wtorek, czerwca 16, 2020

Dream again [recenzja]


Autorka: Mona Kasten

Jude Livingston straciła wszystko: oszczędności, dumę i marzenia o karierze aktorskiej. Załamana, przeprowadza się do brata do Woodshill, a tam spotyka nie kogo innego, jak Blake’a Andrewsa. Jude i Blake byli parą, póki dziewczyna nie postanowiła wyjechać do Los Angeles i zostawić Blake’a, czego ten nigdy jej nie wybaczył. Jude szybko dostrzega, że miejsce dawniej pogodnego chłopaka zajął złamany mężczyzna. I choć wzajemne przyciąganie jest równie silne, jak dawniej, muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, czy są gotowi ponownie zaryzykować…

Po Monę Kasten sięgnę zawsze. Każda z jej książek stoi na mojej półce i przypomina mi dobre chwilę spędzone z nimi. Trzykrotnie miałam przyjemność patronować jej powieściom, z czego jestem dumna, bo wiem, że podpisuję się imieniem pod czymś, co jest dobre, ciekawe i świetnie napisane.
Gdy tylko zobaczyłam, że w nowościach pojawiła się "Dream Again", nie mogłam sobie darować. Opowieść o Blake'u i Jude pochłonęłam w jeden dzień, zalewając się łzami. Mój żołądek fikał koziołka, a serce biło jak oszalałe. Takich emocji nie czułam dość dawno. Było wspaniale móc przeżyć historię, wywołującą dreszcze. Kibicowałam tej parze od samego początku.
Jude przyjeżdża do domu brata, w którym mieszka jej były chłopak. Niestety nie jest on przyjaźnie nastawiony i nawet mu się nie dziwię. Jude rzuciła go, by robić karierę w Hollywood. Nie zostaje nam wyjaśnione, jak to zrobiła i dlaczego kariera jej nie wyszła. Tego dowiadujemy się w trakcie historii i uwierzcie, jest to duży zwrot akcji. W międzyczasie autorka wplątuje retrospekcje związaną z początkami relacji bohaterów. Znają się od dziecka, bo mieszkali obok siebie, a Blake jest najlepszym przyjacielem Ezry (brata Jude).
Ta powieść to rollercoaster emocji i wiem, że pewnie już to gdzieś słyszeliście. Jednak trudno inaczej określić uczucia, jakie nam towarzyszą przy czytaniu, a zmieniają się one bardzo szybko. Zachowanie Blake'a wobec Jude sprawiało, że niewidzialna ręka zaciskała się na mojej szyi. Lubiłam ich oboje od początku i musiałam brać pod uwagę fakt, że Blake został zraniony.
Jeśli czytaliście coś od Kasten, to uważam, że jest to najlepsza część tej serii, zaraz po Begin Again. Wcześniejsze powieści były również dobre, ale pod względem emocji, ta jest niesamowita. Z jednej strony nie chciałam kończyć książki, a z drugiej nie mogłam jej odłożyć. Styl pisania Kasten jest tak dobry, lekki, a zarazem trafnie opisujący uczucia, że zasługuje na kolejną pochwałę ode mnie. Nie, żebym była specem, ale uważam, że to jak pisze autor, jest bardzo ważne. Kasten jest świetną pisarką i jej książki dla młodzieży, kompletnie trafiają do mojego serca. Chciałabym Was bardzo zachęcić do zapoznania się z jej twórczością, bo przyprawi Was o zawrót głowy. Pamiętajcie, każda część jest osobnym tomem, ale łączą ich bohaterowie z jednego uniwersum. Możecie czytać to w różnej kolejności, bez obaw.
Mam wrażenie, że jej historie przypominają nieco serial. Wiecie, taki z ameryki, jak to amerykański sen. Jest idealnie, aż czas na dramę. Tak było w przypadku Jude i Blake'a. Czekało ich mnóstwo potyczek, kłótni, wyjaśnień, ale gdy już byli razem, robiło się cieplej na sercu. Nie będę ukrywać, że trochę zakochałam się w Blake'u i chciałabym takiego w rzeczywistości ;). Ach, zazdroszczę Jude.
Polecam. Oczywiście, że polecam i mam nadzieję, że się skusicie.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Jaguar

sobota, czerwca 06, 2020

Papierowy mag [recenzja]


