niedziela, grudnia 30, 2018

Zawsze przy tobie. [recenzja]

Autor: Lucie Whitehouse.
Opis: Gdy malarka Marianne Glass ginie, spadając z dachu swojego domu, wszyscy postrzegają jej śmierć jako nieszczęśliwy wypadek. Jedynie Rowan Winter, niegdyś jej najbliższa przyjaciółka, podejrzewa, że prawda jest zupełnie inna. Marianne od zawsze cierpiała przecież na paraliżujący lęk wysokości. Nigdy nie podeszłaby tak blisko krawędzi dachu.

W młodości Marianne i jej rodzina były dla Rowan, osieroconej przez matkę, namiastką świata sławy i nieskończonych możliwości. Gdy drogi dziewcząt się rozeszły, Rowan mogła śledzić życie dawnej przyjaciółki tylko na okładkach magazynów opisujących jej błyskawiczną karierę w londyńskich kręgach artystycznych i romans z właścicielem galerii sztuki. Teraz czuje, że jeśli chce zrozumieć, co naprawdę przytrafiło się Marianne, musi wiedzieć znacznie więcej. Czy artystka zmagała się z depresją? A może groziło jej jakieś niebezpieczeństwo?

Im głębiej szuka, tym bardziej niebezpieczny obrót przybierają sprawy. Tajemnica z przeszłości Marianne, którą znała tylko Rowan, nagle sprawia, że dziewczyna zaczyna martwić się o własny los…

Do thrillerów mam sentyment, bo przeważnie mieszają mi w głowie i zostawiają z lekkim chaosem. Wciągają, oczarowują, przerażają (tutaj wspominam Nocny film, kto czytał, ten wie). Z Lucie Whitehouse spotkałam się po raz pierwszy, to znaczy nie poszłyśmy na kawę, ale miałam okazję przeczytać jej najnowszą powieść.
Nie mogę ukryć, że opis książki mocno mnie zaintrygował. Lubię takie tajemnice, wątki artystyczne.
Już od samego początku czułam, że w książce panuje lekki nieporządek. Jednak nie byłam zniechęcona do czytania. Co raz brałam w ręce Zawsze przy tobie i próbowałam rozwikłać tajemnicę śmierci Marianne, młodej malarki i przyjaciółki głównej bohaterki – Rowan. Dziesięć lat temu nastąpił przełom w ich relacji i dziewczyny przestały się do siebie odzywać.
Rowan po pogrzebie Marianne chce za wszelką cenę dowiedzieć się, co było jej przyczyną. Wiele osób twierdzi, że popełniła samobójstwo, bo przecież spadła z dachu. Marianne bała się podchodzić do krawędzi dachu, ponieważ miała lęk wysokości. Rowan zbiera poszlaki, rozmawia ze swoimi starymi znajomymi, z bratem Marianne. I coraz bardziej w tym wszystkim działała mi na nerwy. Nie potrafiłam jej polubić. Wydawała mi się dziwna, taka jakaś... niepełnosprytna. Po prostu mnie drażniła swoim zachowaniem i tym co mówiła. Rowan była słabym punktem tej książki, nie będę Was okłamywać.
Generalnie styl pisania Whitehouse mógłby przypaść mi do gustu, gdyby nie ten chaos myśli i rozmów. Czegoś zabrakło, czegoś było za dużo i czasem ciężko czytało się odpowiednie fragmenty.
No i najważniejsze... Rozwiązałam zagadkę w połowie książki. Ale! To może nie dlatego, że były tam jakieś jawne podpowiedzi, ale dlatego, że działałam emocjonalnie. Sama nie wiem, po prostu dowiedziałam się, co dokładnie było przyczyną śmierci Marianne i nie czułam się poruszona.
To nie była zła książka, nie powiedziałabym tak. Wielu osobom może ona się spodobać, bo każdy odbiera bohaterów na swój sposób.
Wydaje mi się, że jestem w stanie ją Wam polecić, choć nie zachwycałam się tą książką. Jednak, tak jak mówiłam, to nie była źle napisana powieść. Spróbujcie i sami oceńcie, bo pomysł na fabułę rzeczywiście był.

Za egzemplarz dziękuję:
Podobny obraz

sobota, grudnia 15, 2018

Drogi wolności. Zawierucha. [recenzja]


Autor: Stanisław Krzemiński
Opis: Koniec 1918 roku, pierwsze chwile odradzającej się niepodległej Polski. Siostry Biernackie stają w obliczu nowej, nieznanej sytuacji, zarówno w sferze politycznej jak i prywatnej. Dotąd zjednoczone w jednym pragnieniu wolności, Lala, Marynia i Alina teraz, wewnętrznie rozdarte między powinnościami a pragnieniami, szukają własnej drogi.
W cyklu "Drogi do wolności" historia odzyskiwania niepodległości przez Polskę przenika się z opowieścią o wzlotach i upadkach, sukcesach i rozczarowaniach, radościach i dramatach kilku pokoleń kobiet. Losy bohaterów śledzić można także w serialu TVP "Drogi wolności


Kiedy sięgnęłam po pierwszy tom Dróg wolności, nie spodziewałam się, że tak bardzo wciągnie mnie historia walki o wolność, walki o słowo i prawa kobiet. To znaczy, przypuszczałam, że cała seria przypadnie mi do gustu, bo uwielbiam takie klimaty, ale nie sądziłam, że wydarzy się tak wiele.
Dodam, że od razu po pierwszej części otworzyłam laptop i włączyłam serial "Drogi wolności", na podstawie których pisane są książki. Moje serce zostało złamane w kilka dni, bo zakochałam się w Ludwigu. (PIĘKNY JEST, UWIERZCIE.)
W trzecim tomie, oprócz polityki, działalności gazety, są przedstawione burzliwe losy sióstr Biernackich, ale najbardziej Lali. To ona jest teraz poturbowana przez los i nie ma łatwo. Wieść o ciąży burzy porządek, a w ich rodzinie, jak zawsze o niczym się nie mówi i Lala zostaje z tym praktycznie sama...
Bardzo lubię wszystkie siostry i każdej kibicuję. Zwłaszcza po obejrzeniu serialu, zżyłam się z nimi i mam nadzieję, że książek będzie jeszcze więcej. To jest zdecydowania dobra saga rodzinna, poruszająca historię niepodległości Polski oraz bardzo istotne prawa kobiet, które zyskałyśmy prawie jako pierwsze.
Jeśli ktoś lubi historyczne wątki, to jak najbardziej zostanie zaciekawiony i pochłonięty przez los bohaterek. Jednakże, jeśli wolicie zupełnie inne książki, to nie ma sensu sięgać, bo co będę ukrywać?, historii jest wiele.
Wspomnę jeszcze o bohaterach męskich. Och, Ludwig... Ludwig jest cudowny i jest go zdecydowanie za mało w powieści. Uważam, że jego wątek powinien być bardziej rozwinięty, by czytelnik/widz mógł go lepiej poznać. Ani serial, ani książka za dużo mu nie poświęcają, same wzmianki i kilka scen. No, a przyznać trzeba, że jest kluczową postacią...
Następnie przejdę do Szymona, narzeczonego Maryni. Nie cierpię typa, taka laleczka w wojskowym mundurze. Mógłby się nie pojawiać wcale, bo wokół Maryni kręci się Doster. Karol Doster to taki typowy bad boy z książek dla nastolatek. Tylko, że dorosły i arystokrata, ale z ciętym językiem. Jego też uwielbiam, choć jest chamem. Ale za to jak uwodzi Marynię... Dalej liczę, że coś między nimi będzie, więc mam nadzieję, że pojawią się kolejne części książki oraz następny sezon serialu.
Jest jeszcze paru męskich bohaterów, ale ci są dla mnie najlepsi i chciałam o nich wspomnieć. Darzę tę powieść sympatią, jestem zaciekawiona i niecierpliwa na dalsze losy sióstr Biernackich. Mam nadzieję, że telewizja spełni moje ciche życzenie, bo bez serialu nie będzie książki. 
Polecam dla fanów sag rodzinnych oraz wątków historycznych. 

za egzemplarz dziękuję wydawnictwu:
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo znak

czwartek, grudnia 13, 2018

Lucyfer [recenzja]



Autorka: Jennifer L. Armentrout
Opis: Julia Hughes przez całe życie postępuje ostrożnie. Wszystko się zmienia, gdy otrzymuje bolesną lekcję. Postanawia porzucić swoje dotychczasowe życie. W barze poznaje bardzo przystojnego Taylora.
Niesamowicie bogatych braci de Vincent łączy mroczna reputacja. Zatrudniają Julię, aby opiekowała się ich siostrą, która wróciła do domu po tajemniczym zniknięciu przed laty. Opiekunkę rozpraszają w pracy czyhające w rezydencji niebezpieczeństwo, a także seksowny Lucian.
Praprababka de Vincentów twierdziła niegdyś, iż mężczyźni z ich rodu mogą zakochać się tylko raz w życiu. Najwyraźniej nadeszła kolej Luciana. Nowo poznana kobieta nie powinna jednak dowiedzieć się o niektórych sekretach rodziny.
Tymczasem w posiadłości dochodzi do tajemniczej śmierci ojca braci. Czy Julii i de Vincentom uda się rozwiązać zagadkę?

Między lekturami, artykułami i cięższymi książkami lubię wybierać te, przy których mogę odpocząć. Takim zamiarem kierowałam się, gdy wybierałam Lucyfera. Skusił mnie opis oraz opinie, które czytałam na jego temat. A teraz wy, moi czytelnicy, poznacie mój punkt widzenia.
To było moje pierwsze spotkanie z Armentrout (swoją drogą trudne nazwisko) i nie żałuję tego obrotu spraw. Dzięki niej bardzo dobrze się bawiłam, zaserwowała mi dobre kilkanaście godzin z książką wywołującą uśmiech, a nawet ich śmiech.
Bracia de Vincent mają otoczkę bardzo groźnych i tajemniczych ludzi. Są rodziną odizolowaną od społeczności, choć dużo pisze się o nich w mediach. Są też niezwykle bogaci, a na dodatek wykreowani prawie na wampirów. A może nimi są? Tego nie zdradzę.
Julia trafia do ich domu, kończąc pewien rozdział w swoim życiu, a zaczynając kolejny. Dom ją przeraża, ale jest zdecydowana, by pozostać u de Vincentów, którzy płacą naprawdę sporo za opiekę ich młodszą siostrą.
Dla mnie ta książka nie stanowiła ogromnej zagadki, bo wątki łatwo szło rozwiązać. Chociaż to nie tak, że nie trzymała w napięciu. Trzymała, ale nie było to jakoś ogromnie skumulowane. Nie zaciskałam zębów ze złości, nie martwiłam się o losy bohaterów, choć była jedna scena, która nieco mnie zestresowała.
Dobrze bawiłam się przy Julii i Lucianie. Ich dialogi były naprawdę zabawne, dlatego nie chciałam odkładać lektury i przeczytałam ją bardzo szybko. Humor to duży plus tej powieści, bo akcji nie ma tutaj za wiele. To znaczy – ja się nie nudziłam, ale to nie jest rollercoaster emocji i zagadek.
Nie jest to też typowy erotyk, wręcz przeciwnie, sceny łóżkowe są dozowane i na szczęście nie ma ich tak wiele, oraz nie tylko o pociągu seksualnym mowa.
Julia, jako nieliczna amerykańska bohaterka, wpadła w moje gusta i zaskarbiła sobie moją sympatię. Była urocza, zadziorna i uparta. Właśnie to w niej nie lubiłam – tak szybko nie ulegała.
To w rzeczy samej nie jest książka idealna. Jak więc mogę ją określić? Chyba jaką DOBRĄ. I zabawną. I wciągająca. Mam nadzieję, że te trzy słowa Was przekonają.

Za egzemplarz dziękuję 

Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo filia

sobota, listopada 17, 2018

Układanka. Tyle kłamstw składa się w prawdę. [recenzja]


Autor: Karin Slaughter
Opis: A co, jeśli osoba, którą twoim zdaniem najlepiej znałeś, okazuje się kimś, kogo nigdy nie znałeś? Andrea wie wszystko o swojej matce, Laurie. Wie, że spędziła całe życie w małym miasteczku na plaży w Belle Isle; wie, że nigdy nie pragnęła niczego więcej, niż spokojnego życia jako filaru społeczności; ona wie, że nigdy nie zachowała tajemnicy w swoim życiu. Ponieważ wszyscy znamy nasze matki, prawda? Ale wszystko to zmienia się, gdy wycieczka do centrum handlowego wybucha przemocą, a Andrea nagle widzi zupełnie inną stronę niż Laura. Ponieważ okazuje się, że zanim Laura była Laurą, była kimś zupełnie innym. Przez prawie trzydzieści lat ukrywała się przed swoją poprzednią tożsamością, leżąc nisko w nadziei, że nikt jej nie znajdzie. Ale teraz została ujawniona i nic już nigdy nie będzie takie samo. Policja chce odpowiedzi, a niewinność Laury jest na linii, ale nie będzie rozmawiać z nikim, nawet z własną córką. Andrea jest w desperackiej podróży podążając śladami przeszłości matki. A jeśli nie będzie w stanie odkryć ukrytych sekretów, dla każdego z nich może nie być żadnej przyszłości.


Karin Slaugther była dla mnie nieznana, ale kiedy zobaczyłam opis jej nowej książki w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę ją poznać. Thrillery albo są świetne, trzymają w napięciu, manipulują czytelnikiem, albo są przewidywalne i od razu do wyrzucenia. Układanka idealnie wpasowuje się w pierwszą grupę i ja, jako czytelnik, jestem ogromnie zadowolona z lektury, od której nie mogłam się oderwać. 
Z początku historia Andrei, nie odzywającej się za wiele, przygaszonej i przytłoczonej, nie wzbudziła mojego zainteresowania. Wręcz przeciwnie – byłam zmieszana i niewiele rozumiałam z kreacji bohaterów. Po kilkunastu stronach wstępu, udało mi się wkręcić w tę historię i do końca trwałam już w głębokim zainteresowaniu. Tyle rzeczy wydarzyło się w ciągu dwóch dni. Strzelaniny. Śmierć. Szpital. Wyrzucenie z domu. Ucieczka. A w tym wszystkim Laura, matka naszej bohaterki. Laura, która wydaje się starszą, spokojną kobietą i nikt by nie przepuszczał, co ukrywa. 
Andrea rzucona na głęboką wodę, opuszcza dom i ucieka wypełniając zadania, które powierzyła jej matka. Z kompletnym mętlikiem w głowie odkrywa kryjówki, poszlaki z przeszłości i nie ma pojęcia, jak może połączyć te fakty. 
Laura świetnie ukryła swoją historię. Już od początku czułam, że coś jest z nią nie tak. W książce zostały poprowadzone dwie perspektywy, a może powinnam powiedzieć "teraźniejszość" i "retrospekcje". Właśnie ta metoda pozwalała mi ułożyć elementy układanki w jedność. To co odkryłam, nie pozwoliło mi wstać z łóżka i odłożyć książki. Spędziłam pół dnia, żeby dokończyć zaplątaną historię Andrei i Laury. 
Być może nie jest to książka idealna, ma wady, jak prawie każda, ale bardzo dobrze się przy niej czułam. Nie męczyłam tej powieści, nie chciałam jej odrzucić na bok i zająć się inną, więc dla mnie to bardzo duży plus. Mnie trzymało w napięciu i mam nadzieję, że jeśli się skusicie na Układankę, to również nie będziecie zawiedzenie. 

Za egzemplarz dziękuję
Znalezione obrazy dla zapytania harper collins

czwartek, listopada 08, 2018

BASIC WITCHES [recenzja]


Autorki: Jaya Saxena, Jess Zimmerman
Opis: Współczesna czarownica nie ma nic wspólnego z kobietami, które płonęły na stosie za nadprzyrodzone moce. Ta książka nie nauczy cię, jak lewitować, zdobyć bogactwa ani komunikować się z duchami. Natomiast może cię nauczyć mantr, zaklęć, rytuałów i innych drobnych, codziennych czarów, które pozwolą ci wykorzystać twoje ukryte zdolności i moce.
Nauczysz się, jak zaklinać rzeczywistość i skierować myślenie na inne tory. Dowiesz się, jak zmusić swój umysł, by przestał widzieć wszędzie przeszkody i mnożyć wymówki. Pomyśl o przedstawionych w tej książce zaklęciach jako o punktach wyjścia do odnalezienia wszelkich niezwykłych sposobów, którymi możesz się komunikować z samą sobą i zmieniać kierunek myśli i emocji. Ze wszystkich składników udanego czaru jedynymi niezbędnymi elementami są twoja intencja i pragnienie zmiany.
Jeśli uważasz, że kobiety mają prawo wychodzić przed szereg i nie jest to oznaka szaleństwa ani powód do strachu przed nimi – ta książka jest dla ciebie.



Piękna okładka i grube, śliskie strony to duży plus dla tego poradnika i na tym zakończę wymienianie pozytywów. Biorąc Basic Witches, liczyłam na ciekawe porady, może nie wszystkie pożyteczne, ale przynajmniej w większości. Jakieś wskazówki makijażowe, żeby poczuć się pewniejszą siebie, albo ćwiczenia, które pomogą nam zebrać w sobie odwagę. Nie mam bladego pojęcia, jak opisać moje zaskoczenie i rozczarowanie, że coś takiego powstało i zostało wydane. Autorki wpadły na szalony, lecz głupi pomysł i szczerze, mam nadzieję, że na tym nie zarobią. W tym poradniku nie ma nic! Same głupoty, które gdy czytałam, czułam zażenowanie. Rozumiecie, co mam na myśli? Miałam ochotę wyrzucić tę książkę przez okno, bo wydawała się taka idiotyczna... Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie wykonałby tych rytuałów i nie zrobiłby z siebie kretyna. Dlaczego w ogóle autorki uznały, że będzie to... fajne? Tego również nie wiem. Jeżeli spodobała Wam się okładka, to i tak omijajcie. Nie chcecie, by zdobiła wasze półki, bo treść jest bezsensowna. Żałuję, że skusiłam się na ten poradnik, bo czuję, że straciłam czas. Zrobiłam tej książce ładne zdjęcia i z tego powodu też mi smutno, bo na to nie zasługuje.
Uważam, że autorki chciały z czytelników zrobić głupków. No chyba, że to jakiś nieśmieszny żart. Okej, w porządku, mamy jakieś ciekawostki historyczne, których raczej nie googlujemy w Internecie, wiec możemy się czegoś dowiedzieć, ale chyba nie o to konkretnie chodziło. Nie było magii, nie było sensu, nie było logiki. Więc... PO CO? 
Ja chciałam przy tej książce się zrelaksować, może troszkę pośmiać, ale na pewno nie z takiej głupoty...
Mam ochotę poprosić autorki, żeby wykonały wszystkie rytuały i nagrały przy tym siebie, bo jestem ciekawa, czy rzeczywiście pomagają. ;) 
Nie polecam, bo stracicie pieniądze, a jest wiele fajnych i ciekawych książek, które warto przeczytać.

