sobota, grudnia 28, 2019

Hope Again [recenzja]


Autorka: Mona Kasten
Everly Penn nigdy nie chciała się zakochać, a już na pewno nie w wykładowcy. Ale Nolan Gates jest czarujący, inteligentny i seksowny. Tylko przy nim Everly udaje się zapomnieć o mrocznych myślach, które od dzieciństwa nie dają jej spać w nocy. Im lepiej go poznaje, tym intensywniejsza staje się więź między nimi, tym bardziej Everly chce przekroczyć niewidzialną granicę, oddzielającą ją od Nolana. Nie wie jednak, że za jego optymizmem i miłością do literatury kryje się tajemnica. Tajemnica, która może zniszczyć ich miłość, zanim się na dobre zaczęła.


Uwielbiam każdą powieść Mony Kasten i jak do tej pory, na żadnej się nie zawiodłam. Czytam je szybko, przeważnie po dwóch dnia kończę. To chyba jasno świadczy o tym, jak łatwo przyswaja się ich treść. Są napisane lekko, ale nie prostacko. Mona Kasten ma świetny styl pisania i pokazuje to w każdej kolejnej książce.

Hope Again to następna część cyklu, który rozpoczęła moja ulubiona książka Begin Again. Historia opiera się na tym samym, wykreowanym już świecie, gdzie bohaterowie serii znają się ze sobą. Tym razem spotkałam się z historią Everly, studentki, która zaczyna czuć coś więcej do swojego profesora. Autorka porusza tutaj opowieść o zakazanym owocu. Niby chce się czegoś niedozwolonego, a jednak trzeba pamiętać o nienaruszeniu zasad. Everly bardzo ciągnie do Nolana, Nolan za to jest urzeczony Everly. Z tego nie może wyjść coś dobrego, skoro oboje prawie cały czas przebywają na terenie uniwersytetu, prawda?
Kibicowałam im, bo tych bohaterów nie da się nie lubić. Od początku Mona Kasten sprawiła, że obdarzyłam Nolana i Everly jakimś uczuciem. Niczego bardziej nie pragnęłam, jak tego, żeby im wyszło.
Nie powiem, że jest to najlepsza powieść Kasten. Szczerze? Myślę, że pisała ją na szybko, byleby dokończyć cykl. Mogłaby jeszcze wiele polepszyć, zmienić, dopisać, ale zdecydowała się oddać taką wersję w ręce czytelników. I cóż, nie  zawiodła mnie, tak jak mówiłam, lecz czułam, że czegoś mi zabrakło. Może więcej emocji przy tak trudnej historii, jaką stworzyła Kasten.
Jednak naprawdę uważam, że jej powieści są warte uwagi. To bardzo dobrze napisane młodzieżówki, uderzające w serducho. Przy nim czas płynie szybko, a nam robi się ciepło, gdy przekręcamy kolejne strony. Niecierpliwie wyczekuję kolejnej części tego cyklu. Mam niedosyt po Hope Again, którą Wam polecam zaraz po poprzednich tomach. :)
Polecam!

Dziękuję za egzemplarz wydawnictwu Jaguar.

czwartek, grudnia 19, 2019

Szczęście przy kominku [recenzja]



Poznaj pełną świątecznego ciepła opowieść, która w te Święta może przydarzyć się również tobie.
Wśród urokliwych, pokrytych śnieżnym puchem ulic kryje się wyjątkowe miejsce, gdzie rodzą się piękne opowieści – „Antykwariat z książką i kawą”. To tu, wśród opasłych tomów, przy kubku gorącej herbaty z sokiem malinowym czeka na ciebie Bunia, gotowa, by wesprzeć radą i dobrym słowem. Kiedy z nieba spadają wielkie płatki śniegu, a na choinkach migoczą światełka, w przerwie między świątecznymi przygotowaniami antykwariat odwiedzą okoliczni mieszkańcy. Przyjdą nie tylko na zakupy, ale również ze swoimi troskami i problemami. Czy ta wizyta odmieni ich życie?
Cuda naprawdę się zdarzają. Wystarczy tylko uwierzyć w magię Świąt!

Liczyłam na ciepłą opowieść, która rozczuli moje serce. Ale tak się nie stało. Czy było źle? Też nie. Książka sama w sobie wpisuje się w świąteczny klimat, lecz wydaje mi się, że autorka nie przedstawiła wszystkiego tak, jak chciała. Miałam wrażenie, że fabuła była nie do końca dopracowana pod względem emocji, które miały zostać przekazane czytelnikom. Bo dobrze, mieliśmy fajny, ciekawy pomysł, sposób wykonania był w porządku, ale co z tymi uczuciami? No, zabrakło.
Znalezione obrazy dla zapytania szczęscie przy kominkuTylko do tego w sumie chciałabym się przyczepić. Czytając tę książkę, nie męczyłam się. Przechodziłam ze strony na stronę, poznając kolejne losy rodzin, ale nie czułam więzi żadną z nich. Nie było mi ich szkoda, nie było mi z nimi wesoło. Towarzyszyła mi zupełna obojętność, a wydaje mi się, że nie tak powinna oddziaływać powieść – zwłaszcza świąteczna.
Zetknęłam się z powszechnymi problemami. Każdy takie ma lub będzie miał. Nic mnie nie zaskoczyło. Rozumiem, że autorka chciała poruszyć tę "normalność" ludzkiego życia, tyle czy warto pisać o tym aż całą książkę? Chodzi mi o to... że nie mogę za bardzo odkryć sensu tej historii. Po co została nam ona przekazana? Nie mam żadnych refleksji, nie jest mi przykro, nie jestem wzruszona, a bohaterów już nie pamiętam.
Oczywiście, nie każda powieść, którą przeczytamy, ma zostawiać w nas iskierki, płomienie i wspomnienia, ale po co tracić czas na takie, które naprawdę ani nie sprawią nam przyjemności, ani nie zaciekawią.
Nie byłam wynudzona, co ciekawe, ale może to dlatego, że Gabriela Gargaś pisze bardzo przystępnie i przyjemnie czytało mi się to, co stworzyła, lecz sens dalej pozostaje mi nieznany. Opis książki na siłę przekonuje nas, że odnajdziemy w niej magię świąt... No nic takiego się nie dzieje. Jedyną magię mamy właśnie w blurbie.
Nie będę Was oszukiwać. Nie jest to świąteczna książką, którą chcecie przeczytać, żeby wczuć się w atmosferę nadchodzącego Bożego narodzenia. Tutaj nic się nie dzieje, nic Was nie zaskoczy. Akcji nie ma żadnej. Nie lubię czytać książek o niczym, a niestety teraz tak się zdarzyło. Jedynym plusem był, jak mówiłam, styl pisania autorki. Reszta zostawia wiele do życzenia. Nie polecam, nie widzę sensu, żeby tracić czas.

Dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona za możliwość zrecenzowania książki

wtorek, grudnia 17, 2019

Tylko raz w roku [recenzja]


Autorka: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Ich miłość była prawdziwa. Tylko zdarzyła się w złym momencie.
Świat Eli w Wigilię legł w gruzach.
Świat Kamila zawsze był chłodny, pusty i sztywny jak ręcznie tkany świąteczny obrus jego wyniosłej matki.
Gdy przypadkiem wpadli na siebie w ten wyjątkowy grudniowy wieczór, oboje czuli, że wydarzył się cud jak z bożonarodzeniowych filmów.
Ale magia świąt nie trwa wiecznie.
Ela musi się mierzyć z problemami rodzinnymi, a Kamil – stawić czoła zaborczej matce, która wie jedno: ukochany syn zasługuje na kogoś lepszego. Co roku, w Wigilię, wracają jednak – przynajmniej myślą – do miejsca, w którym spotkali się po raz pierwszy.
Choć żadne z nich nigdy wcześniej nikogo tak nie kochało, ich uczucie może się okazać nie dość silne w starciu z prozą życia.
Chyba że zdarzy się kolejny cud. W końcu kiedy, jeśli nie w Gwiazdkę?
Książki świąteczne czytam na przełomie listopada i grudnia. Wtedy są dla mnie najciekawsze, a atmosfera im sprzyja. Tylko raz w roku była zupełną nowością i do zrecenzowania jej przekonał mnie ciekawy opis.
Życie Eli i Kamila zostaje połączone w Wigilię. Ich losy splatają się ze sobą, niestety każde z nich zostało rzucone na głęboką wodę i nie ma ciekawych przeżyć. Historie, które opowiadają nie są wesołymi historiami.
Autorka chciała przedstawić trud, problemy i rozterki, z którymi muszą mierzyć się bohaterowie. To wszystko na przestrzeni kilku lat, cały czas w otoczce zimy i świąt. Nie uważam, aby poruszyła to odpowiednio, ale wystarczająco. Za bardzo rozbiła fabułę i rozłożyła w czasie. Nie było ciągłości akcji, która pozwoliłaby mi się lepiej wgryźć w tę historię. Przeskoki sprawiały, że traciłam rezon i przestawałam się skupiać. Bardziej przypominało to streszczenie losów bohaterów, które autorka starała się pokazać jedynie w Wigilię. Ten zabieg po prostu się nie sprawdził.
Niby bohaterowie spotykają na swojej drodze liczne problemy, ale to wszystko jest obtoczone w lukrze, bo i tak oczywiście znajdą łatwe rozwiązanie. Nie, nie, nie. To tak nie działa.
Nie miałam niechęci, nie chciałam odłożyć książki na bok. To nie była zła powieść, od razu zaznaczam. Po prostu nie czułam się do niej przyciągana. Kamil i Ela byli mi obojętni, a ich dialogi wydawały się... sztuczne? Może za bardzo przerysowane. Czasem tak właśnie bywa z postaciami, gdy autor przedstawia ich zbyt płasko. A właśnie Kamil z Elą nie zostali zbytnio wykreowani i przedstawieni czytelnikowi. Przez to nie mogłam darzyć ich większą sympatią.
Nie wywołało to u mnie żadnych emocji. Przeczytałam tę książkę, bo chciałam ją skończyć, ale czy miałam po niej jakieś refleksje? Nie. Wydaje mi się, że swoimi umiejętnościami autorka mogłaby sprawić, że moje serce zabiłoby mocniej, ale nie dopracowała fabuł i dialogów wystarczająco dobrze. 
Podobał mi się aspekt Wrocławia, w którym toczyła się akcja. Ponieważ tu mieszkam, przyjemniej było mi czytać o losach bohaterów. Szczerze mówiąc, mimo że przez moje serce nie przeszło tornado, w moich oczach nie stanęły łzy, to z chęcią dam szansę autorce i przeczytam inne jej powieści, bo sądzę, że mogą mi się spodobać. Tutaj zabrakło tego CZEGOŚ. Jeśli to miała być niełatwa historia o smutku, problemach i stracie to rozumiem, aczkolwiek nie została odpowiednio przedstawiona. Doceniam jednak świąteczny klimat i kunszt. Do stylu autorki nie mogę się przyczepić. Wręcz jest na plus i dlatego sięgnę po inne tytuły.
Tej książki nie polecam, ale i nie odradzam. Nie jest źle napisana. Myślę, że bardziej chodzi o podejście do fabuły. Była średnia, lecz sądzę, że może się spodobać innym, dlatego nie ustosunkuję się za bardzo. :)

Dziękuję za możliwość recenzji wydawnictwu Burda

niedziela, grudnia 15, 2019

Złączeni obowiązkiem [recenzja]


Autorka: Cora Reilly
Żona Dantego Cavallaro zmarła cztery lata temu. A teraz, kiedy mężczyzna ma zostać najmłodszym donem chicagowskiej mafii, będzie potrzebował nowej żony. Do tej roli została wybrana Valentina.
Nie była ona już panną, a wdową. Jednak nikt nie wiedział, że jej pierwsze małżeństwo było czystą fikcją. Gdy Valentina skończyła osiemnaście lat, zgodziła się poślubić Antonia, żeby pomóc mu zataić pewną prawdę. Mężczyzna był gejem i kochał kogoś spoza rodziny mafijnej. Nawet po jego śmierci Valentina utrzymała ten fakt w tajemnicy, nie tylko po to, by zachować godność zmarłego człowieka, ale również, by chronić siebie samą. I teraz gdy ma poślubić Dantego, szybko może wyjść na jaw, że jej małżeństwo z Antonio nigdy nie zostało skonsumowane.
Dante ma dopiero trzydzieści sześć lat, ale już wzbudza strach i szacunek wśród członków mafii. Słynie z tego, że zawsze dostaje to, czego chce. Valentina jest przerażona perspektywą nocy poślubnej, która szybko wyjawi jej sekret. Jednak okazuje się, że bezpodstawnie, ponieważ Dante w ogóle nie jest nią zainteresowany. Jego serce nadal należy do jego zmarłej żony.
Valentina jest zdesperowana i przepełniona pożądaniem. Postanawia zwrócić uwagę swojego zimnego męża, nawet jeżeli i tak nigdy nie zdobędzie jego serca.


Już drugi raz sięgnęłam po Corę Reilly i nie żałuję. Możecie znać mnie z zachwytów nad Złączeni honorem, pierwszym tomem serii. Świetny romans z wątkiem mafijnym, moim zdaniem dobrze przygotowany i nie przesadzony. W drugiej części autorka również nie zawiodła. Dodam, że nie trzeba czytać w kolejności wydania. Losy bohaterów splatają się, ale nie są aż tak powiązane.
Dante Cavallero to wdowiec, traktujący wszystkich bardzo chłodno, z dystansem. W domu wciąż trzyma rzeczy ukochanej żony i nie daje sobie o niej zapomnieć. Nawet wtedy, gdy bierze za żonę Valentinę.
Valentina jest uparta, zmotywowana do działania i wie, że czeka ją los tylko i wyłącznie u boku Dante. Jej mąż został zabity i cudem dostała drugą szansę na ułożenie sobie życia. Zaakceptowała zasady mafii, od których nie była w stanie uciec. Godząc się z tym, próbuje być dobrą żoną dla Dantego, ale spotyka się tylko z chłodną maską obojętności. W końcu traci cierpliwość, bo ile można mówić do ściany?
Podobała mi się jej postawa. Bardzo nie lubię jak bohaterki nie mają charakteru, nie umieją zawalczyć o swoje. Valentina zaimponowała mi tym, że wzięła sprawy w swoje ręce i nie zamierzała się poddać. Czy rozbiła skorupę Dantego, pod którą tak się chował? Tego wam nie zdradzę.
Powiem jedynie, że Dante ma swoje powody, by być takim jakim jest. Żyjąc w świecie mafii, wykonując egzekucje, mając nieciekawą przeszłość, można się bardzo zmienić. Jednak wpływ Valentiny zrobił swoje. Czy wyszło na dobre? Sprawdźcie.
Książka jest wciągająca i dobrze napisana pod względem akcji. Autorka zadbała, aby cały czas coś się działo. Czeka Was wiele tajemnic i intryg, które zaczną wypływać.
Tylko nie zdziwcie się, jak nagle zabraknie wam 7 stron, tak jak mi, ale to wina wydawnictwa. Niestety, błąd druku.
Na pewno wezmę się za następne książki Reilly. Jestem zadowolona z tej historii, którą pochłonęłam w jeden wieczór. Serdecznie Wam ją polecam.

Dziękuję wydawnictwu Niezwykłe za możliwość przeczytania.

czwartek, grudnia 05, 2019

Rhys [recenzja]


Agnieszka Siepielska
Dwudziestoczteroletnia Viviana Thomson pracuje w luksusowym sklepie z odzieżą męską. Pewnego dnia dowiaduje się, że jeden z klientów otrzymał inne garnitury, niż te, które zamawiał, a teraz domaga się, by osobiście dostarczono mu właściwe. Mimo że Viviana nie jest odpowiedzialna za tę pomyłkę, zgadza się pojechać do domu mężczyzny.
Rhys Miller jest szanowanym i niezwykle przystojnym milionerem. Lubi, gdy wszystko idzie po jego myśli, i stara się wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję, żeby ugrać coś, na czym mu zależy. Dostarczenie niewłaściwego zamówienia pozwala mu więc wprowadzić w życie plan, który zaczął sobie układać jakiś czas temu. Kiedy w swoim domu widzi Vivianę, ma już pewność, że podjął właściwą decyzję.
Dziewczyna nie ma pojęcia o tym, że właśnie trafiła prosto do jaskini lwa.
Rhys to pierwsza część serii „Synowie Zemsty” o mafijnej rodzinie Valenti. Bohaterowie tej powieści zmagają się z piętnem przeszłości i skrywają wiele tajemnic. Kiedy te ujrzą światło.

