środa, stycznia 29, 2020

Tylko bądź przy mnie [recenzja]

  
Ona boi się miłości.
Ale jeszcze bardziej boi się, że straci tego chłopaka...
Z Luką Sage była szczęśliwsza niż kiedykolwiek w życiu. Pokazał jej, co to znaczy ufać, żyć i kochać. Ale ciemna przeszłość Sage dopadła ją i zniszczyła wspólne szczęście.
Nawet po dramatycznym rozstaniu Sage nie może zapomnieć o Luce, bez względu na to, jak bardzo się stara. Każdego dnia odczuwa jego brak. Ale wtedy on pojawia się nagle u jej drzwi i prosi, by wróciła. Czy pomimo tego wszystkiego, co zaszło między nimi, mają szansę na nowy początek?

W sierpniu zachwycałam się Jednak mnie kochaj, która sprawiła, że moje serce wariowało z emocji, a końcówka książki rozbiła mnie na dobre. Autorka długo kazała nam czekać na kolejną część. Długo, z połamanym sercem, choć wiem, że mogło to potrwać lata.
Ale jednak już teraz spotykamy się z Sage i Lucą w drugim tomie ich historii – Tylko bądź przy mnie.
Zostałam wrzucona na głęboką wodę, gdzie tonęłam pod ilością emocji. Pierwszy rozdział, pierwsza impreza, na której pojawia się Sage i Luca – jednocześnie, ale osobno, nie jako para i on z inną dziewczyną u boku, sprawiły, że żołądek zaciskał mi się z nerwów. Kibicowałam Sage od samego początku, gdy tylko poznałam jej przeszłość. Niesamowicie dużo przeżyła, ale Luca o wielu rzeczach nie wie. Przeszłość nie tylko zostawiła ślady w sercu Sage, ale i powraca do niej z ogromną siłą, pukając... do jej drzwi.
Przyznaję, że na Lucę potrafiłam być zła. Zachowywał się na tyle okropnie, że miałam ochotę nim potrząsnąć i wykrzyczeć, aby się ogarnął. Autorka nie chciała, abyśmy go znienawidzili, dlatego jego zachowanie często się zmieniało, żebyśmy dostrzegali w nim dawnego, zakochanego w Sage chłopaka.
Tylko bądź przy mnie to prawdziwa sinusoida emocji. Nie oderwiecie się od tej książki, tylko za wszelką cenę będziecie chcieli poznać zakończenie. Przyznaję, że przeczytanie tej powieści zajęło mi cały dzień, nawet nie do końca. Musiałam. Inaczej stresowałabym się, czy bohaterowie nareszcie ze sobą porozmawiają.
Huragan uczuć i emocji wtargnie do waszego świata, gdy dacie się zapomnieć i zatoniecie w losach Sage i Luci. Bohaterka zostaje ukazana jako silna dziewczyna, która musi sobie radzić na własną rękę, jednocześnie chroniąc swój sekret i rodzinę, na której wiele by się odbiło. Istotne jest, by ukazywać kobiety jako zaradne i nie potrzebujące przy sobie zawsze rycerza na białym koniu. Więc kiedy Luca odwraca się od Sage, choć nie wie, co ją spotkało, ona idzie dalej, próbując zebrać swoje życie w całość, kawałek po kawałku.
Z każdym kolejnym rozdziałem widać, jak wiele pracy włożyła w książkę autorka. Nasycona tyloma emocjami powieść nie może być zła – zwłaszcza tak świetnie napisana, jeśli chodzi o styl. Będziecie czuć żal, smutek, złość, ale uwierzcie mi, warto. Warto, bo jest to młodzieżówka, która od A do Z została napisana z dbałością o uczucia, świat przedstawiony i bohaterów. Niewiele na rynku powieści młodzieżowych, które wzbudzą tak silne emocje, a na dodatek są dobrze napisane. Ta jest i polecam ją Wam serdecznie, żałując niestety, że jest to ostatnia część historii Sage i Luci.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Jaguar

poniedziałek, stycznia 20, 2020

Zapach goździków [recenzja]


Święta rozgrzeją nawet najbardziej skute lodem serca.
Gdy w pewien zimny, grudniowy dzień Arkadiusz dostaje telefon od dawnego znajomego, nie kryje zdziwienia. Nie rozmawiali przecież od czterdziestu lat… Zgadza się jednak na spotkanie. Wśród zapachu goździków i pomarańczy, w warszawskiej restauracji Prowansja rozmawiają o winnicy w Alzacji, którą odziedziczył przyjaciel Arkadiusza.
Tymczasem trwają przygotowania do wigilii. Jak co roku u Arkadiusza spotykają się najważniejsi dla niego ludzie – rodzina, była żona, dzieci i przyjaciele. Bo przecież te wyjątkowe dni zawsze chcemy dzielić z najbliższymi.

