poniedziałek, lutego 07, 2022

Start a fire [recenzja]



Wznieciliśmy ogień, nad którym nie byliśmy w stanie zapanować

Victoria Joseline Clark nigdy nie należała do szczególnie rozważnych dziewczyn, choć nie można jej było zarzucić braku inteligencji. Przez siedemnaście lat swojego życia uważała się za osobę przeciętną i taką również prowadziła egzystencję. Nauka w renomowanym liceum, wieczne kłótnie z irytującym bratem bliźniakiem, częste imprezy z przyjaciółmi, rodzinne kolacje w towarzystwie troskliwej matki i wiernego psa ― niczym się nie wyróżniała z tłumu innych dzieciaków z małego miasteczka Culver City w stanie Kalifornia, słynącego z turystów, kina i dobrego jedzenia. Jej rodzice mieli jeden cel: wychować swoje dzieci na porządnych obywateli. Victorii od małego wpajano żelazne zasady, których ślepo przestrzegała, przekonana, że uchronią ją przed problemami, o których opowiadała jej matka. Niestety, dziewczyny nie przygotowano na to, że jej największym utrapieniem może się okazać wysoki chłopak z martwym spojrzeniem i zimnym uśmiechem. Wystarczyło kilka źle dobranych słów i obecność w niewłaściwym miejscu o nieodpowiedniej porze, aby zapoczątkować walkę, na którą nie była gotowa. Wszystko wymknęło się spod kontroli, gdy ten czarnooki, zblazowany chłopak okazał się faworytem nielegalnych pojedynków bokserskich, których od lat nienawidzi jej matka ― prawa ręka burmistrza miasta i oddana przyjaciółka funkcjonariuszy policji.

Victoria najchętniej cofnęłaby czas. Ilekroć spoglądała w czarne jak noc oczy, błagała w myślach, aby nigdy ich nie zobaczyć. On był problemem, którego nie potrafiła rozwiązać. Chaosem, który nadszedł. Mrokiem, do którego lgnęła. Ósmym grzechem głównym, który chciała popełnić. Błagała o rozgrzeszenie, które nie nadchodziło. Bo oboje byli zbyt wielkimi grzesznikami.

Czy zdobędziesz się na odwagę, aby otworzyć oczy? Czy pozostawisz je zamknięte już na zawsze?

Fenomen. Rozgłos. Wiele milionów wyświetleń na Wattpadzie.

To ja zadam podstawowe pytanie: gdzie jest pomysł na fabułę? Co za tym idzie: gdzie jest wykonanie tego pomysłu?

Otrzymałam 600 stron nudnej książki, z dialogami drażniących się dzieci, które nie dorosły, ale udają poważnych, na dodatek tworząc bardzo toksyczną relację.

Po pierwsze – dlaczego książka jako pełnoprawny produkt nie została zredagowana? A jeżeli została, to pobieżnie. Błąd na błędzie i irytujące zdania rozpoczynające się co chwila od litery "I". Doprawdy, ile można? Powtórzenia, błędy stylistyczne, logistyczny... Był potencjał na rozwinięcie stylu autorki, ale przepadł. Zostały zdania pojedyncze, rozpoczynające się (tak, zgadliście) na literę "I'.

Po drugie – nic nie wnoszące, długie opisy życia głównej bohaterki oraz brak pomysłu na pierwsze spotkanie z Nathanem. To, że podeszła do niego i wykrzyknęła mu w twarz prawdę, nie oznacza, że od tego momentu powinien mieć taką fascynację na jej punkcie. Chodzi mi o to, że to było tak bezpodstawne i niczym nieuargumentowane, że stało się niewiarygodne.

Autorka stworzyła tę historię lata temu i może wtedy miała ona potencjał. Teraz to odgrzewany trzeci dzień schabowy. Imprezy, niby wyścigi, USA, które kompletnie nie zostało oddane i banda rozwydrzonych nastolatków. A Nate nie jest ani trochę tajemniczy i elektryzujący. Jego oczy są martwe, jednakże coś wyrażają, co autorka lubi podkreślać. Skoro są martwe, to nie powinny nic wyrażać, a on powinien nie żyć.

Do tego wszystkiego dochodzi Goethe, który został wplątany w tę historię i nadał takiego patosu, że kiedy tylko Nate cytował Fausta, przewracało mi się w żołądku z zażenowania. To było straszne...

Kim są bohaterowie? Właśnie. Nie mamy pojęcia. Pizgacz zaserwowała nam streszczenie życiorysu Victorii na pierwszych stronach powieści, ale nie nadała bohaterce cech, charakteru i charyzmy. Victoria, Nate i cała reszta to okropnie płascy bohaterowie, bez żadnych inspiracji i ambicji.

Wiecie co wiem o Nathanu Sheyu, bo autorka uznała, że powtórzy to wielokrotnie? Pachniał miętą, dymem papierosowym i kolońską. Jakbyśmy nie załapali, to pamiętajmy, że pachniał MIĘTĄ, DYMEM PAPIEROSOWYM I KOLOŃSKĄ.

Ta książka jest źle napisana, nie posiada fabuły, a bohaterowie są nijacy i irytujący. Zdecydowanie odradzam sięganie po Start a fire.

