niedziela, marca 31, 2019

Nasze życzenie [recenzja]

Opis: Dziewiętnastoletni Cromwell Dean jest wschodzącą gwiazdą muzyki. Uwielbiają go tysiące, choć tak naprawdę nikt go nie zna. W końcu pojawia się dziewczyna w fioletowej sukience, która potrafi przebić się przez nieprzenikniony mur.
Kiedy Cromwell porzuca Anglię, by studiować muzykę w upalnej Karolinie Południowej, nie liczy na możliwość ponownego spotkania z dziewczyną. I z pewnością nie spodziewa się, że myśl o niej utkwi w jego głowie, niczym nieustannie powtarzająca się piosenka.
Dla Bonnie Farraday muzyka jest całym życiem. Dziewczyna zapisuje każdą nutę w sercu. Dostrzega, że Cromwell ucieka przed swoją przeszłością. Próbuje trzymać się od niego z daleka, ale coś sprawia, że ciągle do niego wraca.
Bonnie jest kolorem w jego ciemności, Cromwell jest biciem jej serca.
Kiedy na jej życie pada cień, chłopak musi zdecydować, czy zostać jej światłem. Tylko on umie to zrobić. Musi pomóc dziewczynie odnaleźć dawno zaginioną w jej kruchym sercu melodię. Musi dodać jej sił za pomocą symfonii, którą tylko on potrafi skomponować.
Symfonii nadziei.
Symfonii miłości.
Symfonii przeznaczonej tylko dla niego i dla niej.

Historie miłosne to jedne z moich ulubionych historii. W biblioteczce piętrzą się stosy książek o wielkim uczuciu, wzruszają, poruszają, czasem rozczarowują, by potem uradować. Nasze życzenie jest kolejną książką Tillie Cole, którą mam okazję czytać. Pamiętam, że Tysiąc pocałunków wywołało u mnie sporo łez, było mi przykro i non stop myślałam o tej historii.
Nasze życzenie jest równie mocno poruszającą książką, powiem to na wstępie. Jeżeli jesteście fanami powieści, na których płaczecie, to jest to odpowiednia lektura dla Was.
Nowa powieść Cole to wyciskacz łez. Historia Cromwella i Bonnie złamała moje serce, by zaraz potem je posklejać. Uwielbiam, gdy wczuwam się w całą historię, gdy mogę polubić bohaterów i im kibicować. Teraz bez najmniejszych skrupułów to robiłam, bo uważam, że Cole stworzyła bardzo dobre postacie. Bonnie miało ochotę wziąć się w ramiona, by mocno przytulić i ucałować w czoło, a Cromwellowi miałam ochotę wykrzyczeć w twarz, że ma otworzyć oczy, jednocześnie, chcąc dla niego wszystkiego dobrego. W książce pojawia się wątek muzyki, który prowadzony jest od początku do końca i jest zdecydowanie na plus. Nie miałam pojęcia, że istnieje możliwość WIDZENIA MUZYKI. Otóż Cromwell ma dar, został on bardzo dobrze i intensywnie przedstawiony, tym samym tworząc emocjonalną więź z bohaterem. Chłopak choruje na synestezję, o czym pierwszy raz usłyszałam i byłam pod wielkim wrażeniem. Był to nowy element, z którym jeszcze się nie spotkałam i tym Cole zaplusowała u mnie. Siła muzyki jest ogromna, własnie ona obudziła uczucie między Bonnie a Cromwellem. To ona dała zrozumienie, ukojenie i przyniosła spokój.
Wielokrotne schematy nie przeszkadzały mi, bo były uroczo przedstawione. Wyczuwałam nutę Jesiennej miłości Nicholasa Sparksa w całej tej historii, ale nie miałam z tym problemu. Cole nie zawiodła mnie i dała porządną dawkę emocji. Ujęła dwa inne charaktery oraz światy, a na dodatek wpisała w to smutne wątki. Jeżeli sięgasz po taką książkę, wiesz czego się spodziewać. To dobrze napisana powieść, nie powinniście się na niej rozczarować. Gorąco polecam, ale pamiętajcie, by zapewnić sobie tonę chusteczek. U mnie były bardzo przydatne.

