czwartek, października 31, 2019

W niemieckim domu [recenzja]



Wina, wstyd, nierozliczone zbrodnie i przeszłość, którą woli się przemilczeć. Kontrowersyjne spojrzenie na wojenną historię, w którym głos ma podzielone niemieckie społeczeństwo, świadectwa więźniów obozu w Auschwitz są podważane, a okrutni oprawcy wybielani. Czy prawda ma szansę wyjść na jaw, a sprawcy mordu ukarani?

W jesień warto sięgać po książki nie tylko łatwe i przyjemne. Leżąc pod kocem, możemy zagłębić się w lekturę historii opartej na faktach. Zasmucającej, zadziwiającej, ciekawej.
"W niemieckim domu" to debiut Annette Hess. Książka została bardzo dobrze przyjęta przez niemieckie media. Autorzy świetnie się o niej wypowiadali. Gdy tylko trafiła w moje ręce, nie mogłam się doczekać, by przekonać się, jakie wywrze na mnie wrażenie.

Ewa Bruhns – młoda kobieta, tłumaczka języka polskiego, mieszkająca z rodziną nad restauracją, którą prowadzi jej ojciec. Spokojna, opanowana, o którą ubiega się pewien Jurgen. Ich historia miłosna jest tylko tłem dla wydarzeń, które dotyczą Ewy oraz jej rodziny.
Ewa staje przed niezwykle trudnym wyzwaniem. Zostaje zatrudniona jako tłumaczka języka polskiego przy procesie przeciw zbrodniarzom SS, którzy służyli w Auschwitz. Decyduje się, by stawić temu czoło, ale za każdym razem ktoś próbuje ją od tego odciągnąć.
Niemcy w latach 60. woleli wierzyć, że w obozach nie było niewinnych ludzi. Czytali gazety, plotkowali i powtarzali tysiąc razy te same kłamstwa, by w końcu mogły się one stać prawdą. Ewa zderza się z zeznaniami ludzi, którzy przeżyli piekło, a jednocześnie ciągle jest wyśmiewana, że ma czelność wierzyć w takie brednie.
Nie ukrywam, że wielokrotnie serce bolało mnie z rozżalenia. Ta historia oparta jest na faktach, ukazuje zupełnie inny punkt widzenia niż nasz.
Kłamstwa tkwiły nie tylko w historii narodu, ale i w rodzinie Ewy. Gdzieś między wyczekiwanymi oświadczynami i problemami w związku z Jurgenem a ciężkimi zeznaniami, których musiała wysłuchiwać, okazuje się, że to, w co wierzyła, nie jest prawdą.
Muszę zaznaczyć, że Annette Hess świetnie przygotowała się do napisania tej książki, co sama przyznała. Widać, ile włożyła w tę historię, która opiera się na prawdziwych zeznaniach więźniów i zbrodniarzy. Połączyła ich historie i zmieniła kolejność, ale opierała się na tym, co się wydarzyło. Dlatego ta książka jest do bólu realna, prawdziwa i nie oszczędza czytelnika.
Polecam tę powieść miłośnikom literatury II wojny światowej, ale i osobom, które chciałaby poznać tę historię od drugiej strony, pod zupełnie innym kątem. Nie spodziewałam się, że Hess wywoła na mnie takie wrażenie i do tej pory nie mogę przestać myśleć o tym, co przeczytałam.
To jest bardzo dobra książka i z tym Was zostawię.

Dziękuję wydawnictwu Literackiemu za możliwość zrecenzowania tej powieści

wtorek, października 22, 2019

Księzniczka i tajny agent [recenzja]



Księżniczka Gabriella de Cordina zostaje porwana pomimo stałej ochrony.  Cudem ucieka porywaczom, ale pod wpływem dramatycznych wydarzeń traci pamięć. Nie wiadomo, kto i dlaczego ją uprowadził. Nadal jednak zagraża jej niebezpieczeństwo, dlatego rodzina angażuje wysokiej klasy specjalistę. Nonszalancki Amerykanin Reeve MacGee to były tajny agent. Doskonale radzi sobie ze wszystkim, ale staje się bezbronny wobec uczucia do zachwycającej i wrażliwej kobiety, którą ochrania.

