środa, lipca 22, 2020

Pamiętnik szeptuchy [recenzja]



Autorka: Dorota Gąsiorowska

Chropowata niebieska okładka, ledwie widoczny rysunek jaskółki i jedno słowo: Milda.
Natasza nie ma pojęcia, dlaczego siwa zielarka Salma podarowała jej ten stary pamiętnik. Wręczając go, szeptucha powiedziała tylko: „Kiedy nadejdzie właściwy czas, zrozumiesz”.
Natasza nie planowała tej podróży. Chciała jedynie na moment wyrwać się ze stolicy, zapomnieć o toksycznej pracy i apodyktycznej matce. Ale od zagadkowego spotkania w leśnej chacie na Podlasiu dziewczyna widzi, że w jej życiu więcej jest pytań niż odpowiedzi.
Czy szeptucha rzeczywiście zna ją lepiej niż ktokolwiek inny? I skąd bierze się ta szczególna nić porozumienia łącząca Nataszę z poznanym przypadkiem Joachimem? Czy Aleks, który od początku wydawał jej się kimś wyjątkowym, pozwoli jej wytłumaczyć dwuznaczną scenę, jakiej był świadkiem?
Tymczasem zbliża się święto przesilenia. W tym pełnym magii dniu, gdy nad wodami palą się ogniska, wszystko może się wydarzyć…

Opis mnie zachwycił i dlatego sięgnęłam po najnowszą powieść Gąsiorowskiej. Nigdy wcześniej nie czytałam nic tej autorki, więc nie wiedziałam, czy jej styl pisania przypadnie mi do gustu. Szybki spoiler: przypadł.
Natasza, z wielkiego miasta, modelka chce odpocząć od stresu, pracy i apodyktycznej matki. Wyjeżdża na Podlasie. Cóż, nie będzie to niespodzianka, że świat na Podlasiu wydaje jej się zupełnie inny. Czeka na nią przyjaciółką, do której jednak nie trafia... Już na samym początku na jej drodze staje tajemnicza Salma. Bezpośrednia, starsza kobieta, która odmieni życie Nataszy.
Coś, co od razu mi się nie podobało i muszę na to zwrócić uwagę, to ekspozycja wszelkich faktów o bohaterach. Uważam, że to bezsensu, aby serwować wszystko na pierwszych stronach powieści. Autorka zaczyna od długiego monologu wewnętrznego bohaterki, która przybliża szczegóły matki i przyjaciółki. Po pierwsze – mało z tego zapamiętałam od razu, po drugie powinniśmy dowiadywać się tego na bieżąco, podczas czytania. To był mój pierwszy zarzut, ale nie zniechęcił mnie do czytania.
Miałam lekką obawę, czy Pamiętnik Szeptuchy nie będzie przypominał serii Katarzyny Bereniki Miszczuk, ale nie, zdecydowanie jest to inna historia. Barwna, ubrana w tradycje i zabobony, ciekawa i wciągająca. Przemierzamy z bohaterką lasy, wiejskie pola, zahaczamy o przeszłość i historie. To wszystko buduje świat przedstawiony, który nie pozwala odłożyć książki. Zostawiłam ją na gorący lipiec, bo lato jest idealną porą na tę powieść.
Pamiętnik Szeptuchy obfituje w liczne zwroty akcji i zbiegi okoliczności, które mają ogromny wpływ na życie Nataszy. Podejmuje ona decyzje, których nie spodziewała się w swoim życiu. Zaskakują ją losy przodków. Zmienia się perspektywa patrzenia w przyszłość.
Książka potrafi zaskoczyć czytelnika, co jest jej ogromnym plusem. Nie nudzi, nie sprawia, że ziewamy nad rozdziałami. Jednak nie sparaliżowała mnie i nie sprawiła, że odkryłam coś nowego. To książka przyjemna, wciągająca i jestem pewna, że licznym czytelnikom polskich autorek przypadnie do gustu.
Ze swojej strony mogę zapewnić, że bardzo polubiłam Nataszę i długość tej powieści nie sprawiła, że historia na ty ucierpiała. Myślę, że to była optymalna ilość, by dopełnić całość. Nie przestraszcie się tego, zarykujcie. Pamiętnik Szeptuchy może Was oczarować, tak jak oczarował i zaciekawił mnie.