Za egzemplarz dziękuję

Znalezione obrazy dla zapytania jakkupować.pl

czwartek, marca 28, 2019

Pozwól mi wrócić [recenzja]


Opis: Fin i Layla, młodzi i nieprzytomne w sobie zakochani, wyjeżdżają na wakacje do Francji. W drodze zatrzymują się w nocy na parkingu i kiedy Fin wraca z toalety, jego dziewczyny nigdzie nie ma. Fin opowiada policji, o tym, co zdarzyło się tej nocy. Są tacy, co nie wierzą w jego wersję i podejrzewają go o najgorsze. Nawet po latach. I tylko Fin wie, że nie powiedział policji całej prawdy. 
Po dziesięciu latach zaczyna jeszcze raz – w innym miejscu, z inną kobietą. I tak się akurat złożyło, że jest nią siostra jego zaginionej dziewczyny. Kiedy się zaręczają, Fin dostaje telefon. Ktoś z jego przeszłości widział Laylę. Ktoś podrzuca znaki kojarzące się jednoznacznie z Laylą. Ktoś wysyła mu maile, które doprowadzają go na skraj szaleństwa. Fin zaczyna podejrzewać wszystkich i coraz bardzie wierzy w to, że jego dawna ukochana żyje. I że jest bliżej, niż mu się wydaje.

Po raz trzeci miałam okazję czytać książkę Paris. Gdy wzięłam się za Zamkniętymi drzwiami, debiut autorki, byłam pod ogromnym wrażeniem. Zostawiła mnie z mętlikiem w głowie i przez dwa dni intensywnie myślałam o tej książce. Bardzo mi się spodobała, a recenzje można znaleźć na moim blogu. Jakiś czas później przyszła kolej na Na skraju załamania. Cóż, ta powieść była już słabsza, ale dalej dobra. Logiczne było dla mnie to, że dam autorce szansę i zobaczę jak będzie z jej najnowszą książką, czyli Pozwól mi wrócić.
Historia Jacka i Layli w żaden sposób nie jest przejmująca. Już od początkowych rozdziałów nie czujemy... niczego. Przekręcamy stronę po stronie i tyle. Layla znika w tajemniczych okolicznościach, a Jack kłamie na temat jej zniknięcia. Później akcja przenosi nas kilka lat później, gdy Jack próbuje ułożyć sobie życie z jej siostrą. I nie zgadniecie, wtedy zaczynają dziać się dziwne rzeczy.
Autorka wydała książkę, której chyba nie była pewna. Odniosłam wrażenie, że szła za ciosem, w zupełności ignorując warsztat. Zapomniała o klimacie thrillera? O podstawowych jego cechach? O tym, że powinien wbijać czytelnika w fotel? Nie sądzę. Po prostu nie dała sobie szansy na dobre przygotowanie tej powieści. Czytelnik dostał ochłapy, które w żaden sposób nie zaspokajają. Nie, po Za zamkniętymi drzwiami. Paris pokazała, że ma potencjał i stać ją na więcej, a nagle traci w moich oczach i to mnie smuci. Nie lubię rozczarowywać się na książkach.
W Pozwól mi wrócić za wiele aspektów zgrzyta ze sobą. Anturaż dla wydarzeń jest źle skonstruowany. Zabrakło więzi z bohaterami. Czytając tę książkę, poczułam się oszukana i rozczarowana. Dostałam naprawdę niewiele z thrillera. Wolałabym dłużej poczekać na nową powieść, ale nie móc się od niej oderwać.
Nie mogę Wam polecić tej książki, bo strasznie się przy niej wynudziłam i czułam taką okropną niechęć. Liczyłam na coś o wiele lepszego.

Za egzemplarz dziękuję:

Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo albatros

sobota, marca 09, 2019

Zapisane w pamięci [recenzja]