Wokół tej powieści było głośno jeszcze przed premierą. Autorka podbiła serca tysięcy czytelników na Wattpadzie, a wydawnictwo podkreślało, że jest to najlepsza powieść mafijna ostatniego czasu. Jak jest naprawdę? Czy Siepielska daje nam coś nowego?
Nie.
Prosta, szybka odpowiedź. Czytelnik nie otrzymuje rewelacji. Ciężko mi powiedzieć, że była to powieść, która trzymała w napięciu, która była świetnie napisana. Mogę stwierdzić, że styl autorki był dobry, ale za bardzo chciała zaczerpnąć ze stylu amerykańskiego, stąd wychodziły takie ładne kwiatki jak "Vivienne Anne Thompson, upominam cię" – które wypowiadała do siebie bohaterka, W GŁOWIE. Postacie bardzo często zwracały się do siebie pełnym imieniem, drugim imieniem i nazwiskiem, co mnie niemiłosiernie denerwowało i wyprowadzało z równowagi. Przeszkadzał mi ten patos, który nijak miał się do mafii. Akurat w tym przypadku.
Mimo to Rhys przyciągał. W jakiś chory sposób zaciekawił mnie i sprawił, że nie chciałam odkładać książki. Wręcz przeciwnie – przeczytałam ją bardzo szybko i nie żałuję. Bo z jednej strony nie zostałam powalona na łopatki, ale z drugiej dostałam dawkę przyjemności i nie narzekam. Warsztatowo to nie jest zła książka. Fabularnie – oczekiwałam więcej. Więcej zwrotów akcji, więcej spraw mafii. Miałam wrażenie, że autorka jedynie liznęła temat. Mimo to... jestem w stanie uznać, że może taki miała cel? Może nie chciała za bardzo zagłębiać się w mafię, a miała być ona jedynie tłem?
Rhysa czyta się szybko. Jest to idealna powieść na jeden wieczór, na dłuższą podróż. Ma plusy i minusy, i niestety ja je wyłapuję bardzo sprawnie.
Vivienne, główna bohaterka – wydawała się trochę głupiutka, naiwna, ale okazała się być też uparta, co mi się podobało, bo nieczęsto to się zdarza w takiej literaturze.
Rhys – przystojny, oczywiście bogaty i bardzo apodyktyczny. Zyskał moją sympatię, lecz powiem szczerze, że nie jestem w stanie uwierzyć w miłość bohaterów. Uważam, że wmówił Vivienne uczucie i zmusił ją do związku, od początku powtarzając, że jest jego. Chwila, chwila, to tak nie działa.
Och, nie mogę sobie odpuścić i nie wspomnieć o postaci babci. Co za kobieta... Bardzo bezpośrednia i bezczelna. Autorka siliła się na humor, a wyszło żenująco. Może czasem babcia Vivienne miała coś mądrego do powiedzenia, ale generalnie wydawała się spiskującą z Rhysem, zboczoną babuszką, która na siłę wypycha Vivienne z domu.
Oprócz tego w powieści pojawia się też postać "przyjaciółki". Amelia pojawia się w życiu Vivienne nagle, niespodziewanie. Wraca skądś, a bohaterka jest w stanie powiedzieć jedynie tyle, że była bogata i znały się od zawsze, ale nie utrzymywały kontaktu. Jednak, oczywiście, przyjaźnią się i Vivienne jest w stanie pozwolić Amelie na wszystko, nawet na to, by za nią decydowała.
Koniec końców jestem zadowolona, może nie tak jak tego oczekiwałam, ale na tyle, że polecam tę książkę na raz, bez większych refleksji.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Niezwykłe

poniedziałek, listopada 25, 2019

Z otchłani [recenzja]


Po wyznaniu Adama świat osunął się Kaśce spod nóg. Nic nie jest takie, jak sądziła. Kiedy na jej 
drodze staje Szymon, dziewczyna ani myśli dać szansę miłości z Tindera. Gdyby wszystko mogło być zupełnie proste, a nie kompletnie zagmatwane, życie byłoby znacznie przyjemniejsze. Ale czas dać spokój mrzonkom i zacząć żyć według nowych zasad.

Drugi raz sięgnęłam po powieść Martyny Senator. Rok temu udało mi się przeczytać "Z popiołów", a recenzję tej książki znajdziecie na moim blogu. Pierwszy tom opowiadał historię Sary, która musiała zacząć od nowa, nauczyć się ufać i w tym pomógł jej Michał. Dlaczego o tym wspominam? Otóż w kolejnej części mamy wzmiankę o tej parze, są zaprzyjaźnieni z główną bohaterką – Kaśką. Od razu zaznaczę, że książki można czytać w dowolnej kolejności, nie ma to raczej znaczenia.
Polskim autorom coraz częściej mówię "TAK", a Martyna Senator przekonała mnie swoim lekkim stylem pisania oraz historiami, które budzą różnorodne emocje. Ile razy miałam motylki w brzuchu lub chciało mi się płakać przy tej książce, to nie zliczę...
Kaśka próbuje pozbierać się po zdradzie swojego chłopaka Adama. Zrywa z nim, ale ten co chwila wraca jak bumerang i błaga o wybaczenie. Kaśka jest rozdarta między kolejną szansą a odcięciem się od przeszłości. W międzyczasie w jej życiu pojawia się Szymon, z którym przypadkowo zostaje umówiona na randkę. Szymon nie robi na niej dobrego pierwszego wrażenia, ale nie jest też facetem, co tak szybko się poddaje. Tym sposobem Szymon skutecznie odciąga Kaśkę od zmartwień i myśli o Adamie.
Podobała mi się ich relacja. Rozwijała się etapami, nie za szybko, nie za wolno. Bohaterka od razu nie znalazła się w ramionach Szymona. Mieliśmy okazję poznać ich lepiej i zrozumieć ich postępowanie. Za każdym razem, gdy myślałam, że już coś się wydarzy, to jednak... nie. Ale to dobrze. Senator trzymała mnie w napięciu i sprawiała, że nie mogłam oderwać się od tej historii, a jednocześnie bardzo kibicowałam bohaterom.
Podczas czytania reagowałam automatycznie i dzieliłam się tymi spostrzeżeniami z obserwatorami na Instagramie. Powtórzę się. Już dawno nie uwielbiałam książkowej pary tak bardzo jak tej. Szymon był jak żywy. Chciałabym takiego poznać w swoim życiu, mimo że skrywał tajemnicę, o której oczywiście Wam nie powiem.
Związek Kasi i Szymona budował się powoli, od podstaw. Były kryzysy, szczęśliwe dni i momenty strachu. Czy przetrwali? Czy im się udało? Tego również nie zdradzę, ale bardzo zachęcam Was do zapoznania się z serią Martyny Senator, a w szczególności z "Z popiołów" i z "Z otchłani.

Za egzemplarz dziękuję księgarni:
Znalezione obrazy dla zapytania: megaksiążki"

środa, listopada 13, 2019

Jego babeczka [recenzja]



Posiadanie seksownego szefa wcale nie jest szczególnie kłopotliwe. Łatwo powiedzieć!
Muszę tylko opierać się jego urokowi przez parę najbliższych miesięcy, bo przecież z nadejściem stycznia lecę do Paryża, realizować marzenie o zostaniu artystką. Wielka szkoda, że nie można zjeść ciastka i mieć ciastka.
Zapomniałam wspomnieć... mój seksowny szef był też moją szkolną miłością.
Tak jakby. Na początku chciałam go zagłaskać swoją ckliwą czułością. A pod koniec już tylko okrutnie zmiażdżyć. Teraz wrócił, choć równie dobrze mógłby mieć napisane „Nie dotykać!” na koszulce.


Kojarzycie Jego banana lub Jej wisienki? Jeśli nie, to się nie przejmujcie. Książki z tej serii można czytać swobodnie, w różnej kolejności. Natomiast, jeśli czytaliście, to już wiecie, co może zaserwować czytelnikowi autorka.
Kiedy tylko ujrzałam nową powieść Bloom w zapowiedziach, od razu poprawił mi się humor i wiedziałam, że trafi w moje ręce. Nie mogłabym przejść obok takiej historii. Zabawnej, słodkiej, rozczulającej, a jednak w pewnych miejscach, pikantnej.
Emily poznaje Ryana, którego kojarzy z koszmarnych czasów liceum. Nie świadczy to dobrze o nim, ale on w ogóle jej nie pamięta i bardzo chętnie brnie w znajomość. Zabawna, wręcz urocza Emily zaraz ma wyjechać do Paryża i niekoniecznie chciałaby się wiązać, ale ile można opierać się tak przystojnemu mężczyźnie jak Ryan? Na dodatek wszyscy wokół próbują ich ze sobą połączyć, mimo że Ryan nie bardzo lubi związki.
Z tej cieniutkiej książki wylewa się przezabawna fabuła, wypełniona udanymi dialogami. Nie da się mieć złego humoru przy Jego babeczce. I to jest chyba najpiękniejsze. No wiecie, jedziecie autobusem, pociągiem czy tramwajem, a na waszej twarzy co chwila pojawia się uśmiech. Książki powinny przynosić nam emocje, za to ta powieść zdecydowanie stawia na humor i śmiech. Nie zawiodłam się na Bloom i jestem pewna, że sięgnę po więcej jej twórczości, jeśli zostanie wydana.
Książkę na spokojnie można przeczytać w jeden wieczór. Zapewni wam przyjemny czas. Lekka, niewymagająca, ale dobrze napisana. Lubię czasem sięgnąć po takie pozycje, przy których nie muszę bardziej myśleć, a jednocześnie nie są naszpikowane wulgaryzmami i tak samo wyglądającymi scenami erotycznymi.
Kolejny raz polecam wam tę autorkę. Na pewno przeczytam Jego banana, skoro przy tych dwóch książkach miałam taki ubaw i przyjemność. Bez obaw sięgajcie po Jego babeczkę, jeśli lubicie się śmiać przy historiach, które czytacie.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Albatros

czwartek, listopada 07, 2019

Zaufaj mi jeszcze raz [recenzja]


Autorka: Magdalena Krauze
Po tym jak tajemnica Igora ujrzała światło dzienne, jego związek z Pauliną został wystawiony na ciężką próbę. Kobieta w poczuciu zdrady wyjeżdża, aby nabrać dystansu do sprawy oraz sił, żeby się z nią uporać. W urokliwym Karpaczu Paulina poznaje Adama – mężczyznę, którego życie boleśnie doświadczyło.
Czy pobyt z dala od Igora pozwoli Paulinie spojrzeć na świat z innej perspektywy?
Czy może pozwoli jej na to nieoczekiwana przyjaźń z Adamem?

Zaufaj mi jeszcze raz jest kontynuacją losów Igora i Pauliny. Po szokującej końcówce tomu pierwszego nie mogłam się doczekać, aż sięgnę po kolejną część i dowiem się, jaki plan ma autorka.
Jeśli nie wiecie, jakie było moje zdanie o pierwszym tomie, to byłam zachwycona. Podobała mi się ta ciepła historia, którą stworzyła Magdalena Krauze. Bohaterowie przypadli mi do gustu, a z Pauliną nawiązałam nic porozumienia.
Jednak w Zaufaj mi jeszcze raz coś zazgrzytało. Cała fabuła opierała się na nieporozumienia, którego Paulina unikała. Zamiast porozmawiać z Igorem i dowiedzieć się wszystkiego wcześniej, to uciekała i zwlekała. Wydaje mi się, że druga część jest znacznie bardziej naciągana, jakby autorka nie do końca miała na nią pomysł.
Samo wykonanie jest przyjemne w odbiorze. Dalej dobrze czyta się tę książkę w łóżku, pod kocem i z kubkiem herbaty w ręce. Jest to ciekawa opowieść, ale nie tak poruszająca jak jej pierwszy tom. Wydaje mi się, że zabrakło paru wątków, jakiś punktów kulminacyjnych w całej tej historii.
Coś, co mi się nie podobało, to dialogi. I nie te między głównymi bohaterami, bo do tych nie mam żadnych zażaleń. Miałam ogromny problem z Malwiną, przyjaciółką Pauliny. Ich rozmowy wydawały mi się sztuczne, nienaturalne. Cały czas mówiły do siebie, powtarzając własne imiona, jakby czytelnik miał się zgubić i nie wiedzieć o kim mowa. Ale generalnie chodzi mi o słownictwo i sens tych rozmów... Nie, zdecydowanie to otrzymuje minus.
Jak odbieram całość? Uważam, że nie zawiodłam się i jest to książka, którą miło będę wspominać. Początek losów Igora i Pauliny pobudził moje serce, kontynuacja już trochę mniej, ale jestem zadowolona. Cieszę się, że miałam okazję sięgnąć po tę powieść.
Magdalena Krauze pisze dobre książki i miała bardzo dobry debiut. Mam nadzieję, że kolejne powieści w jej wykonaniu będą jeszcze lepsze. Zachęcam Was do poznania historii Pauliny i Igora, bo może zakochacie się jak ja?

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Jaguar

czwartek, października 31, 2019

W niemieckim domu [recenzja]



Wina, wstyd, nierozliczone zbrodnie i przeszłość, którą woli się przemilczeć. Kontrowersyjne spojrzenie na wojenną historię, w którym głos ma podzielone niemieckie społeczeństwo, świadectwa więźniów obozu w Auschwitz są podważane, a okrutni oprawcy wybielani. Czy prawda ma szansę wyjść na jaw, a sprawcy mordu ukarani?

W jesień warto sięgać po książki nie tylko łatwe i przyjemne. Leżąc pod kocem, możemy zagłębić się w lekturę historii opartej na faktach. Zasmucającej, zadziwiającej, ciekawej.
"W niemieckim domu" to debiut Annette Hess. Książka została bardzo dobrze przyjęta przez niemieckie media. Autorzy świetnie się o niej wypowiadali. Gdy tylko trafiła w moje ręce, nie mogłam się doczekać, by przekonać się, jakie wywrze na mnie wrażenie.

Ewa Bruhns – młoda kobieta, tłumaczka języka polskiego, mieszkająca z rodziną nad restauracją, którą prowadzi jej ojciec. Spokojna, opanowana, o którą ubiega się pewien Jurgen. Ich historia miłosna jest tylko tłem dla wydarzeń, które dotyczą Ewy oraz jej rodziny.
Ewa staje przed niezwykle trudnym wyzwaniem. Zostaje zatrudniona jako tłumaczka języka polskiego przy procesie przeciw zbrodniarzom SS, którzy służyli w Auschwitz. Decyduje się, by stawić temu czoło, ale za każdym razem ktoś próbuje ją od tego odciągnąć.
Niemcy w latach 60. woleli wierzyć, że w obozach nie było niewinnych ludzi. Czytali gazety, plotkowali i powtarzali tysiąc razy te same kłamstwa, by w końcu mogły się one stać prawdą. Ewa zderza się z zeznaniami ludzi, którzy przeżyli piekło, a jednocześnie ciągle jest wyśmiewana, że ma czelność wierzyć w takie brednie.
Nie ukrywam, że wielokrotnie serce bolało mnie z rozżalenia. Ta historia oparta jest na faktach, ukazuje zupełnie inny punkt widzenia niż nasz.
Kłamstwa tkwiły nie tylko w historii narodu, ale i w rodzinie Ewy. Gdzieś między wyczekiwanymi oświadczynami i problemami w związku z Jurgenem a ciężkimi zeznaniami, których musiała wysłuchiwać, okazuje się, że to, w co wierzyła, nie jest prawdą.
Muszę zaznaczyć, że Annette Hess świetnie przygotowała się do napisania tej książki, co sama przyznała. Widać, ile włożyła w tę historię, która opiera się na prawdziwych zeznaniach więźniów i zbrodniarzy. Połączyła ich historie i zmieniła kolejność, ale opierała się na tym, co się wydarzyło. Dlatego ta książka jest do bólu realna, prawdziwa i nie oszczędza czytelnika.
Polecam tę powieść miłośnikom literatury II wojny światowej, ale i osobom, które chciałaby poznać tę historię od drugiej strony, pod zupełnie innym kątem. Nie spodziewałam się, że Hess wywoła na mnie takie wrażenie i do tej pory nie mogę przestać myśleć o tym, co przeczytałam.
To jest bardzo dobra książka i z tym Was zostawię.

Dziękuję wydawnictwu Literackiemu za możliwość zrecenzowania tej powieści

wtorek, października 22, 2019

Księzniczka i tajny agent [recenzja]



Księżniczka Gabriella de Cordina zostaje porwana pomimo stałej ochrony.  Cudem ucieka porywaczom, ale pod wpływem dramatycznych wydarzeń traci pamięć. Nie wiadomo, kto i dlaczego ją uprowadził. Nadal jednak zagraża jej niebezpieczeństwo, dlatego rodzina angażuje wysokiej klasy specjalistę. Nonszalancki Amerykanin Reeve MacGee to były tajny agent. Doskonale radzi sobie ze wszystkim, ale staje się bezbronny wobec uczucia do zachwycającej i wrażliwej kobiety, którą ochrania.

Po książki Nory Roberts sięgam w ciemno. Nie potrzebuję czytania opisów i oglądania promocji. To autorka, którą znam i wiem, że zawsze bazuje na podobnych schematach. Kiedy mam ochotę na romans, lekki i przyjemny, biorę się za jej powieści. 
Księżniczkach i tajny agent został wznowiony przez wydawnictwo HarperCollins i dzięki temu mamy szansę na nowo przypomnieć sobie o tej książce. Czy to stara, typowa Nora Roberts? Tak. Nie oczekujcie zwrotów akcji, przebiegłych bohaterów i thrillera. To zdecydowanie typowy romans pomiędzy piękną księżniczką, której grozi niebezpieczeństwo a przystojnym agentem. Romans jak z bajki, co?
Powieść jest krótka i może nam zająć cały wieczór. Bez obaw można po nią sięgnąć w czasie podróży pociągiem, umila nam czas. Jestem przekonana, że jeśli lubicie romanse, to ta książka Wam się spodoba. 
Autorka opowiada tutaj o idealnej kobiecie, która traci pamięć i nie jest w stanie opowiedzieć o niebezpieczeństwie jakie jej zagraża oraz o mężczyźnie, który jest może wszystko, prócz jednego. Nie potrafi powstrzymać uczuć. Czy ich miłość jest możliwa? Na pewno jest skomplikowana i niełatwa.
Styl autorki jest prosty, lekki i przyjemny. Ale nie prostacki, co jest dla mnie ważne, bo bardzo łatwo autorzy wyprowadzają mnie z równowagi brakiem umiejętności. Nie. Roberts warsztat pisarski ma opanowany do perfekcji po 40 latach pisania i masie książek, które wydała.
Dialogi, które tworzy są zabawne, ciekawe i zawsze są po coś. Nie wstawia beznadziejnie nudnych rozmów, byleby wydłużyć powieść. Zresztą, wspominałam, że ta książka długa nie jest.
Myślę, że gdyby wątek niebezpieczeństwa wyciągnąć nieco na pierwszy plan, rozbudować go i urealnić – książka nabrałaby większego znaczenia. To mały minus. Nora Roberts postawiła na stary dobry romans i to na nim postanowiła się skupić.
Ale tak, polecam Wam tę powieść, tak samo jak inne książki tej autorki. Po cichu Wam zdradzę, że moją ulubioną jest Gorący lód. Przezabawna historia!