Po książki Nory Roberts sięgam w ciemno. Nie potrzebuję czytania opisów i oglądania promocji. To autorka, którą znam i wiem, że zawsze bazuje na podobnych schematach. Kiedy mam ochotę na romans, lekki i przyjemny, biorę się za jej powieści. 
Księżniczkach i tajny agent został wznowiony przez wydawnictwo HarperCollins i dzięki temu mamy szansę na nowo przypomnieć sobie o tej książce. Czy to stara, typowa Nora Roberts? Tak. Nie oczekujcie zwrotów akcji, przebiegłych bohaterów i thrillera. To zdecydowanie typowy romans pomiędzy piękną księżniczką, której grozi niebezpieczeństwo a przystojnym agentem. Romans jak z bajki, co?
Powieść jest krótka i może nam zająć cały wieczór. Bez obaw można po nią sięgnąć w czasie podróży pociągiem, umila nam czas. Jestem przekonana, że jeśli lubicie romanse, to ta książka Wam się spodoba. 
Autorka opowiada tutaj o idealnej kobiecie, która traci pamięć i nie jest w stanie opowiedzieć o niebezpieczeństwie jakie jej zagraża oraz o mężczyźnie, który jest może wszystko, prócz jednego. Nie potrafi powstrzymać uczuć. Czy ich miłość jest możliwa? Na pewno jest skomplikowana i niełatwa.
Styl autorki jest prosty, lekki i przyjemny. Ale nie prostacki, co jest dla mnie ważne, bo bardzo łatwo autorzy wyprowadzają mnie z równowagi brakiem umiejętności. Nie. Roberts warsztat pisarski ma opanowany do perfekcji po 40 latach pisania i masie książek, które wydała.
Dialogi, które tworzy są zabawne, ciekawe i zawsze są po coś. Nie wstawia beznadziejnie nudnych rozmów, byleby wydłużyć powieść. Zresztą, wspominałam, że ta książka długa nie jest.
Myślę, że gdyby wątek niebezpieczeństwa wyciągnąć nieco na pierwszy plan, rozbudować go i urealnić – książka nabrałaby większego znaczenia. To mały minus. Nora Roberts postawiła na stary dobry romans i to na nim postanowiła się skupić.
Ale tak, polecam Wam tę powieść, tak samo jak inne książki tej autorki. Po cichu Wam zdradzę, że moją ulubioną jest Gorący lód. Przezabawna historia!

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu HarperCollins

środa, października 16, 2019

Jeszcze się kiedyś spotkamy [recenzja]



Są takie historie, które zostają w nas na zawsze.
Są takie osoby, których nigdy nie zapominamy.
Ja już nie czekam. Chwytam każdy dzień i się do niego uśmiecham. Wierzę, że będą w nim cudowne chwile.
Ile razy zadawali sobie pytania jak potoczyłoby się ich życie, gdyby nie wojna?
Adela, Franciszek, Janek, Rachela, Joachim i Sabina mieli wielkie plany i marzenia. Przeżywali pierwsze miłości i prawdziwe przyjaźnie. Nie było ważne, że ktoś ma nazwisko żydowskie, niemieckie czy polskie. Po prostu byli przyjaciółmi. Wojna zmieniła wszystko. Wiele lat później, wnuczka Adeli, Justyna, przeżywa kryzys małżeński. Dopiero wówczas poznaje historię swojej babki i jej przyjaciół. Historię, która zmienia ją na zawsze.
Wzruszająca opowieść o różnych obliczach miłości wykradzionych wojnie, życiowych wyborach i rodzinnych tajemnicach, które wpływają na nas bardziej niż myślimy.
Bo to, kim jesteśmy nie zależy wyłącznie od naszych genów, czy wychowania, ale również od przeżyć naszych przodków. Od wszystkich tajemnic, które krążą w naszych rodzinach do kilku pokoleń wstecz.