Za egzemplarz dziękuję księgarni Dadada.pl która jest cudowna, ale to nie ich wina, że ta książka powstała.
Znalezione obrazy dla zapytania dadada

sobota, listopada 03, 2018

nowy Sparks z lekko innym stylem... Z każdym oddechem [recenzja]


Autor: Nicholas Sparks.
Opis: Hope jest w rozterce. Skończyła 36 lat, od sześciu lat ma chłopaka, ale na ślub raczej się nie zanosi. Tymczasem u jej ojca właśnie zdiagnozowano poważną chorobę. Hope postanawia więc odciąć się od wszystkiego, spędzić tydzień w wakacyjnym domku w Sunset Beach i zastanowić się nad swoją przyszłością.
Tru, urodzony w Zimbabwe przewodnik safari, pojawia się w Sunset 
Beach, by poznać ojca i dowiedzieć się więcej o młodości matki.
Gdy ścieżki dwojga obcych sobie ludzi niespodziewanie się krzyżują, 
wybucha pomiędzy nimi żarliwe uczucie. Wkrótce oboje staną przed 
trudnym wyborem: oddać się miłości czy spełnić obowiązek wobec 
rodziny? Posłuchać głosu serca czy rozsądku?

Smutek jest ceną miłości. [N. Sparks]

Oj, jeśli długo czytacie moje recenzje, wiecie jak kocham Sparksa. Jest dla mnie jednym z najlepszych autorów od romansów. Uwielbiam jego historie, które są prawie prawdziwe, wzruszają, zostają na dłużej. Po jego książki sięgam w ciemno, bo jeszcze nigdy się nie rozczarowałam. Do Jesiennej miłości, czy Ostatniej piosenki mogę wracać, co jakiś czas i wiem, że dalej będę to wszystko przeżywała. Dlatego Sparks ma ogromny talent – jego fabuły poruszają człowieka. Tym wstępem, chciałam zaznaczyć, jak ważny jest dla mnie ten autor. 
Gdy ujrzałam w nowościach "Z każdym oddechem" nie mogłam przecież przejść obok i nie poświęcić jej uwagi. O nie. Dostałam ją w swoje ręce i od razu zabrałam się za czytanie. Zdziwił mnie początek opowieści, bo Sparks raczej nie zaczyna tak książek. Cóż, jest tam kilka stron od samego autora, które mają nas wprowadzać w fabułę. 
Zaczęłam czytać Z każdym oddechem i niestety odkryłam, że idzie mi to opornie przez nieco zmieniony styl pisania. Nie umiem określić, co dokładnie się zmieniło, ale czułam to w nastroju, w poprowadzonej fabule. Było inaczej, niż zwykle. Pomysł na historię był piękny, lecz moim zdaniem nie został w pełni ukazany. Nawet tym razem nie poczułam więzi z bohaterami, a to mi się rzadko zdarza przy książkach tego autora. Wydaje mi się, że sam autor nie zżył się z postaciami, tak jak powinien. Tak jak to robił w innych powieściach. Zabrakło odpowiedniej chemii i dostaliśmy lekką powieść, może trochę wzruszającą, ale bez tej głębi i nastroju. 
Nie było elementów zaskoczenia i łez na policzkach. Nie było zachwytu, na który się nastawiłam, bo przecież to mój ulubiony autor. Nicholas Sparks ma mnóstwo świetnych książek i jestem w stanie wypisać ich całą listę, by Was przekonać, że jeśli jeszcze nie czytaliście nic od niego, to WARTO. Ale nie zaczynajcie od tej powieści. Nie jest ona najlepsza, raczej "wybrakowana". Był szkielet, a nie było mięsa, jeśli rozumiecie o co mi chodzi. 
Jest mi przykro, że tak oceniam książkę, której nie mogłam się doczekać. Chciałabym Wam teraz wypisywać mnóstwo zalet, ale po prostu ich nie znalazłam, a nie okłamuję moich czytelników. To nie jest dobra pozycja na jesień, choć może znajdą się tacy, którzy pokochali historię Tru i Hope. Rozumiem to, ja miałam nieco inne oczekiwania. Będę dawać szansę Sparksowi, to oczywiste i szczerze liczę, że jeśli jeszcze zamierza coś wydać, to będzie to tak dobre, jak jego poprzednie książki. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu:
Znalezione obrazy dla zapytania albatros wydawnictwo

czwartek, listopada 01, 2018

Z popiołów [recenzja]


Autor: Martyna Senator. 
Opis: Wydarzenia z przeszłości zmieniły Sarę nie do poznania, odcisnęły piętno na jej poczuciu własnej wartości i zaufaniu do ludzi. Jest teraz pewna, że miłość sprowadza się jedynie do cierpienia. Przynosi ból, łzy i rozczarowanie. Przekonał się o tym także Michał, którego wykorzystała była dziewczyna.
Przypadkowe spotkanie dwóch poranionych dusz uruchamia ciąg niespodziewanych zdarzeń i pozwala im poznać życie na nowo. Budowany od lat mur, którym otaczała się Sara, zaczyna pękać za sprawą opiekuńczego Michała.

Polskie książki to u mnie ogromna rzadkość. Kiedyś omijałam je szerokim łukiem, nie mogłam przeżyć innego stylu pisania i tego czegoś, czego nie mają powieśći zagraniczne. Jednak w wakacje zrobiłam sobie challenge i poszłam do biblioteki po książki naszych autorów. I cóż, polubiłam się z Agatą Przybyłek, czy Agatą Czykierdą Grabowską. 
Jednak po Martynę Senator jeszcze nie sięgałam, aż do teraz. Swojego czasu było głośno o "Z popiołów" oraz całej serii. Nie powiem, nie miałam ochoty, żeby ją czytać. Zignorowałam szał na nią i po prostu zapomniałam. Teraz, gdy przekonałam się do polskich obyczajówek (oczywiście nie wszystkich), postanowiłam zabrać się za coś, co wiele osób polecało. Czy się to opłacało?
Tak, zdecydowanie tak. Dostałam dobrą książkę o miłości młodych ludzi, o problemach z przeszłości, które nie dają normalnie funkcjonować. Senator ma bardzo lekko styl pisania, przez co przez historię się płynie. Przynajmniej mi łatwo było polubić Sarę, zranioną, ale silną dziewczynę i Michała, bohaterskiego, normalnego chłopaka, pracującego w barze. Połączyła ich muzyka, która była fajnym, uzupełniającym wątkiem. Na dodatek autorka postawiła na dodanie tekstów piosenek. Ogromny plus za to! Dzięki tej książce przekonałam się, że warto czasem zrezygnować z zagranicznych autorów i na pewno sięgnę po kolejne książki Martyny Senator. 
Wiem, że premiera Z popiołów była już bardzo dawno temu, ale jeszcze nie mieliście okazji jej przeczytać, to nie wahajcie się. To książka idealna dla fanów romansu i lekkiego dramatu. Spędziłam nad nią jeden dzień, a to kolejny plus – czyta się szybciutko. Same zalety, co? 
Nie rozczarowałam się, może nie pokochałam tej historii, jak książki Sparksa, ale zdecydowanie miło było ją przeczytać.

za egzemplarz dziękuję
Znalezione obrazy dla zapytania mega ksiazki

sobota, października 27, 2018

Randka MÓJ MÓZG EKSPLODOWAŁ [recenzja]


Autor: Louise Jensen.
Opis: Coś złego przytrafiło się Alison?
Jedna noc może zmienić wszystko…
Przekonana przez przyjaciół, że powinna pogodzić się z rozpadem małżeństwa i niedawną separacją, Ali umawia się przez portal randkowy na spotkanie z nowym mężczyzną.
Sobotni wieczór zaczyna się niewinnie, jednak gdy Alison budzi się w niedzielę rano, odkrywa, że cały jej świat wywrócił się do góry nogami. Jest sama w swoim mieszkaniu i nie pamięta, co się jej przytrafiło. Z rany na jej głowie sączy się krew, a gdy spogląda w lustro, nie rozpoznaje swojej twarzy. Co więcej, Ali nie rozpoznaje też nikogo z przyjaciół i rodziny.
I nie potrafi zidentyfikować osoby, która najwyraźniej zamierza zniszczyć jej życie…

Co się wydarzyło w tej książce, to bardzo trudno opisać. Wciąż zbieram szczękę z ziemi. To było zbyt dobre! (Tak, spojler.) To jest zdecydowanie wciągająca i niesamowicie mieszająca w głowie książka. Zostałam rzuceni na głęboką wodę, bo Louise Jensen nie potrafi inaczej. Jak już rzuca jakąś bombę, to po to, aby wybuchła. Kocham jej thrillery za mylne tropy, które prowadzą czytelnika do obstawienia winnego, po czym okazuje się coś zupełnie innego. Byłam wyprowadzona na manowce. Ta tajemnica wciąż tkwi, nie ustępuje, nie ginie w fabule. Cały czas zostaje podtrzymane napięcie, jak gdyby było podpięte do maszyny szpitalnej.
Gdy Ali budzi się następnego dnia, wydaje jej się, że jest żywym trupem. Oddycha, porusza się, lecz na dłoniach ma krew, a jej mózg nie rozpoznaje ludzi dookoła. Co tak naprawdę wydarzyło się ubiegłej nocy? Do rozwiązania tej zagadki doszłam dopiero na samym końcu powieści, nie byłam w stanie domyślić się wcześniej.
Palce same kleiły się do kartek, które przewracałam i nie mogłam odłożyć książki na bok. Piszę tę recenzję spontanicznie, szczerze, chcąc, jak najprościej przekazać jak bardzo jestem zachwycona stylem Jensen. Jest niesamowita w tym co robi i jeśli wydaje powieść, to po to, aby poruszyła i zaciekawiła, nie jest to materiał tylko na zarobek. Nazywam ją królową thrillerów, przepraszam za to wyolbrzymienie.
Thrillery powinny wbijać w fotel. O tak, Randka zdecydowanie to robi. Na początku byłam tak zdezorientowana jak Alison, której przydarzyła się krzywda. Nic nie rozumiałam, próbowałam łączyć fakty. Z każdym rozdziałem dostawałam mały element układanki, ale wciąż źle go dopasowywałam. Wszystko okaże się na samym końcu, kiedy to zagadka zostaje rozwiązana. Próbowałam obstawiać trzy razy, a nie trafiłam... To było dobre. To było na tyle dobre, że koniecznie chcę przeczytać wszystkie książki Jensen. 
Louise Jensen przelewa w swoje powieści ogromną ilość emocji. Przy Surogatce miałam mętlik w głowie, teraz również. To chyba coś znaczy. Nie zostawia czytelnika z pustką i uczuciem, że okej, fajna książka, ale więcej po nią nie sięgnę. Po jej powieści ma się ochotę chwytać, co jakiś czas.
Wysokie oceny na Lubimy czytać powinny Was zachęcić. Jeśli thrillery Was wciągają, to właśnie Randka jest książką, która powinna znaleźć się w waszych rękach. Dawno nie miałam aż takiej chęci polecenia Wam czegoś! Czytałam Randkę w pociągu, miałam na nią trzy i pół godziny. Skończyłam wcześniej, niż one minęły i w mojej głowie był spory chaos. Byłam jak: CO TU SIĘ WŁAŚNIE WYDARZYŁO, JENSEN, JESTEŚ WSPANIAŁA. (Muszę się pochwalić, że polajkowała moje zdjęcie na Instagramie, więc wiecie... Kocham ją. ;)) Mam nadzieję, że pojawi się na Warszawskich Targach Książki. Louise Jensen stała się jedną z moich ulubionych autorek thrillerów i bardzo Was zachęcam do przeczytania jej powieści, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście. Zwłaszcza Surogatkę i Randkę. 

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu: 

Znalezione obrazy dla zapytania burda ksiazki

czwartek, października 25, 2018

Chłopak, który wiedział o mnie wszystko [recenzja]


Autor: Kirsty Moseley.
Opis: Riley Tanner ma najlepszego przyjaciela, takiego przyjaciela, o którym marzy każda dziewczyna. Jest wspierający, lojalny, uczciwy, godny zaufania, dobry i troskliwy. Jest również najlepszym sportowcem w szkole.
Ich relacja była zawsze nieskomplikowana i ciepła, ale po miesięcznych wakacjach Riley, sprawy się skomplikowały. Zaczęła patrzeć na niego w sposób wykraczający poza strefę przyjaźni. Do tego na drodze pojawia się zainteresowany nią rywal jej przyjaciela i sprawy zaczynają wymykać się spod kontroli…

Miałam ogromny problem z napisaniem recenzji, chociaż to jest młodzieżówka, a nie wybitna lektura, przy której trzeba kilkakrotnie zastanowić się, jak ubrać słowa, by brzmiały sensownie. Miałam problem, bo dla mnie ta książka jest... Zaraz się przekonacie. 
Wielokrotnie dawałam szansę Moseley, ponieważ uwielbiam jej duologię "Chłopak, który chciał zacząć od nowa". Przy okazji, serdecznie ją polecam.
Czy najnowsza powieść tej autorki trafiła do ulubionych?
Historia Riley i Claya to historia bardzo schematyczna, popularna. Dwoje przyjaciół, którzy trzymają się w szkole razem, rozmawiają o wszystkim i jak zawsze... zaczynają do siebie czuć więcej. Nie odstraszyło mnie to w opisie, choć nie raz, nie dwa, czytałam podobne fabuły. Liczyłam na coś, co wyróżni nową książkę Moseley, niestety przeliczyłam się.
Dostaliśmy grubą powieść, tak naprawdę o niczym. Od początku wiemy, że Riley skończy z Clayem, nieważne, co wydarzy się po drodze. Autorka dała nam coś, co nie ma w sobie żadnej akcji, żadnych większych zwrotów. Nie wzrusza, nie porusza, nawet nie wciąga. Do połowy nawet, nawet, ale później czułam znużenie, wiedząc, że i tak nic ciekawego się nie wydarzy, a końcówka była dla mnie jasna. Niektóre dialogi były naprawdę naciągane i nie wiem, czy to wina tłumaczenia, czy nie, ale brzmiały nienaturalnie. 
Mam wrażenie, że autorka chciała po prostu dać cokolwiek swoim fanom, żeby nie czekali na kolejne książki, ale nie pomyślała nad tym, czy ta książka coś przekazuje. Bo ja uważam, że nie. Nie wnosi nic nowego, wręcz jest cholernie schematyczna i w pewnych chwilach infantylna. Tak, jak lubię styl pisania Moseley, przez tę książkę nie chciało mi się brnąć. 
Nie, zdecydowanie tej powieści mówię nie i nie wiem, czy zamierzam czekać, aż Kirsty Moseley zaskoczy mnie czymś serio fajnym, tak jak fajny był wcześniej wspominany "Chłopak, który chciał zacząć od nowa". Czułam, jakby wyczerpały jej się pomysły i pisała, żeby pisać. Nie polecam, bo możecie dostać cukrzycy od przesłodzonych dialogów. Nie polecam ze względu na dziecinność Riley, co będzie was niemiłosiernie drażnić. I nie polecam, bo uśniecie, zanim doczekacie się akcji. 

za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Znalezione obrazy dla zapytania harpercollins

środa, października 24, 2018

Ostrożnie z miłością [recenzja]


Autor: Samantha Young.
Opis: Seria przypadkowych zdarzeń doprowadza do spotkania, które Ava i Caleb zapamiętają na zawsze.
Chyba cały wszechświat sprzysiągł się przeciwko Avie.
Powrót z Phoenix do domu w Bostonie okazuje się pełen niespodzianek: pewien arogancki Szkot, Caleb, sprzątnął jej sprzed nosa ostatni bilet w pierwszej klasie, jej lot zostaje odwołany, musi więc wracać okrężną drogą, z przesiadką i noclegiem w Chicago.
Na dodatek spotyka tam niesympatycznego Caleba. Napięcie, które rośnie między bohaterami, doprowadza w końcu do… namiętnej nocy podczas przymusowej przerwy w podróży; nocy, jakiej Ava jeszcze nigdy nie przeżyła.
Oboje traktują to jako jednorazową przygodę, ale za jakiś czas los znów postawi Caleba na drodze Avy…

Po romanse sięgam często, choć nie oczekuję wiele. Chcę dobrej fabuły, fajnych bohaterów i najlepiej tego „czegoś”, co mnie poruszy, jak u Sparksa. 
Spotkanie z Young przy jej najnowszej powieści to moje pierwsze spotkanie. Byłam pozytywnie nastawiona do jej twórczości, ale czy nadal jestem?
Ava poznaje Caleba w niegrzecznej sytuacji na lotnisku i od razu bierze go za gbura. Wcale jej się nie dziwię, bo przez większość książki taki właśnie jest. Mimo to nie jest irytującym bohaterem, ona także. Autorka pozytywnie zaskoczyła mnie humorem, jaki umieściła w dialogach. Przez to nawiązujemy relację z postaciami i łatwo jest nam ich lubić przez całą książkę. To był dla mnie jeden z najlepszych aspektów.
O tym, że są tutaj sceny łóżkowe nie muszę mówić – to oczywiste i znane dla stylu Young, że preferuje erotyki. Ponieważ mnie ani trochę takie dialogi z alkowy nie interesują, przeważnie je omijam i nic na tym nie tracę. Więc jest coś dla fanów, ale i dla tych, którzy nie lubią, mogą po prostu przewrócić dwie kartki dalej. 
Samantha Young jest dobra w opisywaniu uczuć i łatwo jest nam odczuć to, o czym pisze. Kolejny plus dla tej książki – potrafi wzruszyć. Mimo to nie mogę tutaj porównać jej do Sparksa, nie trafiła do garstki ulubionych bohaterów i jestem pewna, że Ostrożnie z miłością nie przeczytam po raz kolejny, ale już teraz mogę wam powiedzieć, że to jest ciekawa, przyjemna lektura na jesienny, deszczowy wieczór. 
Nie ma tego czegoś w fabule, aż tak wiele się nie dzieje, więc nie zakładajmy szeroko rozbudowanej akcji. Jednak to nie oznacza, że nie spędzicie miło chwil przy książce. Zdecydowanie polecam fanom miłosnych uniesień. 


Za książkę dziękuję wydawnictwu:
Znalezione obrazy dla zapytania burda książki

poniedziałek, października 15, 2018

Addicted. Czy jest tak źle, jak mówią? [recenzja]


Autorki: Krista Ritchie, Becca Ritchie
Opis: Nieśmiała, drobna Lily Calloway, niepotrafiąca powiedzieć „nie”, rumieniąca się nawet w towarzystwie chłopaków, ma poważny problem – jest uzależniona od… seksu. Kolekcjonuje akcesoria erotyczne oraz filmy i praktycznie codziennie zalicza numerki w klubach nocnych. Jej przyjaciel Loren Hale to z kolei zabawny, cyniczny szkolny outsider żyjący w cieniu ojca. Chłopak szuka w alkoholu ucieczki przed problemami. Aby ukryć swoje słabości przed rodziną, Lily i Lo decydują się na fałszywy związek – oznacza to zamieszkanie razem, pójście do college’u i, co najważniejsze, odcięcie się od krewnych. Przyjaźnią się od małego, więc wspólne ukrywanie swoich niedoskonałości nie przysparza im problemów. Do czasu.
To pasjonująca historia dwojga życiowych rozbitków, którzy udają parę, by pomagać sobie w życiu wypełnionym nałogami, i stać za sobą murem.
Pierwszy tom z serii, która skradnie serca nastolatków.