Za możliwość recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak

poniedziałek, lipca 13, 2020

We mgle [recenzja]



Zaginieni dzielą się na martwych i na tych, którzy nie chcą zostać znalezieni. A także na tych, którzy nawet nie wiedzą, że zaginęli.
Jessica Shaw, prywatna detektywka, przywykła do anonimowych cynków. Ale ten wprawia ją w osłupienie: na zdjęciu przedstawiającym porwaną dwadzieścia pięć lat temu trzylatkę rozpoznaje… samą siebie. To jednak dopiero początek sekretów. Gdy w poszukiwaniu prawdy o swojej przeszłości Jessica udaje się do mrocznej części Los Angeles, zaskoczona odkrywa, że w noc jej zniknięcia zamordowano jej biologiczną matkę. Zabójca nigdy nie został ujęty, a w toczonym wówczas śledztwie jest wiele niejasności.
Błyskotliwa, bezczelna i nabuzowana adrenaliną – taka jest Jessica Shaw, bohaterka nowej serii, i taki jest debiut Lisy Gray.
Kluczem do rozwiązania zagadki jest Jason Pryce, weteran policji w Los Angeles, którego Jessica pamięta jeszcze z pogrzebu ojca. Co gliniarz z L.A. robił na pogrzebie nieznajomego z drugiego końca kraju?
Tymczasem detektyw Pryce prowadzi śledztwo w sprawie makabrycznego zabójstwa studentki, która dorabiała jako prostytutka. Choć podejrzanych jest wielu, z każdym tropem sprawa komplikuje się coraz bardziej.
Gdy drogi policjanta i młodej detektywki się krzyżują, Jessica odkrywa, że Pryce nie mówi jej wszystkiego o burzliwej historii jej rodziców.
Im bardziej zbliżają się do rozwiązania obu śledztw, tym mgła tajemnic staje się gęstsza. Morderca tylko czeka, aż zgubią drogę.


Thrillery muszą być mocne. Muszą zaskakiwać, pobudzać wyobraźnię i sprawiać, aby czytelnik mylił tropy. Sięgam po nie, gdy chcę oderwać się od romansów, miłości i wątków miłych. Dlatego w moich rękach, dla odmiany, pojawiła się nowa powieść "We mgle". Czy jest dobra? Czy sprawiła, że nie mogłam się od niej oderwać, a intryga była opisana w świetny sposób?
Jest to książka nietuzinkowa. Dlaczego? Otóż już na początku dostajemy zajawkę tego, co będzie się działo. Wręcz autorka odkrywa przed nami główny punkt akcji. Wiemy, że bohaterka została porwana i nie miała o tym pojęcia, aż do teraz. Jej tożsamość nie jest prawdziwa. Nagle poukładana rzeczywistość legnie w gruzach.
To jak zbieranie rozsypanych koralików lub układanie trudnych puzzli. Życiowa układanka mająca ukazać prawdę. Wiąże się to z cierpieniem, trudnościami i bólem. Tytuł jest bardzo adekwatny. Bohaterka jest dzieckiem we mgle, które odkrywa swoje życie.
Akcja toczy się na tyle szybko, że nie da się tej powieści odłożyć na bok i zapomnieć. Trzeba ją dokończyć, bo gdy stracimy tempo, cała magia książki może zniknąć. Niestety mogę ją wpisać w kategorię "dobra, niezniewalająca". Co mam na myśli? Chodzi mi o to, że nie poruszyła nieba i ziemi. Nie sprawiło, że wiele rzeczy mnie zaskoczyło. Nie jest przewidywalna do bólu, ale pewne schematy były dla mnie jasne. Jednak przyznaję, głośno i szczerze – dobrze się ją czytało, a czas spędzony przy lekturze nie uważam za stracony.
Co do bohaterów nie wybili się na tle postaci z innych książek, które czasem siedzą mi w głowie jeszcze długi czas. Nie uważam ich za złych, bo nie irytowali mnie i nie nudzili dialogami, ale czegoś zabrakło – prawdopodobnie tego WOW.
Myślę, że słabą stroną autorki jest budowanie napięcia, aby czytelnikiem wstrząsnęło. Biorę to z przymrużeniem oka, wiedząc, ze jest to debiut, a do debiutów powinno podchodzić się z większym dystansem. Przynajmniej ja tak robię, bo wiem, że pierwsze książki nigdy nie będą idealne. Nawet, jeśli jest to "Wojna polsko-ruska", ale o tym kiedy indziej.
Podoba mi się to, że fabuła nie była aż tak skomplikowana. Czasem autorzy w tym gatunku lubią brewerie i przesadzistość. Działa to na ich nie korzyść, bo czytelnik zaczyna się gubić. Tutaj tego nie ma, za co ogromny plus.
Dla bohaterów i ciekawej akcji jak najbardziej zachęcam Was do przeczytania tej książki. Nie oczekujcie powalenia na kolana, ale doceńcie debiut autorki. Myślę, że jest na dobrej drodze do rozwinięcia się w tym gatunku.