Autor: Charlie N. Holmberg
Ceony Twill całe swoje życie marzyła o tym, aby zostać Wytapiaczem – specjalistką od magii metalu. Zdeterminowana ukończyła Szkołę Magów Tagis Praff z wyróżnieniem. Nie tak wyobrażała sobie jednak dalszy rozwój kariery.
Okazuje się, że brakuje magów władających magią papieru. Wobec tego szkoła musi wyznaczyć jedną osobę, która zostanie skierowana na staż do papierowego maga, by kontynuować specjalizację pod jego czujnym okiem.
Takim sposobem ambitna, choć zrezygnowana Ceony trafia do ekscentrycznego Emery’ego Thane’a. Dzięki niemu zaczyna jej się podobać wizja zostania Składaczem. Jednak dobra passa nie trwa długo. Ceony szybko przekonuje się, że istnieje też magia zakazana. Jej nauczyciel pada ofiarą Wycinacza. Od teraz młoda praktykantka jest zdana tylko na siebie. Zaczyna niebezpieczną walkę z nieznanymi wcześniej mocami.


Harry Potter w wersji damskiej? Magia, zakazane korytarze i moc, dość nietypowa i już mało popularna.
Gdy sięgałam po Papierowy Mag, nie mogłam porównać tej książki do sławnej serii Rowling, gdyż jej nie czytałam. Może klimaty i podobne, ale historia inna i równie warta uwagi.
Ceony ma dziewiętnaście lat i tak jak nasi licealiści, wybiera ścieżkę rozwoju, która pomoże jej wybrać zawód. W tym przypadku magiczny zawód. Ceony chciała wybrać sobie inną specjalizację, ale zostało jej przydzielone zajęcie się papierem. Otóż Składaczy jest jak kot napłakał. Smętna i nieprzekonana zaczyna swoją praktykę u u maga Thane'a. Musi trochę minąć, zanim ujrzy światełko w tunelu i uzna, że to, czym się zajmuje nie jest najgorsze.
Nie jestem specjalistką od fantastyki, ale tę książkę przypisałabym do lekkiego odłamu tego gatunku. Jest cienka, świat nie został w niej aż tak rozbudowany. Jest dobrze napisana i czyta się ja przyjemnie, to muszę przyznać. Nie wymaga od nas zapamiętywania specyficznych nazw. W rzeczywistości jest to lektura dla młodszych czytelników i tak też do niej podchodziłam.
Bohaterowie Papierowego Maga są bohaterami żywymi na kartach powieści. Zyskują sympatię, chce im się kibicować. Jestem zdumiona tym, jak bardzo polubiłam Ceony, choć na początku trochę mnie denerwowała. Zdecydowanie ma charakterek, ale to dobrze, w takim życiu magów jest to przydatne.
Czy czegoś zabrakło? Tak, tej iskry. Może w historii postaci? W ich charakterystyce? A może w przekroju całej fabuły? Książka na moje oko nie traci na tym, bo podobała mi się i byłam zaciekawiona historią do samego końca, ale nie poczułam dreszczu, czy wstrząsu.
Świat przedstawiony opiera się na schemacie, utartym już przez innych autorów. Trudno stworzyć coś powalającego, wyobrażam sobie. Nie mam jednak pretensji. Jestem zadowolona z całości i uważam, że młodzi czytelnicy nie będą zawiedzeni. To historia pełna barw, a te barwy są emocjami, jakie odczuwamy.
Akcja za akcją nie pozwala odłożyć książki na bok. Uwielbiam, jak autor dba o tempo fabuły. Jeśli dużo się dzieje, są małe szanse na nudę. Zwłaszcza, jeśli autor trzyma rękę na pulsie i nie wprowadza chaosu.
Nie obawiajcie się, tu go nie znajdziecie. Polecam serdecznie.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu

środa, czerwca 03, 2020

Zapomnij, że istniałem [recenzja]


Autorka: Beata Majewska
Trzydziestoletnia Luiza Mleczko, panna, mieszkanka wsi, kobieta nieco sztywna i pryncypialna, ale szalenie elegancka i zadbana, uparta, pyskata i rezolutna, na dodatek urzędniczka (sołtyska) i Rafał Snarski, „emerytowany” bokser i gangster, który zaszywa się w wiosce, by uciec przed całym światem, człowiek szorstki, nieprzyjemny, skrzywdzony okrutnie przez los. Ta dwójka od początku, od pierwszego spotkania, prowadzi nieustanną walkę między sobą. Czas pokaże, czy Luizka, zaręczona z gminnym sekretarzem, poczuje miętę do łobuza…

Najgorsza książka 2020 roku? Oto jest. Wtargnęła na salonu z impetem, a ja dałam autorce szanse po znienawidzonej przeze mnie serii "Najlepszy powód, by żyć". Pamiętam, jak dziś, że była to dla mnie ciężka przeprawa, ale pomyślałam... Kurczę, autorka jest poczytna, więc może spróbuję z nową powieścią. Zapowiadało się dobrze – po opisie i okładce, a jednak gdy zmierzyłam się z pierwszymi stronami książki, radość odeszła w zapomnienie.
Tutaj wszystko jest nie tak. A może taki był zamysł? Uważam, że opis nie nakierowuje nas na takie wydarzenia. Nie tego oczekiwałam sięgając po "Zapomnij, że istniałem". Był to błąd, z którym się zmierzyłam i teraz powiem Wam, dlaczego uważam, że nie warto czytać tej książki. Ba, uważam, że trzeba o niej zapomnieć.
Autorka nie pamiętała o czymś takim jak akcja i chemia. Kompletnie pominęła relacje bohaterów i zostawiła nas na pastwę wsi. Dosłownie. Słuchamy setek plotek, czytamy idiotyczne dialogi, a wśród tego wszystkiego na polu łąki z krowami tańczy gangster po przejściach. Fajnie, nie? Kuriozalnie, dziwnie, groteskowo, ale niezabawnie. Czułam zażenowanie z każdą kolejną stroną. Teraz, pisząc recenzję, ta historia odżyła w mojej głowie i przypomniała mi, jak źle się przy niej czułam. "Zapomnij, że istniałem" jest książką o NICZYM. Będę to podkreślać, ale naprawdę tak jest. Ani trochę nieprzemyślana fabuła, brak charakterystyki bohaterów, wątki nudne jak flaki z olejem. Co mnie obchodzą ploteczki na wsi zabitej dechami? Książka zapowiadała się jako romans, nie jako pamiętnik mieszkańców owej wsi. Tak, nie pamiętam jej nazwy, bo nie chcę pamiętać większości faktów związanych z tą powieścią.
W jednej z opinii, którą czytałam na temat "Zapomnij, że istniałem", padło stwierdzenie, że historia przypomina "M jak miłość". I wiecie co? Uwielbiam ten serial, świetnie się przy nim bawię i jest tam więcej dramatów, emocji i ambitniejszych dialogów niż we wspominanej książce. Przysięgam, że Barbara Mostowiak ma lepsze poczucie humoru niż Luizka Mleczko.
Jestem rozczarowana, a książka była jakąś porażką i nie polecam jej nikomu. Nie lubię dzielić się z Wami negatywnymi opiniami. Może wśród Was są czytelnicy, którym podobała się ta książka i ja chętnie poznam Wasze zdanie, ale ze swojego punktu widzenia nie jestem w stanie wyciągnąć żadnego, pozytywnego argumentu. Przykro mi i mam nadzieję, że owy tytuł szybko wyleci mi z pamięci.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Jaguar

wtorek, czerwca 02, 2020

Lista, która zmieniła moje życie [recenzja]