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu HarperCollins

środa, października 16, 2019

Jeszcze się kiedyś spotkamy [recenzja]



Są takie historie, które zostają w nas na zawsze.
Są takie osoby, których nigdy nie zapominamy.
Ja już nie czekam. Chwytam każdy dzień i się do niego uśmiecham. Wierzę, że będą w nim cudowne chwile.
Ile razy zadawali sobie pytania jak potoczyłoby się ich życie, gdyby nie wojna?
Adela, Franciszek, Janek, Rachela, Joachim i Sabina mieli wielkie plany i marzenia. Przeżywali pierwsze miłości i prawdziwe przyjaźnie. Nie było ważne, że ktoś ma nazwisko żydowskie, niemieckie czy polskie. Po prostu byli przyjaciółmi. Wojna zmieniła wszystko. Wiele lat później, wnuczka Adeli, Justyna, przeżywa kryzys małżeński. Dopiero wówczas poznaje historię swojej babki i jej przyjaciół. Historię, która zmienia ją na zawsze.
Wzruszająca opowieść o różnych obliczach miłości wykradzionych wojnie, życiowych wyborach i rodzinnych tajemnicach, które wpływają na nas bardziej niż myślimy.
Bo to, kim jesteśmy nie zależy wyłącznie od naszych genów, czy wychowania, ale również od przeżyć naszych przodków. Od wszystkich tajemnic, które krążą w naszych rodzinach do kilku pokoleń wstecz.

Tę książkę czytałam pod koniec lata i zaginęłam na kilka dobrych godzin, nie mogąc się od niej oderwać. Wartka akcja nie pozwoliła, bym odłożyła powieść na stolik. Co więc przyciąga uwagę do Jeszcze się kiedyś spotkamy?
Przede wszystkim świetna fabuła, która została bardzo dobrze dopracowana. Autorka postawiła na dwie płaszczyzny, przeszłą i teraźniejszą. Powiem szczere, że nie byłam zbyt dużą fanką historii dziejącej się w czasie teraźniejszym, bo bohaterka nieco mnie irytowała i wydawała się infantylna.
Justyna opowiada o losach swojej zmarłej babki Adeli, wspomina jej filiżanki, otwiera listy i snuje się po mieszkaniu babci, układając w głowie wszystkie elementy historii.
Wojna, którą przedstawia Witkiewicz, nie jest wojną, która gra pierwsze skrzypce. Autorka skupiła się na emocjach bohaterów i ich losach, nie na brutalnych opisach tamtych wydarzeń. Było widać ogromny wkład pracy i przygotowania do tej powieści. Jestem zaskoczona tym, jak dobrze odnalazłam się w tamtych realiach. Z łatwością wyobraziłam sobie dom Adeli, Franciszka i Janka, który zawsze czuwał obok. W cieniu.
Tej książki nie da się odłożyć, bo cały czas, w napięciu, czeka się na rozwiązanie całej tajemnicy. Na pojednanie, na miłość.
Bardzo zachęcam Was do przeczytania tej powieści, w której odkrycie rodzinnej historii może wiele zmienić. To świetnie napisana książka, która powinna trafić w Wasze ręce.

niedziela, września 15, 2019

Słońce, wiatr i księżyc [recenzja]


Kaja zawdzięcza Pawłowi życie jej brata. Pamiętne wakacje u dziadków na wsi są początkiem ich wielkiej przyjaźni, ale też próbą dojrzałości, ponieważ Paweł skrywa tajemnicę, której odkrycie będzie Kaję dużo kosztowało.
Okres dorastania staje się dla Kai i Pawła bardzo burzliwym czasem. Rozkwitające uczucie nie jest w stanie przeciwstawić się zazdrości i nieprzemyślanym słowom. Nim zrozumieją, co tak naprawdę ich łączy, rozstają się na długi czas.
Mija siedem lat. Kaja wraca ze Stanów, żeby spędzić wakacje z ukochaną babcią, która po śmierci męża zostaje zupełnie sama. Na jej drodze ponownie staje przyjaciel z dzieciństwa.
Czy pierwsza miłość jest w stanie na nowo się odrodzić? Czy jest warta tego, aby zmienić dla niej całe swoje życie?

Powieść, którą czyta się na jednym wdechu i kończy tego samego dnia. Idealna na ostatnie ciepłe wieczory lata i początek jesieni. Do kubka gorącej herbaty.
Kaja niechętnie przyjeżdża na wieś, by spędzić u babci wakacje. Nie lubi nudy, nie lubi tego, że wokół nie ma jej koleżanek, a towarzyszą jej jedynie bracia. Dwunastolatka dopiero po kilku dniach na dobre klimatyzuje się w nowym otoczeniu, ale to za sprawą strasznego wypadku.
Paweł to zaradny, pracowity chłopak, żyjący w nieciekawej rodzinie. Ojciec alkoholik i matka, która wychowuje gromadkę dzieci, zmęczona codziennością. Autorka pokazuje życie wielu Polaków, wielu rodzin, czy to w mieście, czy na wsi. Niestety takie obrazy są realne.
Bolały mnie wydarzenia, które spotykały Pawła i naprawdę kibicowałam mu od początku do końca. Zżyłam się z tym bohaterem, choć w ogóle się tego nie spodziewałam. Nie sądziłam, że gdy sięgnę po tę powieść, autorka obudzi we mnie tyle emocji. Drżało mi serce, czułam ekscytację, ściskało mnie w żołądku. To wszystko bardzo proste dowody na to, że Agata Czykierda-Grabowska potrafi świetnie operować słowem, tak, by wywołać wiele odczuć w czytelniku.
Losy Kai i Pawła nie są łatwe. Przyjaźnią się, czekają na siebie cały rok, by spędzić razem wakacje, przeżywają dobre i złe chwile, ale żadne z nich nie potrafi przyznać się, że to już nie łączy ich tylko przyjaźń, a coś silniejszego. Przez to spotyka ich wiele niedomówień i zawirowań. A jak zakończy się ich historia? Tego Wam nie zdradzę, ale bardzo polecę, by samemu zapoznać się z tak ciepłą, wciągającą książką, którą powinniście pochłonąć w jeden wieczór.
Zróbcie to dla bohaterów, których chcielibyście mieć w swoim życiu, zawsze gotowych Wam pomóc. Dla niewyidealizowanego świata, ale jednocześnie pięknego. Przy tej książce odlecicie na chwilę do krainy wspomnień i marzeń. Wrócą momenty z dzieciństwa, z wakacji... Uwielbiam takie historie, które nie tylko sprawiają mi przyjemność, ale jeszcze miło odrywają od rzeczywistości. Słońce, wiatr i księżyc nie ma wad, które chciałabym tu przedstawić.
Być może moja opinia nie jest długa, ale uważam, że wystarczająca. Liczę na to, że Was zachęcę, a potem dacie mi znać, czy Wam się podobało.

sobota, września 14, 2019

Bez parabenów. [recenzja]






Maskary, woski, odżywki, toniki, dezodoranty, kremy – czym tak naprawdę się upiększamy?

Beatrice Mautino, włoska biotechnolog, ekspertka w branży chemii kosmetycznej, rozprawia się z wszechobecnymi w niej oszustwami, mitami na temat pielęgnacji i zawartością naszych kosmetyczek.

Czy cellulit naprawdę jest chorobą, którą musimy zwalczać tysiącami kremów, masaży i zabiegów?
Czy istnieje różnica między setkami oferowanych przez sklepy szamponów, których producenci obiecują inny rodzaj cudu?
Czy produkty oznakowane jako „nietestowane na zwierzętach ” rzeczywiście takie są?
Czy „paraben free” znaczy „w 100% naturalny”?
Czy włos naprawdę „oddycha” i czy możemy mu w tym pomóc za pomocą kosmetyków?
Czy jedzenie kolagenu poprawi kondycję naszej skóry?
Czy kosmetyki anti-age to skuteczny sposób na zmarszczki?

Nie jestem zadowolona z tej pozycji. Liczyłam na lekturę, po której dowiem się czegoś więcej na temat parabenów. Niestety zostałam rozczarowana. Autorka książki mierzy się z mitami i niektóre obala, a przez większość stron nie dowiadujemy się niczego. Są zapełniacze, zbędne akapity i można zanudzić się na śmierć. W jakiś mały sposób poszerza to naszą wiedzę, ale nie tak, jakby się tego oczekiwało.
Wszelkie ważne informacje o kosmetykach, których używamy lub chcemy wypróbować – teraz z łatwością znajdziemy w Internecie. Możemy przeczytać liczne opinie, komentarze oraz uwagi. Warto zaopatrzyć się w poradniki, które rzeczywiście poszerzą naszą wiedzę, a nie jedynie zanudzą i sprawią, że nic z tego nie zrozumiemy.
Jednak książka nie ma tylko wad. Bez parabenów spowodowała, że zobaczyłam, jak firmy, koncerny farmaceutyczne, manipulują nami, byśmy wierzyli, że wszystkie te kosmetyki są nam niezbędne. Są potrzebne. Utwierdziłam się w przekonaniu, że wiele z nich kupujemy, bo reklamy twierdzą, że nasze ciało czy skóra tego potrzebuje. Okazuje się, że to nieprawda. 
Człowiek powinien bardziej słuchać swojego ciała. Nie musi biec, ścigać się z czasem i nowościami. Powinien zwolnić, wsłuchać się w prawdziwe pragnienia organizmu. Te wszystkie "eliksiry młodości" to w większość wymysł, by dodać ego otuchy oraz dać zarobić firmom. Warto otworzyć oczy i głowę na to, że nie wszystko, co się "świeci" i jest kremem, jest niezbędne. Z jednej strony cieszę się, że sięgnęłam po tę książkę i mogłam się czegoś dowiedzieć, z drugiej jest mi przykro, że tak długo autorka sprawiała, że prawie ziewałam nad kolejnymi stronami. Mam po prostu mieszane uczucia, co do tej pozycji i nie umiem określić dokładnie, czy podobała mi się na tyle, by ją polecić, czy też nie. Być może sami zadecydujcie.

niedziela, sierpnia 18, 2019

Czekałam na ciebie. [recenzja]


Paulina prowadzi spokojne życie: ma czułych rodziców, wspaniałych przyjaciół, satysfakcjonującą pracę. Jest zatwardziałą singielką i dotychczas żaden mężczyzna nie poruszył jej serca do głębi. Paulina wierzy jednak, że gdzieś tam czeka jej własne szczęśliwe zakończenie. Wierzy nawet wtedy, gdy jej najlepsza przyjaciółka Malwina zostaje nieoczekiwanie porzucona przez narzeczonego, a koleżanka z pracy popłakuje ukradkiem nad klawiaturą z powodu problemów małżeńskich. Nieoczekiwanie na progu redakcji i uporządkowanego życia Pauliny staje ON – Igor Gradecki, który w czasach szkolnych był jej wielką skrywaną miłością. Wtedy najfajniejszy chłopak w szkole, dziś przystojny interesujący mężczyzna, wywróci życie Pauliny do góry nogami.

Gdy tylko zobaczyłam tę książkę w zapowiedziach wydawnictwa Jaguar, wiedziałam, że chcę ją mieć w swoich rękach. Debiut Magdaleny Krauze przeczytałam dosłownie parę dni temu i wciąż pamiętam szczegóły historii Pauliny i Igora. Często bywa tak, że o fabule obyczajówek zapominam, wyrzucam z pamięci i nie wracam. Jeśli chodzi o Czekałam na ciebie, teraz ja muszę czekać na drugi tom! Autorka nie miała sumienia.
Ale zacznijmy od początku.
Opisu powieści nie będę Wam przytaczać. Odniosę się od razu do fabuły, która przypomina mi losy typowej kobiety. Przypadłości, rozterki i problemy Pauliny nie zdawały się być z kosmosu. Wręcz przeciwnie, utożsamiałam się z nią w wielu aspektach, choć bohaterka była starsza o osiem lat. Dawno nie czytałam tak realnej obyczajówki, w zasadzie nawet nie romansu, a książki z wątkiem romantycznym. Co brałam tę powieść do ręki, uśmiechałam się z zadowoleniem, bo wiedziałam, że czekają mnie kolejne, ciekawe i wciągające rozdziały.
Magdalena Krauze ma bardzo lekki styl. Jej opisy nie zajmują za dużo, nie są przydługie i nudne. Daje nam kompletne charakterystyki bohaterów i w myślach pojawia się jedno pytanie: jak ich nie polubić? Jestem zaskoczona, że Paulina od razu przypadła mi do gustu. To mogłaby być moja koleżanka z uczelni lub przyszłej pracy. Ale mogła być tez moim odbiciem w lustrze. Taka Paulina może znajdować się w każdej z nas, czasem bardziej wyrazista, czasem mniej. Mijam ją na ulicach zapewne setki razy. Cieszy mnie to, że autorka postawiła na wiarygodną postać – nie płaską i bezbarwną.
Niezmiernie podoba mi się wątek Igora, który nagle znowu pojawia się w życiu Pauliny i wywraca je do góry nogami. Singielka, obawiająca się staropanieństwa, wpada na swojego przyszłego szefa oraz starą miłość z czasów szkolnych. A on jej nie pamięta! I co teraz? Historia ma mnóstwo zwrotów akcji i jeśli sądzicie, że jest łatwo i pachnąco, to nie. Zdecydowanie nie.
Paulina nie tak łatwo odda swoje serce. Igor natomiast tak łatwo nie odpuści. Oboje uparci i stanowczy, oboje spędzają czas w tym samym miejscu przez większość dnia. To może się zakończyć tylko w jeden sposób…
Tak. Tak właśnie myślałam, póki autorka nie napisała ostatniej strony. Jestem w szoku i boję się, że zabraknie mi cierpliwości, bo już się nie mogę doczekać dalszych losów Pauliny i Igora! Polecam z całego serca.

Dziękuję za egzemplarz wydawnictwu Jaguar
Znalezione obrazy dla zapytania jaguar wydawnictwo

sobota, lipca 27, 2019

Paleta marzeń [recenzja]


Autorka: Małgorzata Falkowska
Magda, mimo swojego młodego wieku, ma już za sobą bagaż doświadczeń, a najważniejszą osobą w jej życiu jest córka Pola. Choć dobrze sytuowani rodzice zapewniają jej bezpieczeństwo finansowe, nie może realizować swoich pasji i czuje się niczym ptak zamknięty w złotej klatce.
Pewnego dnia Magda widzi w gazecie portret córki i pozywa ulicznego malarza Alka o bezprawne wykorzystanie wizerunku dziecka. Spotkanie w sądzie staje się niespodziewanym początkiem wspólnej, siedmiodniowej przygody, która obfituje w paletę emocji i uczuć… Czy Magdę i Alka połączy coś więcej, niż sprawa sądowa?

W wakacje mam ochotę na czytanie lekkich książek, przy których mogę marzyć i odpoczywać. Dlatego właśnie zdecydowałam się kupić Paletę marzeń. Ta powieść miała swoją premierę już kilka miesięcy tematu, ale tytuł zapadł mi w pamięć. Gdy nadarzyła się okazja, książka trafiła w moje ręce.
Uwielbiam romanse, zwłaszcza, gdy w grę wchodzą artyści. Alek to uliczny malarz, który nie przejmuje się następnym dniem, żyje tu i teraz. Jest pogodny, zabawny i oczywiście przystojny.
Magda jest jego przeciwieństwem. Dwudziestojednoletnia rozwódka, z pięcioletnią córką próbuje poukładać swoje życie, choć jest ono zależne od rodziców. Matka podejmuje za nią prawie każdą decyzję i szalenie dąży do tego, by wróciła do swojego byłego męża Marcina. Magda ma naprawdę trudno.
Pewnego razu Alek i Magda trafiają na siebie, a los decyduje się dać im siedem dni. Muszą spędzić je razem, by się lepiej poznać. Wynika z tego wiele nowych doświadczeń. Magda otwiera się na kolejne doznania, próbuje ciekawych rzeczy, a Alek z uśmiechem obserwuje ją i coraz bardziej się zakochuje. Czy będzie dane być im razem? Nie mogę wam tego zdradzić.
Książka jest bardzo lekko napisana. Styl autorki jest dobry, płynny. Podobały mi się dialogi, jakie wprowadziła – nie były sztywne i sztuczne. Mimo to, że odczuwałam, jak niektóre sprawy autorka spłyca i ignoruje. Przymknęłam oko na odrealnienie świata przedstawionego.
Jestem mile zaskoczona tym, jak bardzo podobała mi się powieść polskiej autorki. Zazwyczaj po takie nie sięgam, zwłaszcza, gdy akcja dzieje się w Polsce. Tutaj nie miałam z tym problemu. Falkowska świetnie przedstawiła Toruń, przez co mogłam się poczuć, jakbym spacerowała jego uliczkami. Zadbała o liczne szczegóły i dopracowała opisy.
Wielokrotnie uśmiechałam się przy czytaniu tej powieści. Uważam, że to są właśnie dowody na to, że książka była dobra. Wywoływanie w czytelniku emocji jest bardzo ważne. Czytanie Palety marzeń było przyjemnością, ale zakończenie nieco mnie zaniepokoiło. Cieszę się, że mogę już sięgnąć po drugi tom. Na pewno niedługo to zrobię, by poznać dalsze losy Magdy i Alka.
Na razie mogę Was serdecznie zachęcić do przeczytania Palety marzeń. Zwłaszcza teraz, gdy trwa lato.

czwartek, lipca 25, 2019

Save us [recenzja]


Wielki finał historii miłosnej Ruby i Jamesa
Czy mogą ocalić siebie? A może zniszczą się nawzajem?
Ruby jest w szoku: została zawieszona przez Maxton Hall College. A co najgorsze, wszystko wskazuje na to, że odpowiedzialny za to jest nikt inny, tylko James. Ruby nie może w to uwierzyć - nie po tym, przez co przeszli razem.
Oboje muszą się zastanowić, czy światy, w których żyją, nie są dla siebie zbyt odległe...