Autor: Ewa Pirce
Opis: Jako nastolatka Eva podjęła kilka bardzo złych decyzji. Młoda, naiwna i zakochana, nie podejrzewała, że chłopak, którego obdarzyła bezgraniczną miłością, okaże się jej oprawcą, pozbawi marzeń oraz zaufania do ludzi. Zamiast miłości i ciepła poznała smak bólu i nienawiści. Przy odrobinie szczęścia i olbrzymiej ilości desperacji udało jej się od niego uciec i rozpocząć nowe życie. Lecz czy można uwolnić się od czegoś, co wypaliło w umyśle trwałe piętno, na każdym kroku przypomina o strachu i rzuca w wir wspomnień?
Alex to odnoszący wielkie sukcesy bokser, który za maską wrogości, zarozumialstwa i nonszalancji kryje więcej cierpienia, niż ktokolwiek zdołałby udźwignąć. Od najmłodszych lat przyjmował od życia bolesne ciosy. Tylko niesamowita wola walki i hart ducha pozwoliły mu przetrwać najtrudniejsze chwile. Jako dorosły wspiął się na wyżyny, zdobył wszystko, o czym nawet nie śmiał marzyć. Jednak nadal brakuje mu najważniejszego – miłości.


Romanse piętrzą się w mojej biblioteczce, bo takie książki lubię czytać i zdecydowanie jest to jeden z moich ulubionych gatunków. Najczęściej wybieram jednak powieści Young Adult lub New Adult, które są stosunkowo nowymi kategoriami.
Ewa Pirce była nieznaną dla mnie autorką, przynajmniej z doświadczenia, ponieważ jeśli chodzi o jej twórczość, to słyszałam o niej trochę. Starałam się nie kierować opiniami innych ludzi i podjęłam decyzję, że zrecenzuję nowość, czyli Zapisane w pamięci.
Zaznaczę, że powieść jest długa i może przerażać swoją grubością. Na pewno trzeba poświęcić trochę czasu na przeczytanie jej, chyba że wciągnie Was tak jak mnie.
Od pierwszych stron książki zostałam wchłonięta w świat przedstawiona i tutaj zauważę, że ogromną zaletą jest styl pisania autorki. Tworzy ładne zdania i choć brzmi to banalnie, jestem zauroczona konstrukcjami, jakie buduje. Zupełnie inaczej czyta się polskie książki, ale ucharakteryzowane na amerykańskie niż właśnie zagraniczne. Jestem fanką drugich, lecz sama piszę powieści, gdzie akcja toczy się w Stanach czy w Anglii, więc wiem jeszcze bardziej doceniam starania. Podoba mi się to, że autorka umiejscowiła bohaterów na innym kontynencie. A skoro jestem przy stylu amerykańskim, to napiszę o wadzie. Nie podobała mi się odmiana imion, oczywiście nie była błędna, ale trochę raziła mnie po oczach. Mówienie do bohaterki "Evo" lub do bohatera "Alexie", kiedy oboje są Amerykanami... No nie wiem, nie pasowało mi to. Ja bym zostawiła zwykłe "Eva, chodź do mnie", czy coś w tym stylu. Jest to zupełnie subiektywna opinia i każdy może odebrać ten akcent inaczej. Tutaj wspomnę też o typowych polskich zwrotach, których nie użyto, by w Ameryce, ale sama pisząc mam z tym problemy, więc to nie jest jakiś zarzut, tylko mała wada.
Cała koncepcja książki bardzo mi przypasowała. Ona i on – oboje z bliznami i demonami przeszłości, spotykają się, by być dla siebie ratunkiem. Pomysł jak najbardziej dobry. Dobrze mi się czytało historię Evy i Alexa, polubiłam ich już na początku, a nie zawsze udaje mi się mieć więź z postaciami. Gdybym miała męczyć się przez tyle stron z dwojgiem denerwujących bohaterów, rzuciłabym książką o ścianę.
Akcja toczy się szybko, czasem za szybko. Jeśli chodzi o poznanie – okej, jest to wiarygodne, że poznali się na lotnisku, rozmawiali, ale zaraz po tym Alex zaczął ją odwiedzać, uwodzić i dość pośpiesznie przeszli do związku. Biorąc pod uwagę fakt, że Eva przeszła przez piekło, nie wydaje mi się, że tak szybko zaufałaby innemu mężczyźnie. Ale jak już byli razem, to miło było o nich czytać. Tworzyli uroczą parą, taką, jaką da się lubić i wspierać.
Moja opinia zawiera i zalety i wady, dość przemiennie pojawiają się w tej recenzji. Teraz kolejny mały minus. Dotyczy słowa "aniele", którego było zdecydowanie za dużo. Non stop, ciągle, czasem zbyt wiele na jednej stronie, a co dopiero w rozdziale. Za bardzo słodziutkie i patetyczne. Oprócz tego, nie mam nic do zarzucenia.
Książka godna polecenia i dobra, jeśli chodzi o romanse. Świetnie napisana pod względem stylu i doboru dialogów. Każda powieść ma wady, nie można o nich zapominać, ale te tutaj da się wytrzymać i mile spędzić czas z Zapisane w pamięci. Przynajmniej w moim przypadku tak jest, bo nie żałuję, że zdecydowałam się sięgnąć po twórczość Ewy Pirce.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Znalezione obrazy dla zapytania niezwykłe wydawnictwo