Tę książkę czytałam pod koniec lata i zaginęłam na kilka dobrych godzin, nie mogąc się od niej oderwać. Wartka akcja nie pozwoliła, bym odłożyła powieść na stolik. Co więc przyciąga uwagę do Jeszcze się kiedyś spotkamy?
Przede wszystkim świetna fabuła, która została bardzo dobrze dopracowana. Autorka postawiła na dwie płaszczyzny, przeszłą i teraźniejszą. Powiem szczere, że nie byłam zbyt dużą fanką historii dziejącej się w czasie teraźniejszym, bo bohaterka nieco mnie irytowała i wydawała się infantylna.
Justyna opowiada o losach swojej zmarłej babki Adeli, wspomina jej filiżanki, otwiera listy i snuje się po mieszkaniu babci, układając w głowie wszystkie elementy historii.
Wojna, którą przedstawia Witkiewicz, nie jest wojną, która gra pierwsze skrzypce. Autorka skupiła się na emocjach bohaterów i ich losach, nie na brutalnych opisach tamtych wydarzeń. Było widać ogromny wkład pracy i przygotowania do tej powieści. Jestem zaskoczona tym, jak dobrze odnalazłam się w tamtych realiach. Z łatwością wyobraziłam sobie dom Adeli, Franciszka i Janka, który zawsze czuwał obok. W cieniu.
Tej książki nie da się odłożyć, bo cały czas, w napięciu, czeka się na rozwiązanie całej tajemnicy. Na pojednanie, na miłość.
Bardzo zachęcam Was do przeczytania tej powieści, w której odkrycie rodzinnej historii może wiele zmienić. To świetnie napisana książka, która powinna trafić w Wasze ręce.

czwartek, października 31, 2019

W niemieckim domu [recenzja]



Wina, wstyd, nierozliczone zbrodnie i przeszłość, którą woli się przemilczeć. Kontrowersyjne spojrzenie na wojenną historię, w którym głos ma podzielone niemieckie społeczeństwo, świadectwa więźniów obozu w Auschwitz są podważane, a okrutni oprawcy wybielani. Czy prawda ma szansę wyjść na jaw, a sprawcy mordu ukarani?

W jesień warto sięgać po książki nie tylko łatwe i przyjemne. Leżąc pod kocem, możemy zagłębić się w lekturę historii opartej na faktach. Zasmucającej, zadziwiającej, ciekawej.
"W niemieckim domu" to debiut Annette Hess. Książka została bardzo dobrze przyjęta przez niemieckie media. Autorzy świetnie się o niej wypowiadali. Gdy tylko trafiła w moje ręce, nie mogłam się doczekać, by przekonać się, jakie wywrze na mnie wrażenie.