I nastał ostatni tom serii Save me.
W końcu miałam możliwość poznania zakończenia historii Jamesa i Ruby. Czy mnie rozczarowali? Nie, zdecydowanie nie. Ale spodziewałam się takich wydarzeń.
Oczywiście, by przeczytać tę część, trzeba znać wszystkie poprzednie. To nie tak, jak w serii Begin Again, gdzie autorka postawiła na luźno połączonych bohaterów.
W Save us postacie zmagają się z przeciwnościami losów. Muszą pogodzić szkołę i problemy rodzinne, a idzie im to opornie. Cieszę się, że Mona Kasten dała szansę też innym bohaterom i pozwoliła na różne perspektywy. Poznaliśmy bardziej siostrę Ruby, czy Jamesa oraz jego przyjaciół. To był bardzo udany zabieg. Zresztą, gdyby nie to, sądzę, że Kasten nie miałaby o czym napisać. Związek Jamesa i Ruby nie wisi już na włosku, czego można było się spodziewać.
Trzeci tom mnie nie porwał, nie miałam motylków w brzuchu i nie czułam ekscytacji, przewracając kartkę za kartką. Wiedziałam, czego się spodziewać i to otrzymałam. Mimo to nie jestem zawiedziona.
Bardzo lubię lekkość z jaką piszę Kasten. To zawsze sprawia, że chce się czytać. Autorka jest jedną z moich ulubionych autorek w tym gatunku i za każdym razem chcę wam polecić jej powieści. Zacznijcie od serii Begin Again, bo moim zdaniem jest najlepsza, ale Save me również wciąga.
Dobrym argumentem na to są bohaterowie – nie są płascy i głupi. To sobie cenię u Kasten. Żadna postać nie jest tam bez powodu, nie jest przezroczysta. Nie wszyscy autorzy potrafią przekazać czytelnikowi emocje. A Mona Kasten naprawdę to potrafi. Dajmy na przykład Jamesa. Nie jest sztywnym, nudnym idiotą, który zaczepia dziewczyny głupimi tekstami. Nie, to jest chłopak, za którym chciałoby się odwrócić i może go poznać.
Trzecia część nie jest najlepszą ze wszystkich, ale nie jest też nudna. Dzieje się dość dużo i autorka nie pozwala na nudę. Dalej jestem przekonana, że jeśli lubicie taki gatunek, te książki przypadną Wam do gustu. Za każdym razem je polecam i teraz też to zrobię. Nie ma na co czekać – poznajcie Monę Kasten i jej twórczość.

Za egzemplarz dziękuję:
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo jaguar

czwartek, lipca 18, 2019

Dla Ellison. PREMIERA 24 LIPCA


Gdy miałem dziewiętnaście lat, interesował mnie tylko seks, narkotyki i imprezy. Miałem wszystko – wygląd, szybki samochód, gorącą dziewczynę. Nic w życiu nie było dla mnie ważniejsze. Dopóki nie spotkałem Ellison James… Kiedy spotkałem ją po raz pierwszy, była jak rozwścieczony byk. Wepchnęła mnie do błota i obrzucała wyzwiskami tak szybko, że ledwo nadążała z ich wymówieniem.

Była złośliwa. Była nieuprzejma. Wyprowadzała mnie z równowagi jak żadna inna kobieta. Spędziłem z nią lato i towarzyszyłem jej przez trzy miesiące...

Otworzyła mi oczy. Zmieniła moje życie. Sprawiła, że stałem się lepszym człowiekiem.


Książkę można już zamówić na empik.com

wtorek, czerwca 25, 2019

Addicted. Podwójna pokusa. [recenzja]

Znalezione obrazy dla zapytania podwójna pokusa
Lily Calloway najbardziej obawia się... braku seksu. Loren Hale pomaga jej wytrwać w postanowieniu zerwania z uzależnieniem, choć nie ułatwia tego fakt, że tworzą teraz parę. Lily musi mierzyć się z codziennością, której nie może zdominować seks.
Z kolei Loren chce wytrwać w trzeźwości. W obliczu groźby ujawnienia rodzinie Lily tajemnicy dziewczyny Lo obiecuje, że zrobi wszystko, aby ją chronić. Gra idzie jednak o wysoką stawkę. Bardziej niż powrotu do nałogu chłopak boi się utraty swej miłości…

Druga część przygód Lily i Lorena zyskała jeszcze bardziej niż poprzednia. Jeśli czytacie mojego bloga, może pamiętacie, że polecałam wam początek serii Addicted z czystym sercem. To bardzo dobra historii o uzależnieniach.
Teraz Lily i Loren wracają, po odwykach i muszą starać się, by znowu nie nabroić. Czy im się to udaje? Nie mogę Wam zdradzić, ale pokus jest dużo. Lily obawia się, że nie będzie mogła zbliżyć się do swojego chłopaka, bo jak dostanie namiastkę przyjemności, to będzie chciała więcej. Natomiast Loren musi walczyć z alkoholizmem, jednocześnie kontrolując żądzę Lily.
Żaden z bohaterów nie ma łatwo w tej powieści. Wątki są bardzo dobrze poprowadzone i dopracowane, a akcja świetnie rozbudowana. Jestem pełna podziwu dla autorek, które wykonały dobrą robotą. Dały czytelnikom ciekawe, wciągające dialogi i żywe postacie, którym powinno się kibicować.
Nie bądźcie zwiedzeni okładką oraz tytułem książki, który sugeruje, że jest to typowy erotyk z mnóstwem scen łóżkowych. Nie. To naprawdę powieść o problemach, uzależnieniu, o którym literatura rzadko wspomina. Motywem przewodnim drugiemu tomu historii Lily i Lorena jest WALKA. Walka, którą można przegrać, ale podjąć raz jeszcze. Niestety, z uzależnienia nie da się wyleczyć. Nie da się tego usunąć, zwalczyć lekami. Trzeba żyć z tym każdego dnia i budować silną wolę. Nie wolno wtedy zostawać z tym wszystkim samemu, bo prawdopodobnie dopadnie człowieka brak sił. W Addicted ukazane jest, jak ważna jest bliskość rodziny i przyjaciół, którzy będąc obok, dają mnóstwo wsparcia. Człowiek uzależniony musi wiedzieć, że nie został sam, że warto, aby sobie pomógł. Wspieram takie książki, bo mimo, że mają być przyjemną lekturą, uświadamiają także, że uzależnienie może dotyczyć każdego i nie można tego omijać.
Jestem pod wrażeniem tej książki. Czytało mi się ją bardzo szybko, zresztą jak pierwszą część i znowu muszę Wam ją polecić. Pewnie nudzą Was dobre opinie, ale cóż mogę zrobić? Naprawdę chciałabym, aby więcej osób sięgnęło po tę serię. Są wakacje, można odpocząć z ciekawą, wciągającą powieścią. To własnie taka.

Za egzemplarz dziękuję:
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo wab

sobota, czerwca 22, 2019

Mister. Następca 50 Twarzy Greya? [recenzja]


Londyn, 2019. Dla Maxima Trevelyana życie było niezwykle łaskawe: uroda, arystokratyczne koneksje i pieniądze sprawiły, że nigdy nie musiał pracować, a noce rzadko spędza samotnie. To idylliczne życie przerywa jednak coś, na co mężczyzna nie jest gotowy: Maxim dziedziczy rodzinny tytuł szlachecki, cały majątek i gigantyczne posiadłości... a także wszelkie wiążące się z nimi obowiązki. To rola, z którą nie umie się zmierzyć.
Największym wyzwaniem będzie jednak walka z pożądaniem pewnej tajemniczej młodej kobiety, która niedawno pojawiła się w Anglii. Ta dziewczyna ma w sobie coś więcej niż niebezpieczną, skomplikowaną przeszłość. Małomówna, piękna i z ogromnym talentem muzycznym, nęci Maxima swoim sekretem, wzbudzając w nim namiętność, jakiej dotąd nie doświadczył. Kim jest Alessia Demachi? Czy Maxim obroni ją przed zagrażającymi jej wrogami? I co uczyni dziewczyna, gdy dowie się, że jej kochanek również skrywa mroczne tajemnice?
Od serca wielkomiejskiego Londynu przez dzikie wrzosowiska Kornwalii aż do zimnych, budzących grozę bałkańskich krajobrazów, Mister to pełna niebezpieczeństw i pożądania podróż zapierająca dech w piersiach aż do samego końca.

Każdy słyszał o Pięćdziesięciu Twarzach Greya. Są zwolennicy i przeciwnicy tej serii. Ja należę do drugiej grupy. Kompletnie nie rozumiem fenomenu i zachwytu, a także uwielbienia dla... Anastasii Steel, która w moim mniemaniu inteligencją nie grzeszy. Ale mimo to, gdy dostałam szansę przeczytać nową książkę E L James, zgodziłam się. Dlaczego? Dlatego, że byłam bardzo ciekawa, czy autorka zmieniła styl pisania, poprawiła słabe strony swojej twórczości i czy nie powieliła schematu, na którym zarobiła miliony.
Otóż zrobiła to. Zaskoczyła mnie kreacją bohaterów, stworzoną fabułą, innymi dialogami. Z każdą stroną tej książki czułam większe zaskoczenie. I miałam naprawdę "WTF" na twarzy, myśląc sobie, czy aby na pewno trzymam książkę E L James w rękach?
Zaciekawiła mnie tajemniczość Alessi i zdecydowanym plusem była jej delikatność oraz wrażliwość. Na dodatek przepięknie grała na fortepianie, więc nie dziwiła mnie lekka obsesja Maxima na jej punkcie. Miała w sobie wiele przyciągających aspektów.
Książka zaskoczyła mnie mnóstwem romantycznych scen. Były takie dwie, które wywołały u mnie motylki w brzuchu (serio rzadko się to zdarza, abym czytała powieść całą sobą). Pokochałam Maxima. Nawet nie próbuję go porównywać do Christiana Greya. Maxim miał więcej charyzmy, był bardziej zadziorny i przebojowy, a Christian zdecydowanie niedostępny.
Dla mnie to świetna książka, która sprawiła, że siedziałam w szoku i zastanawiałam się, jak do tego doszło? Były jakieś sceny, które przeciągały fabułę, ale uwierzcie, dało się przymknąć na to oko. Cała reszta wynagradzała zapełniacze. Nie wierzcie w schematy i stereotypy. Jeżeli podoba Wam się opis książki, to powiem Wam, że nie zdradza on za wiele i możecie się nie spodziewać ciekawych, zaskakujących zwrotów akcji.
Osobiście brakuje mi już słów, których mogłabym użyć, by przekonać Was do tej książki. Mister zapewnia wypieki na twarzy, emocje, smutek, szczęście oraz to, że nie odłożycie go i nie wrócicie już. Dialogi są zabawne, nawet parę razy sprawiły, że uśmiechnęłam się do siebie. Widzę w tej powieści mnóstwo zalet i uważam, że jeśli macie uprzedzenia do E L James, tylko przez Greya, to powinniście spróbować zmyć tamte wspomnienia, jak ja.
Polecam, szczerze polecam i mam nadzieję, że jeśli sięgniecie po tę książkę, to nie będziecie żałować.

Za egzemplarz dziękuję:
Podobny obraz

piątek, czerwca 07, 2019

BIAŁA RÓŻA. CZARNY LAS [recenzja]

Dla dwojga nieznajomych w mrokach II wojny światowej największym ryzykiem staje się zaufanie.
Grudzień 1943 r. Przed dojściem Hitlera do władzy letni domek Gerberów był pełen śmiechu. Teraz, gdy Schwarzwald pokrywają grube zaspy śniegu, niemiecka dysydentka Franka Gerber została sama i zrozpaczona. Fanatyzm i przemoc, które ogarnęły jej ojczyznę, odebrały jej ojca i brata – oraz jakikolwiek powód, by żyć.
Przynajmniej do momentu, kiedy Franka znajduje leżącego w śniegu nieprzytomnego lotnika w mundurze Luftwaffe, z powiewającym na wietrze spadochronem. Nie chcąc zostawiać mężczyzny na pewną śmierć, zabiera go do ustronnego rodzinnego domku, pomimo nienawiści do reżimu, którego przedstawicielem jest nieznajomy. Ale kiedy lotnik okazuje się kimś innym, niż się wydaje, Franka rozpoczyna wyścig z czasem, by rozwikłać tajemnicę jego prawdziwej tożsamości. Wątła więź pomiędzy nimi staje się równie nierozerwalna, co niebezpieczna. Gdy ściga ich gestapo, czy mogą zaufać sobie nawzajem na tyle, by połączyć siły w misji, która może odmienić oblicze wojny i na zawsze zmienić ich życie?

Nie tego oczekiwałam, ale nie czuję też wielkiego zawodu. Była to książka trudna, ciężko było mi się w nią w gryźć. Zyskała dopiero po czasie. Jednak już teraz wiem, że nie sięgnęłabym po nią drugi raz.
Tematyka drugiej wojny światowej naprawdę mnie ciekawi i nie mam pojęcia czemu, ale interesują mnie fabuły osadzone w tych czasach. Gdy tylko zobaczyłam opis Białej róży, uznałam, że to może być coś dla mnie.
Już na początku zaczął przeszkadzać mi styl pisania autora. Nie mogłam przebrnąć przez pierwsze rozdziały, ale uważam, że jest to subiektywne podejście. Jedni lubią takie długości zdań, inni nie.
Powieść zaczyna się od ucieczki Franki, która zamierzała popełnić samobójstwo. Umożliwia jej to ranny mężczyzna, którego cudem zabiera do domu i pomaga mu dojść do siebie, gdy za oknem panuje straszna zima. Fabułę podsyca myśl, że mężczyzna podszywa się pod Niemca, ale nim nie jest. Franka nie wie, co ma zrobić.
Tak, jak mówiłam, styl pisania mnie denerwował. Z czasem uległam i fabuła pochłonęła mnie na dobre. Książka jest bardzo dobrze skonstruowana, muszę to przyznać. Autor świetnie naszkicował ramy tamtejszych czasów i losów ludzi. Stworzył wyraźny świat, w który wchodzimy wraz z bohaterami.
Nie wezmę tej książki drugi raz do rąk, ale zrobiła na mnie wrażenie. Nie takie, jakiego oczekiwałam i pragnęłam, aczkolwiek całość jest naprawdę dobrze napisana i to trzeba oddać autorowi.
Ogromnym plusem tej książki jest Franka. Silna, młoda dziewczyna, która odrzuca rozterki na bok i kieruje się głosem serca. Pomaga obcemu, ryzykując życie, ale nic więcej jej nie pozostało.
Polecam Wam tę powieść, jeśli lubicie takie klimaty. Powinniście spędzić dobry czas przy tej lekturze.

Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo niezwykłe

czwartek, maja 30, 2019

First Last Look [recenzja]


Kiedy Emery Lance zaczyna swoje studia w Wirginii Zachodniej, jedynym czego sobie życzy jest nowy początek. Chce po prostu studiować: bez plotek na jej temat i potępiających spojrzeń nieprzyjaznych jej ludzi. Za to jest gotowa znieść naprawdę dużo, choćby wytrzymać w jednym pokoju z najbardziej denerwującym gościem wszech czasów. Ale sytuacja się komplikuje: najlepszy przyjaciel jej współlokatora, Dylan Westbrook, jednym spojrzeniem przyprawia ją o szybsze bicie serca. Przy czym jest to rodzaj faceta, od jakich Emery zawsze starała się trzymać z daleka: za przystojny, za miły i zdecydowanie zbyt zabawny. Jej serce jest znowu w niebezpieczeństwie…

Dla zwolenników książek Mony Kasten, First last look będzie nie lada gratką. Tak pewnie pomyśli wiele osób, czytając opis. Otóż nie. Nie sądzę, że First last look powinno być porównywane do twórczości Kasten, którą uwielbiam i cenię. Zaraz wyjaśnię dlaczego.
Młodzieżówki to gatunek, który uwielbiam przez to, że można się przy nim dobrze bawić, rozluźnić i odpocząć. Teraz w trakcie ostatnich zaliczeń okazuje się to bardzo przydatne.
Nie umiem zbyt wiele pisać o takich książkach. Są słodkie, urocze i przeważnie dobrze napisane. Akurat First last look jest ciekawie skonstruowaną powieścią, o wartkiej akcji i zabawnych dialogach. Ale... ale... ale... Niestety Emery, która naprawdę wiele przeszła, okazała się bohaterką dość szorstką, chamską i nieprzyjemną. Nie bardzo wiedziałam, czemu skupia na sobie taką uwagę. Nie miała w sobie nic, co powinno przyciągać ludzi. Przejawiała mnóstwo agresji, nie panowała nad sobą... I nie, akurat ona nie była urocza. Może nie miałam do niej jakiś wielkich, negatywnych emocji, ale na pewno jej nie kibicowałam,
Dylan od razu przypadł mi do gustu, ale nie jest bohaterem, który zostanie w moim sercu. Nie, to co Kaden z Begin Again, książki Mony Kasten. Dylan po prostu nie był postacią, aż tak wyróżniającą się z tłumu. Owszem, lubiłam go w powieści, ale nic więcej.
W takich książkach są i będę schematy – nie da się tego uniknąć, lecz przecież wiemy, po co sięgamy i powinniśmy być na to przygotowani. First last look n
Ha, ale mam bardzo duży żal do korekty. Wiecie, ile tam było powtórzeń i dziwnych, połączonych słów? Tak jakby ktoś wcisnął przypadkowo "rrrrrrrrrr" i zapomniał poprawić. Nie żartuję! Strasznie mi to przeszkadzało. No i te braki synonimów... Sposób wykonania nie był najlepszy.
To nie jest najlepsza książka, jaką czytałam. Ba, nawet na początku ciężko mi było się za nią zabrać i ciągle ją odkładałam, ale potem zdecydowanie wciągnęła na dobre. Próbowałam ignorować główną bohaterkę i skupiłam się na innych postaciach.
Kasten potrafi poruszyć sercem czytelnika o wiele bardziej. Jej bohaterowie zawsze są świetnie skonstruowani, nieprzerysowani, a tutaj spotkałam się z lekkim niesmakiem. To nie jest zła książka. Tak, jak mówiłam, można się przy niej dobrze bawić, ale dopiero później.
Czegoś zabrakło, lecz koniec końców mogę powiedzieć, że była w porządku. Nic więcej.

Za egzemplarz dziękuję
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo jaguar zapowiedzi

poniedziałek, maja 20, 2019

WSPÓŁLOKATORZY [recenzja]


Autorka: Beth O'Leary
Przewrotna historia miłosna bezbłędnie oddająca ducha naszych czasów!
Tiffy i Leon dzielą mieszkanie.
Tiffy i Leon dzielą jedno łóżko.
Tiffy i Leon nigdy się nie spotkali…
Tiffy Moore pilnie potrzebuje taniego lokum. Leon Twomey bierze nocne zmiany, bo rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy. Choć ich przyjaciele sądzą, że to szaleństwo, oni znajdują idealne rozwiązanie: w ciągu dnia Leon będzie w ciasnej kawalerce odsypiał noce zmiany, dzięki czemu Tiffy będzie miała to samo mieszkanie wyłącznie dla siebie przez resztę doby.
Ona właśnie zerwała ze swoim zazdrosnym chłopakiem i ledwo wiąże koniec z końcem, pracując w niszowym wydawnictwie, on bardziej dba o innych niż o siebie – nocami zajmuje się pensjonariuszami domu opieki, a każdy grosz odkłada na prawników, którzy wyciągną jego niesłusznie skazanego brata z więzienia.
Na przekór wszystkim i wszystkiemu, dwoje niezwykłych współlokatorów odkrywa, że jeśli wyrzuci się wszystkie zasady przez okno, można stworzyć całkiem przyjemne i ciepłe domowe ognisko.


Dawno nie czytałam tak zabawnej historii, od której nie mogłam się oderwać, a bohaterów pokochałam już po paru stronach. To właśnie daje nam autorka w swoim debiucie, jakim jest książka Współlokatorzy.
Od razu mówię, jeżeli historie Moyes są dla Was, to nie wahajcie się, by sięgnąć i po tę! Historia Leona i Tiffany wywoła u Was mnóstwo śmiechu.
Akcja rozpoczyna się, gdy poznajemy Tiffy. Radosną, kolorową, rudowłosą dziewczynę, nie mającą zbyt dużej pensji na etacie w wydawnictwie. Dziewczyna została właśnie porzucona przez swojego chłopaka Justina i tym samym musi poszukać mieszkania. Ma niewiele opcji. W oględzinach pomagają jej przyjaciele: Mo oraz Grety. Dwójka zupełnie różnych osobowości. Grety jest stanowcza, chamska i chłodna – może dlatego została adwokatem. Natomiast Mo nie odzywa się zbyt wiele, ale gdy już nadejdzie taka potrzeba, zawsze ma coś mądrego do powiedzenia. Tiffy ma szczęście, jeśli chodzi o przyjaciół. Odradzają jej wynajęcie niezbyt przyjemnego lokum, więc zdesperowana Tiffany rozważa wynajęcie połowy mieszkania z Leonem. Jak to połowy? A no tak to, że Leon oferuje jedno łóżko!
Umowa ma polegać na korzystaniu z mieszkania w różnych porach dnia. Leon i Tiffy mają się nawet nie widzieć. Ona śpi w nocy, on w dzień ze względu na ich prace. Tiffany jest zwariowana, więc nic dziwnego, że decyduje się na takie rozwiązanie. Co z tego wyniknie? Och, dużo zamieszania i zmian!
Przez tę książkę się płynie. Bohaterowie są cudowni! Zabawni, fajni, tacy do pogadania. Autorka prowadzi kilka wątków, których wolałabym Wam nie zdradzać, bo są bardzo ciekawe i uzupełniają całą fabułę.

Ach, i żeby nie było.
Leon ma dziewczynę. Nie może być tak łatwo, co? :) 
Przeczytałam tę powieść w ciągu trzech dni i myślę, że zajęłoby mi to mniej, ale nie miałam tyle czasu. Nie wiem już jak mam wychwalać tę książkę, ALE TAK BARDZO WAM JĄ POLECAM, ŻE UŚMIECHAM SIĘ PISZĄC TĘ RECENZJĘ. To jest świetny debiut pod względem fabularnym, jak i warsztatowym. Styl pisania Beth O'Leary jest tak dobry, że aż człowiekowi się serce raduje. Jednak dobre książki potrafią sprawić radość... A to jest właśnie dobra książka!
Dużo wykrzykników w tej recenzji, ale nie dziwcie się. Chciałabym, abyście odważyli się sięgnąć po Współlokatorów, bo dadzą Wam wszystko, co powinna zawierać dobra książka. Nie piszcie mi "ciekawie brzmi, może sięgnę". bo wiem, że tego nie zrobicie. Albo idziecie w to, albo nie. A ja Wam mówię, nie ma na co czekać!

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu:
Znalezione obrazy dla zapytania albatros wydawnictwo

sobota, grudnia 28, 2019

Hope Again [recenzja]


Autorka: Mona Kasten
Everly Penn nigdy nie chciała się zakochać, a już na pewno nie w wykładowcy. Ale Nolan Gates jest czarujący, inteligentny i seksowny. Tylko przy nim Everly udaje się zapomnieć o mrocznych myślach, które od dzieciństwa nie dają jej spać w nocy. Im lepiej go poznaje, tym intensywniejsza staje się więź między nimi, tym bardziej Everly chce przekroczyć niewidzialną granicę, oddzielającą ją od Nolana. Nie wie jednak, że za jego optymizmem i miłością do literatury kryje się tajemnica. Tajemnica, która może zniszczyć ich miłość, zanim się na dobre zaczęła.


Uwielbiam każdą powieść Mony Kasten i jak do tej pory, na żadnej się nie zawiodłam. Czytam je szybko, przeważnie po dwóch dnia kończę. To chyba jasno świadczy o tym, jak łatwo przyswaja się ich treść. Są napisane lekko, ale nie prostacko. Mona Kasten ma świetny styl pisania i pokazuje to w każdej kolejnej książce.

Hope Again to następna część cyklu, który rozpoczęła moja ulubiona książka Begin Again. Historia opiera się na tym samym, wykreowanym już świecie, gdzie bohaterowie serii znają się ze sobą. Tym razem spotkałam się z historią Everly, studentki, która zaczyna czuć coś więcej do swojego profesora. Autorka porusza tutaj opowieść o zakazanym owocu. Niby chce się czegoś niedozwolonego, a jednak trzeba pamiętać o nienaruszeniu zasad. Everly bardzo ciągnie do Nolana, Nolan za to jest urzeczony Everly. Z tego nie może wyjść coś dobrego, skoro oboje prawie cały czas przebywają na terenie uniwersytetu, prawda?
Kibicowałam im, bo tych bohaterów nie da się nie lubić. Od początku Mona Kasten sprawiła, że obdarzyłam Nolana i Everly jakimś uczuciem. Niczego bardziej nie pragnęłam, jak tego, żeby im wyszło.
Nie powiem, że jest to najlepsza powieść Kasten. Szczerze? Myślę, że pisała ją na szybko, byleby dokończyć cykl. Mogłaby jeszcze wiele polepszyć, zmienić, dopisać, ale zdecydowała się oddać taką wersję w ręce czytelników. I cóż, nie  zawiodła mnie, tak jak mówiłam, lecz czułam, że czegoś mi zabrakło. Może więcej emocji przy tak trudnej historii, jaką stworzyła Kasten.
Jednak naprawdę uważam, że jej powieści są warte uwagi. To bardzo dobrze napisane młodzieżówki, uderzające w serducho. Przy nim czas płynie szybko, a nam robi się ciepło, gdy przekręcamy kolejne strony. Niecierpliwie wyczekuję kolejnej części tego cyklu. Mam niedosyt po Hope Again, którą Wam polecam zaraz po poprzednich tomach. :)
Polecam!

Dziękuję za egzemplarz wydawnictwu Jaguar.

czwartek, grudnia 19, 2019

Szczęście przy kominku [recenzja]



Poznaj pełną świątecznego ciepła opowieść, która w te Święta może przydarzyć się również tobie.
Wśród urokliwych, pokrytych śnieżnym puchem ulic kryje się wyjątkowe miejsce, gdzie rodzą się piękne opowieści – „Antykwariat z książką i kawą”. To tu, wśród opasłych tomów, przy kubku gorącej herbaty z sokiem malinowym czeka na ciebie Bunia, gotowa, by wesprzeć radą i dobrym słowem. Kiedy z nieba spadają wielkie płatki śniegu, a na choinkach migoczą światełka, w przerwie między świątecznymi przygotowaniami antykwariat odwiedzą okoliczni mieszkańcy. Przyjdą nie tylko na zakupy, ale również ze swoimi troskami i problemami. Czy ta wizyta odmieni ich życie?
Cuda naprawdę się zdarzają. Wystarczy tylko uwierzyć w magię Świąt!

Liczyłam na ciepłą opowieść, która rozczuli moje serce. Ale tak się nie stało. Czy było źle? Też nie. Książka sama w sobie wpisuje się w świąteczny klimat, lecz wydaje mi się, że autorka nie przedstawiła wszystkiego tak, jak chciała. Miałam wrażenie, że fabuła była nie do końca dopracowana pod względem emocji, które miały zostać przekazane czytelnikom. Bo dobrze, mieliśmy fajny, ciekawy pomysł, sposób wykonania był w porządku, ale co z tymi uczuciami? No, zabrakło.
Znalezione obrazy dla zapytania szczęscie przy kominkuTylko do tego w sumie chciałabym się przyczepić. Czytając tę książkę, nie męczyłam się. Przechodziłam ze strony na stronę, poznając kolejne losy rodzin, ale nie czułam więzi żadną z nich. Nie było mi ich szkoda, nie było mi z nimi wesoło. Towarzyszyła mi zupełna obojętność, a wydaje mi się, że nie tak powinna oddziaływać powieść – zwłaszcza świąteczna.
Zetknęłam się z powszechnymi problemami. Każdy takie ma lub będzie miał. Nic mnie nie zaskoczyło. Rozumiem, że autorka chciała poruszyć tę "normalność" ludzkiego życia, tyle czy warto pisać o tym aż całą książkę? Chodzi mi o to... że nie mogę za bardzo odkryć sensu tej historii. Po co została nam ona przekazana? Nie mam żadnych refleksji, nie jest mi przykro, nie jestem wzruszona, a bohaterów już nie pamiętam.
Oczywiście, nie każda powieść, którą przeczytamy, ma zostawiać w nas iskierki, płomienie i wspomnienia, ale po co tracić czas na takie, które naprawdę ani nie sprawią nam przyjemności, ani nie zaciekawią.
Nie byłam wynudzona, co ciekawe, ale może to dlatego, że Gabriela Gargaś pisze bardzo przystępnie i przyjemnie czytało mi się to, co stworzyła, lecz sens dalej pozostaje mi nieznany. Opis książki na siłę przekonuje nas, że odnajdziemy w niej magię świąt... No nic takiego się nie dzieje. Jedyną magię mamy właśnie w blurbie.
Nie będę Was oszukiwać. Nie jest to świąteczna książką, którą chcecie przeczytać, żeby wczuć się w atmosferę nadchodzącego Bożego narodzenia. Tutaj nic się nie dzieje, nic Was nie zaskoczy. Akcji nie ma żadnej. Nie lubię czytać książek o niczym, a niestety teraz tak się zdarzyło. Jedynym plusem był, jak mówiłam, styl pisania autorki. Reszta zostawia wiele do życzenia. Nie polecam, nie widzę sensu, żeby tracić czas.

Dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona za możliwość zrecenzowania książki

wtorek, grudnia 17, 2019

Tylko raz w roku [recenzja]


Autorka: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Ich miłość była prawdziwa. Tylko zdarzyła się w złym momencie.
Świat Eli w Wigilię legł w gruzach.
Świat Kamila zawsze był chłodny, pusty i sztywny jak ręcznie tkany świąteczny obrus jego wyniosłej matki.
Gdy przypadkiem wpadli na siebie w ten wyjątkowy grudniowy wieczór, oboje czuli, że wydarzył się cud jak z bożonarodzeniowych filmów.
Ale magia świąt nie trwa wiecznie.
Ela musi się mierzyć z problemami rodzinnymi, a Kamil – stawić czoła zaborczej matce, która wie jedno: ukochany syn zasługuje na kogoś lepszego. Co roku, w Wigilię, wracają jednak – przynajmniej myślą – do miejsca, w którym spotkali się po raz pierwszy.
Choć żadne z nich nigdy wcześniej nikogo tak nie kochało, ich uczucie może się okazać nie dość silne w starciu z prozą życia.
Chyba że zdarzy się kolejny cud. W końcu kiedy, jeśli nie w Gwiazdkę?
Książki świąteczne czytam na przełomie listopada i grudnia. Wtedy są dla mnie najciekawsze, a atmosfera im sprzyja. Tylko raz w roku była zupełną nowością i do zrecenzowania jej przekonał mnie ciekawy opis.
Życie Eli i Kamila zostaje połączone w Wigilię. Ich losy splatają się ze sobą, niestety każde z nich zostało rzucone na głęboką wodę i nie ma ciekawych przeżyć. Historie, które opowiadają nie są wesołymi historiami.
Autorka chciała przedstawić trud, problemy i rozterki, z którymi muszą mierzyć się bohaterowie. To wszystko na przestrzeni kilku lat, cały czas w otoczce zimy i świąt. Nie uważam, aby poruszyła to odpowiednio, ale wystarczająco. Za bardzo rozbiła fabułę i rozłożyła w czasie. Nie było ciągłości akcji, która pozwoliłaby mi się lepiej wgryźć w tę historię. Przeskoki sprawiały, że traciłam rezon i przestawałam się skupiać. Bardziej przypominało to streszczenie losów bohaterów, które autorka starała się pokazać jedynie w Wigilię. Ten zabieg po prostu się nie sprawdził.
Niby bohaterowie spotykają na swojej drodze liczne problemy, ale to wszystko jest obtoczone w lukrze, bo i tak oczywiście znajdą łatwe rozwiązanie. Nie, nie, nie. To tak nie działa.
Nie miałam niechęci, nie chciałam odłożyć książki na bok. To nie była zła powieść, od razu zaznaczam. Po prostu nie czułam się do niej przyciągana. Kamil i Ela byli mi obojętni, a ich dialogi wydawały się... sztuczne? Może za bardzo przerysowane. Czasem tak właśnie bywa z postaciami, gdy autor przedstawia ich zbyt płasko. A właśnie Kamil z Elą nie zostali zbytnio wykreowani i przedstawieni czytelnikowi. Przez to nie mogłam darzyć ich większą sympatią.
Nie wywołało to u mnie żadnych emocji. Przeczytałam tę książkę, bo chciałam ją skończyć, ale czy miałam po niej jakieś refleksje? Nie. Wydaje mi się, że swoimi umiejętnościami autorka mogłaby sprawić, że moje serce zabiłoby mocniej, ale nie dopracowała fabuł i dialogów wystarczająco dobrze. 
Podobał mi się aspekt Wrocławia, w którym toczyła się akcja. Ponieważ tu mieszkam, przyjemniej było mi czytać o losach bohaterów. Szczerze mówiąc, mimo że przez moje serce nie przeszło tornado, w moich oczach nie stanęły łzy, to z chęcią dam szansę autorce i przeczytam inne jej powieści, bo sądzę, że mogą mi się spodobać. Tutaj zabrakło tego CZEGOŚ. Jeśli to miała być niełatwa historia o smutku, problemach i stracie to rozumiem, aczkolwiek nie została odpowiednio przedstawiona. Doceniam jednak świąteczny klimat i kunszt. Do stylu autorki nie mogę się przyczepić. Wręcz jest na plus i dlatego sięgnę po inne tytuły.
Tej książki nie polecam, ale i nie odradzam. Nie jest źle napisana. Myślę, że bardziej chodzi o podejście do fabuły. Była średnia, lecz sądzę, że może się spodobać innym, dlatego nie ustosunkuję się za bardzo. :)

Dziękuję za możliwość recenzji wydawnictwu Burda

niedziela, grudnia 15, 2019

Złączeni obowiązkiem [recenzja]


Autorka: Cora Reilly
Żona Dantego Cavallaro zmarła cztery lata temu. A teraz, kiedy mężczyzna ma zostać najmłodszym donem chicagowskiej mafii, będzie potrzebował nowej żony. Do tej roli została wybrana Valentina.
Nie była ona już panną, a wdową. Jednak nikt nie wiedział, że jej pierwsze małżeństwo było czystą fikcją. Gdy Valentina skończyła osiemnaście lat, zgodziła się poślubić Antonia, żeby pomóc mu zataić pewną prawdę. Mężczyzna był gejem i kochał kogoś spoza rodziny mafijnej. Nawet po jego śmierci Valentina utrzymała ten fakt w tajemnicy, nie tylko po to, by zachować godność zmarłego człowieka, ale również, by chronić siebie samą. I teraz gdy ma poślubić Dantego, szybko może wyjść na jaw, że jej małżeństwo z Antonio nigdy nie zostało skonsumowane.
Dante ma dopiero trzydzieści sześć lat, ale już wzbudza strach i szacunek wśród członków mafii. Słynie z tego, że zawsze dostaje to, czego chce. Valentina jest przerażona perspektywą nocy poślubnej, która szybko wyjawi jej sekret. Jednak okazuje się, że bezpodstawnie, ponieważ Dante w ogóle nie jest nią zainteresowany. Jego serce nadal należy do jego zmarłej żony.
Valentina jest zdesperowana i przepełniona pożądaniem. Postanawia zwrócić uwagę swojego zimnego męża, nawet jeżeli i tak nigdy nie zdobędzie jego serca.


Już drugi raz sięgnęłam po Corę Reilly i nie żałuję. Możecie znać mnie z zachwytów nad Złączeni honorem, pierwszym tomem serii. Świetny romans z wątkiem mafijnym, moim zdaniem dobrze przygotowany i nie przesadzony. W drugiej części autorka również nie zawiodła. Dodam, że nie trzeba czytać w kolejności wydania. Losy bohaterów splatają się, ale nie są aż tak powiązane.
Dante Cavallero to wdowiec, traktujący wszystkich bardzo chłodno, z dystansem. W domu wciąż trzyma rzeczy ukochanej żony i nie daje sobie o niej zapomnieć. Nawet wtedy, gdy bierze za żonę Valentinę.
Valentina jest uparta, zmotywowana do działania i wie, że czeka ją los tylko i wyłącznie u boku Dante. Jej mąż został zabity i cudem dostała drugą szansę na ułożenie sobie życia. Zaakceptowała zasady mafii, od których nie była w stanie uciec. Godząc się z tym, próbuje być dobrą żoną dla Dantego, ale spotyka się tylko z chłodną maską obojętności. W końcu traci cierpliwość, bo ile można mówić do ściany?
Podobała mi się jej postawa. Bardzo nie lubię jak bohaterki nie mają charakteru, nie umieją zawalczyć o swoje. Valentina zaimponowała mi tym, że wzięła sprawy w swoje ręce i nie zamierzała się poddać. Czy rozbiła skorupę Dantego, pod którą tak się chował? Tego wam nie zdradzę.
Powiem jedynie, że Dante ma swoje powody, by być takim jakim jest. Żyjąc w świecie mafii, wykonując egzekucje, mając nieciekawą przeszłość, można się bardzo zmienić. Jednak wpływ Valentiny zrobił swoje. Czy wyszło na dobre? Sprawdźcie.
Książka jest wciągająca i dobrze napisana pod względem akcji. Autorka zadbała, aby cały czas coś się działo. Czeka Was wiele tajemnic i intryg, które zaczną wypływać.
Tylko nie zdziwcie się, jak nagle zabraknie wam 7 stron, tak jak mi, ale to wina wydawnictwa. Niestety, błąd druku.
Na pewno wezmę się za następne książki Reilly. Jestem zadowolona z tej historii, którą pochłonęłam w jeden wieczór. Serdecznie Wam ją polecam.

Dziękuję wydawnictwu Niezwykłe za możliwość przeczytania.

czwartek, grudnia 05, 2019

Rhys [recenzja]


Agnieszka Siepielska
Dwudziestoczteroletnia Viviana Thomson pracuje w luksusowym sklepie z odzieżą męską. Pewnego dnia dowiaduje się, że jeden z klientów otrzymał inne garnitury, niż te, które zamawiał, a teraz domaga się, by osobiście dostarczono mu właściwe. Mimo że Viviana nie jest odpowiedzialna za tę pomyłkę, zgadza się pojechać do domu mężczyzny.
Rhys Miller jest szanowanym i niezwykle przystojnym milionerem. Lubi, gdy wszystko idzie po jego myśli, i stara się wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję, żeby ugrać coś, na czym mu zależy. Dostarczenie niewłaściwego zamówienia pozwala mu więc wprowadzić w życie plan, który zaczął sobie układać jakiś czas temu. Kiedy w swoim domu widzi Vivianę, ma już pewność, że podjął właściwą decyzję.
Dziewczyna nie ma pojęcia o tym, że właśnie trafiła prosto do jaskini lwa.
Rhys to pierwsza część serii „Synowie Zemsty” o mafijnej rodzinie Valenti. Bohaterowie tej powieści zmagają się z piętnem przeszłości i skrywają wiele tajemnic. Kiedy te ujrzą światło.

Wokół tej powieści było głośno jeszcze przed premierą. Autorka podbiła serca tysięcy czytelników na Wattpadzie, a wydawnictwo podkreślało, że jest to najlepsza powieść mafijna ostatniego czasu. Jak jest naprawdę? Czy Siepielska daje nam coś nowego?
Nie.
Prosta, szybka odpowiedź. Czytelnik nie otrzymuje rewelacji. Ciężko mi powiedzieć, że była to powieść, która trzymała w napięciu, która była świetnie napisana. Mogę stwierdzić, że styl autorki był dobry, ale za bardzo chciała zaczerpnąć ze stylu amerykańskiego, stąd wychodziły takie ładne kwiatki jak "Vivienne Anne Thompson, upominam cię" – które wypowiadała do siebie bohaterka, W GŁOWIE. Postacie bardzo często zwracały się do siebie pełnym imieniem, drugim imieniem i nazwiskiem, co mnie niemiłosiernie denerwowało i wyprowadzało z równowagi. Przeszkadzał mi ten patos, który nijak miał się do mafii. Akurat w tym przypadku.
Mimo to Rhys przyciągał. W jakiś chory sposób zaciekawił mnie i sprawił, że nie chciałam odkładać książki. Wręcz przeciwnie – przeczytałam ją bardzo szybko i nie żałuję. Bo z jednej strony nie zostałam powalona na łopatki, ale z drugiej dostałam dawkę przyjemności i nie narzekam. Warsztatowo to nie jest zła książka. Fabularnie – oczekiwałam więcej. Więcej zwrotów akcji, więcej spraw mafii. Miałam wrażenie, że autorka jedynie liznęła temat. Mimo to... jestem w stanie uznać, że może taki miała cel? Może nie chciała za bardzo zagłębiać się w mafię, a miała być ona jedynie tłem?
Rhysa czyta się szybko. Jest to idealna powieść na jeden wieczór, na dłuższą podróż. Ma plusy i minusy, i niestety ja je wyłapuję bardzo sprawnie.
Vivienne, główna bohaterka – wydawała się trochę głupiutka, naiwna, ale okazała się być też uparta, co mi się podobało, bo nieczęsto to się zdarza w takiej literaturze.
Rhys – przystojny, oczywiście bogaty i bardzo apodyktyczny. Zyskał moją sympatię, lecz powiem szczerze, że nie jestem w stanie uwierzyć w miłość bohaterów. Uważam, że wmówił Vivienne uczucie i zmusił ją do związku, od początku powtarzając, że jest jego. Chwila, chwila, to tak nie działa.
Och, nie mogę sobie odpuścić i nie wspomnieć o postaci babci. Co za kobieta... Bardzo bezpośrednia i bezczelna. Autorka siliła się na humor, a wyszło żenująco. Może czasem babcia Vivienne miała coś mądrego do powiedzenia, ale generalnie wydawała się spiskującą z Rhysem, zboczoną babuszką, która na siłę wypycha Vivienne z domu.
Oprócz tego w powieści pojawia się też postać "przyjaciółki". Amelia pojawia się w życiu Vivienne nagle, niespodziewanie. Wraca skądś, a bohaterka jest w stanie powiedzieć jedynie tyle, że była bogata i znały się od zawsze, ale nie utrzymywały kontaktu. Jednak, oczywiście, przyjaźnią się i Vivienne jest w stanie pozwolić Amelie na wszystko, nawet na to, by za nią decydowała.
Koniec końców jestem zadowolona, może nie tak jak tego oczekiwałam, ale na tyle, że polecam tę książkę na raz, bez większych refleksji.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Niezwykłe

poniedziałek, listopada 25, 2019

Z otchłani [recenzja]


Po wyznaniu Adama świat osunął się Kaśce spod nóg. Nic nie jest takie, jak sądziła. Kiedy na jej 
drodze staje Szymon, dziewczyna ani myśli dać szansę miłości z Tindera. Gdyby wszystko mogło być zupełnie proste, a nie kompletnie zagmatwane, życie byłoby znacznie przyjemniejsze. Ale czas dać spokój mrzonkom i zacząć żyć według nowych zasad.

Drugi raz sięgnęłam po powieść Martyny Senator. Rok temu udało mi się przeczytać "Z popiołów", a recenzję tej książki znajdziecie na moim blogu. Pierwszy tom opowiadał historię Sary, która musiała zacząć od nowa, nauczyć się ufać i w tym pomógł jej Michał. Dlaczego o tym wspominam? Otóż w kolejnej części mamy wzmiankę o tej parze, są zaprzyjaźnieni z główną bohaterką – Kaśką. Od razu zaznaczę, że książki można czytać w dowolnej kolejności, nie ma to raczej znaczenia.
Polskim autorom coraz częściej mówię "TAK", a Martyna Senator przekonała mnie swoim lekkim stylem pisania oraz historiami, które budzą różnorodne emocje. Ile razy miałam motylki w brzuchu lub chciało mi się płakać przy tej książce, to nie zliczę...
Kaśka próbuje pozbierać się po zdradzie swojego chłopaka Adama. Zrywa z nim, ale ten co chwila wraca jak bumerang i błaga o wybaczenie. Kaśka jest rozdarta między kolejną szansą a odcięciem się od przeszłości. W międzyczasie w jej życiu pojawia się Szymon, z którym przypadkowo zostaje umówiona na randkę. Szymon nie robi na niej dobrego pierwszego wrażenia, ale nie jest też facetem, co tak szybko się poddaje. Tym sposobem Szymon skutecznie odciąga Kaśkę od zmartwień i myśli o Adamie.
Podobała mi się ich relacja. Rozwijała się etapami, nie za szybko, nie za wolno. Bohaterka od razu nie znalazła się w ramionach Szymona. Mieliśmy okazję poznać ich lepiej i zrozumieć ich postępowanie. Za każdym razem, gdy myślałam, że już coś się wydarzy, to jednak... nie. Ale to dobrze. Senator trzymała mnie w napięciu i sprawiała, że nie mogłam oderwać się od tej historii, a jednocześnie bardzo kibicowałam bohaterom.
Podczas czytania reagowałam automatycznie i dzieliłam się tymi spostrzeżeniami z obserwatorami na Instagramie. Powtórzę się. Już dawno nie uwielbiałam książkowej pary tak bardzo jak tej. Szymon był jak żywy. Chciałabym takiego poznać w swoim życiu, mimo że skrywał tajemnicę, o której oczywiście Wam nie powiem.
Związek Kasi i Szymona budował się powoli, od podstaw. Były kryzysy, szczęśliwe dni i momenty strachu. Czy przetrwali? Czy im się udało? Tego również nie zdradzę, ale bardzo zachęcam Was do zapoznania się z serią Martyny Senator, a w szczególności z "Z popiołów" i z "Z otchłani.

Za egzemplarz dziękuję księgarni:
Znalezione obrazy dla zapytania: megaksiążki"

środa, listopada 13, 2019

Jego babeczka [recenzja]



Posiadanie seksownego szefa wcale nie jest szczególnie kłopotliwe. Łatwo powiedzieć!
Muszę tylko opierać się jego urokowi przez parę najbliższych miesięcy, bo przecież z nadejściem stycznia lecę do Paryża, realizować marzenie o zostaniu artystką. Wielka szkoda, że nie można zjeść ciastka i mieć ciastka.
Zapomniałam wspomnieć... mój seksowny szef był też moją szkolną miłością.
Tak jakby. Na początku chciałam go zagłaskać swoją ckliwą czułością. A pod koniec już tylko okrutnie zmiażdżyć. Teraz wrócił, choć równie dobrze mógłby mieć napisane „Nie dotykać!” na koszulce.


Kojarzycie Jego banana lub Jej wisienki? Jeśli nie, to się nie przejmujcie. Książki z tej serii można czytać swobodnie, w różnej kolejności. Natomiast, jeśli czytaliście, to już wiecie, co może zaserwować czytelnikowi autorka.
Kiedy tylko ujrzałam nową powieść Bloom w zapowiedziach, od razu poprawił mi się humor i wiedziałam, że trafi w moje ręce. Nie mogłabym przejść obok takiej historii. Zabawnej, słodkiej, rozczulającej, a jednak w pewnych miejscach, pikantnej.
Emily poznaje Ryana, którego kojarzy z koszmarnych czasów liceum. Nie świadczy to dobrze o nim, ale on w ogóle jej nie pamięta i bardzo chętnie brnie w znajomość. Zabawna, wręcz urocza Emily zaraz ma wyjechać do Paryża i niekoniecznie chciałaby się wiązać, ale ile można opierać się tak przystojnemu mężczyźnie jak Ryan? Na dodatek wszyscy wokół próbują ich ze sobą połączyć, mimo że Ryan nie bardzo lubi związki.
Z tej cieniutkiej książki wylewa się przezabawna fabuła, wypełniona udanymi dialogami. Nie da się mieć złego humoru przy Jego babeczce. I to jest chyba najpiękniejsze. No wiecie, jedziecie autobusem, pociągiem czy tramwajem, a na waszej twarzy co chwila pojawia się uśmiech. Książki powinny przynosić nam emocje, za to ta powieść zdecydowanie stawia na humor i śmiech. Nie zawiodłam się na Bloom i jestem pewna, że sięgnę po więcej jej twórczości, jeśli zostanie wydana.
Książkę na spokojnie można przeczytać w jeden wieczór. Zapewni wam przyjemny czas. Lekka, niewymagająca, ale dobrze napisana. Lubię czasem sięgnąć po takie pozycje, przy których nie muszę bardziej myśleć, a jednocześnie nie są naszpikowane wulgaryzmami i tak samo wyglądającymi scenami erotycznymi.
Kolejny raz polecam wam tę autorkę. Na pewno przeczytam Jego banana, skoro przy tych dwóch książkach miałam taki ubaw i przyjemność. Bez obaw sięgajcie po Jego babeczkę, jeśli lubicie się śmiać przy historiach, które czytacie.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Albatros

czwartek, listopada 07, 2019

Zaufaj mi jeszcze raz [recenzja]


Autorka: Magdalena Krauze
Po tym jak tajemnica Igora ujrzała światło dzienne, jego związek z Pauliną został wystawiony na ciężką próbę. Kobieta w poczuciu zdrady wyjeżdża, aby nabrać dystansu do sprawy oraz sił, żeby się z nią uporać. W urokliwym Karpaczu Paulina poznaje Adama – mężczyznę, którego życie boleśnie doświadczyło.
Czy pobyt z dala od Igora pozwoli Paulinie spojrzeć na świat z innej perspektywy?
Czy może pozwoli jej na to nieoczekiwana przyjaźń z Adamem?

Zaufaj mi jeszcze raz jest kontynuacją losów Igora i Pauliny. Po szokującej końcówce tomu pierwszego nie mogłam się doczekać, aż sięgnę po kolejną część i dowiem się, jaki plan ma autorka.
Jeśli nie wiecie, jakie było moje zdanie o pierwszym tomie, to byłam zachwycona. Podobała mi się ta ciepła historia, którą stworzyła Magdalena Krauze. Bohaterowie przypadli mi do gustu, a z Pauliną nawiązałam nic porozumienia.
Jednak w Zaufaj mi jeszcze raz coś zazgrzytało. Cała fabuła opierała się na nieporozumienia, którego Paulina unikała. Zamiast porozmawiać z Igorem i dowiedzieć się wszystkiego wcześniej, to uciekała i zwlekała. Wydaje mi się, że druga część jest znacznie bardziej naciągana, jakby autorka nie do końca miała na nią pomysł.
Samo wykonanie jest przyjemne w odbiorze. Dalej dobrze czyta się tę książkę w łóżku, pod kocem i z kubkiem herbaty w ręce. Jest to ciekawa opowieść, ale nie tak poruszająca jak jej pierwszy tom. Wydaje mi się, że zabrakło paru wątków, jakiś punktów kulminacyjnych w całej tej historii.
Coś, co mi się nie podobało, to dialogi. I nie te między głównymi bohaterami, bo do tych nie mam żadnych zażaleń. Miałam ogromny problem z Malwiną, przyjaciółką Pauliny. Ich rozmowy wydawały mi się sztuczne, nienaturalne. Cały czas mówiły do siebie, powtarzając własne imiona, jakby czytelnik miał się zgubić i nie wiedzieć o kim mowa. Ale generalnie chodzi mi o słownictwo i sens tych rozmów... Nie, zdecydowanie to otrzymuje minus.
Jak odbieram całość? Uważam, że nie zawiodłam się i jest to książka, którą miło będę wspominać. Początek losów Igora i Pauliny pobudził moje serce, kontynuacja już trochę mniej, ale jestem zadowolona. Cieszę się, że miałam okazję sięgnąć po tę powieść.
Magdalena Krauze pisze dobre książki i miała bardzo dobry debiut. Mam nadzieję, że kolejne powieści w jej wykonaniu będą jeszcze lepsze. Zachęcam Was do poznania historii Pauliny i Igora, bo może zakochacie się jak ja?

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Jaguar

czwartek, października 31, 2019

W niemieckim domu [recenzja]



Wina, wstyd, nierozliczone zbrodnie i przeszłość, którą woli się przemilczeć. Kontrowersyjne spojrzenie na wojenną historię, w którym głos ma podzielone niemieckie społeczeństwo, świadectwa więźniów obozu w Auschwitz są podważane, a okrutni oprawcy wybielani. Czy prawda ma szansę wyjść na jaw, a sprawcy mordu ukarani?

W jesień warto sięgać po książki nie tylko łatwe i przyjemne. Leżąc pod kocem, możemy zagłębić się w lekturę historii opartej na faktach. Zasmucającej, zadziwiającej, ciekawej.
"W niemieckim domu" to debiut Annette Hess. Książka została bardzo dobrze przyjęta przez niemieckie media. Autorzy świetnie się o niej wypowiadali. Gdy tylko trafiła w moje ręce, nie mogłam się doczekać, by przekonać się, jakie wywrze na mnie wrażenie.

Ewa Bruhns – młoda kobieta, tłumaczka języka polskiego, mieszkająca z rodziną nad restauracją, którą prowadzi jej ojciec. Spokojna, opanowana, o którą ubiega się pewien Jurgen. Ich historia miłosna jest tylko tłem dla wydarzeń, które dotyczą Ewy oraz jej rodziny.
Ewa staje przed niezwykle trudnym wyzwaniem. Zostaje zatrudniona jako tłumaczka języka polskiego przy procesie przeciw zbrodniarzom SS, którzy służyli w Auschwitz. Decyduje się, by stawić temu czoło, ale za każdym razem ktoś próbuje ją od tego odciągnąć.
Niemcy w latach 60. woleli wierzyć, że w obozach nie było niewinnych ludzi. Czytali gazety, plotkowali i powtarzali tysiąc razy te same kłamstwa, by w końcu mogły się one stać prawdą. Ewa zderza się z zeznaniami ludzi, którzy przeżyli piekło, a jednocześnie ciągle jest wyśmiewana, że ma czelność wierzyć w takie brednie.
Nie ukrywam, że wielokrotnie serce bolało mnie z rozżalenia. Ta historia oparta jest na faktach, ukazuje zupełnie inny punkt widzenia niż nasz.
Kłamstwa tkwiły nie tylko w historii narodu, ale i w rodzinie Ewy. Gdzieś między wyczekiwanymi oświadczynami i problemami w związku z Jurgenem a ciężkimi zeznaniami, których musiała wysłuchiwać, okazuje się, że to, w co wierzyła, nie jest prawdą.
Muszę zaznaczyć, że Annette Hess świetnie przygotowała się do napisania tej książki, co sama przyznała. Widać, ile włożyła w tę historię, która opiera się na prawdziwych zeznaniach więźniów i zbrodniarzy. Połączyła ich historie i zmieniła kolejność, ale opierała się na tym, co się wydarzyło. Dlatego ta książka jest do bólu realna, prawdziwa i nie oszczędza czytelnika.
Polecam tę powieść miłośnikom literatury II wojny światowej, ale i osobom, które chciałaby poznać tę historię od drugiej strony, pod zupełnie innym kątem. Nie spodziewałam się, że Hess wywoła na mnie takie wrażenie i do tej pory nie mogę przestać myśleć o tym, co przeczytałam.
To jest bardzo dobra książka i z tym Was zostawię.

Dziękuję wydawnictwu Literackiemu za możliwość zrecenzowania tej powieści

wtorek, października 22, 2019

Księzniczka i tajny agent [recenzja]



Księżniczka Gabriella de Cordina zostaje porwana pomimo stałej ochrony.  Cudem ucieka porywaczom, ale pod wpływem dramatycznych wydarzeń traci pamięć. Nie wiadomo, kto i dlaczego ją uprowadził. Nadal jednak zagraża jej niebezpieczeństwo, dlatego rodzina angażuje wysokiej klasy specjalistę. Nonszalancki Amerykanin Reeve MacGee to były tajny agent. Doskonale radzi sobie ze wszystkim, ale staje się bezbronny wobec uczucia do zachwycającej i wrażliwej kobiety, którą ochrania.

Po książki Nory Roberts sięgam w ciemno. Nie potrzebuję czytania opisów i oglądania promocji. To autorka, którą znam i wiem, że zawsze bazuje na podobnych schematach. Kiedy mam ochotę na romans, lekki i przyjemny, biorę się za jej powieści. 
Księżniczkach i tajny agent został wznowiony przez wydawnictwo HarperCollins i dzięki temu mamy szansę na nowo przypomnieć sobie o tej książce. Czy to stara, typowa Nora Roberts? Tak. Nie oczekujcie zwrotów akcji, przebiegłych bohaterów i thrillera. To zdecydowanie typowy romans pomiędzy piękną księżniczką, której grozi niebezpieczeństwo a przystojnym agentem. Romans jak z bajki, co?
Powieść jest krótka i może nam zająć cały wieczór. Bez obaw można po nią sięgnąć w czasie podróży pociągiem, umila nam czas. Jestem przekonana, że jeśli lubicie romanse, to ta książka Wam się spodoba. 
Autorka opowiada tutaj o idealnej kobiecie, która traci pamięć i nie jest w stanie opowiedzieć o niebezpieczeństwie jakie jej zagraża oraz o mężczyźnie, który jest może wszystko, prócz jednego. Nie potrafi powstrzymać uczuć. Czy ich miłość jest możliwa? Na pewno jest skomplikowana i niełatwa.
Styl autorki jest prosty, lekki i przyjemny. Ale nie prostacki, co jest dla mnie ważne, bo bardzo łatwo autorzy wyprowadzają mnie z równowagi brakiem umiejętności. Nie. Roberts warsztat pisarski ma opanowany do perfekcji po 40 latach pisania i masie książek, które wydała.
Dialogi, które tworzy są zabawne, ciekawe i zawsze są po coś. Nie wstawia beznadziejnie nudnych rozmów, byleby wydłużyć powieść. Zresztą, wspominałam, że ta książka długa nie jest.
Myślę, że gdyby wątek niebezpieczeństwa wyciągnąć nieco na pierwszy plan, rozbudować go i urealnić – książka nabrałaby większego znaczenia. To mały minus. Nora Roberts postawiła na stary dobry romans i to na nim postanowiła się skupić.
Ale tak, polecam Wam tę powieść, tak samo jak inne książki tej autorki. Po cichu Wam zdradzę, że moją ulubioną jest Gorący lód. Przezabawna historia!

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu HarperCollins

środa, października 16, 2019

Jeszcze się kiedyś spotkamy [recenzja]



Są takie historie, które zostają w nas na zawsze.
Są takie osoby, których nigdy nie zapominamy.
Ja już nie czekam. Chwytam każdy dzień i się do niego uśmiecham. Wierzę, że będą w nim cudowne chwile.
Ile razy zadawali sobie pytania jak potoczyłoby się ich życie, gdyby nie wojna?
Adela, Franciszek, Janek, Rachela, Joachim i Sabina mieli wielkie plany i marzenia. Przeżywali pierwsze miłości i prawdziwe przyjaźnie. Nie było ważne, że ktoś ma nazwisko żydowskie, niemieckie czy polskie. Po prostu byli przyjaciółmi. Wojna zmieniła wszystko. Wiele lat później, wnuczka Adeli, Justyna, przeżywa kryzys małżeński. Dopiero wówczas poznaje historię swojej babki i jej przyjaciół. Historię, która zmienia ją na zawsze.
Wzruszająca opowieść o różnych obliczach miłości wykradzionych wojnie, życiowych wyborach i rodzinnych tajemnicach, które wpływają na nas bardziej niż myślimy.
Bo to, kim jesteśmy nie zależy wyłącznie od naszych genów, czy wychowania, ale również od przeżyć naszych przodków. Od wszystkich tajemnic, które krążą w naszych rodzinach do kilku pokoleń wstecz.

Tę książkę czytałam pod koniec lata i zaginęłam na kilka dobrych godzin, nie mogąc się od niej oderwać. Wartka akcja nie pozwoliła, bym odłożyła powieść na stolik. Co więc przyciąga uwagę do Jeszcze się kiedyś spotkamy?
Przede wszystkim świetna fabuła, która została bardzo dobrze dopracowana. Autorka postawiła na dwie płaszczyzny, przeszłą i teraźniejszą. Powiem szczere, że nie byłam zbyt dużą fanką historii dziejącej się w czasie teraźniejszym, bo bohaterka nieco mnie irytowała i wydawała się infantylna.
Justyna opowiada o losach swojej zmarłej babki Adeli, wspomina jej filiżanki, otwiera listy i snuje się po mieszkaniu babci, układając w głowie wszystkie elementy historii.
Wojna, którą przedstawia Witkiewicz, nie jest wojną, która gra pierwsze skrzypce. Autorka skupiła się na emocjach bohaterów i ich losach, nie na brutalnych opisach tamtych wydarzeń. Było widać ogromny wkład pracy i przygotowania do tej powieści. Jestem zaskoczona tym, jak dobrze odnalazłam się w tamtych realiach. Z łatwością wyobraziłam sobie dom Adeli, Franciszka i Janka, który zawsze czuwał obok. W cieniu.
Tej książki nie da się odłożyć, bo cały czas, w napięciu, czeka się na rozwiązanie całej tajemnicy. Na pojednanie, na miłość.
Bardzo zachęcam Was do przeczytania tej powieści, w której odkrycie rodzinnej historii może wiele zmienić. To świetnie napisana książka, która powinna trafić w Wasze ręce.

niedziela, września 15, 2019

Słońce, wiatr i księżyc [recenzja]


Kaja zawdzięcza Pawłowi życie jej brata. Pamiętne wakacje u dziadków na wsi są początkiem ich wielkiej przyjaźni, ale też próbą dojrzałości, ponieważ Paweł skrywa tajemnicę, której odkrycie będzie Kaję dużo kosztowało.
Okres dorastania staje się dla Kai i Pawła bardzo burzliwym czasem. Rozkwitające uczucie nie jest w stanie przeciwstawić się zazdrości i nieprzemyślanym słowom. Nim zrozumieją, co tak naprawdę ich łączy, rozstają się na długi czas.
Mija siedem lat. Kaja wraca ze Stanów, żeby spędzić wakacje z ukochaną babcią, która po śmierci męża zostaje zupełnie sama. Na jej drodze ponownie staje przyjaciel z dzieciństwa.
Czy pierwsza miłość jest w stanie na nowo się odrodzić? Czy jest warta tego, aby zmienić dla niej całe swoje życie?

Powieść, którą czyta się na jednym wdechu i kończy tego samego dnia. Idealna na ostatnie ciepłe wieczory lata i początek jesieni. Do kubka gorącej herbaty.
Kaja niechętnie przyjeżdża na wieś, by spędzić u babci wakacje. Nie lubi nudy, nie lubi tego, że wokół nie ma jej koleżanek, a towarzyszą jej jedynie bracia. Dwunastolatka dopiero po kilku dniach na dobre klimatyzuje się w nowym otoczeniu, ale to za sprawą strasznego wypadku.
Paweł to zaradny, pracowity chłopak, żyjący w nieciekawej rodzinie. Ojciec alkoholik i matka, która wychowuje gromadkę dzieci, zmęczona codziennością. Autorka pokazuje życie wielu Polaków, wielu rodzin, czy to w mieście, czy na wsi. Niestety takie obrazy są realne.
Bolały mnie wydarzenia, które spotykały Pawła i naprawdę kibicowałam mu od początku do końca. Zżyłam się z tym bohaterem, choć w ogóle się tego nie spodziewałam. Nie sądziłam, że gdy sięgnę po tę powieść, autorka obudzi we mnie tyle emocji. Drżało mi serce, czułam ekscytację, ściskało mnie w żołądku. To wszystko bardzo proste dowody na to, że Agata Czykierda-Grabowska potrafi świetnie operować słowem, tak, by wywołać wiele odczuć w czytelniku.
Losy Kai i Pawła nie są łatwe. Przyjaźnią się, czekają na siebie cały rok, by spędzić razem wakacje, przeżywają dobre i złe chwile, ale żadne z nich nie potrafi przyznać się, że to już nie łączy ich tylko przyjaźń, a coś silniejszego. Przez to spotyka ich wiele niedomówień i zawirowań. A jak zakończy się ich historia? Tego Wam nie zdradzę, ale bardzo polecę, by samemu zapoznać się z tak ciepłą, wciągającą książką, którą powinniście pochłonąć w jeden wieczór.
Zróbcie to dla bohaterów, których chcielibyście mieć w swoim życiu, zawsze gotowych Wam pomóc. Dla niewyidealizowanego świata, ale jednocześnie pięknego. Przy tej książce odlecicie na chwilę do krainy wspomnień i marzeń. Wrócą momenty z dzieciństwa, z wakacji... Uwielbiam takie historie, które nie tylko sprawiają mi przyjemność, ale jeszcze miło odrywają od rzeczywistości. Słońce, wiatr i księżyc nie ma wad, które chciałabym tu przedstawić.
Być może moja opinia nie jest długa, ale uważam, że wystarczająca. Liczę na to, że Was zachęcę, a potem dacie mi znać, czy Wam się podobało.

sobota, września 14, 2019

Bez parabenów. [recenzja]






Maskary, woski, odżywki, toniki, dezodoranty, kremy – czym tak naprawdę się upiększamy?

Beatrice Mautino, włoska biotechnolog, ekspertka w branży chemii kosmetycznej, rozprawia się z wszechobecnymi w niej oszustwami, mitami na temat pielęgnacji i zawartością naszych kosmetyczek.

Czy cellulit naprawdę jest chorobą, którą musimy zwalczać tysiącami kremów, masaży i zabiegów?
Czy istnieje różnica między setkami oferowanych przez sklepy szamponów, których producenci obiecują inny rodzaj cudu?
Czy produkty oznakowane jako „nietestowane na zwierzętach ” rzeczywiście takie są?
Czy „paraben free” znaczy „w 100% naturalny”?
Czy włos naprawdę „oddycha” i czy możemy mu w tym pomóc za pomocą kosmetyków?
Czy jedzenie kolagenu poprawi kondycję naszej skóry?
Czy kosmetyki anti-age to skuteczny sposób na zmarszczki?

Nie jestem zadowolona z tej pozycji. Liczyłam na lekturę, po której dowiem się czegoś więcej na temat parabenów. Niestety zostałam rozczarowana. Autorka książki mierzy się z mitami i niektóre obala, a przez większość stron nie dowiadujemy się niczego. Są zapełniacze, zbędne akapity i można zanudzić się na śmierć. W jakiś mały sposób poszerza to naszą wiedzę, ale nie tak, jakby się tego oczekiwało.
Wszelkie ważne informacje o kosmetykach, których używamy lub chcemy wypróbować – teraz z łatwością znajdziemy w Internecie. Możemy przeczytać liczne opinie, komentarze oraz uwagi. Warto zaopatrzyć się w poradniki, które rzeczywiście poszerzą naszą wiedzę, a nie jedynie zanudzą i sprawią, że nic z tego nie zrozumiemy.
Jednak książka nie ma tylko wad. Bez parabenów spowodowała, że zobaczyłam, jak firmy, koncerny farmaceutyczne, manipulują nami, byśmy wierzyli, że wszystkie te kosmetyki są nam niezbędne. Są potrzebne. Utwierdziłam się w przekonaniu, że wiele z nich kupujemy, bo reklamy twierdzą, że nasze ciało czy skóra tego potrzebuje. Okazuje się, że to nieprawda. 
Człowiek powinien bardziej słuchać swojego ciała. Nie musi biec, ścigać się z czasem i nowościami. Powinien zwolnić, wsłuchać się w prawdziwe pragnienia organizmu. Te wszystkie "eliksiry młodości" to w większość wymysł, by dodać ego otuchy oraz dać zarobić firmom. Warto otworzyć oczy i głowę na to, że nie wszystko, co się "świeci" i jest kremem, jest niezbędne. Z jednej strony cieszę się, że sięgnęłam po tę książkę i mogłam się czegoś dowiedzieć, z drugiej jest mi przykro, że tak długo autorka sprawiała, że prawie ziewałam nad kolejnymi stronami. Mam po prostu mieszane uczucia, co do tej pozycji i nie umiem określić dokładnie, czy podobała mi się na tyle, by ją polecić, czy też nie. Być może sami zadecydujcie.

niedziela, sierpnia 18, 2019

Czekałam na ciebie. [recenzja]


Paulina prowadzi spokojne życie: ma czułych rodziców, wspaniałych przyjaciół, satysfakcjonującą pracę. Jest zatwardziałą singielką i dotychczas żaden mężczyzna nie poruszył jej serca do głębi. Paulina wierzy jednak, że gdzieś tam czeka jej własne szczęśliwe zakończenie. Wierzy nawet wtedy, gdy jej najlepsza przyjaciółka Malwina zostaje nieoczekiwanie porzucona przez narzeczonego, a koleżanka z pracy popłakuje ukradkiem nad klawiaturą z powodu problemów małżeńskich. Nieoczekiwanie na progu redakcji i uporządkowanego życia Pauliny staje ON – Igor Gradecki, który w czasach szkolnych był jej wielką skrywaną miłością. Wtedy najfajniejszy chłopak w szkole, dziś przystojny interesujący mężczyzna, wywróci życie Pauliny do góry nogami.

Gdy tylko zobaczyłam tę książkę w zapowiedziach wydawnictwa Jaguar, wiedziałam, że chcę ją mieć w swoich rękach. Debiut Magdaleny Krauze przeczytałam dosłownie parę dni temu i wciąż pamiętam szczegóły historii Pauliny i Igora. Często bywa tak, że o fabule obyczajówek zapominam, wyrzucam z pamięci i nie wracam. Jeśli chodzi o Czekałam na ciebie, teraz ja muszę czekać na drugi tom! Autorka nie miała sumienia.
Ale zacznijmy od początku.
Opisu powieści nie będę Wam przytaczać. Odniosę się od razu do fabuły, która przypomina mi losy typowej kobiety. Przypadłości, rozterki i problemy Pauliny nie zdawały się być z kosmosu. Wręcz przeciwnie, utożsamiałam się z nią w wielu aspektach, choć bohaterka była starsza o osiem lat. Dawno nie czytałam tak realnej obyczajówki, w zasadzie nawet nie romansu, a książki z wątkiem romantycznym. Co brałam tę powieść do ręki, uśmiechałam się z zadowoleniem, bo wiedziałam, że czekają mnie kolejne, ciekawe i wciągające rozdziały.
Magdalena Krauze ma bardzo lekki styl. Jej opisy nie zajmują za dużo, nie są przydługie i nudne. Daje nam kompletne charakterystyki bohaterów i w myślach pojawia się jedno pytanie: jak ich nie polubić? Jestem zaskoczona, że Paulina od razu przypadła mi do gustu. To mogłaby być moja koleżanka z uczelni lub przyszłej pracy. Ale mogła być tez moim odbiciem w lustrze. Taka Paulina może znajdować się w każdej z nas, czasem bardziej wyrazista, czasem mniej. Mijam ją na ulicach zapewne setki razy. Cieszy mnie to, że autorka postawiła na wiarygodną postać – nie płaską i bezbarwną.
Niezmiernie podoba mi się wątek Igora, który nagle znowu pojawia się w życiu Pauliny i wywraca je do góry nogami. Singielka, obawiająca się staropanieństwa, wpada na swojego przyszłego szefa oraz starą miłość z czasów szkolnych. A on jej nie pamięta! I co teraz? Historia ma mnóstwo zwrotów akcji i jeśli sądzicie, że jest łatwo i pachnąco, to nie. Zdecydowanie nie.
Paulina nie tak łatwo odda swoje serce. Igor natomiast tak łatwo nie odpuści. Oboje uparci i stanowczy, oboje spędzają czas w tym samym miejscu przez większość dnia. To może się zakończyć tylko w jeden sposób…
Tak. Tak właśnie myślałam, póki autorka nie napisała ostatniej strony. Jestem w szoku i boję się, że zabraknie mi cierpliwości, bo już się nie mogę doczekać dalszych losów Pauliny i Igora! Polecam z całego serca.