Autorka: Olivia Beirne
Georgia kocha wino, programy reality show i siedzenie na kanapie po pracy. Nie znosi wysokości, sprawdzania swojego konta bankowego, chodzenia na randki oraz aktywności, do których wymagany jest sportowy stanik. I nigdy, przenigdy nie podejmuje żadnego ryzyka. Aż do chwili, kiedy jej piękna i odważna siostra zdaje sobie sprawę, że nie zdoła odhaczyć wszystkiego ze swojej „Listy Rzeczy Do Zrobienia Przed Trzydziestką“ i prosi Georgię o pomoc. Georgia ma zaledwie kilka miesięcy, by zmienić swoje życie i dokończyć zadania z listy. Czy będzie na tyle odważna, by dla swojej siostry zaryzykować wszystko? Czy jej życie zmieni się pod wpływem listy? Jedna z najzabawniejszych książek, jaką miałam okazję czytać w ostatnim czasie.

Gdy brałam się za tę książkę, sądziłam, że przepłaczę na niej dni i noce. Nic podobnego! Zaskoczyła mnie pozytywną fabułą i nadzieją, która pozostała po lekturze.
Jedna prośba może zmienić całe życie. Główna bohaterka szybko się o tym przekonała, gdy obiecując siostrze, zaczęła spełniać jej listę. Na liście pojawiły się rzeczy, sytuacje, na które Georgia by się sama nie szarpnęła. Nie postawiłaby odważnego kroku i nie zawalczyła o przyszłość. Żyła z dnia na dzień – jak w serialu albo telenoweli. Nic specjalnego nie zaskakiwało jej i to martwiło jej siostrę, która odkryła, że jest chora na stwardnienie rozsiane. Taką informację dostajemy już na samym początku, ale mimo to nie czuć smutku przez resztę książki. Cały czas jest radość i nadzieja.
Georgia wzięła inicjatywę we własne ręce i wtedy odkryła dobre strony świata. Zaczęła inaczej patrzeć na pracę, ludzi, którzy ją otaczali i nauczyła się ryzykować. Bo gdyby nie zaryzykowała, nie poszłaby na randkę z internetu i nie poznała JEGO. Jednak nie dajcie się zwieść, ponieważ tutaj nie wątek miłosny jest najważniejszy. Gdy czytałam tę powieść, miałam nieodparte wrażenie, że nieco przypomina mi książkę Jojo Moyes "Zanim się pojawiłeś". Klimat był podobny, tak samo jak humor Georgii. Szalon, niezrównoważona, radosna i pełna energii. Jej świat nabrał kolorów i nie dało jej się nie kibicować. To taka osoba, która sprawia, że ciemne pomieszczenie staje się pełnym słońca.
Lista, która zmieniła moje życie to powieść o nadziei, zmianach, radości, smutku. Jest przewrotna i zabawna, a czyta się ją przez jeden wieczór. Spędziłam z nią kilka cudownych godzin, których nigdy nie będę żałować. Do książki zamierzam wrócić, jeszcze kiedyś chcę przeżyć tę historię od nowa. Jeśli poszukujecie lekkiej komedii romantycznej, to ta powinna znaleźć się na Waszych półkach. Zapewni zabawę i odgoni smutki. Zaraz po niej radzę sięgnąć po "Współlokatorów", chyba, że już czytaliście, to tym bardziej, nie wahajcie się! Zaopatrzcie się w coś dobrego do picia, otulcie kocem i dajcie się porwać uroczej historii młodej kobiety, która z pewnością zdobędzie Wasze serce.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Albatros

wtorek, czerwca 16, 2020

Dream again [recenzja]