Wiem, że daleko już i święta za nami, ale dalej trwamy w styczniu, w zimie i książki świąteczne nie są zakazane, prawda? Dlatego też przychodzę do Was z kolejną recenzją takiej powieści. Tym razem spróbuję Wam przybliżyć Zapach goździków.
Pierwszy raz skusiłam się na tyle świątecznych historii w grudniu i styczniu. Nie sądziłam, że kiedyś będę miała okazję, ale lubię polskie książki i często mnie zaskakują, więc czemu miałabym nie spróbować?
Niestety, chciałabym napisać, że Zapach goździków sprawił mi radość, umilił czas i został w mojej pamięci, ale tak nie było. Mimo to jest stawiam też plusa. Dlaczego? Bo autorka skupiła się na losach niewielu bohaterów i było łatwiej ich zapamiętać. Zupełnie nie mam pojęcia, dlaczego autorki tych świątecznych książek, prawie jak jeden mąż, postawiły na sagi rodzinne. Moim zdaniem to strzał w kolano, bo jeśli decydują się na jednotomową opowieść na święta, to nie są w stanie poruszyć wszystkich problemów rodzin, stworzyć ich realne wizerunki. Robią to powierzchownie, przez co czytelnik nie ma jak zżyć się z bohaterami, bo nic go do nich nie przyciąga. Tym razem nie było najgorzej, a naszkicowane postacie nie wydawały się aż tak bezbarwne.
Zanim przejdę do wad, wspomnę jeszcze o tle, które stworzyła Agnieszka Lis. Czytając tę książkę, mamy ochotę włączyć spokojną muzykę, najlepiej filmową, wyciągnąć się w fotelu i wypić kieliszek dobrego wina. Autorka kusi smakiem, zapachem, wyobrażeniem. Jest to niebywała uczta i bardzo przyjemnie czytało się opisy wina.
Twórczość Agnieszki Lis dotąd była mi nieznana i dopiero teraz mogłam poznać jej styl pisania. Uważam, że bardzo dobrze poradziła sobie z nadaniem lekkości całej historii, dzięki temu jeszcze szybciej przeczytałam tę książkę.
Ale czy coś więcej z niej zapamiętałam? Niewiele. Za to bardzo się wynudziłam i cały czas, do samego końca, oczekiwałam zwrotu akcji, ciekawego wydarzenia, które przyciągnie moją uwagę. Nic podobnego nie nastąpiło. Ziewając, przewracałam kartkę za kartką i nie dostawałam niczego, dosłownie, niczego. Nie ma ŻADNEJ istotnej kwestii, która zapadłaby mi w pamięć i którą mogłabym tu przytoczyć, żeby zachęcić Was do przeczytania tej książki. Nie chcę tego robić. Moim zdaniem nie warto tracić czasu.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona

środa, stycznia 29, 2020

Tylko bądź przy mnie [recenzja]

  
Ona boi się miłości.
Ale jeszcze bardziej boi się, że straci tego chłopaka...
Z Luką Sage była szczęśliwsza niż kiedykolwiek w życiu. Pokazał jej, co to znaczy ufać, żyć i kochać. Ale ciemna przeszłość Sage dopadła ją i zniszczyła wspólne szczęście.
Nawet po dramatycznym rozstaniu Sage nie może zapomnieć o Luce, bez względu na to, jak bardzo się stara. Każdego dnia odczuwa jego brak. Ale wtedy on pojawia się nagle u jej drzwi i prosi, by wróciła. Czy pomimo tego wszystkiego, co zaszło między nimi, mają szansę na nowy początek?

W sierpniu zachwycałam się Jednak mnie kochaj, która sprawiła, że moje serce wariowało z emocji, a końcówka książki rozbiła mnie na dobre. Autorka długo kazała nam czekać na kolejną część. Długo, z połamanym sercem, choć wiem, że mogło to potrwać lata.
Ale jednak już teraz spotykamy się z Sage i Lucą w drugim tomie ich historii – Tylko bądź przy mnie.
Zostałam wrzucona na głęboką wodę, gdzie tonęłam pod ilością emocji. Pierwszy rozdział, pierwsza impreza, na której pojawia się Sage i Luca – jednocześnie, ale osobno, nie jako para i on z inną dziewczyną u boku, sprawiły, że żołądek zaciskał mi się z nerwów. Kibicowałam Sage od samego początku, gdy tylko poznałam jej przeszłość. Niesamowicie dużo przeżyła, ale Luca o wielu rzeczach nie wie. Przeszłość nie tylko zostawiła ślady w sercu Sage, ale i powraca do niej z ogromną siłą, pukając... do jej drzwi.
Przyznaję, że na Lucę potrafiłam być zła. Zachowywał się na tyle okropnie, że miałam ochotę nim potrząsnąć i wykrzyczeć, aby się ogarnął. Autorka nie chciała, abyśmy go znienawidzili, dlatego jego zachowanie często się zmieniało, żebyśmy dostrzegali w nim dawnego, zakochanego w Sage chłopaka.
Tylko bądź przy mnie to prawdziwa sinusoida emocji. Nie oderwiecie się od tej książki, tylko za wszelką cenę będziecie chcieli poznać zakończenie. Przyznaję, że przeczytanie tej powieści zajęło mi cały dzień, nawet nie do końca. Musiałam. Inaczej stresowałabym się, czy bohaterowie nareszcie ze sobą porozmawiają.
Huragan uczuć i emocji wtargnie do waszego świata, gdy dacie się zapomnieć i zatoniecie w losach Sage i Luci. Bohaterka zostaje ukazana jako silna dziewczyna, która musi sobie radzić na własną rękę, jednocześnie chroniąc swój sekret i rodzinę, na której wiele by się odbiło. Istotne jest, by ukazywać kobiety jako zaradne i nie potrzebujące przy sobie zawsze rycerza na białym koniu. Więc kiedy Luca odwraca się od Sage, choć nie wie, co ją spotkało, ona idzie dalej, próbując zebrać swoje życie w całość, kawałek po kawałku.
Z każdym kolejnym rozdziałem widać, jak wiele pracy włożyła w książkę autorka. Nasycona tyloma emocjami powieść nie może być zła – zwłaszcza tak świetnie napisana, jeśli chodzi o styl. Będziecie czuć żal, smutek, złość, ale uwierzcie mi, warto. Warto, bo jest to młodzieżówka, która od A do Z została napisana z dbałością o uczucia, świat przedstawiony i bohaterów. Niewiele na rynku powieści młodzieżowych, które wzbudzą tak silne emocje, a na dodatek są dobrze napisane. Ta jest i polecam ją Wam serdecznie, żałując niestety, że jest to ostatnia część historii Sage i Luci.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Jaguar