Ewa Bruhns – młoda kobieta, tłumaczka języka polskiego, mieszkająca z rodziną nad restauracją, którą prowadzi jej ojciec. Spokojna, opanowana, o którą ubiega się pewien Jurgen. Ich historia miłosna jest tylko tłem dla wydarzeń, które dotyczą Ewy oraz jej rodziny.
Ewa staje przed niezwykle trudnym wyzwaniem. Zostaje zatrudniona jako tłumaczka języka polskiego przy procesie przeciw zbrodniarzom SS, którzy służyli w Auschwitz. Decyduje się, by stawić temu czoło, ale za każdym razem ktoś próbuje ją od tego odciągnąć.
Niemcy w latach 60. woleli wierzyć, że w obozach nie było niewinnych ludzi. Czytali gazety, plotkowali i powtarzali tysiąc razy te same kłamstwa, by w końcu mogły się one stać prawdą. Ewa zderza się z zeznaniami ludzi, którzy przeżyli piekło, a jednocześnie ciągle jest wyśmiewana, że ma czelność wierzyć w takie brednie.
Nie ukrywam, że wielokrotnie serce bolało mnie z rozżalenia. Ta historia oparta jest na faktach, ukazuje zupełnie inny punkt widzenia niż nasz.
Kłamstwa tkwiły nie tylko w historii narodu, ale i w rodzinie Ewy. Gdzieś między wyczekiwanymi oświadczynami i problemami w związku z Jurgenem a ciężkimi zeznaniami, których musiała wysłuchiwać, okazuje się, że to, w co wierzyła, nie jest prawdą.
Muszę zaznaczyć, że Annette Hess świetnie przygotowała się do napisania tej książki, co sama przyznała. Widać, ile włożyła w tę historię, która opiera się na prawdziwych zeznaniach więźniów i zbrodniarzy. Połączyła ich historie i zmieniła kolejność, ale opierała się na tym, co się wydarzyło. Dlatego ta książka jest do bólu realna, prawdziwa i nie oszczędza czytelnika.
Polecam tę powieść miłośnikom literatury II wojny światowej, ale i osobom, które chciałaby poznać tę historię od drugiej strony, pod zupełnie innym kątem. Nie spodziewałam się, że Hess wywoła na mnie takie wrażenie i do tej pory nie mogę przestać myśleć o tym, co przeczytałam.
To jest bardzo dobra książka i z tym Was zostawię.

Dziękuję wydawnictwu Literackiemu za możliwość zrecenzowania tej powieści

wtorek, października 22, 2019

Księzniczka i tajny agent [recenzja]



Księżniczka Gabriella de Cordina zostaje porwana pomimo stałej ochrony.  Cudem ucieka porywaczom, ale pod wpływem dramatycznych wydarzeń traci pamięć. Nie wiadomo, kto i dlaczego ją uprowadził. Nadal jednak zagraża jej niebezpieczeństwo, dlatego rodzina angażuje wysokiej klasy specjalistę. Nonszalancki Amerykanin Reeve MacGee to były tajny agent. Doskonale radzi sobie ze wszystkim, ale staje się bezbronny wobec uczucia do zachwycającej i wrażliwej kobiety, którą ochrania.

Po książki Nory Roberts sięgam w ciemno. Nie potrzebuję czytania opisów i oglądania promocji. To autorka, którą znam i wiem, że zawsze bazuje na podobnych schematach. Kiedy mam ochotę na romans, lekki i przyjemny, biorę się za jej powieści. 
Księżniczkach i tajny agent został wznowiony przez wydawnictwo HarperCollins i dzięki temu mamy szansę na nowo przypomnieć sobie o tej książce. Czy to stara, typowa Nora Roberts? Tak. Nie oczekujcie zwrotów akcji, przebiegłych bohaterów i thrillera. To zdecydowanie typowy romans pomiędzy piękną księżniczką, której grozi niebezpieczeństwo a przystojnym agentem. Romans jak z bajki, co?
Powieść jest krótka i może nam zająć cały wieczór. Bez obaw można po nią sięgnąć w czasie podróży pociągiem, umila nam czas. Jestem przekonana, że jeśli lubicie romanse, to ta książka Wam się spodoba. 
Autorka opowiada tutaj o idealnej kobiecie, która traci pamięć i nie jest w stanie opowiedzieć o niebezpieczeństwie jakie jej zagraża oraz o mężczyźnie, który jest może wszystko, prócz jednego. Nie potrafi powstrzymać uczuć. Czy ich miłość jest możliwa? Na pewno jest skomplikowana i niełatwa.
Styl autorki jest prosty, lekki i przyjemny. Ale nie prostacki, co jest dla mnie ważne, bo bardzo łatwo autorzy wyprowadzają mnie z równowagi brakiem umiejętności. Nie. Roberts warsztat pisarski ma opanowany do perfekcji po 40 latach pisania i masie książek, które wydała.
Dialogi, które tworzy są zabawne, ciekawe i zawsze są po coś. Nie wstawia beznadziejnie nudnych rozmów, byleby wydłużyć powieść. Zresztą, wspominałam, że ta książka długa nie jest.
Myślę, że gdyby wątek niebezpieczeństwa wyciągnąć nieco na pierwszy plan, rozbudować go i urealnić – książka nabrałaby większego znaczenia. To mały minus. Nora Roberts postawiła na stary dobry romans i to na nim postanowiła się skupić.
Ale tak, polecam Wam tę powieść, tak samo jak inne książki tej autorki. Po cichu Wam zdradzę, że moją ulubioną jest Gorący lód. Przezabawna historia!