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Burda Książki

wtorek, lipca 07, 2020

Niedopasowani [recenzja]



Autorki: Samantha Young, Kristen Callihan
Parker Brown nie może uwierzyć, że musi wynająć chłopaka na niby.
Kiedy dostała wymarzoną pracę w nowoczesnej firmie, myślała, że trafiła do środowiska promującego myślenie postępowe. Okazało się jednak, że jej szefowi zależy na tym, żeby pracownicy mieli ustabilizowane życie osobiste. Na szczęście udało jej się znaleźć idealnego kandydata na „narzeczonego” – wykształconego młodego mężczyznę, który szuka szybkiego zarobku. Ale zamiast niego na spotkanie przychodzi jego opiekuńczy brat Rhys Morgan – wysoki, umięśniony były bokser z niewyparzonym językiem.
Rhys znajduje się pod ogromną presją. Odkąd zrezygnował z kariery bokserskiej, próbuje prowadzić podupadającą siłownię i pilnować, by jego młodszy brat Dean nie zszedł na złą drogę. Chroniąc Deana przed nim samym, Rhys idzie na spotkanie z pewną bogatą snobką, żeby powiedzieć jej, co o tym wszystkim myśli.
Okazuje się jednak, że trafił na wielką szansę. Co prawda nie znoszą się nawzajem, ale jeżeli Rhys będzie udawał chłopaka Parker, oboje na tym zyskają. Ona utrzyma swoją pracę, a on namówi jej szefa – a swojego fana – do sponsorowania siłowni.
Ale to, co zaczęło się jako prosty układ, niezwykle szybko się komplikuje.
Jaka przyszłość czeka nieokrzesanego boksera, który boi się otworzyć serce, i kobietę z wyższych sfer, która poprzysięgła sobie, że już nigdy nie zwiąże się na poważnie z żadnym mężczyzną?
Podobno przeciwieństwa się przyciągają. Ale przyciąganie między Rhysem a Parker może doprowadzić do katastrofy.

Macie ochotę czasem potrząsnąć bohaterami? Ja miałam tak przy tej książce. Chciałam złapać ich za fraki i powiedzieć, że do siebie pasują i powinni być razem. Robili wszystko na przekór, przeciągając całą akcję.
Zacznijmy jednak od początku.
Rhys Morgan przyłapuje brata szykującego się na spotkanie z poznaną przez Internet Parker. Parker jest gotowa zapłacić Deanowi za udawanie jej chłopaka, a wszystko po to, żeby nie stracić pracy. Szef Parker nalega, aby każdy z jego pracowników był ustatkowany.
Rhysowi ani trochę nie podoba się wizja brata jako chłopca do gierek, dlatego to on idzie na spotkanie. I mimo że nie zamierza wchodzić w rolę Deana. tak się jednak staje. Parker i Rhys podpisują umowę. Ona m płaci. On udaje. Myślę, że to byłoby dużo łatwiejsze, gdyby się sobie nie podobali.
Oboje są uparci i charakterni, a to dodaje pikanterii całej fabule. Ich słowne przepychanki są plusem, który rozbawia czytelnika. Ich dialogi nie były naciągane i drewniane. Nie dostaliśmy typowej historii miłosno-erotycznej boksera i ładnej kobiety. Stosunek bohaterów do siebie to przyciąganie i odpychanie. Myślimy, że już jest dobrze i będzie fajnie, a tu proszę... No jednak trzeba pogodzić się z rozczarowaniem.
Samantha Young w duecie z Kristen Callihan zrobiły świetną robotę. Chętnie sięgnęłabym po inne książki od tej pary. Byłam usatysfakcjonowana, chociaż długo kazały mi czekać na dobre chwile. Serwowały wybuchowe zwroty akcji, uwierzcie, tych nie jest mało.
Rhys uczy się od Parker, a Parker od niego. Ona zaczyna być mniej poważna, on zaczyna bardziej panować nad językiem. Są skrajnie różni, ale to właśnie definicja szczęścia, bo przecież przeciwieństwa się przyciągają. Byłoby nudno, gdyby druga osoba była naszym odbiciem lustrzanym.
Przygotujcie się na sarkazm, ironię i dużo humoru. Nie będziecie przesłodzeni scenami miłosnymi i czułościami – ich nie ma wiele, a i tak trzeba swoje odczekać. Czytałam tę książkę w pociągu i wielokrotnie wywołała u mnie uśmiech na twarzy. Nawet w miejscu publicznym nie umiałam go powstrzymać.
Serdecznie polecam. Przekonajcie się sami, czy Parker dostanie awans i czy z całego układu wyjdzie coś więcej.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Burda

środa, lipca 22, 2020

Pamiętnik szeptuchy [recenzja]



Autorka: Dorota Gąsiorowska

Chropowata niebieska okładka, ledwie widoczny rysunek jaskółki i jedno słowo: Milda.
Natasza nie ma pojęcia, dlaczego siwa zielarka Salma podarowała jej ten stary pamiętnik. Wręczając go, szeptucha powiedziała tylko: „Kiedy nadejdzie właściwy czas, zrozumiesz”.
Natasza nie planowała tej podróży. Chciała jedynie na moment wyrwać się ze stolicy, zapomnieć o toksycznej pracy i apodyktycznej matce. Ale od zagadkowego spotkania w leśnej chacie na Podlasiu dziewczyna widzi, że w jej życiu więcej jest pytań niż odpowiedzi.
Czy szeptucha rzeczywiście zna ją lepiej niż ktokolwiek inny? I skąd bierze się ta szczególna nić porozumienia łącząca Nataszę z poznanym przypadkiem Joachimem? Czy Aleks, który od początku wydawał jej się kimś wyjątkowym, pozwoli jej wytłumaczyć dwuznaczną scenę, jakiej był świadkiem?
Tymczasem zbliża się święto przesilenia. W tym pełnym magii dniu, gdy nad wodami palą się ogniska, wszystko może się wydarzyć…

Opis mnie zachwycił i dlatego sięgnęłam po najnowszą powieść Gąsiorowskiej. Nigdy wcześniej nie czytałam nic tej autorki, więc nie wiedziałam, czy jej styl pisania przypadnie mi do gustu. Szybki spoiler: przypadł.
Natasza, z wielkiego miasta, modelka chce odpocząć od stresu, pracy i apodyktycznej matki. Wyjeżdża na Podlasie. Cóż, nie będzie to niespodzianka, że świat na Podlasiu wydaje jej się zupełnie inny. Czeka na nią przyjaciółką, do której jednak nie trafia... Już na samym początku na jej drodze staje tajemnicza Salma. Bezpośrednia, starsza kobieta, która odmieni życie Nataszy.
Coś, co od razu mi się nie podobało i muszę na to zwrócić uwagę, to ekspozycja wszelkich faktów o bohaterach. Uważam, że to bezsensu, aby serwować wszystko na pierwszych stronach powieści. Autorka zaczyna od długiego monologu wewnętrznego bohaterki, która przybliża szczegóły matki i przyjaciółki. Po pierwsze – mało z tego zapamiętałam od razu, po drugie powinniśmy dowiadywać się tego na bieżąco, podczas czytania. To był mój pierwszy zarzut, ale nie zniechęcił mnie do czytania.
Miałam lekką obawę, czy Pamiętnik Szeptuchy nie będzie przypominał serii Katarzyny Bereniki Miszczuk, ale nie, zdecydowanie jest to inna historia. Barwna, ubrana w tradycje i zabobony, ciekawa i wciągająca. Przemierzamy z bohaterką lasy, wiejskie pola, zahaczamy o przeszłość i historie. To wszystko buduje świat przedstawiony, który nie pozwala odłożyć książki. Zostawiłam ją na gorący lipiec, bo lato jest idealną porą na tę powieść.
Pamiętnik Szeptuchy obfituje w liczne zwroty akcji i zbiegi okoliczności, które mają ogromny wpływ na życie Nataszy. Podejmuje ona decyzje, których nie spodziewała się w swoim życiu. Zaskakują ją losy przodków. Zmienia się perspektywa patrzenia w przyszłość.
Książka potrafi zaskoczyć czytelnika, co jest jej ogromnym plusem. Nie nudzi, nie sprawia, że ziewamy nad rozdziałami. Jednak nie sparaliżowała mnie i nie sprawiła, że odkryłam coś nowego. To książka przyjemna, wciągająca i jestem pewna, że licznym czytelnikom polskich autorek przypadnie do gustu.
Ze swojej strony mogę zapewnić, że bardzo polubiłam Nataszę i długość tej powieści nie sprawiła, że historia na ty ucierpiała. Myślę, że to była optymalna ilość, by dopełnić całość. Nie przestraszcie się tego, zarykujcie. Pamiętnik Szeptuchy może Was oczarować, tak jak oczarował i zaciekawił mnie.

Za możliwość recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak

poniedziałek, lipca 13, 2020

We mgle [recenzja]



Zaginieni dzielą się na martwych i na tych, którzy nie chcą zostać znalezieni. A także na tych, którzy nawet nie wiedzą, że zaginęli.
Jessica Shaw, prywatna detektywka, przywykła do anonimowych cynków. Ale ten wprawia ją w osłupienie: na zdjęciu przedstawiającym porwaną dwadzieścia pięć lat temu trzylatkę rozpoznaje… samą siebie. To jednak dopiero początek sekretów. Gdy w poszukiwaniu prawdy o swojej przeszłości Jessica udaje się do mrocznej części Los Angeles, zaskoczona odkrywa, że w noc jej zniknięcia zamordowano jej biologiczną matkę. Zabójca nigdy nie został ujęty, a w toczonym wówczas śledztwie jest wiele niejasności.
Błyskotliwa, bezczelna i nabuzowana adrenaliną – taka jest Jessica Shaw, bohaterka nowej serii, i taki jest debiut Lisy Gray.
Kluczem do rozwiązania zagadki jest Jason Pryce, weteran policji w Los Angeles, którego Jessica pamięta jeszcze z pogrzebu ojca. Co gliniarz z L.A. robił na pogrzebie nieznajomego z drugiego końca kraju?
Tymczasem detektyw Pryce prowadzi śledztwo w sprawie makabrycznego zabójstwa studentki, która dorabiała jako prostytutka. Choć podejrzanych jest wielu, z każdym tropem sprawa komplikuje się coraz bardziej.
Gdy drogi policjanta i młodej detektywki się krzyżują, Jessica odkrywa, że Pryce nie mówi jej wszystkiego o burzliwej historii jej rodziców.
Im bardziej zbliżają się do rozwiązania obu śledztw, tym mgła tajemnic staje się gęstsza. Morderca tylko czeka, aż zgubią drogę.


Thrillery muszą być mocne. Muszą zaskakiwać, pobudzać wyobraźnię i sprawiać, aby czytelnik mylił tropy. Sięgam po nie, gdy chcę oderwać się od romansów, miłości i wątków miłych. Dlatego w moich rękach, dla odmiany, pojawiła się nowa powieść "We mgle". Czy jest dobra? Czy sprawiła, że nie mogłam się od niej oderwać, a intryga była opisana w świetny sposób?
Jest to książka nietuzinkowa. Dlaczego? Otóż już na początku dostajemy zajawkę tego, co będzie się działo. Wręcz autorka odkrywa przed nami główny punkt akcji. Wiemy, że bohaterka została porwana i nie miała o tym pojęcia, aż do teraz. Jej tożsamość nie jest prawdziwa. Nagle poukładana rzeczywistość legnie w gruzach.
To jak zbieranie rozsypanych koralików lub układanie trudnych puzzli. Życiowa układanka mająca ukazać prawdę. Wiąże się to z cierpieniem, trudnościami i bólem. Tytuł jest bardzo adekwatny. Bohaterka jest dzieckiem we mgle, które odkrywa swoje życie.
Akcja toczy się na tyle szybko, że nie da się tej powieści odłożyć na bok i zapomnieć. Trzeba ją dokończyć, bo gdy stracimy tempo, cała magia książki może zniknąć. Niestety mogę ją wpisać w kategorię "dobra, niezniewalająca". Co mam na myśli? Chodzi mi o to, że nie poruszyła nieba i ziemi. Nie sprawiło, że wiele rzeczy mnie zaskoczyło. Nie jest przewidywalna do bólu, ale pewne schematy były dla mnie jasne. Jednak przyznaję, głośno i szczerze – dobrze się ją czytało, a czas spędzony przy lekturze nie uważam za stracony.
Co do bohaterów nie wybili się na tle postaci z innych książek, które czasem siedzą mi w głowie jeszcze długi czas. Nie uważam ich za złych, bo nie irytowali mnie i nie nudzili dialogami, ale czegoś zabrakło – prawdopodobnie tego WOW.
Myślę, że słabą stroną autorki jest budowanie napięcia, aby czytelnikiem wstrząsnęło. Biorę to z przymrużeniem oka, wiedząc, ze jest to debiut, a do debiutów powinno podchodzić się z większym dystansem. Przynajmniej ja tak robię, bo wiem, że pierwsze książki nigdy nie będą idealne. Nawet, jeśli jest to "Wojna polsko-ruska", ale o tym kiedy indziej.
Podoba mi się to, że fabuła nie była aż tak skomplikowana. Czasem autorzy w tym gatunku lubią brewerie i przesadzistość. Działa to na ich nie korzyść, bo czytelnik zaczyna się gubić. Tutaj tego nie ma, za co ogromny plus.
Dla bohaterów i ciekawej akcji jak najbardziej zachęcam Was do przeczytania tej książki. Nie oczekujcie powalenia na kolana, ale doceńcie debiut autorki. Myślę, że jest na dobrej drodze do rozwinięcia się w tym gatunku.


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Burda Książki

wtorek, lipca 07, 2020

Niedopasowani [recenzja]



Autorki: Samantha Young, Kristen Callihan
Parker Brown nie może uwierzyć, że musi wynająć chłopaka na niby.
Kiedy dostała wymarzoną pracę w nowoczesnej firmie, myślała, że trafiła do środowiska promującego myślenie postępowe. Okazało się jednak, że jej szefowi zależy na tym, żeby pracownicy mieli ustabilizowane życie osobiste. Na szczęście udało jej się znaleźć idealnego kandydata na „narzeczonego” – wykształconego młodego mężczyznę, który szuka szybkiego zarobku. Ale zamiast niego na spotkanie przychodzi jego opiekuńczy brat Rhys Morgan – wysoki, umięśniony były bokser z niewyparzonym językiem.
Rhys znajduje się pod ogromną presją. Odkąd zrezygnował z kariery bokserskiej, próbuje prowadzić podupadającą siłownię i pilnować, by jego młodszy brat Dean nie zszedł na złą drogę. Chroniąc Deana przed nim samym, Rhys idzie na spotkanie z pewną bogatą snobką, żeby powiedzieć jej, co o tym wszystkim myśli.
Okazuje się jednak, że trafił na wielką szansę. Co prawda nie znoszą się nawzajem, ale jeżeli Rhys będzie udawał chłopaka Parker, oboje na tym zyskają. Ona utrzyma swoją pracę, a on namówi jej szefa – a swojego fana – do sponsorowania siłowni.
Ale to, co zaczęło się jako prosty układ, niezwykle szybko się komplikuje.
Jaka przyszłość czeka nieokrzesanego boksera, który boi się otworzyć serce, i kobietę z wyższych sfer, która poprzysięgła sobie, że już nigdy nie zwiąże się na poważnie z żadnym mężczyzną?
Podobno przeciwieństwa się przyciągają. Ale przyciąganie między Rhysem a Parker może doprowadzić do katastrofy.

Macie ochotę czasem potrząsnąć bohaterami? Ja miałam tak przy tej książce. Chciałam złapać ich za fraki i powiedzieć, że do siebie pasują i powinni być razem. Robili wszystko na przekór, przeciągając całą akcję.
Zacznijmy jednak od początku.
Rhys Morgan przyłapuje brata szykującego się na spotkanie z poznaną przez Internet Parker. Parker jest gotowa zapłacić Deanowi za udawanie jej chłopaka, a wszystko po to, żeby nie stracić pracy. Szef Parker nalega, aby każdy z jego pracowników był ustatkowany.
Rhysowi ani trochę nie podoba się wizja brata jako chłopca do gierek, dlatego to on idzie na spotkanie. I mimo że nie zamierza wchodzić w rolę Deana. tak się jednak staje. Parker i Rhys podpisują umowę. Ona m płaci. On udaje. Myślę, że to byłoby dużo łatwiejsze, gdyby się sobie nie podobali.
Oboje są uparci i charakterni, a to dodaje pikanterii całej fabule. Ich słowne przepychanki są plusem, który rozbawia czytelnika. Ich dialogi nie były naciągane i drewniane. Nie dostaliśmy typowej historii miłosno-erotycznej boksera i ładnej kobiety. Stosunek bohaterów do siebie to przyciąganie i odpychanie. Myślimy, że już jest dobrze i będzie fajnie, a tu proszę... No jednak trzeba pogodzić się z rozczarowaniem.
Samantha Young w duecie z Kristen Callihan zrobiły świetną robotę. Chętnie sięgnęłabym po inne książki od tej pary. Byłam usatysfakcjonowana, chociaż długo kazały mi czekać na dobre chwile. Serwowały wybuchowe zwroty akcji, uwierzcie, tych nie jest mało.
Rhys uczy się od Parker, a Parker od niego. Ona zaczyna być mniej poważna, on zaczyna bardziej panować nad językiem. Są skrajnie różni, ale to właśnie definicja szczęścia, bo przecież przeciwieństwa się przyciągają. Byłoby nudno, gdyby druga osoba była naszym odbiciem lustrzanym.
Przygotujcie się na sarkazm, ironię i dużo humoru. Nie będziecie przesłodzeni scenami miłosnymi i czułościami – ich nie ma wiele, a i tak trzeba swoje odczekać. Czytałam tę książkę w pociągu i wielokrotnie wywołała u mnie uśmiech na twarzy. Nawet w miejscu publicznym nie umiałam go powstrzymać.
Serdecznie polecam. Przekonajcie się sami, czy Parker dostanie awans i czy z całego układu wyjdzie coś więcej.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Burda