poniedziałek, stycznia 20, 2020

Zapach goździków [recenzja]


Święta rozgrzeją nawet najbardziej skute lodem serca.
Gdy w pewien zimny, grudniowy dzień Arkadiusz dostaje telefon od dawnego znajomego, nie kryje zdziwienia. Nie rozmawiali przecież od czterdziestu lat… Zgadza się jednak na spotkanie. Wśród zapachu goździków i pomarańczy, w warszawskiej restauracji Prowansja rozmawiają o winnicy w Alzacji, którą odziedziczył przyjaciel Arkadiusza.
Tymczasem trwają przygotowania do wigilii. Jak co roku u Arkadiusza spotykają się najważniejsi dla niego ludzie – rodzina, była żona, dzieci i przyjaciele. Bo przecież te wyjątkowe dni zawsze chcemy dzielić z najbliższymi.

Wiem, że daleko już i święta za nami, ale dalej trwamy w styczniu, w zimie i książki świąteczne nie są zakazane, prawda? Dlatego też przychodzę do Was z kolejną recenzją takiej powieści. Tym razem spróbuję Wam przybliżyć Zapach goździków.
Pierwszy raz skusiłam się na tyle świątecznych historii w grudniu i styczniu. Nie sądziłam, że kiedyś będę miała okazję, ale lubię polskie książki i często mnie zaskakują, więc czemu miałabym nie spróbować?
Niestety, chciałabym napisać, że Zapach goździków sprawił mi radość, umilił czas i został w mojej pamięci, ale tak nie było. Mimo to jest stawiam też plusa. Dlaczego? Bo autorka skupiła się na losach niewielu bohaterów i było łatwiej ich zapamiętać. Zupełnie nie mam pojęcia, dlaczego autorki tych świątecznych książek, prawie jak jeden mąż, postawiły na sagi rodzinne. Moim zdaniem to strzał w kolano, bo jeśli decydują się na jednotomową opowieść na święta, to nie są w stanie poruszyć wszystkich problemów rodzin, stworzyć ich realne wizerunki. Robią to powierzchownie, przez co czytelnik nie ma jak zżyć się z bohaterami, bo nic go do nich nie przyciąga. Tym razem nie było najgorzej, a naszkicowane postacie nie wydawały się aż tak bezbarwne.
Zanim przejdę do wad, wspomnę jeszcze o tle, które stworzyła Agnieszka Lis. Czytając tę książkę, mamy ochotę włączyć spokojną muzykę, najlepiej filmową, wyciągnąć się w fotelu i wypić kieliszek dobrego wina. Autorka kusi smakiem, zapachem, wyobrażeniem. Jest to niebywała uczta i bardzo przyjemnie czytało się opisy wina.
Twórczość Agnieszki Lis dotąd była mi nieznana i dopiero teraz mogłam poznać jej styl pisania. Uważam, że bardzo dobrze poradziła sobie z nadaniem lekkości całej historii, dzięki temu jeszcze szybciej przeczytałam tę książkę.
Ale czy coś więcej z niej zapamiętałam? Niewiele. Za to bardzo się wynudziłam i cały czas, do samego końca, oczekiwałam zwrotu akcji, ciekawego wydarzenia, które przyciągnie moją uwagę. Nic podobnego nie nastąpiło. Ziewając, przewracałam kartkę za kartką i nie dostawałam niczego, dosłownie, niczego. Nie ma ŻADNEJ istotnej kwestii, która zapadłaby mi w pamięć i którą mogłabym tu przytoczyć, żeby zachęcić Was do przeczytania tej książki. Nie chcę tego robić. Moim zdaniem nie warto tracić czasu.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona