sobota, listopada 03, 2018
nowy Sparks z lekko innym stylem... Z każdym oddechem [recenzja]
Opis: Hope jest w rozterce. Skończyła 36 lat, od sześciu lat ma chłopaka, ale na ślub raczej się nie zanosi. Tymczasem u jej ojca właśnie zdiagnozowano poważną chorobę. Hope postanawia więc odciąć się od wszystkiego, spędzić tydzień w wakacyjnym domku w Sunset Beach i zastanowić się nad swoją przyszłością.
Tru, urodzony w Zimbabwe przewodnik safari, pojawia się w Sunset
Beach, by poznać ojca i dowiedzieć się więcej o młodości matki.
Gdy ścieżki dwojga obcych sobie ludzi niespodziewanie się krzyżują,
wybucha pomiędzy nimi żarliwe uczucie. Wkrótce oboje staną przed
trudnym wyborem: oddać się miłości czy spełnić obowiązek wobec
rodziny? Posłuchać głosu serca czy rozsądku?
Smutek jest ceną miłości. [N. Sparks]
Oj, jeśli długo czytacie moje recenzje, wiecie jak kocham Sparksa. Jest dla mnie jednym z najlepszych autorów od romansów. Uwielbiam jego historie, które są prawie prawdziwe, wzruszają, zostają na dłużej. Po jego książki sięgam w ciemno, bo jeszcze nigdy się nie rozczarowałam. Do Jesiennej miłości, czy Ostatniej piosenki mogę wracać, co jakiś czas i wiem, że dalej będę to wszystko przeżywała. Dlatego Sparks ma ogromny talent – jego fabuły poruszają człowieka. Tym wstępem, chciałam zaznaczyć, jak ważny jest dla mnie ten autor.
Gdy ujrzałam w nowościach "Z każdym oddechem" nie mogłam przecież przejść obok i nie poświęcić jej uwagi. O nie. Dostałam ją w swoje ręce i od razu zabrałam się za czytanie. Zdziwił mnie początek opowieści, bo Sparks raczej nie zaczyna tak książek. Cóż, jest tam kilka stron od samego autora, które mają nas wprowadzać w fabułę.
Zaczęłam czytać Z każdym oddechem i niestety odkryłam, że idzie mi to opornie przez nieco zmieniony styl pisania. Nie umiem określić, co dokładnie się zmieniło, ale czułam to w nastroju, w poprowadzonej fabule. Było inaczej, niż zwykle. Pomysł na historię był piękny, lecz moim zdaniem nie został w pełni ukazany. Nawet tym razem nie poczułam więzi z bohaterami, a to mi się rzadko zdarza przy książkach tego autora. Wydaje mi się, że sam autor nie zżył się z postaciami, tak jak powinien. Tak jak to robił w innych powieściach. Zabrakło odpowiedniej chemii i dostaliśmy lekką powieść, może trochę wzruszającą, ale bez tej głębi i nastroju.
Nie było elementów zaskoczenia i łez na policzkach. Nie było zachwytu, na który się nastawiłam, bo przecież to mój ulubiony autor. Nicholas Sparks ma mnóstwo świetnych książek i jestem w stanie wypisać ich całą listę, by Was przekonać, że jeśli jeszcze nie czytaliście nic od niego, to WARTO. Ale nie zaczynajcie od tej powieści. Nie jest ona najlepsza, raczej "wybrakowana". Był szkielet, a nie było mięsa, jeśli rozumiecie o co mi chodzi.
Jest mi przykro, że tak oceniam książkę, której nie mogłam się doczekać. Chciałabym Wam teraz wypisywać mnóstwo zalet, ale po prostu ich nie znalazłam, a nie okłamuję moich czytelników. To nie jest dobra pozycja na jesień, choć może znajdą się tacy, którzy pokochali historię Tru i Hope. Rozumiem to, ja miałam nieco inne oczekiwania. Będę dawać szansę Sparksowi, to oczywiste i szczerze liczę, że jeśli jeszcze zamierza coś wydać, to będzie to tak dobre, jak jego poprzednie książki.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
sobota, listopada 03, 2018
nowy Sparks z lekko innym stylem... Z każdym oddechem [recenzja]
Opis: Hope jest w rozterce. Skończyła 36 lat, od sześciu lat ma chłopaka, ale na ślub raczej się nie zanosi. Tymczasem u jej ojca właśnie zdiagnozowano poważną chorobę. Hope postanawia więc odciąć się od wszystkiego, spędzić tydzień w wakacyjnym domku w Sunset Beach i zastanowić się nad swoją przyszłością.
