przynajmniej w większości. Jakieś wskazówki makijażowe, żeby poczuć się pewniejszą siebie, albo ćwiczenia, które pomogą nam zebrać w sobie odwagę. Nie mam bladego pojęcia, jak opisać moje zaskoczenie i rozczarowanie, że coś takiego powstało i zostało wydane. Autorki wpadły na szalony, lecz głupi pomysł i szczerze, mam nadzieję, że na tym nie zarobią. W tym poradniku nie ma nic! Same głupoty, które gdy czytałam, czułam zażenowanie. Rozumiecie, co mam na myśli? Miałam ochotę wyrzucić tę książkę przez okno, bo wydawała się taka idiotyczna... Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie wykonałby tych rytuałów i nie zrobiłby z siebie kretyna. Dlaczego w ogóle autorki uznały, że będzie to... fajne? Tego również nie wiem. Jeżeli spodobała Wam się okładka, to i tak omijajcie. Nie chcecie, by zdobiła wasze półki, bo treść jest bezsensowna. Żałuję, że skusiłam się na ten poradnik, bo czuję, że straciłam czas. Zrobiłam tej książce ładne zdjęcia i z tego powodu też mi smutno, bo na to nie zasługuje.
Uważam, że autorki chciały z czytelników zrobić głupków. No chyba, że to jakiś nieśmieszny żart. Okej, w porządku, mamy jakieś ciekawostki historyczne, których raczej nie googlujemy w Internecie, wiec możemy się czegoś dowiedzieć, ale chyba nie o to konkretnie chodziło. Nie było magii, nie było sensu, nie było logiki. Więc... PO CO? 
Ja chciałam przy tej książce się zrelaksować, może troszkę pośmiać, ale na pewno nie z takiej głupoty...
Mam ochotę poprosić autorki, żeby wykonały wszystkie rytuały i nagrały przy tym siebie, bo jestem ciekawa, czy rzeczywiście pomagają. ;) 
Nie polecam, bo stracicie pieniądze, a jest wiele fajnych i ciekawych książek, które warto przeczytać.

Za egzemplarz dziękuję księgarni Dadada.pl która jest cudowna, ale to nie ich wina, że ta książka powstała.
Znalezione obrazy dla zapytania dadada

sobota, listopada 03, 2018

nowy Sparks z lekko innym stylem... Z każdym oddechem [recenzja]


Autor: Nicholas Sparks.
Opis: Hope jest w rozterce. Skończyła 36 lat, od sześciu lat ma chłopaka, ale na ślub raczej się nie zanosi. Tymczasem u jej ojca właśnie zdiagnozowano poważną chorobę. Hope postanawia więc odciąć się od wszystkiego, spędzić tydzień w wakacyjnym domku w Sunset Beach i zastanowić się nad swoją przyszłością.
Tru, urodzony w Zimbabwe przewodnik safari, pojawia się w Sunset 
Beach, by poznać ojca i dowiedzieć się więcej o młodości matki.
Gdy ścieżki dwojga obcych sobie ludzi niespodziewanie się krzyżują, 
wybucha pomiędzy nimi żarliwe uczucie. Wkrótce oboje staną przed 
trudnym wyborem: oddać się miłości czy spełnić obowiązek wobec 
rodziny? Posłuchać głosu serca czy rozsądku?

Smutek jest ceną miłości. [N. Sparks]