Autorka: Mona Kasten

Jude Livingston straciła wszystko: oszczędności, dumę i marzenia o karierze aktorskiej. Załamana, przeprowadza się do brata do Woodshill, a tam spotyka nie kogo innego, jak Blake’a Andrewsa. Jude i Blake byli parą, póki dziewczyna nie postanowiła wyjechać do Los Angeles i zostawić Blake’a, czego ten nigdy jej nie wybaczył. Jude szybko dostrzega, że miejsce dawniej pogodnego chłopaka zajął złamany mężczyzna. I choć wzajemne przyciąganie jest równie silne, jak dawniej, muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, czy są gotowi ponownie zaryzykować…

Po Monę Kasten sięgnę zawsze. Każda z jej książek stoi na mojej półce i przypomina mi dobre chwilę spędzone z nimi. Trzykrotnie miałam przyjemność patronować jej powieściom, z czego jestem dumna, bo wiem, że podpisuję się imieniem pod czymś, co jest dobre, ciekawe i świetnie napisane.
Gdy tylko zobaczyłam, że w nowościach pojawiła się "Dream Again", nie mogłam sobie darować. Opowieść o Blake'u i Jude pochłonęłam w jeden dzień, zalewając się łzami. Mój żołądek fikał koziołka, a serce biło jak oszalałe. Takich emocji nie czułam dość dawno. Było wspaniale móc przeżyć historię, wywołującą dreszcze. Kibicowałam tej parze od samego początku.
Jude przyjeżdża do domu brata, w którym mieszka jej były chłopak. Niestety nie jest on przyjaźnie nastawiony i nawet mu się nie dziwię. Jude rzuciła go, by robić karierę w Hollywood. Nie zostaje nam wyjaśnione, jak to zrobiła i dlaczego kariera jej nie wyszła. Tego dowiadujemy się w trakcie historii i uwierzcie, jest to duży zwrot akcji. W międzyczasie autorka wplątuje retrospekcje związaną z początkami relacji bohaterów. Znają się od dziecka, bo mieszkali obok siebie, a Blake jest najlepszym przyjacielem Ezry (brata Jude).
Ta powieść to rollercoaster emocji i wiem, że pewnie już to gdzieś słyszeliście. Jednak trudno inaczej określić uczucia, jakie nam towarzyszą przy czytaniu, a zmieniają się one bardzo szybko. Zachowanie Blake'a wobec Jude sprawiało, że niewidzialna ręka zaciskała się na mojej szyi. Lubiłam ich oboje od początku i musiałam brać pod uwagę fakt, że Blake został zraniony.
Jeśli czytaliście coś od Kasten, to uważam, że jest to najlepsza część tej serii, zaraz po Begin Again. Wcześniejsze powieści były również dobre, ale pod względem emocji, ta jest niesamowita. Z jednej strony nie chciałam kończyć książki, a z drugiej nie mogłam jej odłożyć. Styl pisania Kasten jest tak dobry, lekki, a zarazem trafnie opisujący uczucia, że zasługuje na kolejną pochwałę ode mnie. Nie, żebym była specem, ale uważam, że to jak pisze autor, jest bardzo ważne. Kasten jest świetną pisarką i jej książki dla młodzieży, kompletnie trafiają do mojego serca. Chciałabym Was bardzo zachęcić do zapoznania się z jej twórczością, bo przyprawi Was o zawrót głowy. Pamiętajcie, każda część jest osobnym tomem, ale łączą ich bohaterowie z jednego uniwersum. Możecie czytać to w różnej kolejności, bez obaw.
Mam wrażenie, że jej historie przypominają nieco serial. Wiecie, taki z ameryki, jak to amerykański sen. Jest idealnie, aż czas na dramę. Tak było w przypadku Jude i Blake'a. Czekało ich mnóstwo potyczek, kłótni, wyjaśnień, ale gdy już byli razem, robiło się cieplej na sercu. Nie będę ukrywać, że trochę zakochałam się w Blake'u i chciałabym takiego w rzeczywistości ;). Ach, zazdroszczę Jude.
Polecam. Oczywiście, że polecam i mam nadzieję, że się skusicie.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Jaguar

sobota, czerwca 06, 2020

Papierowy mag [recenzja]