Tru, urodzony w Zimbabwe przewodnik safari, pojawia się w Sunset
Beach, by poznać ojca i dowiedzieć się więcej o młodości matki.
Gdy ścieżki dwojga obcych sobie ludzi niespodziewanie się krzyżują,
wybucha pomiędzy nimi żarliwe uczucie. Wkrótce oboje staną przed
trudnym wyborem: oddać się miłości czy spełnić obowiązek wobec
rodziny? Posłuchać głosu serca czy rozsądku?
Smutek jest ceną miłości. [N. Sparks]
Oj, jeśli długo czytacie moje recenzje, wiecie jak kocham Sparksa. Jest dla mnie jednym z najlepszych autorów od romansów. Uwielbiam jego historie, które są prawie prawdziwe, wzruszają, zostają na dłużej. Po jego książki sięgam w ciemno, bo jeszcze nigdy się nie rozczarowałam. Do Jesiennej miłości, czy Ostatniej piosenki mogę wracać, co jakiś czas i wiem, że dalej będę to wszystko przeżywała. Dlatego Sparks ma ogromny talent – jego fabuły poruszają człowieka. Tym wstępem, chciałam zaznaczyć, jak ważny jest dla mnie ten autor.
Gdy ujrzałam w nowościach "Z każdym oddechem" nie mogłam przecież przejść obok i nie poświęcić jej uwagi. O nie. Dostałam ją w swoje ręce i od razu zabrałam się za czytanie. Zdziwił mnie początek opowieści, bo Sparks raczej nie zaczyna tak książek. Cóż, jest tam kilka stron od samego autora, które mają nas wprowadzać w fabułę.
Zaczęłam czytać Z każdym oddechem i niestety odkryłam, że idzie mi to opornie przez nieco zmieniony styl pisania. Nie umiem określić, co dokładnie się zmieniło, ale czułam to w nastroju, w poprowadzonej fabule. Było inaczej, niż zwykle. Pomysł na historię był piękny, lecz moim zdaniem nie został w pełni ukazany. Nawet tym razem nie poczułam więzi z bohaterami, a to mi się rzadko zdarza przy książkach tego autora. Wydaje mi się, że sam autor nie zżył się z postaciami, tak jak powinien. Tak jak to robił w innych powieściach. Zabrakło odpowiedniej chemii i dostaliśmy lekką powieść, może trochę wzruszającą, ale bez tej głębi i nastroju.
Nie było elementów zaskoczenia i łez na policzkach. Nie było zachwytu, na który się nastawiłam, bo przecież to mój ulubiony autor. Nicholas Sparks ma mnóstwo świetnych książek i jestem w stanie wypisać ich całą listę, by Was przekonać, że jeśli jeszcze nie czytaliście nic od niego, to WARTO. Ale nie zaczynajcie od tej powieści. Nie jest ona najlepsza, raczej "wybrakowana". Był szkielet, a nie było mięsa, jeśli rozumiecie o co mi chodzi.
Jest mi przykro, że tak oceniam książkę, której nie mogłam się doczekać. Chciałabym Wam teraz wypisywać mnóstwo zalet, ale po prostu ich nie znalazłam, a nie okłamuję moich czytelników. To nie jest dobra pozycja na jesień, choć może znajdą się tacy, którzy pokochali historię Tru i Hope. Rozumiem to, ja miałam nieco inne oczekiwania. Będę dawać szansę Sparksowi, to oczywiste i szczerze liczę, że jeśli jeszcze zamierza coś wydać, to będzie to tak dobre, jak jego poprzednie książki.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu:
5 komentarzy:
Dziękuję serdecznie za każdy komentarz.
Nie bawie się w obs za obs, ale wchodzę na blogi obserwujących i komentuje(obserwuje jesli mi się podobają i jestem stałym czytelnikiem)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czytałam i mnie książka naprawdę się podobała. 😊
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki Sparksa, chociaż wielu jeszcze nie czytałam. Szkoda, ze ta nie jest tak dobra jak poprzednie. Chyba w takim razie sięgnę po inny, lepszy tytuł :)
OdpowiedzUsuńZe Sparksem miałam tylko jedno spotkanie i tak się wynudziłam, że już chyba więcej nie sięgnę po jego książki. Nawet ekranizacje mnie nie zachwyciły, może Pamiętnikiem :(
OdpowiedzUsuńhttps://sunreads.blogspot.com
poza*
UsuńOstatnio bardzo polubiłam Sparksa i zaczynam mieć coraz większą chrapkę na ten tytuł :)
OdpowiedzUsuń