2 komentarze:

  1. Dzięki za szczerość w recenzji. Teraz wiem, aby omijać tę książkę szerokim łukiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się boję tej książki głównie ze względu na to, że zewsząd słyszę o toksyczności w związku, a tej unikam jak ognia w literaturze!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję serdecznie za każdy komentarz.
Nie bawie się w obs za obs, ale wchodzę na blogi obserwujących i komentuje(obserwuje jesli mi się podobają i jestem stałym czytelnikiem)

poniedziałek, lutego 07, 2022

Start a fire [recenzja]



Wznieciliśmy ogień, nad którym nie byliśmy w stanie zapanować

Victoria Joseline Clark nigdy nie należała do szczególnie rozważnych dziewczyn, choć nie można jej było zarzucić braku inteligencji. Przez siedemnaście lat swojego życia uważała się za osobę przeciętną i taką również prowadziła egzystencję. Nauka w renomowanym liceum, wieczne kłótnie z irytującym bratem bliźniakiem, częste imprezy z przyjaciółmi, rodzinne kolacje w towarzystwie troskliwej matki i wiernego psa ― niczym się nie wyróżniała z tłumu innych dzieciaków z małego miasteczka Culver City w stanie Kalifornia, słynącego z turystów, kina i dobrego jedzenia. Jej rodzice mieli jeden cel: wychować swoje dzieci na porządnych obywateli. Victorii od małego wpajano żelazne zasady, których ślepo przestrzegała, przekonana, że uchronią ją przed problemami, o których opowiadała jej matka. Niestety, dziewczyny nie przygotowano na to, że jej największym utrapieniem może się okazać wysoki chłopak z martwym spojrzeniem i zimnym uśmiechem. Wystarczyło kilka źle dobranych słów i obecność w niewłaściwym miejscu o nieodpowiedniej porze, aby zapoczątkować walkę, na którą nie była gotowa. Wszystko wymknęło się spod kontroli, gdy ten czarnooki, zblazowany chłopak okazał się faworytem nielegalnych pojedynków bokserskich, których od lat nienawidzi jej matka ― prawa ręka burmistrza miasta i oddana przyjaciółka funkcjonariuszy policji.

Victoria najchętniej cofnęłaby czas. Ilekroć spoglądała w czarne jak noc oczy, błagała w myślach, aby nigdy ich nie zobaczyć. On był problemem, którego nie potrafiła rozwiązać. Chaosem, który nadszedł. Mrokiem, do którego lgnęła. Ósmym grzechem głównym, który chciała popełnić. Błagała o rozgrzeszenie, które nie nadchodziło. Bo oboje byli zbyt wielkimi grzesznikami.

Czy zdobędziesz się na odwagę, aby otworzyć oczy? Czy pozostawisz je zamknięte już na zawsze?

Fenomen. Rozgłos. Wiele milionów wyświetleń na Wattpadzie.

To ja zadam podstawowe pytanie: gdzie jest pomysł na fabułę? Co za tym idzie: gdzie jest wykonanie tego pomysłu?

Otrzymałam 600 stron nudnej książki, z dialogami drażniących się dzieci, które nie dorosły, ale udają poważnych, na dodatek tworząc bardzo toksyczną relację.

Po pierwsze – dlaczego książka jako pełnoprawny produkt nie została zredagowana? A jeżeli została, to pobieżnie. Błąd na błędzie i irytujące zdania rozpoczynające się co chwila od litery "I". Doprawdy, ile można? Powtórzenia, błędy stylistyczne, logistyczny... Był potencjał na rozwinięcie stylu autorki, ale przepadł. Zostały zdania pojedyncze, rozpoczynające się (tak, zgadliście) na literę "I'.

Po drugie – nic nie wnoszące, długie opisy życia głównej bohaterki oraz brak pomysłu na pierwsze spotkanie z Nathanem. To, że podeszła do niego i wykrzyknęła mu w twarz prawdę, nie oznacza, że od tego momentu powinien mieć taką fascynację na jej punkcie. Chodzi mi o to, że to było tak bezpodstawne i niczym nieuargumentowane, że stało się niewiarygodne.

Autorka stworzyła tę historię lata temu i może wtedy miała ona potencjał. Teraz to odgrzewany trzeci dzień schabowy. Imprezy, niby wyścigi, USA, które kompletnie nie zostało oddane i banda rozwydrzonych nastolatków. A Nate nie jest ani trochę tajemniczy i elektryzujący. Jego oczy są martwe, jednakże coś wyrażają, co autorka lubi podkreślać. Skoro są martwe, to nie powinny nic wyrażać, a on powinien nie żyć.

Do tego wszystkiego dochodzi Goethe, który został wplątany w tę historię i nadał takiego patosu, że kiedy tylko Nate cytował Fausta, przewracało mi się w żołądku z zażenowania. To było straszne...

Kim są bohaterowie? Właśnie. Nie mamy pojęcia. Pizgacz zaserwowała nam streszczenie życiorysu Victorii na pierwszych stronach powieści, ale nie nadała bohaterce cech, charakteru i charyzmy. Victoria, Nate i cała reszta to okropnie płascy bohaterowie, bez żadnych inspiracji i ambicji.

Wiecie co wiem o Nathanu Sheyu, bo autorka uznała, że powtórzy to wielokrotnie? Pachniał miętą, dymem papierosowym i kolońską. Jakbyśmy nie załapali, to pamiętajmy, że pachniał MIĘTĄ, DYMEM PAPIEROSOWYM I KOLOŃSKĄ.

Ta książka jest źle napisana, nie posiada fabuły, a bohaterowie są nijacy i irytujący. Zdecydowanie odradzam sięganie po Start a fire.

2 komentarze:

  1. Dzięki za szczerość w recenzji. Teraz wiem, aby omijać tę książkę szerokim łukiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się boję tej książki głównie ze względu na to, że zewsząd słyszę o toksyczności w związku, a tej unikam jak ognia w literaturze!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję serdecznie za każdy komentarz.
Nie bawie się w obs za obs, ale wchodzę na blogi obserwujących i komentuje(obserwuje jesli mi się podobają i jestem stałym czytelnikiem)