czwartek, marca 07, 2019

Marzycielki [recenzja]


Autor: Jessie Burton
Opis: Siostrzana miłość, siła wyobraźni, dziewczęca odwaga i walka o niezależność... Jessie Burton, autorka światowych bestsellerów „Miniaturzystka” oraz „Muza”, powraca z zachwycającą i przepięknie ilustrowaną baśnią dla tych, w których drzemie dziecko.
Dla dwunastu córek króla Alberta śmierć królowej Laurelii oznacza nie tylko utratę matki. Decyzją ojca dziewczęta zostają objęte ścisłą ochroną. Odbiera się im ukochane lekcje, przedmioty i – co najważniejsze – osobistą wolność.
Jednakże siostry, zwłaszcza najstarsza z nich, księżniczka Frida, nie zgadzają się na taki los. Jest coś, co nadal posiadają i czego ojciec nie może im odebrać: siła wyobraźni. Mogąc polegać wyłącznie na własnej pomysłowości, królewny podejmują walkę o życie na swoich warunkach.
„Marzycielki” są bajką przekorną – zapomnijcie o księciu, który przybędzie na ratunek i zdobędzie królestwo! – za to pełną odważnych, zaradnych i imponująco sprytnych młodych kobiet. Spodoba się najmłodszym i tym nieco starszym, którzy z na pozór dziecięcej opowieści potrafią wyczytać niejedną dorosłą prawdę.

Rzadko kiedy sięgam po książki dla dzieci, ale czasem chcę zatonąć w świecie wyidealizowanym, pięknym i poznać kolejny morał, by przypomnieć sobie co jest w życiu istotne. Dlatego miałam ogromną przyjemność z czytania i recenzowania Marzycielek, nowej książki Jessie Burton. Być może kojarzycie ją po sławnej Muzie, niestety ja tej powieści nie miałam w swoich rękach. 
Marzycielki to piękna opowieść o stracenie, sile sióstr, miłości i chęci spełniania marzeń. Ukazuje kobiety jako niezależne, mądre i waleczne. Fakt, że to nie książę przybywa na białym koniu jest bardzo ważny. Dzieci, które sięgną po tę książkę, spotkają się z bohaterkami mającymi swoje zdanie i poznają, czym jest odwaga. 
Spędziłam przy Marzycielkach cudowne chwile, ekscytując się prawdami zawartymi w całej historii. Przesłania są ujęte w ładne słowa, które dzieci powinny zrozumieć i wykorzystywać. Bajka musi zawierać odpowiedni morał i uczyć oraz bawić. Ta jak najbardziej to robi. Jest prawdziwa, szczera, ważna.
Muszę wspomnieć o przedstawieniu księżniczek. Istotne jest to, że każda potrafiła coś innego, czymś innym się interesowała i co innego lubiła. Była kompletna różnorodność, a to pokazuje dziecku, że nikt nie jest taki sam. Ludzie różnią się od siebie wyglądem, cechami charakteru, uprawianym hobby.
Jessie Burton świetnie zaprezentowała walkę o prawa, marzenia i równe traktowanie. Ukryła to między sukniami, komnatami w zamku i za królewską etykietą.
To bardzo mądra bajka, którą powinno się czytać i przekazywać dalej, bo odkrywa naprawdę wiele i może pozostawić istotne ślady w pamięci dziecka, które uczy się co to jest moralność.
Polecam z ręką na sercu, bo wiem, że to książka do czytania na dobranoc z pełną świadomością, że warto to robić. Język, którym maluje historię Jessie Burton jest bogaty, piękny i pozwala na wyobrażenie sobie wszystkiego, zwłaszcza dziecku.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo literackie

niedziela, marca 31, 2019

Nasze życzenie [recenzja]