I'm addicted to you, hooked on your love
Like a powerful drug I can't get enough of
Lost in your eyes, drowning in blue
Out of control, what can I do?
I'm addicted to you!~ Avicii

Spodziewałam się erotyka, ale nie oceniałam go po okładce. Dostałam natomiast historię dwójki młodych osób silnie uzależnionych od zupełnie innych używek. Czy książka jest warta przeczytania? 
Przed przeczytaniem Addicted spotkałam się z opiniami negatywnymi i byłam słabo nastawiona do lektury, ale cóż, kto nie spróbuje, ten nie będzie wiedział. I bardzo dobrze, że to zrobiłam, bo nie poznałabym historii przyjemnej, wciągającej i wartej przeczytania.
Jest kontrowersyjna, ale nie brutalna. Porusza nałogi: alkoholizmu i seksoholizmu. Ten pierwszy często jest przedstawiony w książkach, natomiast drugi już nie. Bardzo łatwo wpaść w uzależnienie i nie mieć tej świadomości. Nie mogłam się oderwać od książki, chcąc wiedzieć, jak rozwiną się losy Lily i Lorena. Pasowali do siebie, ale i różnili się w wielu kwestiach. On był chodzącą destrukcją, ona uważała siebie za nic nie wartą kobietę, którą nałóg zmusza do codziennych przygód z nieznajomymi. Nie umiała walczyć z pragnieniem, nie liczył się szacunek, duma. Liczyło się zaspokojenie. Ale przecież to samo dzieje się z alkoholikami. Piją, aż poczują satysfakcję lub odetną swoją świadomość, nie zważając, czy zwymiotują na czyjeś nogi, czy stracą przytomność, albo kogoś obrażą. Nie mogłabym krytykować zachowania Lily, nazwać ją "dziwką", tylko z tego, że nie poradziła sobie z uzależnieniem. W czasie czytanie zastanawiałam się nad tym i doszłam do wniosku, że w takim wypadku to właśnie kobieta byłaby zwyzywana, a facet byłby raczej "niezłym podrywaczem". To samo z alkoholem. Często postrzegane jest, że mężczyzna może, a zalana kobieta to "ścierwa". Dlatego warto przeczytać tę książkę, to romans o losach dwójki ludzi, trochę naciągany, ale i realny. 
Nie liczcie na sceny seksu, ich praktycznie tam nie ma. Ale są małe gesty, pocałunki, spojrzenia i próba ratunku osoby, na której im zależy. Albo zaczną o siebie dbać, albo razem utoną. Historia Lorena i Lily wciąga na dobre i boli mnie to zakończenie. Mam niedosyt i nie mogę doczekać się kolejnych tomów. 
Bardzo łatwo stracić kontrolę, ale jak sobie uświadomić, że trzeba przestać i zacząć się leczyć? Loren i Lily mieli z tym duży problem, a czy im się udało, musicie się sami przekonać. Zachęcam do sięgnięcia po Addicted. 

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu WAB

piątek, października 12, 2018

Okrutny książę. Lepszy niż tabletki na sen. [recenzja]


Autor: Holly Black 
Opis: Krwawa zbrodnia na zawsze odmienia los trzech sióstr. Zostają porwane do świata elfów, bajecznego Elysium. Upływa dziesięć lat; Jude pragnie za wszelką cenę odnaleźć swoje miejsce w krainie elfów – lecz dumni elfowie gardzą śmiertelniczką, a wzgardliwszy od innych jest książę Cardan, najmłodszy i najokrutniejszy z potomków Najwyższego Króla.
By zdobyć pozycję na Dworze, musi rzucić Cardanowi wyzwanie – a następnie ponieść konsekwencje.
Jude poznaje labirynt intryg i ułudy, odkrywa własną przebiegłość i to, że zdolna jest zadać ból, a nawet śmierć. Gdy za sprawą zdradzieckich knowań elfowym dworom zagraża niebezpieczeństwo pogrążenia się w chaosie krwawej wojny, Jude gotowa jest narazić życie, by ocalić siostry i Królestwo.
Pierwsza część trylogii o podstępach i żądzy władzy, czarach i magii – razem z Jude odkrywamy misterną sieć elfowych intryg.

Książka, którą czytelnicy zachwycali się i w Polsce, i w Stanach. Aż tak dobra? Tak wciągająca?
Nie zaskoczyła mnie, nie porwała, ale miała swoje dobre strony. Nie chcę oszukiwać czytelników, którzy czytają moje recenzje, dlatego też szczerze powiem, nie sięgnęłabym po kolejne części Okrutnego księcia. W sumie już powoli zapominam o czym ta powieść była, bo nie było w niej nic, co darzyłabym sympatią.
Mam wrażenie, że fabuła ma luki, których autorka nie wypełniła, przez co gubimy się w jej wytworzonym świecie. Początek powieści jest bardzo chaotyczny i w zasadzie ma słabe konsekwencje w dalszych rozdziałach, jeśli chodzi o emocje bohaterów. Postać Vivienne, jednej z sióstr, moim zdaniem jest wprowadzona na siłę, byleby połączyć świat ludzi ze światem elfów. Ale można byłoby to zrobić za pomocą Jude, głównej bohaterki, a Vivienne w ogóle nie brać pod uwagę. Dlaczego? Bo na kartach powieści jest postacią nikłą, która nic nie wnosi. Tutaj zaznaczę, że Vivienne jest najstarsza i ma wspólną matkę z bliźniaczkami Jude oraz tej drugiej, której imienia już nie pamiętam. (nie była istotna). Ojciec Vivi jest kimś z tego magicznego świata, który zabija rodziców tych sióstr i zabiera je ze sobą.
Chaos, ogromny chaos oraz infantylność. To wyczuwałam w fabule i w zachowaniu bohaterów. Oczywiście, jest i nasz Okrutny książę, który wraz ze swoją świtą dokucza Jude i jej siostrze, ale przede wszystkim Jude. Ugh, Boże, to mnie tak strasznie nudziło, nie było tych emocji, na które nas nastawiono.
Akcja to kolejny problem tej książki. Nic nie dzieje się przez prawie dwieście stron, co działa źle na cierpliwość człowieka. Przynajmniej dla mnie. Nie czułam tej magii, wykreowanego świata, chociaż styl autorki był bardzo bogaty w piękne słowa (tutaj przyznaję, że coś wyszło), ale fabuła dalej leżała i kwiczała. Nie lubię czytać czegoś, co mi się dłuży, lecz jeśli zaczynam, to kończę.
Zakończenie książki jest "spoko". Co mogę ująć? Te ostatnie rozdziały miały jakiś napęd, coś się działo, ale podsumowując, wciąż nie widzę sensu, który autorka chciała nam przekazać. Dużo luk, które trzeba byłoby wypełnić akcją. I oczywiście, moim zdaniem logika bohaterów powinna zostać dopracowana, bo w wielu kwestiach jej brakuje. Na przykład: Bliżniaczki bardzo chciały wrócić do zwykłego świata, Vivi mogła im to umożliwość i wiele razy proponowała, że je zabierze, żeby zacząć tam nowe życie. Cóz, nigdy tego nie zrobiła, a one mimo tego że, nienawidziły elfów itd. to oto nie poprosiły. To może nie jest jakiś karygodny występek, ale znalazłoby się więcej przykładów.
To nie jest zła książka, ale... Nie dla mnie. Są osoby, które pokochały historię Jude. Ja natomiast jakbym ją spotkała, to bym nią potrząsnęła. O Cardanie (księciu) nie wspomnę...

Za egzemplarz dziękuję:
Znalezione obrazy dla zapytania jaguar wydawnictwo

czwartek, października 11, 2018

wywiad z bookstagramowiczem #3 – czytamiogladam_pl


Hej! Dzisiaj przychodzę do Was z wywiadem z czytamiogladam_pl, którą na pewno kojarzycie z Instagrama. Kasia prowadzi także bloga i pisze świetne, rzetelne recenzje, więc zajrzyjcie. Może zostaniecie na dłużej, jak ja. Dziękuję Ci, że zechciałaś odpowiedzieć na kilka moich pytań. :)

1. Skąd pomysł na założenie instagrama z książkami oraz bloga?
Pomysł w zasadzie rodził się przez pierwsze trzy miesiące 2017 roku. Dostałam na święta książkę Marcina Wichy "Jak przestałem kochać design" i pomyślałam sobie, że może byłoby warto podzielić się opinią na jej temat z innymi czytelnikami. Z początku dość sceptycznie do tego pomysłu podchodziłam, ale że rok 2017 był dla mnie czasem wychodzenia z własnej strefy komfortu, to zdecydowałam się na ten dość spory krok milowy. Następnie założyłam profil na instagramie - nie wiedząc, że istnieje tam społeczność bookstagramowa - a potem, już samo poszło
2. Wolisz mówić o książkach, czy pisać recenzje? 
Jestem raczej osobą, która ukrywa się pod słowem pisanym, a nie mówionym. Miałam oczywiście pomysł, aby założyć kanał na yt, ale umarł on śmiercią naturalną, bowiem obróbka filmów zajmowała zdecydowanie więcej czasu niż napisanie tekstu. Dlatego też wolę pisać recenzje, aniżeli mówić o książkach :)
3. Czy jest jedna rzecz, która irytuje cię tak bardzo na bookstagramie, że jesteś w stanie zamknąć aplikację i nie wracać tam przez kilka godzin/dni?
Raczej nie. Denerwują mnie od czasu do czasu pojawiające się wszelkie niepotrzebne dramy oraz ciągłe narzekania na zasięgi i prośby o lajkowanie zdjęć. Rozumiem, że IG staje się co raz mniej przyjaznym narzędziem do dotarcia do odbiorców, ale czasami warto sobie odpuścić i zacząć żyć realnym życiem niż problemami z Instagramem :)
4. Robisz świetne, spójne zdjęcia. Masz wielu odbiorców. Odczuwasz to? Jakie jest twoje podejście do grona twoich słuchaczy. 
Dziękuję serdecznie za tak miłe słowa. Raczej tego nie odczuwam na co dzień. Cieszę się oczywiście, że ktoś chce być moim obserwatorem, ale ja  po prostu robię, to co lubię i zgodnie z własną filozofią oraz podejściem do życia :) 
5. Gdybyś mogła zaprosić znanego autora na kawę, kto to by był i dlaczego?
To jest tak trudne pytanie, że aż na chwilę musiałam przysiąść i się zastanowić. Zdaję sobie sprawę, że mój wybór nie padnie na jakiegoś wybitnego pisarza. Nie wiem na ile ta autorka jest znana, ale kocham jej książki całym sercem, choć każda jest bardzo podobna i dość schematyczna - Johanna Lindsay(pisząca romanse historyczne). Z nią chętnie poszłabym na kawę i wypytała się wszystko co dotyczyłoby sagi o rodzinie Malory - Anderson(mojej ukochanej serii książek). Szczególnie wypytałabym o Anthony'ego(mojego pierwszego książkowego męża) i oczywiście jego brata - Jamesa :)
Dzięki serdeczne za pytania oraz wywiad, którego się kompletnie nie spodziewałam :)



sobota, października 06, 2018

Czarny mag. Pierwszy rok [recenzja]


Autor: Rachel E. Carter
Opis: Rudowłosa piętnastolatka Ryiah (zwana Ry) i jej brat bliźniak Alexander mają jedno marzenie: zostać magami. Realizacja tego celu się przybliża, gdy zostają przyjęci do Akademii Magii. Okazuje się jednak, że kandydatów na adeptów jest wielu, zaś rodzeństwo wyróżnia się na tle rówieśników niskim pochodzeniem, brakami w wiedzy i niedostatkiem siły fizycznej. Wywodzący się z arystokratycznego rodu książę Darren i jego przyjaciółka Priscilla szczególnie dają odczuć rodzeństwu, gdzie jest ich miejsce.
Ry odstaje od grupy tak wyraźnie, że padają nawet sugestie, iż powinna zrezygnować. Dziewczyna jednak się nie poddaje, potajemnie przesiaduje w bibliotece, ćwiczy walkę wręcz z córką rycerza Ellą.
Nieoczekiwanie z pomocą Ry przychodzi jej dotychczasowy wróg, Darren. Chłopak zaczyna okazywać jej swoją sympatię. Czy to podstęp? Czy Ry uda się zdać egzaminy i kontynuować naukę w wymarzonej szkole?
Opowieść o Ryiah i Alexie, młodych adeptach Akademii Magii, to pierwsza część trzytomowej sagi Czarny Mag.

Okładka książki przyciąga uwagę przez czerwonowłosą dziewczynę, ale czy i treść jest tak samo magnetyzująca? Bardzo szybko pochłonęłam tę powieść, a nie miałam za wiele czasu na czytanie. Już na samym początku podkreślam, że jest WARTO.
Ogromnie podobał mi się lekki styl pisania Carter, przez co nie wywracałam oczami, co drugą stronę, omijając przydługie fragmenty. Wręcz przeciwnie – opisywała wyraźnie, co trzeba i kładła nacisk na kreacje głównych bohaterów. Ryiah jawi nam się jako uparta nowicjuszka, która nie odpuści, aby osiągnąć cel, ale z drugiej strony jest wrażliwa, delikatna i dobra. Za to duży plus, ponieważ nie każda ambitna postać, idąca po trupach do celu, musi mieć bardzo zawistny charakter.
Czy jest schemat? Jasne, że jest. Istnieje podział na klasy społeczne i jak to zawsze bywa, ci ubożsi są traktowani najgorzej. W szkole magów Ryiah ma przyjemność zetrzeć się z księciem Darrenem i jego świtą, więc na własnej skórze odczuwa różnice pochodzenia.
Mimo tego, że w opisie mamy wzmiankę o miłości, ta miłość pojawia się leciutko, na chwilę i nie jest głównym wątkiem powieści. Pff, ona praktycznie w ogóle nie jest wątkiem, myślę, że dopiero w drugim tomie autorka rozkręci ten temat. I świetnie, bo wszyscy sobie od razu  myślą, że zły Darren zakocha się w odważnej Ryiah i będzie happy. No nie, tym razem nie.
Carter ma też poczucie humoru, które wplata w sytuacje i dialogi, za co możemy być jej wdzięczni, bo na naszej twarzy nieraz będzie błąkał się uśmiech. Warto czytać coś, co sprawia przyjemność, a przy tej książce nie żałuję ani jednej sekundy. Wiadomo, nie będzie idealnie, bo jest parę małych aspektów, które troszkę mnie irytowały, ale przymykałam na to oko. Koniec końców polubiłam wszystkich, oprócz świty Darrena. Tak, to fajna książka. Tak, polecam ją.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu: 
Znalezione obrazy dla zapytania uroboros wydawnictwo

czwartek, października 04, 2018

The best of WRZESIEŃ.


Cześć, kochani! Ten miesiąc nie był produktywny, jeśli chodzi o blog i książki. Pojawiło się mało recenzji, jestem tego świadoma, ale nie miałam za wiele czasu. We wrześniu byłam w końcu na wakacjach, a później czekało mnie kilka zmian. Dlatego zacznę od wydarzeń z mojego życia.

wyjazd do Niemiec.
Pierwszy raz leciałam samolotem i przy starcie poleciały mi łzy, ale później już odczułam spokój i nawet mi się podobało. Celem był Dortmund, z którego mnie i moją mamę odebrał mój brat. Odwiedziłyśmy go pierwszy raz i byłam cholernie podekscytowana tym, gdzie mieszka, jak wygląda jego dom, jego otoczenie. Cały tydzień zwiedzałyśmy, w tym byłyśmy w Amsterdamie, na meczu mojego brata (tu dodam, że wygrał pięknie 3:0) i w różnych pięknych miejscach okolic Bad Bentheim. Na pewno będę te wakacje wspominać długo, bo były niesamowite. Już mam ochotę tam wrócić. 

przeprowadzka do Wrocławia.
Na Instagramie nieraz wspominałam, że zaczynam studia we Wrocławiu. Nie jest to TEN wymarzony kierunek, bo niestety, był tak rozchwytywany, że nie dałam rady się na niego dostać, ale to nic straconego. Jestem na Kulturze i praktyce tekstu z czego się cieszę, bo to łączy się z moją pasją pisania. Pierwszy raz mieszkam sama, na własną rękę, ale zdecydowanie mnie to ekscytuje, niż smuci. Życzcie mi tylko powodzenia. 

Nie ma filmu miesiąca, jest jedynie program. 
Namiętnie oglądam brytjskiego X Factora od kiedy Louis Tomlinson, mój idol, siedzi za stołem jurorskim. Wiem, że parę osób z Was również ogląda ten talent show. Według was Louis daje radę? Bo moim zdaniem radzi sobie całkiem dobrze. 


Piosenka miesiąca
Nie zaskoczę was, ale usłyszałam First time i wpadła mi w ucho. Naprawdę fajnie się ją śpiewa pod nosem i przyjemnie rozbudza. Posłuchajcie. :)


Przykro mi, że w tym miesiącu tak ubogo, ale naprawdę nie miałam czasu z czytaniem. Do kina tez nie szłam, chociaż miałam w planach Dywizjon 303 i nie wyszło :(. Oby październik był bardziej owocny. Trzymajcie się!


niedziela, września 30, 2018

Rozstanie [recenzja]


Autor: Katie Kitamura 
Opis: Jeden z najpiękniejszych opisów rozstania w literaturze.
Jak to się dzieje, że miłość wygasa w nas tak cicho z dnia na dzień?
Wcale nie zaczęło się od zdrady. Christopher był przystojny, pochodził z bogatej rodziny, robił karierę jako pisarz. Ona była atrakcyjna, choć z „innego świata”. Zaczęło się od drobnych różnic, rozwiewających się z wolna złudzeń, coraz częstszych kłamstw, wielkiego rozczarowania, nieubłaganie narastającej wzajemnej obcości.
Mur między nimi rósł każdego dnia, aż w końcu zdecydowali się na separację. Na razie nie powiedzieli o tym nikomu. To musiało dojrzeć. Poczekać. Kiedy więc teściowa zadzwoniła do niej – nigdy się nie lubiły, mało powiedziane – bez wahania zgodziła się pojechać do Grecji. Tam w rybackiej wiosce Gerolimenas Christopher zbierał materiały do książki o żałobie. Od jakiegoś czasu nie dawał znaku życia i nie można było się z nim skontaktować.
Nie była przygotowana na to, co tam zobaczy.
Nie mogła tego przewidzieć.

Przeczytałam opis i uznałam, że będzie to nietuzinkowa opowieść o miłości, którą muszę poznać. Nie jest to książka prosta, na pewno nie czyta jej się na szybko, nieuważnie, po to, by zabić czas. Rozstanie to powieść niezwykła, opowiadająca o decyzjach dwójki dorosłych osób, którzy przestali żywić do siebie głębsze uczucia. Po taką literaturę sięgamy, wspinając się na "palce", by dosięgnąć górnych półek. W żadnym wypadku nie jest to książka męcząca. Pochłonęła mnie przez proste opisy, jednak naładowane emocjami oraz kreacje bohaterów. Główna bohaterka to silna kobieta, która rozpoczęła swoje życie na nowo, lecz nagłe zniknięcie Christophera zaburza harmonię i ład, a ona wyrusza na poszukiwania męża. 
Nie szukałam tutaj opisów rodem z książek Zafona, nie ma bujnych porównań i upiększeń. Jest prostota i właśnie ona urzeka czytelnika. Akcja trwa w najlepsze, a my czujemy te wszystkie emocje, które Katie Kitamura w nas wycelowała. 
Wraz z bohaterką chcemy odkryć wszystkie tajemnice i ujawnić prawdę, ale nie mamy świadomości, ile nas będzie to kosztować. 
Byłam niezmiernie zaskoczona dialogami, które nie powstały w typowy sposób poprzez zastosowanie półpauz lub pauz. Nic z tych rzeczy. Zostały wplecione w całą narrację głównej bohaterki.
Jestem zachwycona stylem pisania Kitamury i uważam, że po trudniejszą literaturę warto sięgać, właśnie po to, by poznać takie cudeńka. W klimacie Grecji, w prostych zabiegach stylistycznych zostało ukryte piękno i zachęcam Was do ugryzienia tej książki. Nie chcę się zbytnio rozpisywać, bo o Rozstaniu trudno dużo mówić. Warsztat i fabuła powinny być dobrymi argumentami do przeczytania tej powieści.

za egzemplarz dziękuję: 
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo literackie

piątek, września 21, 2018

Łzy Tess. Płakałam, jak czytałam, ale nie ze wzruszenia [recenzja]


Autor: Pepper Winters.
Opis: Dwudziestoletnia Tess Snow prowadzi spokojne życie. Jest o krok od rozpoczęcia kariery na rynku nieruchomości, a jej chłopak to idealna mieszanka czułości i odpowiedzialności. Aby świętować ich drugą rocznicę, Brax robi jej niespodziankę i zabiera na wycieczkę do Meksyku.

Romantyczne plaże, gorący seks i świetna zabawa — tego spodziewa się Tess. Dziewczyna nie wie, że zostanie uprowadzona, odurzona narkotykami i sprzedana. Siłą wepchnięto ją w mroczny świat prostytucji i zdegradowano do roli zabawki. Jej nowy pan, tajemniczy Q, nie lubi się dzielić.

Czy Brax odnajdzie i uratuje Tess, zanim jej nowy właściciel całkowicie ją zniszczy? Czy dziewczyna odnajdzie w sobie siłę, aby walczyć o swoje bezpieczeństwo i wolność?


Mam ogromny problem z tą książką. Nie umiem jej tak zupełnie negatywnie ocenić, chociaż powinnam. 
Po erotyki sięgam rzadko, ale czasem się zdarza, bo chcę zmienić gatunki. Opis książki zaciekawił mnie do tego stopnia, że zaryzykowałam. No i popełniłam duży błąd...
Poziom głupoty i naiwności głównej bohaterki jest największym problemem w całej fabule. Ach, no i oczywiście, brak logiki w niej. Autorka poczęstowała nas dobrym wstępem, po którym jako tako zostaliśmy zaciekawieni. Poznajemy Tess i jej chłopaka Braxa, którego podobno kocha, ale z drugiej strony czuje, że jej pragnienia są duszone przy nim. Chciałabym czegoś szalonego, mocnego, niebezpiecznego, a on jej tego nie może dać. Mimo to cały czas gani się w myślach i uspokaja. Wylatują na wakacje do Meksyku i tam zaczyna się koszmar. Mam wrażenie, że bohaterkę spotyka dokładnie to, o czym tak podświadomie marzyła, bo zostaje porwana, jej chłopaka pobity, a ona trafia do niewoli. Daję mały plus za chęć do walki z ludźmi, którzy chcieli ją sprzedać, ale uwierzcie, potem Tess zapomina co oznacza słowo "walka". 
Gdy zostaje oddana w ręce Q, przystojnego, młodego biznesmena, jej świat się zmienia. Przez kilka stron gra niedostępną oraz upartą, ale facet pomiział ją palcem w majtkach, więc uznała, że w sumie  całkiem spoko tu jest. I od tego momentu zaczyna się nielogiczna historia Tess, której przemyślenia to jedno wielkie bagno bez składu i sensu. O Boże, nie mogę też zapomnieć o służącej w domu Q – Suzette. Jak czytałam jej złote rady, to mi ręce opadały i żyć się odechciewało. Wiecie, radziła bohaterce, żeby zapomniała o tamtym życiu, niech się cieszy tym, czemu ma chodzić ciągle smutna? Powinna to zaakceptować. 
Znalezione obrazy dla zapytania załamka gif

Facet poniża ją, bije, jest porwana, nie ma prawa wyjść z domu, nosi kod kreskowy na ręce, ale nie, niech będzie szczęśliwa. 
Wszystko w tej książce jest tak mocno naciągane. Mimo dobrego stylu pisania i tego, jak autorka operuje słowami, nie da się tego czytać. Bo po co nam ładne zdania oraz opisy, jak tekst nie ma sensu. 
Obrzydzało mnie to, co było w tej historii i jak zostało przedstawione przez KOBIETĘ. Nie mam pojęcia, co ta autorka ma w głowie, ale niech ograniczy przepisywanie tego na papier, bo krzywdzi czytelników czymś takim. Chociaż nie rozumiem też czemu to w ogóle zostało wydane. Seks się sprzedaje, ale to co zostało tutaj pokazane jest odrażające, wulgarne i nielogiczne. 
Nie wiem, ile razy pojawiło się słowo "złamana/złamanie", bo nie liczyłam, lecz uwierzcie, że było tego mnóstwo. 
Tess w końcu uznała, że wszystko to jej wina, a potem jeszcze dodała, że w sumie to Q nie jest tym złym, tylko jest bohaterem, jej panem, jej wybawcą. Poniżając ją, pokazał jej co to wolność i szczęście. Skręciło mnie od środka, czytając to. Sam fakt, że ona uciekła od niego, potem została zgwałcona przez jego wroga, odnaleziona i z powrotem trafiła do Q i uznała, że jest winna i nie powinna uciekać. Q dał jej nowy GPS na kostkę (taki zapinany), to mu go wyrwała i sama nałożyła na nogę...
Dalej, przejdźmy do samego Q, który jest postacią... płytką. Nic o nim nie wiemy, oprócz tego, że jest bardzo bogaty i nienormalny. No i kazał Tess pić swoją krew...
Autorka nie przybliża nam jego postaci, ani jego historii. Niby jest psycho, ale jakoś nijak to przedstawiła. Niektóre wątki mogłyby być dobre, gdyby ktoś inny je oszlifował, bo nie ufam Pepper Winters. Występuje tutaj także policja, której zachowanie wbiło mnie w fotel. Ta książka nie ma najmniejszego sensu i nie rozumiem po co powstała. Prędzej można dostać skurczów żołądka, niż jakkolwiek się przy tym bawić. 
Dalej czuję niesmak po tym, co przeczytałam i nie sięgnę po nic więcej od tej autorki, bo musiałabym czytać z zamkniętymi oczami. 

za egzemplarz dziękuję księgarni:
Znalezione obrazy dla zapytania dadada

poniedziałek, września 03, 2018

The best of... SIERPIEŃ #1



Cześć! Nie wiem, czy ten pomysł przetrwa, ale spróbujmy. Chciałabym co miesiąc robić notkę z kilkoma rzeczami, które były świetne w danym miesiącu. Typu piosenka, film, książka. Oprócz tego może opowiem wam o jakimś wydarzeniu z mojego życia, które było warte wspomnienia, ale zobaczymy, co i jak. 

Zacznę od filmów, dlatego, że w tym miesiącu byłam w kinie aż cztery razy (dwie to bajki, więc pomińmy je XD).
Pierwszym filmem jaki Wam polecam, jest świetna kontynuacja Mamma Mii, czyli druga część z cudowną obsadą. To nie jest wybitny film, każdy to wie, ale miły, przyjemny, wciągający. Może rozbawić i poprawić humor. Jeżeli lubicie musicale, to nie wahajcie się, idźcie, póki jeszcze grają. Muszę przyznać, że zakochałam się w Jeremym Irvinie i Lily James. 

Podobny obraz

No i oczywiście tańczący Colin!



Oprócz tego nie mogłam odpuścić sobie Mission Impossible Fallout! Jestem fanką Toma Cruise, a ten cykl uwielbiam. Jak zwykle świetnie nakręcone sceny z jego kaskaderskim udziałem, humor i dużo, dużo Benjiego (jeśli oglądaliście poprzednie części, to you know what I mean). Wątek miłosny, zahaczający o Julie bardzo mi się spodobał, bo zakończył jakiś rozdział. Kocham, uwielbiam, mogę oglądać co jakiś czas i nawet ostatnio zrobiłam sobie maraton. Są tu jacyś fani Cruise'a?
Znalezione obrazy dla zapytania mission impossible fallout gif



A teraz wydarzenie z mojego życia!
12 sierpnia w Warszawie Ed Sheeran miał swój trzeci koncert w Polsce. Byłam na nim, przeżyłam, stałam godzinami przed stadionem, a później pod samą sceną, nogi odmawiały posłuszeństwa, ale było warto. Emocje doszły do mnie dopiero po kilku dniach, jednak pamiętam wiele, nie tak jak po koncercie Harry'ego Styles'a, tam po prostu...umarłam. Ed miał świetny support, BeMy (zespół z polskimi korzeniami) bardzo mnie zaskoczył i zakochałam się w Anne Marie, dlatego zaraz polecę Wam piosenkę miesiąca. 

Piosenka miesiąca: 


Na sam koniec przechodzimy do książki. W tym miesiącu nie przeczytałam ich tak wiele, bo nie bardzo miałam czas. Wahałam się pomiędzy Feel Again, a Posłuszną żoną i... wygrało to drugie! Jeśli nie czytaliście recenzji, tutaj podaję link klik.


No i to tyle w tym miesiącu. Dajcie znać, czy takie coś wam odpowiada i może we wrześniu pojawi się kolejny post. Miłego dnia!

sobota, września 01, 2018

wywiad z bookstagramowiczem #2 – Ver.reads.


Ten cykl pojawił sie ponad rok temu i wtedy udział wzięła w nim świetna Magical Reading. Zapomniałam o nim, porzuciłam go, aż nadszedł ten dzień, gdy wracam z wywiadami! Tym razem gościem jest Ver.reads z bloga https://ver-reads.blogspot.com/. Weronika prowadzi niesamowitego instagrama z cudownymi zdjęciami. Kto nie kojarzy, niech nadrobi straty. Dajcie znać, czy ten cykl Wam odpowiada. :)



1. Weronika, jesteś zadowolona z tego co osiągnęłaś?

Byłabym niewdzięczna, gdybym nie była. Przez ten nieco ponad rok nawiązałam kilka fajnych współprac, znalazłam swój własny styl robienia zdjęć, podszkoliłam się (przynajmniej mam taką nadzieję) w pisaniu opinii, a także objęłam patronatem parę świetnych książek. Jednak przede wszystkim poznałam całą masę wspaniałych ludzi, z którymi wciąż utrzymuję kontakt i mam nadzieję kiedyś się spotkać.


2. Czujesz swoją rozpoznawalność? Bo jednak twoje konta na instagramie jest popularnym kontem i bardzo docenianym.


Szczerze mówiąc nie widzę żadnej różnicy, może jedynie w ilości propozycji dotyczących współprac. Natomiast relacje z innymi osobami prowadzącymi książkowe konta pozostały bez zmian, zawsze też staram się odpowiadać na wszystkie wiadomości czy pytania. Słyszałam o dziwnych sytuacjach, kiedy to konta z większą ilością obserwujących ignorują pozostałe (raz nawet jedna dziewczyna podziękowała mi, że jej odpisałam, bo się tego nie spodziewała…) – kompletnie tego nie rozumiem.


3. Czy męczy cię coś w książkowym świecie? Masz czegoś dość? A może chciałabyś coś zmienić?

Niestety coraz częściej dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji, kiedy to błahe problemy zostają rozdmuchane do wielkich wojen i wzajemnego obrzucania się błotem, szczególnie na instastories. Szkoda, bo razem tworzymy naprawdę fajną, wartościową społeczność, a takie incydenty tylko niepotrzebnie psują atmosferę.

4. Podzielisz się z nami trzema nazwiskami, jeśli chodzi o ulubionych autorów?

Będzie trochę feministycznie, ale postawię na trzy Autorki, których książki kupuję w ciemno – Colleen Hoover, Kim Holden, Jennifer L. Armentrout.


5. Dlaczego postanowiłaś recenzować? Co skłoniło cię do otworzenia bloga oraz instagrama?

To był jeden wielki spontan! Przeglądając profile na prywatnym koncie trafiłam na jeden z zagranicznych bookstagramów i… przepadłam. Kolejnego dnia założyłam już swój, chociaż muszę przyznać, iż początkowo kompletnie nie wiedziałam z czym to się je. Teraz odrobinę żałuję, że nie wymyśliłam bardziej oryginalnej nazwy, no ale cóż, mówi się trudno. Blog był już bardziej przemyślaną decyzją, chciałam rozwijać swoje zdolności pisarskie i dzielić się z czytelnikami dłuższymi opiniami, niż pozwala na to instagram. No i tak już zostało – nie żałuję!

6. Teraz coś bardziej o tobie. Czy masz inne zainteresowania prócz czytania książek i robienia świetnych zdjęć?

Na początku dziękuję za komplement ;) Uwielbiam muzykę. Zarówno tę na żywo, jak i płynącą w słuchawkach. I szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie już bez niej życia. Za czasów gimnazjum/liceum sama trochę ‘grałam’ na gitarze, może kiedyś do tego wrócę. A w ten weekend wybieram się na Late Summer Festival do Poznania, już nie mogę się doczekać!

7. A na sam koniec: trójka ulubionych bohaterów to...?

Będzie trudno! Ale zdecydowałam się postawić na postaci, które najzwyczajniej chciałabym spotkać. A więc wybieram Sherlocka z kryminalnych opowiadań Doyle’a, Deamona z serii „Lux” Jennifer L. Armentrout oraz Elenę z książki „Twoje zdjęcie” autorstwa Melanie Moreland.

Bardzo dziękuję za możliwość wzięcia udziału w tak ciekawym cyklu – będę go śledzić



I słowo ode mnie dla Weroniki: Bardzo dziękuję za chęć wzięcia udziału w moim poście. Postanowiłam, że wrócę do tej serii i od razu pomyślałam o tobie. Powodzenia! Rozwijaj się i spełniaj marzenia, jesteś świetną osobą i mam nadzieję, że kiedyś poznam cię na żywo.

środa, sierpnia 29, 2018

Feel Again. Czy s*ki tez mają serce?[recenzja]\\patronat\\


Autor: Mona Kasten
Opis: Sawyer Dixon jest młoda, twarda… i zawsze trzyma się na uboczu. Od śmierci rodziców z nikim nie nawiązuje bliższych relacji. Sytuacja zmienia się jednak, kiedy poznaje Isaaca Granta. Isaac w nerdowskich okularkach stanowi całkowite przeciwieństwo mężczyzn, z którymi Sawyer umawiała się na szybkie randki. Isaac, który ma dosyć statusu wiecznego singla, prosi dziewczynę o pomoc. Zawierają umowę: Sawyer zrobi z niego prawdziwego bad boya, a w zamian może utrwalić jego przemianę na kliszy fotograficznej w ramach projektu artystycznego. Jednego tylko Sawyer nie wzięła pod uwagę – emocji, które stopniowo pojawiają się między nią a Isaakiem…

Uwielbiam pisać recenzje dla tej serii, bo zawsze czuję lekkie podekscytowanie. Wiedziałam, że nie było błędem sięgnięcie po Begin Again, a potem przeczytałam Trust Again i przepadłam. Teraz nadszedł czas na Feel Again. Co zaserwowała nam autorka?
Główną bohaterką jest Sawyer, którą we wcześniejszych częściach raczej nie polubimy. Wydawała się wrogo nastawiona, wredna i taka... hm, łatwa? Jednak w trzecim tomie poznajemy ją przez jej punkt widzenia i zmieniamy zdanie. Dziewczyna nie lubi się wiązać, nie w głowie jej miłość. Faceci ją chcą, a ona chce tylko przyjemności.
Ale, ale... Na jej drodze pojawia się nieporadny oraz nieśmiały Isaac Grant, z którym zawiera umowę. Bardzo podobał mi się fakt, że Isaac nie był zdobywcą, nie emanował pewnością siebie. Był raczej skryty, rumienił się i wbijał wzrok w podłogę. Autorka nie zaszufladkowała go pod etykietką "macho". 
Znalezione obrazy dla zapytania good idea gif
To, że cały czas fabuła idzie do przodu, poznajemy tajemnice i uczucia obojga bohaterów to oczywiste w książkach Kasten. Autorka lubi, gdy postacie coś skrywają. Moim zdaniem, jak zawsze ogromnym atutem jest humor, a on przelewa się w dialogach cały czas. Czujemy, że te postacie mogłyby być realne, moglibyśmy usiąść z nimi w barze i wypić drinka, pożartować. Jak dla mnie, nie da się ich nie lubić. Dlatego przy tej serii tak dobrze się bawię, bo jest naprawdę dobrze napisana. 
Jeszcze nigdy nie miałam przy tych tomach uczucia irytacji, nie chciałam rozszarpać książki, a takie coś czułam nieraz przy innych książkach. Mnie łatwo zdenerwować głupotą bohaterów, lecz tutaj tego nie ma. 
Znalezione obrazy dla zapytania aww gifTo lekka powieść, wciągająca, zabawna – idealna na dzień, czy dwa czytania. Dobry przerywnik w poważniejszej literaturze. Jeśli jesteście ciekawi, bo lubicie młodzieżówki, to tak powinna wam się spodobać. Zresztą, jak cała seria, bo autorka nie traci rezonu. 
Isaac to taki słodziak, muszę Wam to powiedzieć. Na początku, moim zdaniem, był takim uroczym, nieporadnym szczeniakiem, ale dzięki Sawyer zyskał pewność siebie i nauczył się ujmować kobiety. Może nie jest to diametralna zmiana w tak zwanego "Alvaro", mimo to widać, że coś tam podłapał i wie, jak zaczarować samą Sawyer. 
Są tu jacyś fani tej serii? Jeśli dwa pozostały tomy były dla was fajne i ciekawe, ten też będzie. A kto jeszcze nie zna serii Begin Again, a ma ochotę, to niech się zabiera za pierwszy tom, bo nie pożałuje.

To dla mnie przyjemność polecić Wam książkę, która mi się podobała i na dodatek patronować ją logiem "Polecam Goodbook". Za taką możliwość dziękuję wydawnictwu: 
Znalezione obrazy dla zapytania jaguar wydawnictwo

niedziela, grudnia 30, 2018

Zawsze przy tobie. [recenzja]

Autor: Lucie Whitehouse.
Opis: Gdy malarka Marianne Glass ginie, spadając z dachu swojego domu, wszyscy postrzegają jej śmierć jako nieszczęśliwy wypadek. Jedynie Rowan Winter, niegdyś jej najbliższa przyjaciółka, podejrzewa, że prawda jest zupełnie inna. Marianne od zawsze cierpiała przecież na paraliżujący lęk wysokości. Nigdy nie podeszłaby tak blisko krawędzi dachu.

W młodości Marianne i jej rodzina były dla Rowan, osieroconej przez matkę, namiastką świata sławy i nieskończonych możliwości. Gdy drogi dziewcząt się rozeszły, Rowan mogła śledzić życie dawnej przyjaciółki tylko na okładkach magazynów opisujących jej błyskawiczną karierę w londyńskich kręgach artystycznych i romans z właścicielem galerii sztuki. Teraz czuje, że jeśli chce zrozumieć, co naprawdę przytrafiło się Marianne, musi wiedzieć znacznie więcej. Czy artystka zmagała się z depresją? A może groziło jej jakieś niebezpieczeństwo?

Im głębiej szuka, tym bardziej niebezpieczny obrót przybierają sprawy. Tajemnica z przeszłości Marianne, którą znała tylko Rowan, nagle sprawia, że dziewczyna zaczyna martwić się o własny los…

Do thrillerów mam sentyment, bo przeważnie mieszają mi w głowie i zostawiają z lekkim chaosem. Wciągają, oczarowują, przerażają (tutaj wspominam Nocny film, kto czytał, ten wie). Z Lucie Whitehouse spotkałam się po raz pierwszy, to znaczy nie poszłyśmy na kawę, ale miałam okazję przeczytać jej najnowszą powieść.
Nie mogę ukryć, że opis książki mocno mnie zaintrygował. Lubię takie tajemnice, wątki artystyczne.
Już od samego początku czułam, że w książce panuje lekki nieporządek. Jednak nie byłam zniechęcona do czytania. Co raz brałam w ręce Zawsze przy tobie i próbowałam rozwikłać tajemnicę śmierci Marianne, młodej malarki i przyjaciółki głównej bohaterki – Rowan. Dziesięć lat temu nastąpił przełom w ich relacji i dziewczyny przestały się do siebie odzywać.
Rowan po pogrzebie Marianne chce za wszelką cenę dowiedzieć się, co było jej przyczyną. Wiele osób twierdzi, że popełniła samobójstwo, bo przecież spadła z dachu. Marianne bała się podchodzić do krawędzi dachu, ponieważ miała lęk wysokości. Rowan zbiera poszlaki, rozmawia ze swoimi starymi znajomymi, z bratem Marianne. I coraz bardziej w tym wszystkim działała mi na nerwy. Nie potrafiłam jej polubić. Wydawała mi się dziwna, taka jakaś... niepełnosprytna. Po prostu mnie drażniła swoim zachowaniem i tym co mówiła. Rowan była słabym punktem tej książki, nie będę Was okłamywać.
Generalnie styl pisania Whitehouse mógłby przypaść mi do gustu, gdyby nie ten chaos myśli i rozmów. Czegoś zabrakło, czegoś było za dużo i czasem ciężko czytało się odpowiednie fragmenty.
No i najważniejsze... Rozwiązałam zagadkę w połowie książki. Ale! To może nie dlatego, że były tam jakieś jawne podpowiedzi, ale dlatego, że działałam emocjonalnie. Sama nie wiem, po prostu dowiedziałam się, co dokładnie było przyczyną śmierci Marianne i nie czułam się poruszona.
To nie była zła książka, nie powiedziałabym tak. Wielu osobom może ona się spodobać, bo każdy odbiera bohaterów na swój sposób.
Wydaje mi się, że jestem w stanie ją Wam polecić, choć nie zachwycałam się tą książką. Jednak, tak jak mówiłam, to nie była źle napisana powieść. Spróbujcie i sami oceńcie, bo pomysł na fabułę rzeczywiście był.

Za egzemplarz dziękuję:
Podobny obraz

sobota, grudnia 15, 2018

Drogi wolności. Zawierucha. [recenzja]


Autor: Stanisław Krzemiński
Opis: Koniec 1918 roku, pierwsze chwile odradzającej się niepodległej Polski. Siostry Biernackie stają w obliczu nowej, nieznanej sytuacji, zarówno w sferze politycznej jak i prywatnej. Dotąd zjednoczone w jednym pragnieniu wolności, Lala, Marynia i Alina teraz, wewnętrznie rozdarte między powinnościami a pragnieniami, szukają własnej drogi.
W cyklu "Drogi do wolności" historia odzyskiwania niepodległości przez Polskę przenika się z opowieścią o wzlotach i upadkach, sukcesach i rozczarowaniach, radościach i dramatach kilku pokoleń kobiet. Losy bohaterów śledzić można także w serialu TVP "Drogi wolności


Kiedy sięgnęłam po pierwszy tom Dróg wolności, nie spodziewałam się, że tak bardzo wciągnie mnie historia walki o wolność, walki o słowo i prawa kobiet. To znaczy, przypuszczałam, że cała seria przypadnie mi do gustu, bo uwielbiam takie klimaty, ale nie sądziłam, że wydarzy się tak wiele.
Dodam, że od razu po pierwszej części otworzyłam laptop i włączyłam serial "Drogi wolności", na podstawie których pisane są książki. Moje serce zostało złamane w kilka dni, bo zakochałam się w Ludwigu. (PIĘKNY JEST, UWIERZCIE.)
W trzecim tomie, oprócz polityki, działalności gazety, są przedstawione burzliwe losy sióstr Biernackich, ale najbardziej Lali. To ona jest teraz poturbowana przez los i nie ma łatwo. Wieść o ciąży burzy porządek, a w ich rodzinie, jak zawsze o niczym się nie mówi i Lala zostaje z tym praktycznie sama...
Bardzo lubię wszystkie siostry i każdej kibicuję. Zwłaszcza po obejrzeniu serialu, zżyłam się z nimi i mam nadzieję, że książek będzie jeszcze więcej. To jest zdecydowania dobra saga rodzinna, poruszająca historię niepodległości Polski oraz bardzo istotne prawa kobiet, które zyskałyśmy prawie jako pierwsze.
Jeśli ktoś lubi historyczne wątki, to jak najbardziej zostanie zaciekawiony i pochłonięty przez los bohaterek. Jednakże, jeśli wolicie zupełnie inne książki, to nie ma sensu sięgać, bo co będę ukrywać?, historii jest wiele.
Wspomnę jeszcze o bohaterach męskich. Och, Ludwig... Ludwig jest cudowny i jest go zdecydowanie za mało w powieści. Uważam, że jego wątek powinien być bardziej rozwinięty, by czytelnik/widz mógł go lepiej poznać. Ani serial, ani książka za dużo mu nie poświęcają, same wzmianki i kilka scen. No, a przyznać trzeba, że jest kluczową postacią...
Następnie przejdę do Szymona, narzeczonego Maryni. Nie cierpię typa, taka laleczka w wojskowym mundurze. Mógłby się nie pojawiać wcale, bo wokół Maryni kręci się Doster. Karol Doster to taki typowy bad boy z książek dla nastolatek. Tylko, że dorosły i arystokrata, ale z ciętym językiem. Jego też uwielbiam, choć jest chamem. Ale za to jak uwodzi Marynię... Dalej liczę, że coś między nimi będzie, więc mam nadzieję, że pojawią się kolejne części książki oraz następny sezon serialu.
Jest jeszcze paru męskich bohaterów, ale ci są dla mnie najlepsi i chciałam o nich wspomnieć. Darzę tę powieść sympatią, jestem zaciekawiona i niecierpliwa na dalsze losy sióstr Biernackich. Mam nadzieję, że telewizja spełni moje ciche życzenie, bo bez serialu nie będzie książki. 
Polecam dla fanów sag rodzinnych oraz wątków historycznych. 

za egzemplarz dziękuję wydawnictwu:
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo znak

czwartek, grudnia 13, 2018

Lucyfer [recenzja]



Autorka: Jennifer L. Armentrout
Opis: Julia Hughes przez całe życie postępuje ostrożnie. Wszystko się zmienia, gdy otrzymuje bolesną lekcję. Postanawia porzucić swoje dotychczasowe życie. W barze poznaje bardzo przystojnego Taylora.
Niesamowicie bogatych braci de Vincent łączy mroczna reputacja. Zatrudniają Julię, aby opiekowała się ich siostrą, która wróciła do domu po tajemniczym zniknięciu przed laty. Opiekunkę rozpraszają w pracy czyhające w rezydencji niebezpieczeństwo, a także seksowny Lucian.
Praprababka de Vincentów twierdziła niegdyś, iż mężczyźni z ich rodu mogą zakochać się tylko raz w życiu. Najwyraźniej nadeszła kolej Luciana. Nowo poznana kobieta nie powinna jednak dowiedzieć się o niektórych sekretach rodziny.
Tymczasem w posiadłości dochodzi do tajemniczej śmierci ojca braci. Czy Julii i de Vincentom uda się rozwiązać zagadkę?

Między lekturami, artykułami i cięższymi książkami lubię wybierać te, przy których mogę odpocząć. Takim zamiarem kierowałam się, gdy wybierałam Lucyfera. Skusił mnie opis oraz opinie, które czytałam na jego temat. A teraz wy, moi czytelnicy, poznacie mój punkt widzenia.
To było moje pierwsze spotkanie z Armentrout (swoją drogą trudne nazwisko) i nie żałuję tego obrotu spraw. Dzięki niej bardzo dobrze się bawiłam, zaserwowała mi dobre kilkanaście godzin z książką wywołującą uśmiech, a nawet ich śmiech.
Bracia de Vincent mają otoczkę bardzo groźnych i tajemniczych ludzi. Są rodziną odizolowaną od społeczności, choć dużo pisze się o nich w mediach. Są też niezwykle bogaci, a na dodatek wykreowani prawie na wampirów. A może nimi są? Tego nie zdradzę.
Julia trafia do ich domu, kończąc pewien rozdział w swoim życiu, a zaczynając kolejny. Dom ją przeraża, ale jest zdecydowana, by pozostać u de Vincentów, którzy płacą naprawdę sporo za opiekę ich młodszą siostrą.
Dla mnie ta książka nie stanowiła ogromnej zagadki, bo wątki łatwo szło rozwiązać. Chociaż to nie tak, że nie trzymała w napięciu. Trzymała, ale nie było to jakoś ogromnie skumulowane. Nie zaciskałam zębów ze złości, nie martwiłam się o losy bohaterów, choć była jedna scena, która nieco mnie zestresowała.
Dobrze bawiłam się przy Julii i Lucianie. Ich dialogi były naprawdę zabawne, dlatego nie chciałam odkładać lektury i przeczytałam ją bardzo szybko. Humor to duży plus tej powieści, bo akcji nie ma tutaj za wiele. To znaczy – ja się nie nudziłam, ale to nie jest rollercoaster emocji i zagadek.
Nie jest to też typowy erotyk, wręcz przeciwnie, sceny łóżkowe są dozowane i na szczęście nie ma ich tak wiele, oraz nie tylko o pociągu seksualnym mowa.
Julia, jako nieliczna amerykańska bohaterka, wpadła w moje gusta i zaskarbiła sobie moją sympatię. Była urocza, zadziorna i uparta. Właśnie to w niej nie lubiłam – tak szybko nie ulegała.
To w rzeczy samej nie jest książka idealna. Jak więc mogę ją określić? Chyba jaką DOBRĄ. I zabawną. I wciągająca. Mam nadzieję, że te trzy słowa Was przekonają.

Za egzemplarz dziękuję 

Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo filia

sobota, listopada 17, 2018

Układanka. Tyle kłamstw składa się w prawdę. [recenzja]


Autor: Karin Slaughter
Opis: A co, jeśli osoba, którą twoim zdaniem najlepiej znałeś, okazuje się kimś, kogo nigdy nie znałeś? Andrea wie wszystko o swojej matce, Laurie. Wie, że spędziła całe życie w małym miasteczku na plaży w Belle Isle; wie, że nigdy nie pragnęła niczego więcej, niż spokojnego życia jako filaru społeczności; ona wie, że nigdy nie zachowała tajemnicy w swoim życiu. Ponieważ wszyscy znamy nasze matki, prawda? Ale wszystko to zmienia się, gdy wycieczka do centrum handlowego wybucha przemocą, a Andrea nagle widzi zupełnie inną stronę niż Laura. Ponieważ okazuje się, że zanim Laura była Laurą, była kimś zupełnie innym. Przez prawie trzydzieści lat ukrywała się przed swoją poprzednią tożsamością, leżąc nisko w nadziei, że nikt jej nie znajdzie. Ale teraz została ujawniona i nic już nigdy nie będzie takie samo. Policja chce odpowiedzi, a niewinność Laury jest na linii, ale nie będzie rozmawiać z nikim, nawet z własną córką. Andrea jest w desperackiej podróży podążając śladami przeszłości matki. A jeśli nie będzie w stanie odkryć ukrytych sekretów, dla każdego z nich może nie być żadnej przyszłości.


Karin Slaugther była dla mnie nieznana, ale kiedy zobaczyłam opis jej nowej książki w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę ją poznać. Thrillery albo są świetne, trzymają w napięciu, manipulują czytelnikiem, albo są przewidywalne i od razu do wyrzucenia. Układanka idealnie wpasowuje się w pierwszą grupę i ja, jako czytelnik, jestem ogromnie zadowolona z lektury, od której nie mogłam się oderwać. 
Z początku historia Andrei, nie odzywającej się za wiele, przygaszonej i przytłoczonej, nie wzbudziła mojego zainteresowania. Wręcz przeciwnie – byłam zmieszana i niewiele rozumiałam z kreacji bohaterów. Po kilkunastu stronach wstępu, udało mi się wkręcić w tę historię i do końca trwałam już w głębokim zainteresowaniu. Tyle rzeczy wydarzyło się w ciągu dwóch dni. Strzelaniny. Śmierć. Szpital. Wyrzucenie z domu. Ucieczka. A w tym wszystkim Laura, matka naszej bohaterki. Laura, która wydaje się starszą, spokojną kobietą i nikt by nie przepuszczał, co ukrywa. 
Andrea rzucona na głęboką wodę, opuszcza dom i ucieka wypełniając zadania, które powierzyła jej matka. Z kompletnym mętlikiem w głowie odkrywa kryjówki, poszlaki z przeszłości i nie ma pojęcia, jak może połączyć te fakty. 
Laura świetnie ukryła swoją historię. Już od początku czułam, że coś jest z nią nie tak. W książce zostały poprowadzone dwie perspektywy, a może powinnam powiedzieć "teraźniejszość" i "retrospekcje". Właśnie ta metoda pozwalała mi ułożyć elementy układanki w jedność. To co odkryłam, nie pozwoliło mi wstać z łóżka i odłożyć książki. Spędziłam pół dnia, żeby dokończyć zaplątaną historię Andrei i Laury. 
Być może nie jest to książka idealna, ma wady, jak prawie każda, ale bardzo dobrze się przy niej czułam. Nie męczyłam tej powieści, nie chciałam jej odrzucić na bok i zająć się inną, więc dla mnie to bardzo duży plus. Mnie trzymało w napięciu i mam nadzieję, że jeśli się skusicie na Układankę, to również nie będziecie zawiedzenie. 

Za egzemplarz dziękuję
Znalezione obrazy dla zapytania harper collins

czwartek, listopada 08, 2018

BASIC WITCHES [recenzja]


Autorki: Jaya Saxena, Jess Zimmerman
Opis: Współczesna czarownica nie ma nic wspólnego z kobietami, które płonęły na stosie za nadprzyrodzone moce. Ta książka nie nauczy cię, jak lewitować, zdobyć bogactwa ani komunikować się z duchami. Natomiast może cię nauczyć mantr, zaklęć, rytuałów i innych drobnych, codziennych czarów, które pozwolą ci wykorzystać twoje ukryte zdolności i moce.
Nauczysz się, jak zaklinać rzeczywistość i skierować myślenie na inne tory. Dowiesz się, jak zmusić swój umysł, by przestał widzieć wszędzie przeszkody i mnożyć wymówki. Pomyśl o przedstawionych w tej książce zaklęciach jako o punktach wyjścia do odnalezienia wszelkich niezwykłych sposobów, którymi możesz się komunikować z samą sobą i zmieniać kierunek myśli i emocji. Ze wszystkich składników udanego czaru jedynymi niezbędnymi elementami są twoja intencja i pragnienie zmiany.
Jeśli uważasz, że kobiety mają prawo wychodzić przed szereg i nie jest to oznaka szaleństwa ani powód do strachu przed nimi – ta książka jest dla ciebie.



Piękna okładka i grube, śliskie strony to duży plus dla tego poradnika i na tym zakończę wymienianie pozytywów. Biorąc Basic Witches, liczyłam na ciekawe porady, może nie wszystkie pożyteczne, ale przynajmniej w większości. Jakieś wskazówki makijażowe, żeby poczuć się pewniejszą siebie, albo ćwiczenia, które pomogą nam zebrać w sobie odwagę. Nie mam bladego pojęcia, jak opisać moje zaskoczenie i rozczarowanie, że coś takiego powstało i zostało wydane. Autorki wpadły na szalony, lecz głupi pomysł i szczerze, mam nadzieję, że na tym nie zarobią. W tym poradniku nie ma nic! Same głupoty, które gdy czytałam, czułam zażenowanie. Rozumiecie, co mam na myśli? Miałam ochotę wyrzucić tę książkę przez okno, bo wydawała się taka idiotyczna... Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie wykonałby tych rytuałów i nie zrobiłby z siebie kretyna. Dlaczego w ogóle autorki uznały, że będzie to... fajne? Tego również nie wiem. Jeżeli spodobała Wam się okładka, to i tak omijajcie. Nie chcecie, by zdobiła wasze półki, bo treść jest bezsensowna. Żałuję, że skusiłam się na ten poradnik, bo czuję, że straciłam czas. Zrobiłam tej książce ładne zdjęcia i z tego powodu też mi smutno, bo na to nie zasługuje.
Uważam, że autorki chciały z czytelników zrobić głupków. No chyba, że to jakiś nieśmieszny żart. Okej, w porządku, mamy jakieś ciekawostki historyczne, których raczej nie googlujemy w Internecie, wiec możemy się czegoś dowiedzieć, ale chyba nie o to konkretnie chodziło. Nie było magii, nie było sensu, nie było logiki. Więc... PO CO? 
Ja chciałam przy tej książce się zrelaksować, może troszkę pośmiać, ale na pewno nie z takiej głupoty...
Mam ochotę poprosić autorki, żeby wykonały wszystkie rytuały i nagrały przy tym siebie, bo jestem ciekawa, czy rzeczywiście pomagają. ;) 
Nie polecam, bo stracicie pieniądze, a jest wiele fajnych i ciekawych książek, które warto przeczytać.

Za egzemplarz dziękuję księgarni Dadada.pl która jest cudowna, ale to nie ich wina, że ta książka powstała.
Znalezione obrazy dla zapytania dadada

sobota, listopada 03, 2018

nowy Sparks z lekko innym stylem... Z każdym oddechem [recenzja]


Autor: Nicholas Sparks.
Opis: Hope jest w rozterce. Skończyła 36 lat, od sześciu lat ma chłopaka, ale na ślub raczej się nie zanosi. Tymczasem u jej ojca właśnie zdiagnozowano poważną chorobę. Hope postanawia więc odciąć się od wszystkiego, spędzić tydzień w wakacyjnym domku w Sunset Beach i zastanowić się nad swoją przyszłością.
Tru, urodzony w Zimbabwe przewodnik safari, pojawia się w Sunset 
Beach, by poznać ojca i dowiedzieć się więcej o młodości matki.
Gdy ścieżki dwojga obcych sobie ludzi niespodziewanie się krzyżują, 
wybucha pomiędzy nimi żarliwe uczucie. Wkrótce oboje staną przed 
trudnym wyborem: oddać się miłości czy spełnić obowiązek wobec 
rodziny? Posłuchać głosu serca czy rozsądku?

Smutek jest ceną miłości. [N. Sparks]

Oj, jeśli długo czytacie moje recenzje, wiecie jak kocham Sparksa. Jest dla mnie jednym z najlepszych autorów od romansów. Uwielbiam jego historie, które są prawie prawdziwe, wzruszają, zostają na dłużej. Po jego książki sięgam w ciemno, bo jeszcze nigdy się nie rozczarowałam. Do Jesiennej miłości, czy Ostatniej piosenki mogę wracać, co jakiś czas i wiem, że dalej będę to wszystko przeżywała. Dlatego Sparks ma ogromny talent – jego fabuły poruszają człowieka. Tym wstępem, chciałam zaznaczyć, jak ważny jest dla mnie ten autor. 
Gdy ujrzałam w nowościach "Z każdym oddechem" nie mogłam przecież przejść obok i nie poświęcić jej uwagi. O nie. Dostałam ją w swoje ręce i od razu zabrałam się za czytanie. Zdziwił mnie początek opowieści, bo Sparks raczej nie zaczyna tak książek. Cóż, jest tam kilka stron od samego autora, które mają nas wprowadzać w fabułę. 
Zaczęłam czytać Z każdym oddechem i niestety odkryłam, że idzie mi to opornie przez nieco zmieniony styl pisania. Nie umiem określić, co dokładnie się zmieniło, ale czułam to w nastroju, w poprowadzonej fabule. Było inaczej, niż zwykle. Pomysł na historię był piękny, lecz moim zdaniem nie został w pełni ukazany. Nawet tym razem nie poczułam więzi z bohaterami, a to mi się rzadko zdarza przy książkach tego autora. Wydaje mi się, że sam autor nie zżył się z postaciami, tak jak powinien. Tak jak to robił w innych powieściach. Zabrakło odpowiedniej chemii i dostaliśmy lekką powieść, może trochę wzruszającą, ale bez tej głębi i nastroju. 
Nie było elementów zaskoczenia i łez na policzkach. Nie było zachwytu, na który się nastawiłam, bo przecież to mój ulubiony autor. Nicholas Sparks ma mnóstwo świetnych książek i jestem w stanie wypisać ich całą listę, by Was przekonać, że jeśli jeszcze nie czytaliście nic od niego, to WARTO. Ale nie zaczynajcie od tej powieści. Nie jest ona najlepsza, raczej "wybrakowana". Był szkielet, a nie było mięsa, jeśli rozumiecie o co mi chodzi. 
Jest mi przykro, że tak oceniam książkę, której nie mogłam się doczekać. Chciałabym Wam teraz wypisywać mnóstwo zalet, ale po prostu ich nie znalazłam, a nie okłamuję moich czytelników. To nie jest dobra pozycja na jesień, choć może znajdą się tacy, którzy pokochali historię Tru i Hope. Rozumiem to, ja miałam nieco inne oczekiwania. Będę dawać szansę Sparksowi, to oczywiste i szczerze liczę, że jeśli jeszcze zamierza coś wydać, to będzie to tak dobre, jak jego poprzednie książki. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu:
Znalezione obrazy dla zapytania albatros wydawnictwo

czwartek, listopada 01, 2018

Z popiołów [recenzja]


Autor: Martyna Senator. 
Opis: Wydarzenia z przeszłości zmieniły Sarę nie do poznania, odcisnęły piętno na jej poczuciu własnej wartości i zaufaniu do ludzi. Jest teraz pewna, że miłość sprowadza się jedynie do cierpienia. Przynosi ból, łzy i rozczarowanie. Przekonał się o tym także Michał, którego wykorzystała była dziewczyna.
Przypadkowe spotkanie dwóch poranionych dusz uruchamia ciąg niespodziewanych zdarzeń i pozwala im poznać życie na nowo. Budowany od lat mur, którym otaczała się Sara, zaczyna pękać za sprawą opiekuńczego Michała.

Polskie książki to u mnie ogromna rzadkość. Kiedyś omijałam je szerokim łukiem, nie mogłam przeżyć innego stylu pisania i tego czegoś, czego nie mają powieśći zagraniczne. Jednak w wakacje zrobiłam sobie challenge i poszłam do biblioteki po książki naszych autorów. I cóż, polubiłam się z Agatą Przybyłek, czy Agatą Czykierdą Grabowską. 
Jednak po Martynę Senator jeszcze nie sięgałam, aż do teraz. Swojego czasu było głośno o "Z popiołów" oraz całej serii. Nie powiem, nie miałam ochoty, żeby ją czytać. Zignorowałam szał na nią i po prostu zapomniałam. Teraz, gdy przekonałam się do polskich obyczajówek (oczywiście nie wszystkich), postanowiłam zabrać się za coś, co wiele osób polecało. Czy się to opłacało?
Tak, zdecydowanie tak. Dostałam dobrą książkę o miłości młodych ludzi, o problemach z przeszłości, które nie dają normalnie funkcjonować. Senator ma bardzo lekko styl pisania, przez co przez historię się płynie. Przynajmniej mi łatwo było polubić Sarę, zranioną, ale silną dziewczynę i Michała, bohaterskiego, normalnego chłopaka, pracującego w barze. Połączyła ich muzyka, która była fajnym, uzupełniającym wątkiem. Na dodatek autorka postawiła na dodanie tekstów piosenek. Ogromny plus za to! Dzięki tej książce przekonałam się, że warto czasem zrezygnować z zagranicznych autorów i na pewno sięgnę po kolejne książki Martyny Senator. 
Wiem, że premiera Z popiołów była już bardzo dawno temu, ale jeszcze nie mieliście okazji jej przeczytać, to nie wahajcie się. To książka idealna dla fanów romansu i lekkiego dramatu. Spędziłam nad nią jeden dzień, a to kolejny plus – czyta się szybciutko. Same zalety, co? 
Nie rozczarowałam się, może nie pokochałam tej historii, jak książki Sparksa, ale zdecydowanie miło było ją przeczytać.

za egzemplarz dziękuję
Znalezione obrazy dla zapytania mega ksiazki

sobota, października 27, 2018

Randka MÓJ MÓZG EKSPLODOWAŁ [recenzja]


Autor: Louise Jensen.
Opis: Coś złego przytrafiło się Alison?
Jedna noc może zmienić wszystko…
Przekonana przez przyjaciół, że powinna pogodzić się z rozpadem małżeństwa i niedawną separacją, Ali umawia się przez portal randkowy na spotkanie z nowym mężczyzną.
Sobotni wieczór zaczyna się niewinnie, jednak gdy Alison budzi się w niedzielę rano, odkrywa, że cały jej świat wywrócił się do góry nogami. Jest sama w swoim mieszkaniu i nie pamięta, co się jej przytrafiło. Z rany na jej głowie sączy się krew, a gdy spogląda w lustro, nie rozpoznaje swojej twarzy. Co więcej, Ali nie rozpoznaje też nikogo z przyjaciół i rodziny.
I nie potrafi zidentyfikować osoby, która najwyraźniej zamierza zniszczyć jej życie…

Co się wydarzyło w tej książce, to bardzo trudno opisać. Wciąż zbieram szczękę z ziemi. To było zbyt dobre! (Tak, spojler.) To jest zdecydowanie wciągająca i niesamowicie mieszająca w głowie książka. Zostałam rzuceni na głęboką wodę, bo Louise Jensen nie potrafi inaczej. Jak już rzuca jakąś bombę, to po to, aby wybuchła. Kocham jej thrillery za mylne tropy, które prowadzą czytelnika do obstawienia winnego, po czym okazuje się coś zupełnie innego. Byłam wyprowadzona na manowce. Ta tajemnica wciąż tkwi, nie ustępuje, nie ginie w fabule. Cały czas zostaje podtrzymane napięcie, jak gdyby było podpięte do maszyny szpitalnej.
Gdy Ali budzi się następnego dnia, wydaje jej się, że jest żywym trupem. Oddycha, porusza się, lecz na dłoniach ma krew, a jej mózg nie rozpoznaje ludzi dookoła. Co tak naprawdę wydarzyło się ubiegłej nocy? Do rozwiązania tej zagadki doszłam dopiero na samym końcu powieści, nie byłam w stanie domyślić się wcześniej.
Palce same kleiły się do kartek, które przewracałam i nie mogłam odłożyć książki na bok. Piszę tę recenzję spontanicznie, szczerze, chcąc, jak najprościej przekazać jak bardzo jestem zachwycona stylem Jensen. Jest niesamowita w tym co robi i jeśli wydaje powieść, to po to, aby poruszyła i zaciekawiła, nie jest to materiał tylko na zarobek. Nazywam ją królową thrillerów, przepraszam za to wyolbrzymienie.
Thrillery powinny wbijać w fotel. O tak, Randka zdecydowanie to robi. Na początku byłam tak zdezorientowana jak Alison, której przydarzyła się krzywda. Nic nie rozumiałam, próbowałam łączyć fakty. Z każdym rozdziałem dostawałam mały element układanki, ale wciąż źle go dopasowywałam. Wszystko okaże się na samym końcu, kiedy to zagadka zostaje rozwiązana. Próbowałam obstawiać trzy razy, a nie trafiłam... To było dobre. To było na tyle dobre, że koniecznie chcę przeczytać wszystkie książki Jensen. 
Louise Jensen przelewa w swoje powieści ogromną ilość emocji. Przy Surogatce miałam mętlik w głowie, teraz również. To chyba coś znaczy. Nie zostawia czytelnika z pustką i uczuciem, że okej, fajna książka, ale więcej po nią nie sięgnę. Po jej powieści ma się ochotę chwytać, co jakiś czas.
Wysokie oceny na Lubimy czytać powinny Was zachęcić. Jeśli thrillery Was wciągają, to właśnie Randka jest książką, która powinna znaleźć się w waszych rękach. Dawno nie miałam aż takiej chęci polecenia Wam czegoś! Czytałam Randkę w pociągu, miałam na nią trzy i pół godziny. Skończyłam wcześniej, niż one minęły i w mojej głowie był spory chaos. Byłam jak: CO TU SIĘ WŁAŚNIE WYDARZYŁO, JENSEN, JESTEŚ WSPANIAŁA. (Muszę się pochwalić, że polajkowała moje zdjęcie na Instagramie, więc wiecie... Kocham ją. ;)) Mam nadzieję, że pojawi się na Warszawskich Targach Książki. Louise Jensen stała się jedną z moich ulubionych autorek thrillerów i bardzo Was zachęcam do przeczytania jej powieści, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście. Zwłaszcza Surogatkę i Randkę. 

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu: 

Znalezione obrazy dla zapytania burda ksiazki

czwartek, października 25, 2018

Chłopak, który wiedział o mnie wszystko [recenzja]


Autor: Kirsty Moseley.
Opis: Riley Tanner ma najlepszego przyjaciela, takiego przyjaciela, o którym marzy każda dziewczyna. Jest wspierający, lojalny, uczciwy, godny zaufania, dobry i troskliwy. Jest również najlepszym sportowcem w szkole.
Ich relacja była zawsze nieskomplikowana i ciepła, ale po miesięcznych wakacjach Riley, sprawy się skomplikowały. Zaczęła patrzeć na niego w sposób wykraczający poza strefę przyjaźni. Do tego na drodze pojawia się zainteresowany nią rywal jej przyjaciela i sprawy zaczynają wymykać się spod kontroli…

Miałam ogromny problem z napisaniem recenzji, chociaż to jest młodzieżówka, a nie wybitna lektura, przy której trzeba kilkakrotnie zastanowić się, jak ubrać słowa, by brzmiały sensownie. Miałam problem, bo dla mnie ta książka jest... Zaraz się przekonacie. 
Wielokrotnie dawałam szansę Moseley, ponieważ uwielbiam jej duologię "Chłopak, który chciał zacząć od nowa". Przy okazji, serdecznie ją polecam.
Czy najnowsza powieść tej autorki trafiła do ulubionych?
Historia Riley i Claya to historia bardzo schematyczna, popularna. Dwoje przyjaciół, którzy trzymają się w szkole razem, rozmawiają o wszystkim i jak zawsze... zaczynają do siebie czuć więcej. Nie odstraszyło mnie to w opisie, choć nie raz, nie dwa, czytałam podobne fabuły. Liczyłam na coś, co wyróżni nową książkę Moseley, niestety przeliczyłam się.
Dostaliśmy grubą powieść, tak naprawdę o niczym. Od początku wiemy, że Riley skończy z Clayem, nieważne, co wydarzy się po drodze. Autorka dała nam coś, co nie ma w sobie żadnej akcji, żadnych większych zwrotów. Nie wzrusza, nie porusza, nawet nie wciąga. Do połowy nawet, nawet, ale później czułam znużenie, wiedząc, że i tak nic ciekawego się nie wydarzy, a końcówka była dla mnie jasna. Niektóre dialogi były naprawdę naciągane i nie wiem, czy to wina tłumaczenia, czy nie, ale brzmiały nienaturalnie. 
Mam wrażenie, że autorka chciała po prostu dać cokolwiek swoim fanom, żeby nie czekali na kolejne książki, ale nie pomyślała nad tym, czy ta książka coś przekazuje. Bo ja uważam, że nie. Nie wnosi nic nowego, wręcz jest cholernie schematyczna i w pewnych chwilach infantylna. Tak, jak lubię styl pisania Moseley, przez tę książkę nie chciało mi się brnąć. 
Nie, zdecydowanie tej powieści mówię nie i nie wiem, czy zamierzam czekać, aż Kirsty Moseley zaskoczy mnie czymś serio fajnym, tak jak fajny był wcześniej wspominany "Chłopak, który chciał zacząć od nowa". Czułam, jakby wyczerpały jej się pomysły i pisała, żeby pisać. Nie polecam, bo możecie dostać cukrzycy od przesłodzonych dialogów. Nie polecam ze względu na dziecinność Riley, co będzie was niemiłosiernie drażnić. I nie polecam, bo uśniecie, zanim doczekacie się akcji. 

za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Znalezione obrazy dla zapytania harpercollins

środa, października 24, 2018

Ostrożnie z miłością [recenzja]


Autor: Samantha Young.
Opis: Seria przypadkowych zdarzeń doprowadza do spotkania, które Ava i Caleb zapamiętają na zawsze.
Chyba cały wszechświat sprzysiągł się przeciwko Avie.
Powrót z Phoenix do domu w Bostonie okazuje się pełen niespodzianek: pewien arogancki Szkot, Caleb, sprzątnął jej sprzed nosa ostatni bilet w pierwszej klasie, jej lot zostaje odwołany, musi więc wracać okrężną drogą, z przesiadką i noclegiem w Chicago.
Na dodatek spotyka tam niesympatycznego Caleba. Napięcie, które rośnie między bohaterami, doprowadza w końcu do… namiętnej nocy podczas przymusowej przerwy w podróży; nocy, jakiej Ava jeszcze nigdy nie przeżyła.
Oboje traktują to jako jednorazową przygodę, ale za jakiś czas los znów postawi Caleba na drodze Avy…

Po romanse sięgam często, choć nie oczekuję wiele. Chcę dobrej fabuły, fajnych bohaterów i najlepiej tego „czegoś”, co mnie poruszy, jak u Sparksa. 
Spotkanie z Young przy jej najnowszej powieści to moje pierwsze spotkanie. Byłam pozytywnie nastawiona do jej twórczości, ale czy nadal jestem?
Ava poznaje Caleba w niegrzecznej sytuacji na lotnisku i od razu bierze go za gbura. Wcale jej się nie dziwię, bo przez większość książki taki właśnie jest. Mimo to nie jest irytującym bohaterem, ona także. Autorka pozytywnie zaskoczyła mnie humorem, jaki umieściła w dialogach. Przez to nawiązujemy relację z postaciami i łatwo jest nam ich lubić przez całą książkę. To był dla mnie jeden z najlepszych aspektów.
O tym, że są tutaj sceny łóżkowe nie muszę mówić – to oczywiste i znane dla stylu Young, że preferuje erotyki. Ponieważ mnie ani trochę takie dialogi z alkowy nie interesują, przeważnie je omijam i nic na tym nie tracę. Więc jest coś dla fanów, ale i dla tych, którzy nie lubią, mogą po prostu przewrócić dwie kartki dalej. 
Samantha Young jest dobra w opisywaniu uczuć i łatwo jest nam odczuć to, o czym pisze. Kolejny plus dla tej książki – potrafi wzruszyć. Mimo to nie mogę tutaj porównać jej do Sparksa, nie trafiła do garstki ulubionych bohaterów i jestem pewna, że Ostrożnie z miłością nie przeczytam po raz kolejny, ale już teraz mogę wam powiedzieć, że to jest ciekawa, przyjemna lektura na jesienny, deszczowy wieczór. 
Nie ma tego czegoś w fabule, aż tak wiele się nie dzieje, więc nie zakładajmy szeroko rozbudowanej akcji. Jednak to nie oznacza, że nie spędzicie miło chwil przy książce. Zdecydowanie polecam fanom miłosnych uniesień. 


Za książkę dziękuję wydawnictwu:
Znalezione obrazy dla zapytania burda książki

poniedziałek, października 15, 2018

Addicted. Czy jest tak źle, jak mówią? [recenzja]


Autorki: Krista Ritchie, Becca Ritchie
Opis: Nieśmiała, drobna Lily Calloway, niepotrafiąca powiedzieć „nie”, rumieniąca się nawet w towarzystwie chłopaków, ma poważny problem – jest uzależniona od… seksu. Kolekcjonuje akcesoria erotyczne oraz filmy i praktycznie codziennie zalicza numerki w klubach nocnych. Jej przyjaciel Loren Hale to z kolei zabawny, cyniczny szkolny outsider żyjący w cieniu ojca. Chłopak szuka w alkoholu ucieczki przed problemami. Aby ukryć swoje słabości przed rodziną, Lily i Lo decydują się na fałszywy związek – oznacza to zamieszkanie razem, pójście do college’u i, co najważniejsze, odcięcie się od krewnych. Przyjaźnią się od małego, więc wspólne ukrywanie swoich niedoskonałości nie przysparza im problemów. Do czasu.
To pasjonująca historia dwojga życiowych rozbitków, którzy udają parę, by pomagać sobie w życiu wypełnionym nałogami, i stać za sobą murem.
Pierwszy tom z serii, która skradnie serca nastolatków.

I'm addicted to you, hooked on your love
Like a powerful drug I can't get enough of
Lost in your eyes, drowning in blue
Out of control, what can I do?
I'm addicted to you!~ Avicii

Spodziewałam się erotyka, ale nie oceniałam go po okładce. Dostałam natomiast historię dwójki młodych osób silnie uzależnionych od zupełnie innych używek. Czy książka jest warta przeczytania? 
Przed przeczytaniem Addicted spotkałam się z opiniami negatywnymi i byłam słabo nastawiona do lektury, ale cóż, kto nie spróbuje, ten nie będzie wiedział. I bardzo dobrze, że to zrobiłam, bo nie poznałabym historii przyjemnej, wciągającej i wartej przeczytania.
Jest kontrowersyjna, ale nie brutalna. Porusza nałogi: alkoholizmu i seksoholizmu. Ten pierwszy często jest przedstawiony w książkach, natomiast drugi już nie. Bardzo łatwo wpaść w uzależnienie i nie mieć tej świadomości. Nie mogłam się oderwać od książki, chcąc wiedzieć, jak rozwiną się losy Lily i Lorena. Pasowali do siebie, ale i różnili się w wielu kwestiach. On był chodzącą destrukcją, ona uważała siebie za nic nie wartą kobietę, którą nałóg zmusza do codziennych przygód z nieznajomymi. Nie umiała walczyć z pragnieniem, nie liczył się szacunek, duma. Liczyło się zaspokojenie. Ale przecież to samo dzieje się z alkoholikami. Piją, aż poczują satysfakcję lub odetną swoją świadomość, nie zważając, czy zwymiotują na czyjeś nogi, czy stracą przytomność, albo kogoś obrażą. Nie mogłabym krytykować zachowania Lily, nazwać ją "dziwką", tylko z tego, że nie poradziła sobie z uzależnieniem. W czasie czytanie zastanawiałam się nad tym i doszłam do wniosku, że w takim wypadku to właśnie kobieta byłaby zwyzywana, a facet byłby raczej "niezłym podrywaczem". To samo z alkoholem. Często postrzegane jest, że mężczyzna może, a zalana kobieta to "ścierwa". Dlatego warto przeczytać tę książkę, to romans o losach dwójki ludzi, trochę naciągany, ale i realny. 
Nie liczcie na sceny seksu, ich praktycznie tam nie ma. Ale są małe gesty, pocałunki, spojrzenia i próba ratunku osoby, na której im zależy. Albo zaczną o siebie dbać, albo razem utoną. Historia Lorena i Lily wciąga na dobre i boli mnie to zakończenie. Mam niedosyt i nie mogę doczekać się kolejnych tomów. 
Bardzo łatwo stracić kontrolę, ale jak sobie uświadomić, że trzeba przestać i zacząć się leczyć? Loren i Lily mieli z tym duży problem, a czy im się udało, musicie się sami przekonać. Zachęcam do sięgnięcia po Addicted. 

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu WAB

piątek, października 12, 2018

Okrutny książę. Lepszy niż tabletki na sen. [recenzja]


Autor: Holly Black 
Opis: Krwawa zbrodnia na zawsze odmienia los trzech sióstr. Zostają porwane do świata elfów, bajecznego Elysium. Upływa dziesięć lat; Jude pragnie za wszelką cenę odnaleźć swoje miejsce w krainie elfów – lecz dumni elfowie gardzą śmiertelniczką, a wzgardliwszy od innych jest książę Cardan, najmłodszy i najokrutniejszy z potomków Najwyższego Króla.
By zdobyć pozycję na Dworze, musi rzucić Cardanowi wyzwanie – a następnie ponieść konsekwencje.
Jude poznaje labirynt intryg i ułudy, odkrywa własną przebiegłość i to, że zdolna jest zadać ból, a nawet śmierć. Gdy za sprawą zdradzieckich knowań elfowym dworom zagraża niebezpieczeństwo pogrążenia się w chaosie krwawej wojny, Jude gotowa jest narazić życie, by ocalić siostry i Królestwo.
Pierwsza część trylogii o podstępach i żądzy władzy, czarach i magii – razem z Jude odkrywamy misterną sieć elfowych intryg.

Książka, którą czytelnicy zachwycali się i w Polsce, i w Stanach. Aż tak dobra? Tak wciągająca?
Nie zaskoczyła mnie, nie porwała, ale miała swoje dobre strony. Nie chcę oszukiwać czytelników, którzy czytają moje recenzje, dlatego też szczerze powiem, nie sięgnęłabym po kolejne części Okrutnego księcia. W sumie już powoli zapominam o czym ta powieść była, bo nie było w niej nic, co darzyłabym sympatią.
Mam wrażenie, że fabuła ma luki, których autorka nie wypełniła, przez co gubimy się w jej wytworzonym świecie. Początek powieści jest bardzo chaotyczny i w zasadzie ma słabe konsekwencje w dalszych rozdziałach, jeśli chodzi o emocje bohaterów. Postać Vivienne, jednej z sióstr, moim zdaniem jest wprowadzona na siłę, byleby połączyć świat ludzi ze światem elfów. Ale można byłoby to zrobić za pomocą Jude, głównej bohaterki, a Vivienne w ogóle nie brać pod uwagę. Dlaczego? Bo na kartach powieści jest postacią nikłą, która nic nie wnosi. Tutaj zaznaczę, że Vivienne jest najstarsza i ma wspólną matkę z bliźniaczkami Jude oraz tej drugiej, której imienia już nie pamiętam. (nie była istotna). Ojciec Vivi jest kimś z tego magicznego świata, który zabija rodziców tych sióstr i zabiera je ze sobą.
Chaos, ogromny chaos oraz infantylność. To wyczuwałam w fabule i w zachowaniu bohaterów. Oczywiście, jest i nasz Okrutny książę, który wraz ze swoją świtą dokucza Jude i jej siostrze, ale przede wszystkim Jude. Ugh, Boże, to mnie tak strasznie nudziło, nie było tych emocji, na które nas nastawiono.
Akcja to kolejny problem tej książki. Nic nie dzieje się przez prawie dwieście stron, co działa źle na cierpliwość człowieka. Przynajmniej dla mnie. Nie czułam tej magii, wykreowanego świata, chociaż styl autorki był bardzo bogaty w piękne słowa (tutaj przyznaję, że coś wyszło), ale fabuła dalej leżała i kwiczała. Nie lubię czytać czegoś, co mi się dłuży, lecz jeśli zaczynam, to kończę.
Zakończenie książki jest "spoko". Co mogę ująć? Te ostatnie rozdziały miały jakiś napęd, coś się działo, ale podsumowując, wciąż nie widzę sensu, który autorka chciała nam przekazać. Dużo luk, które trzeba byłoby wypełnić akcją. I oczywiście, moim zdaniem logika bohaterów powinna zostać dopracowana, bo w wielu kwestiach jej brakuje. Na przykład: Bliżniaczki bardzo chciały wrócić do zwykłego świata, Vivi mogła im to umożliwość i wiele razy proponowała, że je zabierze, żeby zacząć tam nowe życie. Cóz, nigdy tego nie zrobiła, a one mimo tego że, nienawidziły elfów itd. to oto nie poprosiły. To może nie jest jakiś karygodny występek, ale znalazłoby się więcej przykładów.
To nie jest zła książka, ale... Nie dla mnie. Są osoby, które pokochały historię Jude. Ja natomiast jakbym ją spotkała, to bym nią potrząsnęła. O Cardanie (księciu) nie wspomnę...

Za egzemplarz dziękuję:
Znalezione obrazy dla zapytania jaguar wydawnictwo

czwartek, października 11, 2018

wywiad z bookstagramowiczem #3 – czytamiogladam_pl


Hej! Dzisiaj przychodzę do Was z wywiadem z czytamiogladam_pl, którą na pewno kojarzycie z Instagrama. Kasia prowadzi także bloga i pisze świetne, rzetelne recenzje, więc zajrzyjcie. Może zostaniecie na dłużej, jak ja. Dziękuję Ci, że zechciałaś odpowiedzieć na kilka moich pytań. :)

1. Skąd pomysł na założenie instagrama z książkami oraz bloga?
Pomysł w zasadzie rodził się przez pierwsze trzy miesiące 2017 roku. Dostałam na święta książkę Marcina Wichy "Jak przestałem kochać design" i pomyślałam sobie, że może byłoby warto podzielić się opinią na jej temat z innymi czytelnikami. Z początku dość sceptycznie do tego pomysłu podchodziłam, ale że rok 2017 był dla mnie czasem wychodzenia z własnej strefy komfortu, to zdecydowałam się na ten dość spory krok milowy. Następnie założyłam profil na instagramie - nie wiedząc, że istnieje tam społeczność bookstagramowa - a potem, już samo poszło
2. Wolisz mówić o książkach, czy pisać recenzje? 
Jestem raczej osobą, która ukrywa się pod słowem pisanym, a nie mówionym. Miałam oczywiście pomysł, aby założyć kanał na yt, ale umarł on śmiercią naturalną, bowiem obróbka filmów zajmowała zdecydowanie więcej czasu niż napisanie tekstu. Dlatego też wolę pisać recenzje, aniżeli mówić o książkach :)
3. Czy jest jedna rzecz, która irytuje cię tak bardzo na bookstagramie, że jesteś w stanie zamknąć aplikację i nie wracać tam przez kilka godzin/dni?
Raczej nie. Denerwują mnie od czasu do czasu pojawiające się wszelkie niepotrzebne dramy oraz ciągłe narzekania na zasięgi i prośby o lajkowanie zdjęć. Rozumiem, że IG staje się co raz mniej przyjaznym narzędziem do dotarcia do odbiorców, ale czasami warto sobie odpuścić i zacząć żyć realnym życiem niż problemami z Instagramem :)
4. Robisz świetne, spójne zdjęcia. Masz wielu odbiorców. Odczuwasz to? Jakie jest twoje podejście do grona twoich słuchaczy. 
Dziękuję serdecznie za tak miłe słowa. Raczej tego nie odczuwam na co dzień. Cieszę się oczywiście, że ktoś chce być moim obserwatorem, ale ja  po prostu robię, to co lubię i zgodnie z własną filozofią oraz podejściem do życia :) 
5. Gdybyś mogła zaprosić znanego autora na kawę, kto to by był i dlaczego?
To jest tak trudne pytanie, że aż na chwilę musiałam przysiąść i się zastanowić. Zdaję sobie sprawę, że mój wybór nie padnie na jakiegoś wybitnego pisarza. Nie wiem na ile ta autorka jest znana, ale kocham jej książki całym sercem, choć każda jest bardzo podobna i dość schematyczna - Johanna Lindsay(pisząca romanse historyczne). Z nią chętnie poszłabym na kawę i wypytała się wszystko co dotyczyłoby sagi o rodzinie Malory - Anderson(mojej ukochanej serii książek). Szczególnie wypytałabym o Anthony'ego(mojego pierwszego książkowego męża) i oczywiście jego brata - Jamesa :)
Dzięki serdeczne za pytania oraz wywiad, którego się kompletnie nie spodziewałam :)



sobota, października 06, 2018

Czarny mag. Pierwszy rok [recenzja]


Autor: Rachel E. Carter
Opis: Rudowłosa piętnastolatka Ryiah (zwana Ry) i jej brat bliźniak Alexander mają jedno marzenie: zostać magami. Realizacja tego celu się przybliża, gdy zostają przyjęci do Akademii Magii. Okazuje się jednak, że kandydatów na adeptów jest wielu, zaś rodzeństwo wyróżnia się na tle rówieśników niskim pochodzeniem, brakami w wiedzy i niedostatkiem siły fizycznej. Wywodzący się z arystokratycznego rodu książę Darren i jego przyjaciółka Priscilla szczególnie dają odczuć rodzeństwu, gdzie jest ich miejsce.
Ry odstaje od grupy tak wyraźnie, że padają nawet sugestie, iż powinna zrezygnować. Dziewczyna jednak się nie poddaje, potajemnie przesiaduje w bibliotece, ćwiczy walkę wręcz z córką rycerza Ellą.
Nieoczekiwanie z pomocą Ry przychodzi jej dotychczasowy wróg, Darren. Chłopak zaczyna okazywać jej swoją sympatię. Czy to podstęp? Czy Ry uda się zdać egzaminy i kontynuować naukę w wymarzonej szkole?
Opowieść o Ryiah i Alexie, młodych adeptach Akademii Magii, to pierwsza część trzytomowej sagi Czarny Mag.

Okładka książki przyciąga uwagę przez czerwonowłosą dziewczynę, ale czy i treść jest tak samo magnetyzująca? Bardzo szybko pochłonęłam tę powieść, a nie miałam za wiele czasu na czytanie. Już na samym początku podkreślam, że jest WARTO.
Ogromnie podobał mi się lekki styl pisania Carter, przez co nie wywracałam oczami, co drugą stronę, omijając przydługie fragmenty. Wręcz przeciwnie – opisywała wyraźnie, co trzeba i kładła nacisk na kreacje głównych bohaterów. Ryiah jawi nam się jako uparta nowicjuszka, która nie odpuści, aby osiągnąć cel, ale z drugiej strony jest wrażliwa, delikatna i dobra. Za to duży plus, ponieważ nie każda ambitna postać, idąca po trupach do celu, musi mieć bardzo zawistny charakter.
Czy jest schemat? Jasne, że jest. Istnieje podział na klasy społeczne i jak to zawsze bywa, ci ubożsi są traktowani najgorzej. W szkole magów Ryiah ma przyjemność zetrzeć się z księciem Darrenem i jego świtą, więc na własnej skórze odczuwa różnice pochodzenia.
Mimo tego, że w opisie mamy wzmiankę o miłości, ta miłość pojawia się leciutko, na chwilę i nie jest głównym wątkiem powieści. Pff, ona praktycznie w ogóle nie jest wątkiem, myślę, że dopiero w drugim tomie autorka rozkręci ten temat. I świetnie, bo wszyscy sobie od razu  myślą, że zły Darren zakocha się w odważnej Ryiah i będzie happy. No nie, tym razem nie.
Carter ma też poczucie humoru, które wplata w sytuacje i dialogi, za co możemy być jej wdzięczni, bo na naszej twarzy nieraz będzie błąkał się uśmiech. Warto czytać coś, co sprawia przyjemność, a przy tej książce nie żałuję ani jednej sekundy. Wiadomo, nie będzie idealnie, bo jest parę małych aspektów, które troszkę mnie irytowały, ale przymykałam na to oko. Koniec końców polubiłam wszystkich, oprócz świty Darrena. Tak, to fajna książka. Tak, polecam ją.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu: 
Znalezione obrazy dla zapytania uroboros wydawnictwo

czwartek, października 04, 2018

The best of WRZESIEŃ.


Cześć, kochani! Ten miesiąc nie był produktywny, jeśli chodzi o blog i książki. Pojawiło się mało recenzji, jestem tego świadoma, ale nie miałam za wiele czasu. We wrześniu byłam w końcu na wakacjach, a później czekało mnie kilka zmian. Dlatego zacznę od wydarzeń z mojego życia.

wyjazd do Niemiec.
Pierwszy raz leciałam samolotem i przy starcie poleciały mi łzy, ale później już odczułam spokój i nawet mi się podobało. Celem był Dortmund, z którego mnie i moją mamę odebrał mój brat. Odwiedziłyśmy go pierwszy raz i byłam cholernie podekscytowana tym, gdzie mieszka, jak wygląda jego dom, jego otoczenie. Cały tydzień zwiedzałyśmy, w tym byłyśmy w Amsterdamie, na meczu mojego brata (tu dodam, że wygrał pięknie 3:0) i w różnych pięknych miejscach okolic Bad Bentheim. Na pewno będę te wakacje wspominać długo, bo były niesamowite. Już mam ochotę tam wrócić. 

przeprowadzka do Wrocławia.
Na Instagramie nieraz wspominałam, że zaczynam studia we Wrocławiu. Nie jest to TEN wymarzony kierunek, bo niestety, był tak rozchwytywany, że nie dałam rady się na niego dostać, ale to nic straconego. Jestem na Kulturze i praktyce tekstu z czego się cieszę, bo to łączy się z moją pasją pisania. Pierwszy raz mieszkam sama, na własną rękę, ale zdecydowanie mnie to ekscytuje, niż smuci. Życzcie mi tylko powodzenia. 

Nie ma filmu miesiąca, jest jedynie program. 
Namiętnie oglądam brytjskiego X Factora od kiedy Louis Tomlinson, mój idol, siedzi za stołem jurorskim. Wiem, że parę osób z Was również ogląda ten talent show. Według was Louis daje radę? Bo moim zdaniem radzi sobie całkiem dobrze. 


Piosenka miesiąca
Nie zaskoczę was, ale usłyszałam First time i wpadła mi w ucho. Naprawdę fajnie się ją śpiewa pod nosem i przyjemnie rozbudza. Posłuchajcie. :)


Przykro mi, że w tym miesiącu tak ubogo, ale naprawdę nie miałam czasu z czytaniem. Do kina tez nie szłam, chociaż miałam w planach Dywizjon 303 i nie wyszło :(. Oby październik był bardziej owocny. Trzymajcie się!


niedziela, września 30, 2018

Rozstanie [recenzja]


Autor: Katie Kitamura 
Opis: Jeden z najpiękniejszych opisów rozstania w literaturze.
Jak to się dzieje, że miłość wygasa w nas tak cicho z dnia na dzień?
Wcale nie zaczęło się od zdrady. Christopher był przystojny, pochodził z bogatej rodziny, robił karierę jako pisarz. Ona była atrakcyjna, choć z „innego świata”. Zaczęło się od drobnych różnic, rozwiewających się z wolna złudzeń, coraz częstszych kłamstw, wielkiego rozczarowania, nieubłaganie narastającej wzajemnej obcości.
Mur między nimi rósł każdego dnia, aż w końcu zdecydowali się na separację. Na razie nie powiedzieli o tym nikomu. To musiało dojrzeć. Poczekać. Kiedy więc teściowa zadzwoniła do niej – nigdy się nie lubiły, mało powiedziane – bez wahania zgodziła się pojechać do Grecji. Tam w rybackiej wiosce Gerolimenas Christopher zbierał materiały do książki o żałobie. Od jakiegoś czasu nie dawał znaku życia i nie można było się z nim skontaktować.
Nie była przygotowana na to, co tam zobaczy.
Nie mogła tego przewidzieć.

