poniedziałek, marca 01, 2021

Sprośne listy [recenzja]




Historia miłosna, która rozpoczęła się od przyjaźni między dziewczyną i chłopcem, a rozkwitła, gdy nawiązali kontakt ponownie — jako dorośli ludzie
Griffin Quinn był moim korespondencyjnym powiernikiem z dzieciństwa, angielskim chłopcem, od którego różniło mnie wszystko. Z biegiem lat, wraz z setkami napisanych listów, staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi — dzieliliśmy się najgłębszymi, najmroczniejszymi sekretami i zbudowaliśmy więź, która wydawała się niezniszczalna. Pewnego dnia jednak została zniszczona.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, przyszedł kolejny list. Pełen wyrzutów — gniewu nagromadzonego przez osiem lat. Nie miałam wyboru i w końcu musiałam się przyznać, dlaczego przestałam odpowiadać na korespondencję.
Griffin mi wybaczył i po jakimś czasie udało nam się ożywić relację z lat dziecinnych. Z tym że byliśmy już dorośli i wszystko nabrało rumieńców. Nasze listy szybko stały się niegrzeczne, odkrywaliśmy w nich swoje najdziksze fantazje. Jedynym logicznym wyjściem z sytuacji wydawało się więc przeniesienie znajomości na kolejny poziom i spotkanie twarzą w twarz.
Tyle że Griffin nie chciał się spotkać, bo uznał, że tak będzie dla nas najlepiej. Jednak ja musiałam go zobaczyć, więc wykonałam skok na głęboką wodę i zaczęłam go szukać. Przecież ludzie robili w imię miłości bardziej szalone rzeczy, prawda?
Ale to, czego się dowiedziałam, może zmienić wszystko...



Co to była za książka! Jak zwykle zostałam oczarowana fabułą, jaką stworzył duet Ward i Keeland. Te kobiety potrafią wykreować cudownych bohaterów, którzy zabrali moje serce. Na mojej półce stoi każda z ich książek i jeszcze na żadnej się nie zawiodłam. Ewidentnie obie autorki dopełniają się w historiach, jakie kreują.
Griffin i Luka pisali ze sobą w młodzieńczych latach i wymieniali się listami. Zaufali sobie, zaprzyjaźnili się, ale nigdy się nie poznali. Ona z USA, on z Wielkiej Brytanii – żyli oddaleni od siebie tysiące kilometrów. Jednak potrafili poświęcić sobie czas i zdać relacje z minionych dni.
Pewnego dnia smutne wydarzenie w życiu Luki blokuje ją, a ta nie jest już w stanie pisać listów. Nie wyjaśnia tego. Po prostu zrywa znajomość i zamyka się w szklanej kuli. Nie z własnej woli.

Autorki poruszają ogromnie ważny temat – lęk społeczny. O nim mówi się za mało i za rzadko. Cieszę się, że w książce obyczajowej został on tak dobrze ujęty. Luka zmaga się ze strachem każdego dnia i nie jest w stanie zrobić normalnie zakupów. Jest w trakcie terapii, próbując się pozbierać się po tamtym wydarzeniu i stanąć na nogi. Wie, że by chciała, ale nie potrafi ruszyć do przodu. Zamknięta w domu tworzy bestsellerowe historie pod ciekawym pseudonimem.

Griffin przypomina jej o sobie o ośmiu latach, wysyłając niespodziewany list. Od tego momentu zaczynają na nowo pisać i poznawać się. Ich listy stają się coraz bardziej niegrzeczne, a przy ty bardzo zabawne. I tu pojawia się dobrze znany humor Keeland i Ward. Doceniam dialogi i zabawne żarty. W całą fabułę wplątany jest również terapeuta Luki, który okazuje się dla niej przyjacielem.
To opowieść o miłości, namiętności, o bólu, stracie i sile. Lektura sprawia przyjemność i jednocześnie nakręca do kibicowania głównej bohaterce. Griffin robi wszystko, by pomóc Luce przebrnąć przez lęk, choć jego świat jest dla niej ogromnym wyzwaniem. A kim jest Griffin? Tego nie mogę Wam zdradzić.
Serdecznie polecam tę książkę, którą pochłania się w całości. Zostawia niedosyt – niestety. Jeżeli nie czytaliście żadnej z książek tego duetu, to jest to dobry powód, by zacząć. Sprośne listy wcale nie są aż tak przesiąkniętą erotycznymi scenami powieścią, jakby mogłoby się wydawać. Powiedziałabym, że to dość romantyczna historia dwójki ludzi, którzy w końcu się spotykają, ale mają ze sobą ogromny bagaż doświadczeń.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Editio Red

1 komentarz:

Dziękuję serdecznie za każdy komentarz.
Nie bawie się w obs za obs, ale wchodzę na blogi obserwujących i komentuje(obserwuje jesli mi się podobają i jestem stałym czytelnikiem)

poniedziałek, marca 01, 2021

Sprośne listy [recenzja]