Opis: Dziewiętnastoletni Cromwell Dean jest wschodzącą gwiazdą muzyki. Uwielbiają go tysiące, choć tak naprawdę nikt go nie zna. W końcu pojawia się dziewczyna w fioletowej sukience, która potrafi przebić się przez nieprzenikniony mur.
Kiedy Cromwell porzuca Anglię, by studiować muzykę w upalnej Karolinie Południowej, nie liczy na możliwość ponownego spotkania z dziewczyną. I z pewnością nie spodziewa się, że myśl o niej utkwi w jego głowie, niczym nieustannie powtarzająca się piosenka.
Dla Bonnie Farraday muzyka jest całym życiem. Dziewczyna zapisuje każdą nutę w sercu. Dostrzega, że Cromwell ucieka przed swoją przeszłością. Próbuje trzymać się od niego z daleka, ale coś sprawia, że ciągle do niego wraca.
Bonnie jest kolorem w jego ciemności, Cromwell jest biciem jej serca.
Kiedy na jej życie pada cień, chłopak musi zdecydować, czy zostać jej światłem. Tylko on umie to zrobić. Musi pomóc dziewczynie odnaleźć dawno zaginioną w jej kruchym sercu melodię. Musi dodać jej sił za pomocą symfonii, którą tylko on potrafi skomponować.
Symfonii nadziei.
Symfonii miłości.
Symfonii przeznaczonej tylko dla niego i dla niej.

Historie miłosne to jedne z moich ulubionych historii. W biblioteczce piętrzą się stosy książek o wielkim uczuciu, wzruszają, poruszają, czasem rozczarowują, by potem uradować. Nasze życzenie jest kolejną książką Tillie Cole, którą mam okazję czytać. Pamiętam, że Tysiąc pocałunków wywołało u mnie sporo łez, było mi przykro i non stop myślałam o tej historii.
Nasze życzenie jest równie mocno poruszającą książką, powiem to na wstępie. Jeżeli jesteście fanami powieści, na których płaczecie, to jest to odpowiednia lektura dla Was.
Nowa powieść Cole to wyciskacz łez. Historia Cromwella i Bonnie złamała moje serce, by zaraz potem je posklejać. Uwielbiam, gdy wczuwam się w całą historię, gdy mogę polubić bohaterów i im kibicować. Teraz bez najmniejszych skrupułów to robiłam, bo uważam, że Cole stworzyła bardzo dobre postacie. Bonnie miało ochotę wziąć się w ramiona, by mocno przytulić i ucałować w czoło, a Cromwellowi miałam ochotę wykrzyczeć w twarz, że ma otworzyć oczy, jednocześnie, chcąc dla niego wszystkiego dobrego. W książce pojawia się wątek muzyki, który prowadzony jest od początku do końca i jest zdecydowanie na plus. Nie miałam pojęcia, że istnieje możliwość WIDZENIA MUZYKI. Otóż Cromwell ma dar, został on bardzo dobrze i intensywnie przedstawiony, tym samym tworząc emocjonalną więź z bohaterem. Chłopak choruje na synestezję, o czym pierwszy raz usłyszałam i byłam pod wielkim wrażeniem. Był to nowy element, z którym jeszcze się nie spotkałam i tym Cole zaplusowała u mnie. Siła muzyki jest ogromna, własnie ona obudziła uczucie między Bonnie a Cromwellem. To ona dała zrozumienie, ukojenie i przyniosła spokój.
Wielokrotne schematy nie przeszkadzały mi, bo były uroczo przedstawione. Wyczuwałam nutę Jesiennej miłości Nicholasa Sparksa w całej tej historii, ale nie miałam z tym problemu. Cole nie zawiodła mnie i dała porządną dawkę emocji. Ujęła dwa inne charaktery oraz światy, a na dodatek wpisała w to smutne wątki. Jeżeli sięgasz po taką książkę, wiesz czego się spodziewać. To dobrze napisana powieść, nie powinniście się na niej rozczarować. Gorąco polecam, ale pamiętajcie, by zapewnić sobie tonę chusteczek. U mnie były bardzo przydatne.