Autor: Charlie N. Holmberg
Ceony Twill całe swoje życie marzyła o tym, aby zostać Wytapiaczem – specjalistką od magii metalu. Zdeterminowana ukończyła Szkołę Magów Tagis Praff z wyróżnieniem. Nie tak wyobrażała sobie jednak dalszy rozwój kariery.
Okazuje się, że brakuje magów władających magią papieru. Wobec tego szkoła musi wyznaczyć jedną osobę, która zostanie skierowana na staż do papierowego maga, by kontynuować specjalizację pod jego czujnym okiem.
Takim sposobem ambitna, choć zrezygnowana Ceony trafia do ekscentrycznego Emery’ego Thane’a. Dzięki niemu zaczyna jej się podobać wizja zostania Składaczem. Jednak dobra passa nie trwa długo. Ceony szybko przekonuje się, że istnieje też magia zakazana. Jej nauczyciel pada ofiarą Wycinacza. Od teraz młoda praktykantka jest zdana tylko na siebie. Zaczyna niebezpieczną walkę z nieznanymi wcześniej mocami.


Harry Potter w wersji damskiej? Magia, zakazane korytarze i moc, dość nietypowa i już mało popularna.
Gdy sięgałam po Papierowy Mag, nie mogłam porównać tej książki do sławnej serii Rowling, gdyż jej nie czytałam. Może klimaty i podobne, ale historia inna i równie warta uwagi.
Ceony ma dziewiętnaście lat i tak jak nasi licealiści, wybiera ścieżkę rozwoju, która pomoże jej wybrać zawód. W tym przypadku magiczny zawód. Ceony chciała wybrać sobie inną specjalizację, ale zostało jej przydzielone zajęcie się papierem. Otóż Składaczy jest jak kot napłakał. Smętna i nieprzekonana zaczyna swoją praktykę u u maga Thane'a. Musi trochę minąć, zanim ujrzy światełko w tunelu i uzna, że to, czym się zajmuje nie jest najgorsze.
Nie jestem specjalistką od fantastyki, ale tę książkę przypisałabym do lekkiego odłamu tego gatunku. Jest cienka, świat nie został w niej aż tak rozbudowany. Jest dobrze napisana i czyta się ja przyjemnie, to muszę przyznać. Nie wymaga od nas zapamiętywania specyficznych nazw. W rzeczywistości jest to lektura dla młodszych czytelników i tak też do niej podchodziłam.
Bohaterowie Papierowego Maga są bohaterami żywymi na kartach powieści. Zyskują sympatię, chce im się kibicować. Jestem zdumiona tym, jak bardzo polubiłam Ceony, choć na początku trochę mnie denerwowała. Zdecydowanie ma charakterek, ale to dobrze, w takim życiu magów jest to przydatne.
Czy czegoś zabrakło? Tak, tej iskry. Może w historii postaci? W ich charakterystyce? A może w przekroju całej fabuły? Książka na moje oko nie traci na tym, bo podobała mi się i byłam zaciekawiona historią do samego końca, ale nie poczułam dreszczu, czy wstrząsu.
Świat przedstawiony opiera się na schemacie, utartym już przez innych autorów. Trudno stworzyć coś powalającego, wyobrażam sobie. Nie mam jednak pretensji. Jestem zadowolona z całości i uważam, że młodzi czytelnicy nie będą zawiedzeni. To historia pełna barw, a te barwy są emocjami, jakie odczuwamy.
Akcja za akcją nie pozwala odłożyć książki na bok. Uwielbiam, jak autor dba o tempo fabuły. Jeśli dużo się dzieje, są małe szanse na nudę. Zwłaszcza, jeśli autor trzyma rękę na pulsie i nie wprowadza chaosu.
Nie obawiajcie się, tu go nie znajdziecie. Polecam serdecznie.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu

środa, czerwca 03, 2020

Zapomnij, że istniałem [recenzja]


Autorka: Beata Majewska
Trzydziestoletnia Luiza Mleczko, panna, mieszkanka wsi, kobieta nieco sztywna i pryncypialna, ale szalenie elegancka i zadbana, uparta, pyskata i rezolutna, na dodatek urzędniczka (sołtyska) i Rafał Snarski, „emerytowany” bokser i gangster, który zaszywa się w wiosce, by uciec przed całym światem, człowiek szorstki, nieprzyjemny, skrzywdzony okrutnie przez los. Ta dwójka od początku, od pierwszego spotkania, prowadzi nieustanną walkę między sobą. Czas pokaże, czy Luizka, zaręczona z gminnym sekretarzem, poczuje miętę do łobuza…

Najgorsza książka 2020 roku? Oto jest. Wtargnęła na salonu z impetem, a ja dałam autorce szanse po znienawidzonej przeze mnie serii "Najlepszy powód, by żyć". Pamiętam, jak dziś, że była to dla mnie ciężka przeprawa, ale pomyślałam... Kurczę, autorka jest poczytna, więc może spróbuję z nową powieścią. Zapowiadało się dobrze – po opisie i okładce, a jednak gdy zmierzyłam się z pierwszymi stronami książki, radość odeszła w zapomnienie.
Tutaj wszystko jest nie tak. A może taki był zamysł? Uważam, że opis nie nakierowuje nas na takie wydarzenia. Nie tego oczekiwałam sięgając po "Zapomnij, że istniałem". Był to błąd, z którym się zmierzyłam i teraz powiem Wam, dlaczego uważam, że nie warto czytać tej książki. Ba, uważam, że trzeba o niej zapomnieć.
Autorka nie pamiętała o czymś takim jak akcja i chemia. Kompletnie pominęła relacje bohaterów i zostawiła nas na pastwę wsi. Dosłownie. Słuchamy setek plotek, czytamy idiotyczne dialogi, a wśród tego wszystkiego na polu łąki z krowami tańczy gangster po przejściach. Fajnie, nie? Kuriozalnie, dziwnie, groteskowo, ale niezabawnie. Czułam zażenowanie z każdą kolejną stroną. Teraz, pisząc recenzję, ta historia odżyła w mojej głowie i przypomniała mi, jak źle się przy niej czułam. "Zapomnij, że istniałem" jest książką o NICZYM. Będę to podkreślać, ale naprawdę tak jest. Ani trochę nieprzemyślana fabuła, brak charakterystyki bohaterów, wątki nudne jak flaki z olejem. Co mnie obchodzą ploteczki na wsi zabitej dechami? Książka zapowiadała się jako romans, nie jako pamiętnik mieszkańców owej wsi. Tak, nie pamiętam jej nazwy, bo nie chcę pamiętać większości faktów związanych z tą powieścią.
W jednej z opinii, którą czytałam na temat "Zapomnij, że istniałem", padło stwierdzenie, że historia przypomina "M jak miłość". I wiecie co? Uwielbiam ten serial, świetnie się przy nim bawię i jest tam więcej dramatów, emocji i ambitniejszych dialogów niż we wspominanej książce. Przysięgam, że Barbara Mostowiak ma lepsze poczucie humoru niż Luizka Mleczko.
Jestem rozczarowana, a książka była jakąś porażką i nie polecam jej nikomu. Nie lubię dzielić się z Wami negatywnymi opiniami. Może wśród Was są czytelnicy, którym podobała się ta książka i ja chętnie poznam Wasze zdanie, ale ze swojego punktu widzenia nie jestem w stanie wyciągnąć żadnego, pozytywnego argumentu. Przykro mi i mam nadzieję, że owy tytuł szybko wyleci mi z pamięci.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Jaguar

wtorek, czerwca 02, 2020

Lista, która zmieniła moje życie [recenzja]


Autorka: Olivia Beirne
Georgia kocha wino, programy reality show i siedzenie na kanapie po pracy. Nie znosi wysokości, sprawdzania swojego konta bankowego, chodzenia na randki oraz aktywności, do których wymagany jest sportowy stanik. I nigdy, przenigdy nie podejmuje żadnego ryzyka. Aż do chwili, kiedy jej piękna i odważna siostra zdaje sobie sprawę, że nie zdoła odhaczyć wszystkiego ze swojej „Listy Rzeczy Do Zrobienia Przed Trzydziestką“ i prosi Georgię o pomoc. Georgia ma zaledwie kilka miesięcy, by zmienić swoje życie i dokończyć zadania z listy. Czy będzie na tyle odważna, by dla swojej siostry zaryzykować wszystko? Czy jej życie zmieni się pod wpływem listy? Jedna z najzabawniejszych książek, jaką miałam okazję czytać w ostatnim czasie.

Gdy brałam się za tę książkę, sądziłam, że przepłaczę na niej dni i noce. Nic podobnego! Zaskoczyła mnie pozytywną fabułą i nadzieją, która pozostała po lekturze.
Jedna prośba może zmienić całe życie. Główna bohaterka szybko się o tym przekonała, gdy obiecując siostrze, zaczęła spełniać jej listę. Na liście pojawiły się rzeczy, sytuacje, na które Georgia by się sama nie szarpnęła. Nie postawiłaby odważnego kroku i nie zawalczyła o przyszłość. Żyła z dnia na dzień – jak w serialu albo telenoweli. Nic specjalnego nie zaskakiwało jej i to martwiło jej siostrę, która odkryła, że jest chora na stwardnienie rozsiane. Taką informację dostajemy już na samym początku, ale mimo to nie czuć smutku przez resztę książki. Cały czas jest radość i nadzieja.
Georgia wzięła inicjatywę we własne ręce i wtedy odkryła dobre strony świata. Zaczęła inaczej patrzeć na pracę, ludzi, którzy ją otaczali i nauczyła się ryzykować. Bo gdyby nie zaryzykowała, nie poszłaby na randkę z internetu i nie poznała JEGO. Jednak nie dajcie się zwieść, ponieważ tutaj nie wątek miłosny jest najważniejszy. Gdy czytałam tę powieść, miałam nieodparte wrażenie, że nieco przypomina mi książkę Jojo Moyes "Zanim się pojawiłeś". Klimat był podobny, tak samo jak humor Georgii. Szalon, niezrównoważona, radosna i pełna energii. Jej świat nabrał kolorów i nie dało jej się nie kibicować. To taka osoba, która sprawia, że ciemne pomieszczenie staje się pełnym słońca.
Lista, która zmieniła moje życie to powieść o nadziei, zmianach, radości, smutku. Jest przewrotna i zabawna, a czyta się ją przez jeden wieczór. Spędziłam z nią kilka cudownych godzin, których nigdy nie będę żałować. Do książki zamierzam wrócić, jeszcze kiedyś chcę przeżyć tę historię od nowa. Jeśli poszukujecie lekkiej komedii romantycznej, to ta powinna znaleźć się na Waszych półkach. Zapewni zabawę i odgoni smutki. Zaraz po niej radzę sięgnąć po "Współlokatorów", chyba, że już czytaliście, to tym bardziej, nie wahajcie się! Zaopatrzcie się w coś dobrego do picia, otulcie kocem i dajcie się porwać uroczej historii młodej kobiety, która z pewnością zdobędzie Wasze serce.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Albatros