Historia miłosna, która rozpoczęła się od przyjaźni między dziewczyną i chłopcem, a rozkwitła, gdy nawiązali kontakt ponownie — jako dorośli ludzie
Griffin Quinn był moim korespondencyjnym powiernikiem z dzieciństwa, angielskim chłopcem, od którego różniło mnie wszystko. Z biegiem lat, wraz z setkami napisanych listów, staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi — dzieliliśmy się najgłębszymi, najmroczniejszymi sekretami i zbudowaliśmy więź, która wydawała się niezniszczalna. Pewnego dnia jednak została zniszczona.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, przyszedł kolejny list. Pełen wyrzutów — gniewu nagromadzonego przez osiem lat. Nie miałam wyboru i w końcu musiałam się przyznać, dlaczego przestałam odpowiadać na korespondencję.
Griffin mi wybaczył i po jakimś czasie udało nam się ożywić relację z lat dziecinnych. Z tym że byliśmy już dorośli i wszystko nabrało rumieńców. Nasze listy szybko stały się niegrzeczne, odkrywaliśmy w nich swoje najdziksze fantazje. Jedynym logicznym wyjściem z sytuacji wydawało się więc przeniesienie znajomości na kolejny poziom i spotkanie twarzą w twarz.
Tyle że Griffin nie chciał się spotkać, bo uznał, że tak będzie dla nas najlepiej. Jednak ja musiałam go zobaczyć, więc wykonałam skok na głęboką wodę i zaczęłam go szukać. Przecież ludzie robili w imię miłości bardziej szalone rzeczy, prawda?
Ale to, czego się dowiedziałam, może zmienić wszystko...



Co to była za książka! Jak zwykle zostałam oczarowana fabułą, jaką stworzył duet Ward i Keeland. Te kobiety potrafią wykreować cudownych bohaterów, którzy zabrali moje serce. Na mojej półce stoi każda z ich książek i jeszcze na żadnej się nie zawiodłam. Ewidentnie obie autorki dopełniają się w historiach, jakie kreują.
Griffin i Luka pisali ze sobą w młodzieńczych latach i wymieniali się listami. Zaufali sobie, zaprzyjaźnili się, ale nigdy się nie poznali. Ona z USA, on z Wielkiej Brytanii – żyli oddaleni od siebie tysiące kilometrów. Jednak potrafili poświęcić sobie czas i zdać relacje z minionych dni.
Pewnego dnia smutne wydarzenie w życiu Luki blokuje ją, a ta nie jest już w stanie pisać listów. Nie wyjaśnia tego. Po prostu zrywa znajomość i zamyka się w szklanej kuli. Nie z własnej woli.

Autorki poruszają ogromnie ważny temat – lęk społeczny. O nim mówi się za mało i za rzadko. Cieszę się, że w książce obyczajowej został on tak dobrze ujęty. Luka zmaga się ze strachem każdego dnia i nie jest w stanie zrobić normalnie zakupów. Jest w trakcie terapii, próbując się pozbierać się po tamtym wydarzeniu i stanąć na nogi. Wie, że by chciała, ale nie potrafi ruszyć do przodu. Zamknięta w domu tworzy bestsellerowe historie pod ciekawym pseudonimem.

Griffin przypomina jej o sobie o ośmiu latach, wysyłając niespodziewany list. Od tego momentu zaczynają na nowo pisać i poznawać się. Ich listy stają się coraz bardziej niegrzeczne, a przy ty bardzo zabawne. I tu pojawia się dobrze znany humor Keeland i Ward. Doceniam dialogi i zabawne żarty. W całą fabułę wplątany jest również terapeuta Luki, który okazuje się dla niej przyjacielem.
To opowieść o miłości, namiętności, o bólu, stracie i sile. Lektura sprawia przyjemność i jednocześnie nakręca do kibicowania głównej bohaterce. Griffin robi wszystko, by pomóc Luce przebrnąć przez lęk, choć jego świat jest dla niej ogromnym wyzwaniem. A kim jest Griffin? Tego nie mogę Wam zdradzić.
Serdecznie polecam tę książkę, którą pochłania się w całości. Zostawia niedosyt – niestety. Jeżeli nie czytaliście żadnej z książek tego duetu, to jest to dobry powód, by zacząć. Sprośne listy wcale nie są aż tak przesiąkniętą erotycznymi scenami powieścią, jakby mogłoby się wydawać. Powiedziałabym, że to dość romantyczna historia dwójki ludzi, którzy w końcu się spotykają, ale mają ze sobą ogromny bagaż doświadczeń.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Editio Red

1 komentarz:

Dziękuję serdecznie za każdy komentarz.
Nie bawie się w obs za obs, ale wchodzę na blogi obserwujących i komentuje(obserwuje jesli mi się podobają i jestem stałym czytelnikiem)