Za egzemplarz dziękuję

Znalezione obrazy dla zapytania jakkupować.pl

czwartek, marca 28, 2019

Pozwól mi wrócić [recenzja]


Opis: Fin i Layla, młodzi i nieprzytomne w sobie zakochani, wyjeżdżają na wakacje do Francji. W drodze zatrzymują się w nocy na parkingu i kiedy Fin wraca z toalety, jego dziewczyny nigdzie nie ma. Fin opowiada policji, o tym, co zdarzyło się tej nocy. Są tacy, co nie wierzą w jego wersję i podejrzewają go o najgorsze. Nawet po latach. I tylko Fin wie, że nie powiedział policji całej prawdy. 
Po dziesięciu latach zaczyna jeszcze raz – w innym miejscu, z inną kobietą. I tak się akurat złożyło, że jest nią siostra jego zaginionej dziewczyny. Kiedy się zaręczają, Fin dostaje telefon. Ktoś z jego przeszłości widział Laylę. Ktoś podrzuca znaki kojarzące się jednoznacznie z Laylą. Ktoś wysyła mu maile, które doprowadzają go na skraj szaleństwa. Fin zaczyna podejrzewać wszystkich i coraz bardzie wierzy w to, że jego dawna ukochana żyje. I że jest bliżej, niż mu się wydaje.

Po raz trzeci miałam okazję czytać książkę Paris. Gdy wzięłam się za Zamkniętymi drzwiami, debiut autorki, byłam pod ogromnym wrażeniem. Zostawiła mnie z mętlikiem w głowie i przez dwa dni intensywnie myślałam o tej książce. Bardzo mi się spodobała, a recenzje można znaleźć na moim blogu. Jakiś czas później przyszła kolej na Na skraju załamania. Cóż, ta powieść była już słabsza, ale dalej dobra. Logiczne było dla mnie to, że dam autorce szansę i zobaczę jak będzie z jej najnowszą książką, czyli Pozwól mi wrócić.
Historia Jacka i Layli w żaden sposób nie jest przejmująca. Już od początkowych rozdziałów nie czujemy... niczego. Przekręcamy stronę po stronie i tyle. Layla znika w tajemniczych okolicznościach, a Jack kłamie na temat jej zniknięcia. Później akcja przenosi nas kilka lat później, gdy Jack próbuje ułożyć sobie życie z jej siostrą. I nie zgadniecie, wtedy zaczynają dziać się dziwne rzeczy.
Autorka wydała książkę, której chyba nie była pewna. Odniosłam wrażenie, że szła za ciosem, w zupełności ignorując warsztat. Zapomniała o klimacie thrillera? O podstawowych jego cechach? O tym, że powinien wbijać czytelnika w fotel? Nie sądzę. Po prostu nie dała sobie szansy na dobre przygotowanie tej powieści. Czytelnik dostał ochłapy, które w żaden sposób nie zaspokajają. Nie, po Za zamkniętymi drzwiami. Paris pokazała, że ma potencjał i stać ją na więcej, a nagle traci w moich oczach i to mnie smuci. Nie lubię rozczarowywać się na książkach.
W Pozwól mi wrócić za wiele aspektów zgrzyta ze sobą. Anturaż dla wydarzeń jest źle skonstruowany. Zabrakło więzi z bohaterami. Czytając tę książkę, poczułam się oszukana i rozczarowana. Dostałam naprawdę niewiele z thrillera. Wolałabym dłużej poczekać na nową powieść, ale nie móc się od niej oderwać.
Nie mogę Wam polecić tej książki, bo strasznie się przy niej wynudziłam i czułam taką okropną niechęć. Liczyłam na coś o wiele lepszego.

Za egzemplarz dziękuję:

Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo albatros

sobota, marca 09, 2019

Zapisane w pamięci [recenzja]