Przeczytałam opis i uznałam, że będzie to nietuzinkowa opowieść o miłości, którą muszę poznać. Nie jest to książka prosta, na pewno nie czyta jej się na szybko, nieuważnie, po to, by zabić czas. Rozstanie to powieść niezwykła, opowiadająca o decyzjach dwójki dorosłych osób, którzy przestali żywić do siebie głębsze uczucia. Po taką literaturę sięgamy, wspinając się na "palce", by dosięgnąć górnych półek. W żadnym wypadku nie jest to książka męcząca. Pochłonęła mnie przez proste opisy, jednak naładowane emocjami oraz kreacje bohaterów. Główna bohaterka to silna kobieta, która rozpoczęła swoje życie na nowo, lecz nagłe zniknięcie Christophera zaburza harmonię i ład, a ona wyrusza na poszukiwania męża. 
Nie szukałam tutaj opisów rodem z książek Zafona, nie ma bujnych porównań i upiększeń. Jest prostota i właśnie ona urzeka czytelnika. Akcja trwa w najlepsze, a my czujemy te wszystkie emocje, które Katie Kitamura w nas wycelowała. 
Wraz z bohaterką chcemy odkryć wszystkie tajemnice i ujawnić prawdę, ale nie mamy świadomości, ile nas będzie to kosztować. 
Byłam niezmiernie zaskoczona dialogami, które nie powstały w typowy sposób poprzez zastosowanie półpauz lub pauz. Nic z tych rzeczy. Zostały wplecione w całą narrację głównej bohaterki.
Jestem zachwycona stylem pisania Kitamury i uważam, że po trudniejszą literaturę warto sięgać, właśnie po to, by poznać takie cudeńka. W klimacie Grecji, w prostych zabiegach stylistycznych zostało ukryte piękno i zachęcam Was do ugryzienia tej książki. Nie chcę się zbytnio rozpisywać, bo o Rozstaniu trudno dużo mówić. Warsztat i fabuła powinny być dobrymi argumentami do przeczytania tej powieści.

za egzemplarz dziękuję: 
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo literackie

piątek, września 21, 2018

Łzy Tess. Płakałam, jak czytałam, ale nie ze wzruszenia [recenzja]


Autor: Pepper Winters.
Opis: Dwudziestoletnia Tess Snow prowadzi spokojne życie. Jest o krok od rozpoczęcia kariery na rynku nieruchomości, a jej chłopak to idealna mieszanka czułości i odpowiedzialności. Aby świętować ich drugą rocznicę, Brax robi jej niespodziankę i zabiera na wycieczkę do Meksyku.

Romantyczne plaże, gorący seks i świetna zabawa — tego spodziewa się Tess. Dziewczyna nie wie, że zostanie uprowadzona, odurzona narkotykami i sprzedana. Siłą wepchnięto ją w mroczny świat prostytucji i zdegradowano do roli zabawki. Jej nowy pan, tajemniczy Q, nie lubi się dzielić.

Czy Brax odnajdzie i uratuje Tess, zanim jej nowy właściciel całkowicie ją zniszczy? Czy dziewczyna odnajdzie w sobie siłę, aby walczyć o swoje bezpieczeństwo i wolność?


Mam ogromny problem z tą książką. Nie umiem jej tak zupełnie negatywnie ocenić, chociaż powinnam. 
Po erotyki sięgam rzadko, ale czasem się zdarza, bo chcę zmienić gatunki. Opis książki zaciekawił mnie do tego stopnia, że zaryzykowałam. No i popełniłam duży błąd...
Poziom głupoty i naiwności głównej bohaterki jest największym problemem w całej fabule. Ach, no i oczywiście, brak logiki w niej. Autorka poczęstowała nas dobrym wstępem, po którym jako tako zostaliśmy zaciekawieni. Poznajemy Tess i jej chłopaka Braxa, którego podobno kocha, ale z drugiej strony czuje, że jej pragnienia są duszone przy nim. Chciałabym czegoś szalonego, mocnego, niebezpiecznego, a on jej tego nie może dać. Mimo to cały czas gani się w myślach i uspokaja. Wylatują na wakacje do Meksyku i tam zaczyna się koszmar. Mam wrażenie, że bohaterkę spotyka dokładnie to, o czym tak podświadomie marzyła, bo zostaje porwana, jej chłopaka pobity, a ona trafia do niewoli. Daję mały plus za chęć do walki z ludźmi, którzy chcieli ją sprzedać, ale uwierzcie, potem Tess zapomina co oznacza słowo "walka". 
Gdy zostaje oddana w ręce Q, przystojnego, młodego biznesmena, jej świat się zmienia. Przez kilka stron gra niedostępną oraz upartą, ale facet pomiział ją palcem w majtkach, więc uznała, że w sumie  całkiem spoko tu jest. I od tego momentu zaczyna się nielogiczna historia Tess, której przemyślenia to jedno wielkie bagno bez składu i sensu. O Boże, nie mogę też zapomnieć o służącej w domu Q – Suzette. Jak czytałam jej złote rady, to mi ręce opadały i żyć się odechciewało. Wiecie, radziła bohaterce, żeby zapomniała o tamtym życiu, niech się cieszy tym, czemu ma chodzić ciągle smutna? Powinna to zaakceptować. 
Znalezione obrazy dla zapytania załamka gif

Facet poniża ją, bije, jest porwana, nie ma prawa wyjść z domu, nosi kod kreskowy na ręce, ale nie, niech będzie szczęśliwa. 
Wszystko w tej książce jest tak mocno naciągane. Mimo dobrego stylu pisania i tego, jak autorka operuje słowami, nie da się tego czytać. Bo po co nam ładne zdania oraz opisy, jak tekst nie ma sensu. 
Obrzydzało mnie to, co było w tej historii i jak zostało przedstawione przez KOBIETĘ. Nie mam pojęcia, co ta autorka ma w głowie, ale niech ograniczy przepisywanie tego na papier, bo krzywdzi czytelników czymś takim. Chociaż nie rozumiem też czemu to w ogóle zostało wydane. Seks się sprzedaje, ale to co zostało tutaj pokazane jest odrażające, wulgarne i nielogiczne. 
Nie wiem, ile razy pojawiło się słowo "złamana/złamanie", bo nie liczyłam, lecz uwierzcie, że było tego mnóstwo. 
Tess w końcu uznała, że wszystko to jej wina, a potem jeszcze dodała, że w sumie to Q nie jest tym złym, tylko jest bohaterem, jej panem, jej wybawcą. Poniżając ją, pokazał jej co to wolność i szczęście. Skręciło mnie od środka, czytając to. Sam fakt, że ona uciekła od niego, potem została zgwałcona przez jego wroga, odnaleziona i z powrotem trafiła do Q i uznała, że jest winna i nie powinna uciekać. Q dał jej nowy GPS na kostkę (taki zapinany), to mu go wyrwała i sama nałożyła na nogę...
Dalej, przejdźmy do samego Q, który jest postacią... płytką. Nic o nim nie wiemy, oprócz tego, że jest bardzo bogaty i nienormalny. No i kazał Tess pić swoją krew...
Autorka nie przybliża nam jego postaci, ani jego historii. Niby jest psycho, ale jakoś nijak to przedstawiła. Niektóre wątki mogłyby być dobre, gdyby ktoś inny je oszlifował, bo nie ufam Pepper Winters. Występuje tutaj także policja, której zachowanie wbiło mnie w fotel. Ta książka nie ma najmniejszego sensu i nie rozumiem po co powstała. Prędzej można dostać skurczów żołądka, niż jakkolwiek się przy tym bawić. 
Dalej czuję niesmak po tym, co przeczytałam i nie sięgnę po nic więcej od tej autorki, bo musiałabym czytać z zamkniętymi oczami. 

za egzemplarz dziękuję księgarni:
Znalezione obrazy dla zapytania dadada

poniedziałek, września 03, 2018

The best of... SIERPIEŃ #1



Cześć! Nie wiem, czy ten pomysł przetrwa, ale spróbujmy. Chciałabym co miesiąc robić notkę z kilkoma rzeczami, które były świetne w danym miesiącu. Typu piosenka, film, książka. Oprócz tego może opowiem wam o jakimś wydarzeniu z mojego życia, które było warte wspomnienia, ale zobaczymy, co i jak. 

Zacznę od filmów, dlatego, że w tym miesiącu byłam w kinie aż cztery razy (dwie to bajki, więc pomińmy je XD).
Pierwszym filmem jaki Wam polecam, jest świetna kontynuacja Mamma Mii, czyli druga część z cudowną obsadą. To nie jest wybitny film, każdy to wie, ale miły, przyjemny, wciągający. Może rozbawić i poprawić humor. Jeżeli lubicie musicale, to nie wahajcie się, idźcie, póki jeszcze grają. Muszę przyznać, że zakochałam się w Jeremym Irvinie i Lily James. 

Podobny obraz

No i oczywiście tańczący Colin!



Oprócz tego nie mogłam odpuścić sobie Mission Impossible Fallout! Jestem fanką Toma Cruise, a ten cykl uwielbiam. Jak zwykle świetnie nakręcone sceny z jego kaskaderskim udziałem, humor i dużo, dużo Benjiego (jeśli oglądaliście poprzednie części, to you know what I mean). Wątek miłosny, zahaczający o Julie bardzo mi się spodobał, bo zakończył jakiś rozdział. Kocham, uwielbiam, mogę oglądać co jakiś czas i nawet ostatnio zrobiłam sobie maraton. Są tu jacyś fani Cruise'a?
Znalezione obrazy dla zapytania mission impossible fallout gif



A teraz wydarzenie z mojego życia!
12 sierpnia w Warszawie Ed Sheeran miał swój trzeci koncert w Polsce. Byłam na nim, przeżyłam, stałam godzinami przed stadionem, a później pod samą sceną, nogi odmawiały posłuszeństwa, ale było warto. Emocje doszły do mnie dopiero po kilku dniach, jednak pamiętam wiele, nie tak jak po koncercie Harry'ego Styles'a, tam po prostu...umarłam. Ed miał świetny support, BeMy (zespół z polskimi korzeniami) bardzo mnie zaskoczył i zakochałam się w Anne Marie, dlatego zaraz polecę Wam piosenkę miesiąca. 

Piosenka miesiąca: 


Na sam koniec przechodzimy do książki. W tym miesiącu nie przeczytałam ich tak wiele, bo nie bardzo miałam czas. Wahałam się pomiędzy Feel Again, a Posłuszną żoną i... wygrało to drugie! Jeśli nie czytaliście recenzji, tutaj podaję link klik.


No i to tyle w tym miesiącu. Dajcie znać, czy takie coś wam odpowiada i może we wrześniu pojawi się kolejny post. Miłego dnia!

sobota, września 01, 2018

wywiad z bookstagramowiczem #2 – Ver.reads.


Ten cykl pojawił sie ponad rok temu i wtedy udział wzięła w nim świetna Magical Reading. Zapomniałam o nim, porzuciłam go, aż nadszedł ten dzień, gdy wracam z wywiadami! Tym razem gościem jest Ver.reads z bloga https://ver-reads.blogspot.com/. Weronika prowadzi niesamowitego instagrama z cudownymi zdjęciami. Kto nie kojarzy, niech nadrobi straty. Dajcie znać, czy ten cykl Wam odpowiada. :)



1. Weronika, jesteś zadowolona z tego co osiągnęłaś?

Byłabym niewdzięczna, gdybym nie była. Przez ten nieco ponad rok nawiązałam kilka fajnych współprac, znalazłam swój własny styl robienia zdjęć, podszkoliłam się (przynajmniej mam taką nadzieję) w pisaniu opinii, a także objęłam patronatem parę świetnych książek. Jednak przede wszystkim poznałam całą masę wspaniałych ludzi, z którymi wciąż utrzymuję kontakt i mam nadzieję kiedyś się spotkać.


2. Czujesz swoją rozpoznawalność? Bo jednak twoje konta na instagramie jest popularnym kontem i bardzo docenianym.


Szczerze mówiąc nie widzę żadnej różnicy, może jedynie w ilości propozycji dotyczących współprac. Natomiast relacje z innymi osobami prowadzącymi książkowe konta pozostały bez zmian, zawsze też staram się odpowiadać na wszystkie wiadomości czy pytania. Słyszałam o dziwnych sytuacjach, kiedy to konta z większą ilością obserwujących ignorują pozostałe (raz nawet jedna dziewczyna podziękowała mi, że jej odpisałam, bo się tego nie spodziewała…) – kompletnie tego nie rozumiem.


3. Czy męczy cię coś w książkowym świecie? Masz czegoś dość? A może chciałabyś coś zmienić?

Niestety coraz częściej dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji, kiedy to błahe problemy zostają rozdmuchane do wielkich wojen i wzajemnego obrzucania się błotem, szczególnie na instastories. Szkoda, bo razem tworzymy naprawdę fajną, wartościową społeczność, a takie incydenty tylko niepotrzebnie psują atmosferę.

4. Podzielisz się z nami trzema nazwiskami, jeśli chodzi o ulubionych autorów?

Będzie trochę feministycznie, ale postawię na trzy Autorki, których książki kupuję w ciemno – Colleen Hoover, Kim Holden, Jennifer L. Armentrout.


5. Dlaczego postanowiłaś recenzować? Co skłoniło cię do otworzenia bloga oraz instagrama?

To był jeden wielki spontan! Przeglądając profile na prywatnym koncie trafiłam na jeden z zagranicznych bookstagramów i… przepadłam. Kolejnego dnia założyłam już swój, chociaż muszę przyznać, iż początkowo kompletnie nie wiedziałam z czym to się je. Teraz odrobinę żałuję, że nie wymyśliłam bardziej oryginalnej nazwy, no ale cóż, mówi się trudno. Blog był już bardziej przemyślaną decyzją, chciałam rozwijać swoje zdolności pisarskie i dzielić się z czytelnikami dłuższymi opiniami, niż pozwala na to instagram. No i tak już zostało – nie żałuję!

6. Teraz coś bardziej o tobie. Czy masz inne zainteresowania prócz czytania książek i robienia świetnych zdjęć?

Na początku dziękuję za komplement ;) Uwielbiam muzykę. Zarówno tę na żywo, jak i płynącą w słuchawkach. I szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie już bez niej życia. Za czasów gimnazjum/liceum sama trochę ‘grałam’ na gitarze, może kiedyś do tego wrócę. A w ten weekend wybieram się na Late Summer Festival do Poznania, już nie mogę się doczekać!

7. A na sam koniec: trójka ulubionych bohaterów to...?

Będzie trudno! Ale zdecydowałam się postawić na postaci, które najzwyczajniej chciałabym spotkać. A więc wybieram Sherlocka z kryminalnych opowiadań Doyle’a, Deamona z serii „Lux” Jennifer L. Armentrout oraz Elenę z książki „Twoje zdjęcie” autorstwa Melanie Moreland.

Bardzo dziękuję za możliwość wzięcia udziału w tak ciekawym cyklu – będę go śledzić



I słowo ode mnie dla Weroniki: Bardzo dziękuję za chęć wzięcia udziału w moim poście. Postanowiłam, że wrócę do tej serii i od razu pomyślałam o tobie. Powodzenia! Rozwijaj się i spełniaj marzenia, jesteś świetną osobą i mam nadzieję, że kiedyś poznam cię na żywo.

środa, sierpnia 29, 2018

Feel Again. Czy s*ki tez mają serce?[recenzja]\\patronat\\


Autor: Mona Kasten
Opis: Sawyer Dixon jest młoda, twarda… i zawsze trzyma się na uboczu. Od śmierci rodziców z nikim nie nawiązuje bliższych relacji. Sytuacja zmienia się jednak, kiedy poznaje Isaaca Granta. Isaac w nerdowskich okularkach stanowi całkowite przeciwieństwo mężczyzn, z którymi Sawyer umawiała się na szybkie randki. Isaac, który ma dosyć statusu wiecznego singla, prosi dziewczynę o pomoc. Zawierają umowę: Sawyer zrobi z niego prawdziwego bad boya, a w zamian może utrwalić jego przemianę na kliszy fotograficznej w ramach projektu artystycznego. Jednego tylko Sawyer nie wzięła pod uwagę – emocji, które stopniowo pojawiają się między nią a Isaakiem…

Uwielbiam pisać recenzje dla tej serii, bo zawsze czuję lekkie podekscytowanie. Wiedziałam, że nie było błędem sięgnięcie po Begin Again, a potem przeczytałam Trust Again i przepadłam. Teraz nadszedł czas na Feel Again. Co zaserwowała nam autorka?
Główną bohaterką jest Sawyer, którą we wcześniejszych częściach raczej nie polubimy. Wydawała się wrogo nastawiona, wredna i taka... hm, łatwa? Jednak w trzecim tomie poznajemy ją przez jej punkt widzenia i zmieniamy zdanie. Dziewczyna nie lubi się wiązać, nie w głowie jej miłość. Faceci ją chcą, a ona chce tylko przyjemności.
Ale, ale... Na jej drodze pojawia się nieporadny oraz nieśmiały Isaac Grant, z którym zawiera umowę. Bardzo podobał mi się fakt, że Isaac nie był zdobywcą, nie emanował pewnością siebie. Był raczej skryty, rumienił się i wbijał wzrok w podłogę. Autorka nie zaszufladkowała go pod etykietką "macho". 
Znalezione obrazy dla zapytania good idea gif
To, że cały czas fabuła idzie do przodu, poznajemy tajemnice i uczucia obojga bohaterów to oczywiste w książkach Kasten. Autorka lubi, gdy postacie coś skrywają. Moim zdaniem, jak zawsze ogromnym atutem jest humor, a on przelewa się w dialogach cały czas. Czujemy, że te postacie mogłyby być realne, moglibyśmy usiąść z nimi w barze i wypić drinka, pożartować. Jak dla mnie, nie da się ich nie lubić. Dlatego przy tej serii tak dobrze się bawię, bo jest naprawdę dobrze napisana. 
Jeszcze nigdy nie miałam przy tych tomach uczucia irytacji, nie chciałam rozszarpać książki, a takie coś czułam nieraz przy innych książkach. Mnie łatwo zdenerwować głupotą bohaterów, lecz tutaj tego nie ma. 
Znalezione obrazy dla zapytania aww gifTo lekka powieść, wciągająca, zabawna – idealna na dzień, czy dwa czytania. Dobry przerywnik w poważniejszej literaturze. Jeśli jesteście ciekawi, bo lubicie młodzieżówki, to tak powinna wam się spodobać. Zresztą, jak cała seria, bo autorka nie traci rezonu. 
Isaac to taki słodziak, muszę Wam to powiedzieć. Na początku, moim zdaniem, był takim uroczym, nieporadnym szczeniakiem, ale dzięki Sawyer zyskał pewność siebie i nauczył się ujmować kobiety. Może nie jest to diametralna zmiana w tak zwanego "Alvaro", mimo to widać, że coś tam podłapał i wie, jak zaczarować samą Sawyer. 
Są tu jacyś fani tej serii? Jeśli dwa pozostały tomy były dla was fajne i ciekawe, ten też będzie. A kto jeszcze nie zna serii Begin Again, a ma ochotę, to niech się zabiera za pierwszy tom, bo nie pożałuje.

To dla mnie przyjemność polecić Wam książkę, która mi się podobała i na dodatek patronować ją logiem "Polecam Goodbook". Za taką możliwość dziękuję wydawnictwu: 
Znalezione obrazy dla zapytania jaguar wydawnictwo