środa, czerwca 03, 2020

Zapomnij, że istniałem [recenzja]


Autorka: Beata Majewska
Trzydziestoletnia Luiza Mleczko, panna, mieszkanka wsi, kobieta nieco sztywna i pryncypialna, ale szalenie elegancka i zadbana, uparta, pyskata i rezolutna, na dodatek urzędniczka (sołtyska) i Rafał Snarski, „emerytowany” bokser i gangster, który zaszywa się w wiosce, by uciec przed całym światem, człowiek szorstki, nieprzyjemny, skrzywdzony okrutnie przez los. Ta dwójka od początku, od pierwszego spotkania, prowadzi nieustanną walkę między sobą. Czas pokaże, czy Luizka, zaręczona z gminnym sekretarzem, poczuje miętę do łobuza…

Najgorsza książka 2020 roku? Oto jest. Wtargnęła na salonu z impetem, a ja dałam autorce szanse po znienawidzonej przeze mnie serii "Najlepszy powód, by żyć". Pamiętam, jak dziś, że była to dla mnie ciężka przeprawa, ale pomyślałam... Kurczę, autorka jest poczytna, więc może spróbuję z nową powieścią. Zapowiadało się dobrze – po opisie i okładce, a jednak gdy zmierzyłam się z pierwszymi stronami książki, radość odeszła w zapomnienie.
Tutaj wszystko jest nie tak. A może taki był zamysł? Uważam, że opis nie nakierowuje nas na takie wydarzenia. Nie tego oczekiwałam sięgając po "Zapomnij, że istniałem". Był to błąd, z którym się zmierzyłam i teraz powiem Wam, dlaczego uważam, że nie warto czytać tej książki. Ba, uważam, że trzeba o niej zapomnieć.
Autorka nie pamiętała o czymś takim jak akcja i chemia. Kompletnie pominęła relacje bohaterów i zostawiła nas na pastwę wsi. Dosłownie. Słuchamy setek plotek, czytamy idiotyczne dialogi, a wśród tego wszystkiego na polu łąki z krowami tańczy gangster po przejściach. Fajnie, nie? Kuriozalnie, dziwnie, groteskowo, ale niezabawnie. Czułam zażenowanie z każdą kolejną stroną. Teraz, pisząc recenzję, ta historia odżyła w mojej głowie i przypomniała mi, jak źle się przy niej czułam. "Zapomnij, że istniałem" jest książką o NICZYM. Będę to podkreślać, ale naprawdę tak jest. Ani trochę nieprzemyślana fabuła, brak charakterystyki bohaterów, wątki nudne jak flaki z olejem. Co mnie obchodzą ploteczki na wsi zabitej dechami? Książka zapowiadała się jako romans, nie jako pamiętnik mieszkańców owej wsi. Tak, nie pamiętam jej nazwy, bo nie chcę pamiętać większości faktów związanych z tą powieścią.
W jednej z opinii, którą czytałam na temat "Zapomnij, że istniałem", padło stwierdzenie, że historia przypomina "M jak miłość". I wiecie co? Uwielbiam ten serial, świetnie się przy nim bawię i jest tam więcej dramatów, emocji i ambitniejszych dialogów niż we wspominanej książce. Przysięgam, że Barbara Mostowiak ma lepsze poczucie humoru niż Luizka Mleczko.
Jestem rozczarowana, a książka była jakąś porażką i nie polecam jej nikomu. Nie lubię dzielić się z Wami negatywnymi opiniami. Może wśród Was są czytelnicy, którym podobała się ta książka i ja chętnie poznam Wasze zdanie, ale ze swojego punktu widzenia nie jestem w stanie wyciągnąć żadnego, pozytywnego argumentu. Przykro mi i mam nadzieję, że owy tytuł szybko wyleci mi z pamięci.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Jaguar

2 komentarze:

  1. Dzięki za szczerość w recenzji. Na pewno nie będą dążyła do przeczytania tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oho, będę omijać. Nie warto tracić czas. Ja już też trafiłam na najgorszą książkę 2020, chociaż była tak słaba, że chyba ją zaliczę do najgorszej książki przeczytanej w życiu. :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję serdecznie za każdy komentarz.
Nie bawie się w obs za obs, ale wchodzę na blogi obserwujących i komentuje(obserwuje jesli mi się podobają i jestem stałym czytelnikiem)

środa, czerwca 03, 2020

Zapomnij, że istniałem [recenzja]


Autorka: Beata Majewska
Trzydziestoletnia Luiza Mleczko, panna, mieszkanka wsi, kobieta nieco sztywna i pryncypialna, ale szalenie elegancka i zadbana, uparta, pyskata i rezolutna, na dodatek urzędniczka (sołtyska) i Rafał Snarski, „emerytowany” bokser i gangster, który zaszywa się w wiosce, by uciec przed całym światem, człowiek szorstki, nieprzyjemny, skrzywdzony okrutnie przez los. Ta dwójka od początku, od pierwszego spotkania, prowadzi nieustanną walkę między sobą. Czas pokaże, czy Luizka, zaręczona z gminnym sekretarzem, poczuje miętę do łobuza…

Najgorsza książka 2020 roku? Oto jest. Wtargnęła na salonu z impetem, a ja dałam autorce szanse po znienawidzonej przeze mnie serii "Najlepszy powód, by żyć". Pamiętam, jak dziś, że była to dla mnie ciężka przeprawa, ale pomyślałam... Kurczę, autorka jest poczytna, więc może spróbuję z nową powieścią. Zapowiadało się dobrze – po opisie i okładce, a jednak gdy zmierzyłam się z pierwszymi stronami książki, radość odeszła w zapomnienie.
Tutaj wszystko jest nie tak. A może taki był zamysł? Uważam, że opis nie nakierowuje nas na takie wydarzenia. Nie tego oczekiwałam sięgając po "Zapomnij, że istniałem". Był to błąd, z którym się zmierzyłam i teraz powiem Wam, dlaczego uważam, że nie warto czytać tej książki. Ba, uważam, że trzeba o niej zapomnieć.
Autorka nie pamiętała o czymś takim jak akcja i chemia. Kompletnie pominęła relacje bohaterów i zostawiła nas na pastwę wsi. Dosłownie. Słuchamy setek plotek, czytamy idiotyczne dialogi, a wśród tego wszystkiego na polu łąki z krowami tańczy gangster po przejściach. Fajnie, nie? Kuriozalnie, dziwnie, groteskowo, ale niezabawnie. Czułam zażenowanie z każdą kolejną stroną. Teraz, pisząc recenzję, ta historia odżyła w mojej głowie i przypomniała mi, jak źle się przy niej czułam. "Zapomnij, że istniałem" jest książką o NICZYM. Będę to podkreślać, ale naprawdę tak jest. Ani trochę nieprzemyślana fabuła, brak charakterystyki bohaterów, wątki nudne jak flaki z olejem. Co mnie obchodzą ploteczki na wsi zabitej dechami? Książka zapowiadała się jako romans, nie jako pamiętnik mieszkańców owej wsi. Tak, nie pamiętam jej nazwy, bo nie chcę pamiętać większości faktów związanych z tą powieścią.
W jednej z opinii, którą czytałam na temat "Zapomnij, że istniałem", padło stwierdzenie, że historia przypomina "M jak miłość". I wiecie co? Uwielbiam ten serial, świetnie się przy nim bawię i jest tam więcej dramatów, emocji i ambitniejszych dialogów niż we wspominanej książce. Przysięgam, że Barbara Mostowiak ma lepsze poczucie humoru niż Luizka Mleczko.
Jestem rozczarowana, a książka była jakąś porażką i nie polecam jej nikomu. Nie lubię dzielić się z Wami negatywnymi opiniami. Może wśród Was są czytelnicy, którym podobała się ta książka i ja chętnie poznam Wasze zdanie, ale ze swojego punktu widzenia nie jestem w stanie wyciągnąć żadnego, pozytywnego argumentu. Przykro mi i mam nadzieję, że owy tytuł szybko wyleci mi z pamięci.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Jaguar

2 komentarze:

  1. Dzięki za szczerość w recenzji. Na pewno nie będą dążyła do przeczytania tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oho, będę omijać. Nie warto tracić czas. Ja już też trafiłam na najgorszą książkę 2020, chociaż była tak słaba, że chyba ją zaliczę do najgorszej książki przeczytanej w życiu. :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję serdecznie za każdy komentarz.
Nie bawie się w obs za obs, ale wchodzę na blogi obserwujących i komentuje(obserwuje jesli mi się podobają i jestem stałym czytelnikiem)