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu HarperCollins

środa, października 16, 2019

Jeszcze się kiedyś spotkamy [recenzja]



Są takie historie, które zostają w nas na zawsze.
Są takie osoby, których nigdy nie zapominamy.
Ja już nie czekam. Chwytam każdy dzień i się do niego uśmiecham. Wierzę, że będą w nim cudowne chwile.
Ile razy zadawali sobie pytania jak potoczyłoby się ich życie, gdyby nie wojna?
Adela, Franciszek, Janek, Rachela, Joachim i Sabina mieli wielkie plany i marzenia. Przeżywali pierwsze miłości i prawdziwe przyjaźnie. Nie było ważne, że ktoś ma nazwisko żydowskie, niemieckie czy polskie. Po prostu byli przyjaciółmi. Wojna zmieniła wszystko. Wiele lat później, wnuczka Adeli, Justyna, przeżywa kryzys małżeński. Dopiero wówczas poznaje historię swojej babki i jej przyjaciół. Historię, która zmienia ją na zawsze.
Wzruszająca opowieść o różnych obliczach miłości wykradzionych wojnie, życiowych wyborach i rodzinnych tajemnicach, które wpływają na nas bardziej niż myślimy.
Bo to, kim jesteśmy nie zależy wyłącznie od naszych genów, czy wychowania, ale również od przeżyć naszych przodków. Od wszystkich tajemnic, które krążą w naszych rodzinach do kilku pokoleń wstecz.

Tę książkę czytałam pod koniec lata i zaginęłam na kilka dobrych godzin, nie mogąc się od niej oderwać. Wartka akcja nie pozwoliła, bym odłożyła powieść na stolik. Co więc przyciąga uwagę do Jeszcze się kiedyś spotkamy?
Przede wszystkim świetna fabuła, która została bardzo dobrze dopracowana. Autorka postawiła na dwie płaszczyzny, przeszłą i teraźniejszą. Powiem szczere, że nie byłam zbyt dużą fanką historii dziejącej się w czasie teraźniejszym, bo bohaterka nieco mnie irytowała i wydawała się infantylna.
Justyna opowiada o losach swojej zmarłej babki Adeli, wspomina jej filiżanki, otwiera listy i snuje się po mieszkaniu babci, układając w głowie wszystkie elementy historii.
Wojna, którą przedstawia Witkiewicz, nie jest wojną, która gra pierwsze skrzypce. Autorka skupiła się na emocjach bohaterów i ich losach, nie na brutalnych opisach tamtych wydarzeń. Było widać ogromny wkład pracy i przygotowania do tej powieści. Jestem zaskoczona tym, jak dobrze odnalazłam się w tamtych realiach. Z łatwością wyobraziłam sobie dom Adeli, Franciszka i Janka, który zawsze czuwał obok. W cieniu.
Tej książki nie da się odłożyć, bo cały czas, w napięciu, czeka się na rozwiązanie całej tajemnicy. Na pojednanie, na miłość.
Bardzo zachęcam Was do przeczytania tej powieści, w której odkrycie rodzinnej historii może wiele zmienić. To świetnie napisana książka, która powinna trafić w Wasze ręce.