Oj, jeśli długo czytacie moje recenzje, wiecie jak kocham Sparksa. Jest dla mnie jednym z najlepszych autorów od romansów. Uwielbiam jego historie, które są prawie prawdziwe, wzruszają, zostają na dłużej. Po jego książki sięgam w ciemno, bo jeszcze nigdy się nie rozczarowałam. Do Jesiennej miłości, czy Ostatniej piosenki mogę wracać, co jakiś czas i wiem, że dalej będę to wszystko przeżywała. Dlatego Sparks ma ogromny talent – jego fabuły poruszają człowieka. Tym wstępem, chciałam zaznaczyć, jak ważny jest dla mnie ten autor. 
Gdy ujrzałam w nowościach "Z każdym oddechem" nie mogłam przecież przejść obok i nie poświęcić jej uwagi. O nie. Dostałam ją w swoje ręce i od razu zabrałam się za czytanie. Zdziwił mnie początek opowieści, bo Sparks raczej nie zaczyna tak książek. Cóż, jest tam kilka stron od samego autora, które mają nas wprowadzać w fabułę. 
Zaczęłam czytać Z każdym oddechem i niestety odkryłam, że idzie mi to opornie przez nieco zmieniony styl pisania. Nie umiem określić, co dokładnie się zmieniło, ale czułam to w nastroju, w poprowadzonej fabule. Było inaczej, niż zwykle. Pomysł na historię był piękny, lecz moim zdaniem nie został w pełni ukazany. Nawet tym razem nie poczułam więzi z bohaterami, a to mi się rzadko zdarza przy książkach tego autora. Wydaje mi się, że sam autor nie zżył się z postaciami, tak jak powinien. Tak jak to robił w innych powieściach. Zabrakło odpowiedniej chemii i dostaliśmy lekką powieść, może trochę wzruszającą, ale bez tej głębi i nastroju. 
Nie było elementów zaskoczenia i łez na policzkach. Nie było zachwytu, na który się nastawiłam, bo przecież to mój ulubiony autor. Nicholas Sparks ma mnóstwo świetnych książek i jestem w stanie wypisać ich całą listę, by Was przekonać, że jeśli jeszcze nie czytaliście nic od niego, to WARTO. Ale nie zaczynajcie od tej powieści. Nie jest ona najlepsza, raczej "wybrakowana". Był szkielet, a nie było mięsa, jeśli rozumiecie o co mi chodzi. 
Jest mi przykro, że tak oceniam książkę, której nie mogłam się doczekać. Chciałabym Wam teraz wypisywać mnóstwo zalet, ale po prostu ich nie znalazłam, a nie okłamuję moich czytelników. To nie jest dobra pozycja na jesień, choć może znajdą się tacy, którzy pokochali historię Tru i Hope. Rozumiem to, ja miałam nieco inne oczekiwania. Będę dawać szansę Sparksowi, to oczywiste i szczerze liczę, że jeśli jeszcze zamierza coś wydać, to będzie to tak dobre, jak jego poprzednie książki. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu:
Znalezione obrazy dla zapytania albatros wydawnictwo

czwartek, listopada 01, 2018

Z popiołów [recenzja]


Autor: Martyna Senator. 
Opis: Wydarzenia z przeszłości zmieniły Sarę nie do poznania, odcisnęły piętno na jej poczuciu własnej wartości i zaufaniu do ludzi. Jest teraz pewna, że miłość sprowadza się jedynie do cierpienia. Przynosi ból, łzy i rozczarowanie. Przekonał się o tym także Michał, którego wykorzystała była dziewczyna.
Przypadkowe spotkanie dwóch poranionych dusz uruchamia ciąg niespodziewanych zdarzeń i pozwala im poznać życie na nowo. Budowany od lat mur, którym otaczała się Sara, zaczyna pękać za sprawą opiekuńczego Michała.

Polskie książki to u mnie ogromna rzadkość. Kiedyś omijałam je szerokim łukiem, nie mogłam przeżyć innego stylu pisania i tego czegoś, czego nie mają powieśći zagraniczne. Jednak w wakacje zrobiłam sobie challenge i poszłam do biblioteki po książki naszych autorów. I cóż, polubiłam się z Agatą Przybyłek, czy Agatą Czykierdą Grabowską. 
Jednak po Martynę Senator jeszcze nie sięgałam, aż do teraz. Swojego czasu było głośno o "Z popiołów" oraz całej serii. Nie powiem, nie miałam ochoty, żeby ją czytać. Zignorowałam szał na nią i po prostu zapomniałam. Teraz, gdy przekonałam się do polskich obyczajówek (oczywiście nie wszystkich), postanowiłam zabrać się za coś, co wiele osób polecało. Czy się to opłacało?
Tak, zdecydowanie tak. Dostałam dobrą książkę o miłości młodych ludzi, o problemach z przeszłości, które nie dają normalnie funkcjonować. Senator ma bardzo lekko styl pisania, przez co przez historię się płynie. Przynajmniej mi łatwo było polubić Sarę, zranioną, ale silną dziewczynę i Michała, bohaterskiego, normalnego chłopaka, pracującego w barze. Połączyła ich muzyka, która była fajnym, uzupełniającym wątkiem. Na dodatek autorka postawiła na dodanie tekstów piosenek. Ogromny plus za to! Dzięki tej książce przekonałam się, że warto czasem zrezygnować z zagranicznych autorów i na pewno sięgnę po kolejne książki Martyny Senator. 
Wiem, że premiera Z popiołów była już bardzo dawno temu, ale jeszcze nie mieliście okazji jej przeczytać, to nie wahajcie się. To książka idealna dla fanów romansu i lekkiego dramatu. Spędziłam nad nią jeden dzień, a to kolejny plus – czyta się szybciutko. Same zalety, co? 
Nie rozczarowałam się, może nie pokochałam tej historii, jak książki Sparksa, ale zdecydowanie miło było ją przeczytać.

za egzemplarz dziękuję
Znalezione obrazy dla zapytania mega ksiazki