Autor: Ewa Pirce
Opis: Jako nastolatka Eva podjęła kilka bardzo złych decyzji. Młoda, naiwna i zakochana, nie podejrzewała, że chłopak, którego obdarzyła bezgraniczną miłością, okaże się jej oprawcą, pozbawi marzeń oraz zaufania do ludzi. Zamiast miłości i ciepła poznała smak bólu i nienawiści. Przy odrobinie szczęścia i olbrzymiej ilości desperacji udało jej się od niego uciec i rozpocząć nowe życie. Lecz czy można uwolnić się od czegoś, co wypaliło w umyśle trwałe piętno, na każdym kroku przypomina o strachu i rzuca w wir wspomnień?
Alex to odnoszący wielkie sukcesy bokser, który za maską wrogości, zarozumialstwa i nonszalancji kryje więcej cierpienia, niż ktokolwiek zdołałby udźwignąć. Od najmłodszych lat przyjmował od życia bolesne ciosy. Tylko niesamowita wola walki i hart ducha pozwoliły mu przetrwać najtrudniejsze chwile. Jako dorosły wspiął się na wyżyny, zdobył wszystko, o czym nawet nie śmiał marzyć. Jednak nadal brakuje mu najważniejszego – miłości.


Romanse piętrzą się w mojej biblioteczce, bo takie książki lubię czytać i zdecydowanie jest to jeden z moich ulubionych gatunków. Najczęściej wybieram jednak powieści Young Adult lub New Adult, które są stosunkowo nowymi kategoriami.
Ewa Pirce była nieznaną dla mnie autorką, przynajmniej z doświadczenia, ponieważ jeśli chodzi o jej twórczość, to słyszałam o niej trochę. Starałam się nie kierować opiniami innych ludzi i podjęłam decyzję, że zrecenzuję nowość, czyli Zapisane w pamięci.
Zaznaczę, że powieść jest długa i może przerażać swoją grubością. Na pewno trzeba poświęcić trochę czasu na przeczytanie jej, chyba że wciągnie Was tak jak mnie.
Od pierwszych stron książki zostałam wchłonięta w świat przedstawiona i tutaj zauważę, że ogromną zaletą jest styl pisania autorki. Tworzy ładne zdania i choć brzmi to banalnie, jestem zauroczona konstrukcjami, jakie buduje. Zupełnie inaczej czyta się polskie książki, ale ucharakteryzowane na amerykańskie niż właśnie zagraniczne. Jestem fanką drugich, lecz sama piszę powieści, gdzie akcja toczy się w Stanach czy w Anglii, więc wiem jeszcze bardziej doceniam starania. Podoba mi się to, że autorka umiejscowiła bohaterów na innym kontynencie. A skoro jestem przy stylu amerykańskim, to napiszę o wadzie. Nie podobała mi się odmiana imion, oczywiście nie była błędna, ale trochę raziła mnie po oczach. Mówienie do bohaterki "Evo" lub do bohatera "Alexie", kiedy oboje są Amerykanami... No nie wiem, nie pasowało mi to. Ja bym zostawiła zwykłe "Eva, chodź do mnie", czy coś w tym stylu. Jest to zupełnie subiektywna opinia i każdy może odebrać ten akcent inaczej. Tutaj wspomnę też o typowych polskich zwrotach, których nie użyto, by w Ameryce, ale sama pisząc mam z tym problemy, więc to nie jest jakiś zarzut, tylko mała wada.
Cała koncepcja książki bardzo mi przypasowała. Ona i on – oboje z bliznami i demonami przeszłości, spotykają się, by być dla siebie ratunkiem. Pomysł jak najbardziej dobry. Dobrze mi się czytało historię Evy i Alexa, polubiłam ich już na początku, a nie zawsze udaje mi się mieć więź z postaciami. Gdybym miała męczyć się przez tyle stron z dwojgiem denerwujących bohaterów, rzuciłabym książką o ścianę.
Akcja toczy się szybko, czasem za szybko. Jeśli chodzi o poznanie – okej, jest to wiarygodne, że poznali się na lotnisku, rozmawiali, ale zaraz po tym Alex zaczął ją odwiedzać, uwodzić i dość pośpiesznie przeszli do związku. Biorąc pod uwagę fakt, że Eva przeszła przez piekło, nie wydaje mi się, że tak szybko zaufałaby innemu mężczyźnie. Ale jak już byli razem, to miło było o nich czytać. Tworzyli uroczą parą, taką, jaką da się lubić i wspierać.
Moja opinia zawiera i zalety i wady, dość przemiennie pojawiają się w tej recenzji. Teraz kolejny mały minus. Dotyczy słowa "aniele", którego było zdecydowanie za dużo. Non stop, ciągle, czasem zbyt wiele na jednej stronie, a co dopiero w rozdziale. Za bardzo słodziutkie i patetyczne. Oprócz tego, nie mam nic do zarzucenia.
Książka godna polecenia i dobra, jeśli chodzi o romanse. Świetnie napisana pod względem stylu i doboru dialogów. Każda powieść ma wady, nie można o nich zapominać, ale te tutaj da się wytrzymać i mile spędzić czas z Zapisane w pamięci. Przynajmniej w moim przypadku tak jest, bo nie żałuję, że zdecydowałam się sięgnąć po twórczość Ewy Pirce.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Znalezione obrazy dla zapytania niezwykłe wydawnictwo

czwartek, marca 07, 2019

Marzycielki [recenzja]


Autor: Jessie Burton
Opis: Siostrzana miłość, siła wyobraźni, dziewczęca odwaga i walka o niezależność... Jessie Burton, autorka światowych bestsellerów „Miniaturzystka” oraz „Muza”, powraca z zachwycającą i przepięknie ilustrowaną baśnią dla tych, w których drzemie dziecko.
Dla dwunastu córek króla Alberta śmierć królowej Laurelii oznacza nie tylko utratę matki. Decyzją ojca dziewczęta zostają objęte ścisłą ochroną. Odbiera się im ukochane lekcje, przedmioty i – co najważniejsze – osobistą wolność.
Jednakże siostry, zwłaszcza najstarsza z nich, księżniczka Frida, nie zgadzają się na taki los. Jest coś, co nadal posiadają i czego ojciec nie może im odebrać: siła wyobraźni. Mogąc polegać wyłącznie na własnej pomysłowości, królewny podejmują walkę o życie na swoich warunkach.
„Marzycielki” są bajką przekorną – zapomnijcie o księciu, który przybędzie na ratunek i zdobędzie królestwo! – za to pełną odważnych, zaradnych i imponująco sprytnych młodych kobiet. Spodoba się najmłodszym i tym nieco starszym, którzy z na pozór dziecięcej opowieści potrafią wyczytać niejedną dorosłą prawdę.

Rzadko kiedy sięgam po książki dla dzieci, ale czasem chcę zatonąć w świecie wyidealizowanym, pięknym i poznać kolejny morał, by przypomnieć sobie co jest w życiu istotne. Dlatego miałam ogromną przyjemność z czytania i recenzowania Marzycielek, nowej książki Jessie Burton. Być może kojarzycie ją po sławnej Muzie, niestety ja tej powieści nie miałam w swoich rękach. 
Marzycielki to piękna opowieść o stracenie, sile sióstr, miłości i chęci spełniania marzeń. Ukazuje kobiety jako niezależne, mądre i waleczne. Fakt, że to nie książę przybywa na białym koniu jest bardzo ważny. Dzieci, które sięgną po tę książkę, spotkają się z bohaterkami mającymi swoje zdanie i poznają, czym jest odwaga. 
Spędziłam przy Marzycielkach cudowne chwile, ekscytując się prawdami zawartymi w całej historii. Przesłania są ujęte w ładne słowa, które dzieci powinny zrozumieć i wykorzystywać. Bajka musi zawierać odpowiedni morał i uczyć oraz bawić. Ta jak najbardziej to robi. Jest prawdziwa, szczera, ważna.
Muszę wspomnieć o przedstawieniu księżniczek. Istotne jest to, że każda potrafiła coś innego, czymś innym się interesowała i co innego lubiła. Była kompletna różnorodność, a to pokazuje dziecku, że nikt nie jest taki sam. Ludzie różnią się od siebie wyglądem, cechami charakteru, uprawianym hobby.
Jessie Burton świetnie zaprezentowała walkę o prawa, marzenia i równe traktowanie. Ukryła to między sukniami, komnatami w zamku i za królewską etykietą.
To bardzo mądra bajka, którą powinno się czytać i przekazywać dalej, bo odkrywa naprawdę wiele i może pozostawić istotne ślady w pamięci dziecka, które uczy się co to jest moralność.
Polecam z ręką na sercu, bo wiem, że to książka do czytania na dobranoc z pełną świadomością, że warto to robić. Język, którym maluje historię Jessie Burton jest bogaty, piękny i pozwala na wyobrażenie sobie wszystkiego, zwłaszcza dziecku.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo literackie