Dziękuję za egzemplarz wydawnictwu Jaguar
Znalezione obrazy dla zapytania jaguar wydawnictwo

sobota, lipca 27, 2019

Paleta marzeń [recenzja]


Autorka: Małgorzata Falkowska
Magda, mimo swojego młodego wieku, ma już za sobą bagaż doświadczeń, a najważniejszą osobą w jej życiu jest córka Pola. Choć dobrze sytuowani rodzice zapewniają jej bezpieczeństwo finansowe, nie może realizować swoich pasji i czuje się niczym ptak zamknięty w złotej klatce.
Pewnego dnia Magda widzi w gazecie portret córki i pozywa ulicznego malarza Alka o bezprawne wykorzystanie wizerunku dziecka. Spotkanie w sądzie staje się niespodziewanym początkiem wspólnej, siedmiodniowej przygody, która obfituje w paletę emocji i uczuć… Czy Magdę i Alka połączy coś więcej, niż sprawa sądowa?

W wakacje mam ochotę na czytanie lekkich książek, przy których mogę marzyć i odpoczywać. Dlatego właśnie zdecydowałam się kupić Paletę marzeń. Ta powieść miała swoją premierę już kilka miesięcy tematu, ale tytuł zapadł mi w pamięć. Gdy nadarzyła się okazja, książka trafiła w moje ręce.
Uwielbiam romanse, zwłaszcza, gdy w grę wchodzą artyści. Alek to uliczny malarz, który nie przejmuje się następnym dniem, żyje tu i teraz. Jest pogodny, zabawny i oczywiście przystojny.
Magda jest jego przeciwieństwem. Dwudziestojednoletnia rozwódka, z pięcioletnią córką próbuje poukładać swoje życie, choć jest ono zależne od rodziców. Matka podejmuje za nią prawie każdą decyzję i szalenie dąży do tego, by wróciła do swojego byłego męża Marcina. Magda ma naprawdę trudno.
Pewnego razu Alek i Magda trafiają na siebie, a los decyduje się dać im siedem dni. Muszą spędzić je razem, by się lepiej poznać. Wynika z tego wiele nowych doświadczeń. Magda otwiera się na kolejne doznania, próbuje ciekawych rzeczy, a Alek z uśmiechem obserwuje ją i coraz bardziej się zakochuje. Czy będzie dane być im razem? Nie mogę wam tego zdradzić.
Książka jest bardzo lekko napisana. Styl autorki jest dobry, płynny. Podobały mi się dialogi, jakie wprowadziła – nie były sztywne i sztuczne. Mimo to, że odczuwałam, jak niektóre sprawy autorka spłyca i ignoruje. Przymknęłam oko na odrealnienie świata przedstawionego.
Jestem mile zaskoczona tym, jak bardzo podobała mi się powieść polskiej autorki. Zazwyczaj po takie nie sięgam, zwłaszcza, gdy akcja dzieje się w Polsce. Tutaj nie miałam z tym problemu. Falkowska świetnie przedstawiła Toruń, przez co mogłam się poczuć, jakbym spacerowała jego uliczkami. Zadbała o liczne szczegóły i dopracowała opisy.
Wielokrotnie uśmiechałam się przy czytaniu tej powieści. Uważam, że to są właśnie dowody na to, że książka była dobra. Wywoływanie w czytelniku emocji jest bardzo ważne. Czytanie Palety marzeń było przyjemnością, ale zakończenie nieco mnie zaniepokoiło. Cieszę się, że mogę już sięgnąć po drugi tom. Na pewno niedługo to zrobię, by poznać dalsze losy Magdy i Alka.
Na razie mogę Was serdecznie zachęcić do przeczytania Palety marzeń. Zwłaszcza teraz, gdy trwa lato.

czwartek, lipca 25, 2019

Save us [recenzja]


Wielki finał historii miłosnej Ruby i Jamesa
Czy mogą ocalić siebie? A może zniszczą się nawzajem?
Ruby jest w szoku: została zawieszona przez Maxton Hall College. A co najgorsze, wszystko wskazuje na to, że odpowiedzialny za to jest nikt inny, tylko James. Ruby nie może w to uwierzyć - nie po tym, przez co przeszli razem.
Oboje muszą się zastanowić, czy światy, w których żyją, nie są dla siebie zbyt odległe...

I nastał ostatni tom serii Save me.
W końcu miałam możliwość poznania zakończenia historii Jamesa i Ruby. Czy mnie rozczarowali? Nie, zdecydowanie nie. Ale spodziewałam się takich wydarzeń.
Oczywiście, by przeczytać tę część, trzeba znać wszystkie poprzednie. To nie tak, jak w serii Begin Again, gdzie autorka postawiła na luźno połączonych bohaterów.
W Save us postacie zmagają się z przeciwnościami losów. Muszą pogodzić szkołę i problemy rodzinne, a idzie im to opornie. Cieszę się, że Mona Kasten dała szansę też innym bohaterom i pozwoliła na różne perspektywy. Poznaliśmy bardziej siostrę Ruby, czy Jamesa oraz jego przyjaciół. To był bardzo udany zabieg. Zresztą, gdyby nie to, sądzę, że Kasten nie miałaby o czym napisać. Związek Jamesa i Ruby nie wisi już na włosku, czego można było się spodziewać.
Trzeci tom mnie nie porwał, nie miałam motylków w brzuchu i nie czułam ekscytacji, przewracając kartkę za kartką. Wiedziałam, czego się spodziewać i to otrzymałam. Mimo to nie jestem zawiedziona.
Bardzo lubię lekkość z jaką piszę Kasten. To zawsze sprawia, że chce się czytać. Autorka jest jedną z moich ulubionych autorek w tym gatunku i za każdym razem chcę wam polecić jej powieści. Zacznijcie od serii Begin Again, bo moim zdaniem jest najlepsza, ale Save me również wciąga.
Dobrym argumentem na to są bohaterowie – nie są płascy i głupi. To sobie cenię u Kasten. Żadna postać nie jest tam bez powodu, nie jest przezroczysta. Nie wszyscy autorzy potrafią przekazać czytelnikowi emocje. A Mona Kasten naprawdę to potrafi. Dajmy na przykład Jamesa. Nie jest sztywnym, nudnym idiotą, który zaczepia dziewczyny głupimi tekstami. Nie, to jest chłopak, za którym chciałoby się odwrócić i może go poznać.
Trzecia część nie jest najlepszą ze wszystkich, ale nie jest też nudna. Dzieje się dość dużo i autorka nie pozwala na nudę. Dalej jestem przekonana, że jeśli lubicie taki gatunek, te książki przypadną Wam do gustu. Za każdym razem je polecam i teraz też to zrobię. Nie ma na co czekać – poznajcie Monę Kasten i jej twórczość.

Za egzemplarz dziękuję:
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo jaguar

czwartek, lipca 18, 2019

Dla Ellison. PREMIERA 24 LIPCA


Gdy miałem dziewiętnaście lat, interesował mnie tylko seks, narkotyki i imprezy. Miałem wszystko – wygląd, szybki samochód, gorącą dziewczynę. Nic w życiu nie było dla mnie ważniejsze. Dopóki nie spotkałem Ellison James… Kiedy spotkałem ją po raz pierwszy, była jak rozwścieczony byk. Wepchnęła mnie do błota i obrzucała wyzwiskami tak szybko, że ledwo nadążała z ich wymówieniem.

Była złośliwa. Była nieuprzejma. Wyprowadzała mnie z równowagi jak żadna inna kobieta. Spędziłem z nią lato i towarzyszyłem jej przez trzy miesiące...

Otworzyła mi oczy. Zmieniła moje życie. Sprawiła, że stałem się lepszym człowiekiem.


Książkę można już zamówić na empik.com

wtorek, czerwca 25, 2019

Addicted. Podwójna pokusa. [recenzja]

Znalezione obrazy dla zapytania podwójna pokusa
Lily Calloway najbardziej obawia się... braku seksu. Loren Hale pomaga jej wytrwać w postanowieniu zerwania z uzależnieniem, choć nie ułatwia tego fakt, że tworzą teraz parę. Lily musi mierzyć się z codziennością, której nie może zdominować seks.
Z kolei Loren chce wytrwać w trzeźwości. W obliczu groźby ujawnienia rodzinie Lily tajemnicy dziewczyny Lo obiecuje, że zrobi wszystko, aby ją chronić. Gra idzie jednak o wysoką stawkę. Bardziej niż powrotu do nałogu chłopak boi się utraty swej miłości…

Druga część przygód Lily i Lorena zyskała jeszcze bardziej niż poprzednia. Jeśli czytacie mojego bloga, może pamiętacie, że polecałam wam początek serii Addicted z czystym sercem. To bardzo dobra historii o uzależnieniach.
Teraz Lily i Loren wracają, po odwykach i muszą starać się, by znowu nie nabroić. Czy im się to udaje? Nie mogę Wam zdradzić, ale pokus jest dużo. Lily obawia się, że nie będzie mogła zbliżyć się do swojego chłopaka, bo jak dostanie namiastkę przyjemności, to będzie chciała więcej. Natomiast Loren musi walczyć z alkoholizmem, jednocześnie kontrolując żądzę Lily.
Żaden z bohaterów nie ma łatwo w tej powieści. Wątki są bardzo dobrze poprowadzone i dopracowane, a akcja świetnie rozbudowana. Jestem pełna podziwu dla autorek, które wykonały dobrą robotą. Dały czytelnikom ciekawe, wciągające dialogi i żywe postacie, którym powinno się kibicować.
Nie bądźcie zwiedzeni okładką oraz tytułem książki, który sugeruje, że jest to typowy erotyk z mnóstwem scen łóżkowych. Nie. To naprawdę powieść o problemach, uzależnieniu, o którym literatura rzadko wspomina. Motywem przewodnim drugiemu tomu historii Lily i Lorena jest WALKA. Walka, którą można przegrać, ale podjąć raz jeszcze. Niestety, z uzależnienia nie da się wyleczyć. Nie da się tego usunąć, zwalczyć lekami. Trzeba żyć z tym każdego dnia i budować silną wolę. Nie wolno wtedy zostawać z tym wszystkim samemu, bo prawdopodobnie dopadnie człowieka brak sił. W Addicted ukazane jest, jak ważna jest bliskość rodziny i przyjaciół, którzy będąc obok, dają mnóstwo wsparcia. Człowiek uzależniony musi wiedzieć, że nie został sam, że warto, aby sobie pomógł. Wspieram takie książki, bo mimo, że mają być przyjemną lekturą, uświadamiają także, że uzależnienie może dotyczyć każdego i nie można tego omijać.
Jestem pod wrażeniem tej książki. Czytało mi się ją bardzo szybko, zresztą jak pierwszą część i znowu muszę Wam ją polecić. Pewnie nudzą Was dobre opinie, ale cóż mogę zrobić? Naprawdę chciałabym, aby więcej osób sięgnęło po tę serię. Są wakacje, można odpocząć z ciekawą, wciągającą powieścią. To własnie taka.

Za egzemplarz dziękuję:
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo wab

sobota, czerwca 22, 2019

Mister. Następca 50 Twarzy Greya? [recenzja]


Londyn, 2019. Dla Maxima Trevelyana życie było niezwykle łaskawe: uroda, arystokratyczne koneksje i pieniądze sprawiły, że nigdy nie musiał pracować, a noce rzadko spędza samotnie. To idylliczne życie przerywa jednak coś, na co mężczyzna nie jest gotowy: Maxim dziedziczy rodzinny tytuł szlachecki, cały majątek i gigantyczne posiadłości... a także wszelkie wiążące się z nimi obowiązki. To rola, z którą nie umie się zmierzyć.
Największym wyzwaniem będzie jednak walka z pożądaniem pewnej tajemniczej młodej kobiety, która niedawno pojawiła się w Anglii. Ta dziewczyna ma w sobie coś więcej niż niebezpieczną, skomplikowaną przeszłość. Małomówna, piękna i z ogromnym talentem muzycznym, nęci Maxima swoim sekretem, wzbudzając w nim namiętność, jakiej dotąd nie doświadczył. Kim jest Alessia Demachi? Czy Maxim obroni ją przed zagrażającymi jej wrogami? I co uczyni dziewczyna, gdy dowie się, że jej kochanek również skrywa mroczne tajemnice?
Od serca wielkomiejskiego Londynu przez dzikie wrzosowiska Kornwalii aż do zimnych, budzących grozę bałkańskich krajobrazów, Mister to pełna niebezpieczeństw i pożądania podróż zapierająca dech w piersiach aż do samego końca.

Każdy słyszał o Pięćdziesięciu Twarzach Greya. Są zwolennicy i przeciwnicy tej serii. Ja należę do drugiej grupy. Kompletnie nie rozumiem fenomenu i zachwytu, a także uwielbienia dla... Anastasii Steel, która w moim mniemaniu inteligencją nie grzeszy. Ale mimo to, gdy dostałam szansę przeczytać nową książkę E L James, zgodziłam się. Dlaczego? Dlatego, że byłam bardzo ciekawa, czy autorka zmieniła styl pisania, poprawiła słabe strony swojej twórczości i czy nie powieliła schematu, na którym zarobiła miliony.
Otóż zrobiła to. Zaskoczyła mnie kreacją bohaterów, stworzoną fabułą, innymi dialogami. Z każdą stroną tej książki czułam większe zaskoczenie. I miałam naprawdę "WTF" na twarzy, myśląc sobie, czy aby na pewno trzymam książkę E L James w rękach?
Zaciekawiła mnie tajemniczość Alessi i zdecydowanym plusem była jej delikatność oraz wrażliwość. Na dodatek przepięknie grała na fortepianie, więc nie dziwiła mnie lekka obsesja Maxima na jej punkcie. Miała w sobie wiele przyciągających aspektów.
Książka zaskoczyła mnie mnóstwem romantycznych scen. Były takie dwie, które wywołały u mnie motylki w brzuchu (serio rzadko się to zdarza, abym czytała powieść całą sobą). Pokochałam Maxima. Nawet nie próbuję go porównywać do Christiana Greya. Maxim miał więcej charyzmy, był bardziej zadziorny i przebojowy, a Christian zdecydowanie niedostępny.
Dla mnie to świetna książka, która sprawiła, że siedziałam w szoku i zastanawiałam się, jak do tego doszło? Były jakieś sceny, które przeciągały fabułę, ale uwierzcie, dało się przymknąć na to oko. Cała reszta wynagradzała zapełniacze. Nie wierzcie w schematy i stereotypy. Jeżeli podoba Wam się opis książki, to powiem Wam, że nie zdradza on za wiele i możecie się nie spodziewać ciekawych, zaskakujących zwrotów akcji.
Osobiście brakuje mi już słów, których mogłabym użyć, by przekonać Was do tej książki. Mister zapewnia wypieki na twarzy, emocje, smutek, szczęście oraz to, że nie odłożycie go i nie wrócicie już. Dialogi są zabawne, nawet parę razy sprawiły, że uśmiechnęłam się do siebie. Widzę w tej powieści mnóstwo zalet i uważam, że jeśli macie uprzedzenia do E L James, tylko przez Greya, to powinniście spróbować zmyć tamte wspomnienia, jak ja.
Polecam, szczerze polecam i mam nadzieję, że jeśli sięgniecie po tę książkę, to nie będziecie żałować.

Za egzemplarz dziękuję:
Podobny obraz

piątek, czerwca 07, 2019

BIAŁA RÓŻA. CZARNY LAS [recenzja]

Dla dwojga nieznajomych w mrokach II wojny światowej największym ryzykiem staje się zaufanie.
Grudzień 1943 r. Przed dojściem Hitlera do władzy letni domek Gerberów był pełen śmiechu. Teraz, gdy Schwarzwald pokrywają grube zaspy śniegu, niemiecka dysydentka Franka Gerber została sama i zrozpaczona. Fanatyzm i przemoc, które ogarnęły jej ojczyznę, odebrały jej ojca i brata – oraz jakikolwiek powód, by żyć.
Przynajmniej do momentu, kiedy Franka znajduje leżącego w śniegu nieprzytomnego lotnika w mundurze Luftwaffe, z powiewającym na wietrze spadochronem. Nie chcąc zostawiać mężczyzny na pewną śmierć, zabiera go do ustronnego rodzinnego domku, pomimo nienawiści do reżimu, którego przedstawicielem jest nieznajomy. Ale kiedy lotnik okazuje się kimś innym, niż się wydaje, Franka rozpoczyna wyścig z czasem, by rozwikłać tajemnicę jego prawdziwej tożsamości. Wątła więź pomiędzy nimi staje się równie nierozerwalna, co niebezpieczna. Gdy ściga ich gestapo, czy mogą zaufać sobie nawzajem na tyle, by połączyć siły w misji, która może odmienić oblicze wojny i na zawsze zmienić ich życie?

Nie tego oczekiwałam, ale nie czuję też wielkiego zawodu. Była to książka trudna, ciężko było mi się w nią w gryźć. Zyskała dopiero po czasie. Jednak już teraz wiem, że nie sięgnęłabym po nią drugi raz.
Tematyka drugiej wojny światowej naprawdę mnie ciekawi i nie mam pojęcia czemu, ale interesują mnie fabuły osadzone w tych czasach. Gdy tylko zobaczyłam opis Białej róży, uznałam, że to może być coś dla mnie.
Już na początku zaczął przeszkadzać mi styl pisania autora. Nie mogłam przebrnąć przez pierwsze rozdziały, ale uważam, że jest to subiektywne podejście. Jedni lubią takie długości zdań, inni nie.
Powieść zaczyna się od ucieczki Franki, która zamierzała popełnić samobójstwo. Umożliwia jej to ranny mężczyzna, którego cudem zabiera do domu i pomaga mu dojść do siebie, gdy za oknem panuje straszna zima. Fabułę podsyca myśl, że mężczyzna podszywa się pod Niemca, ale nim nie jest. Franka nie wie, co ma zrobić.
Tak, jak mówiłam, styl pisania mnie denerwował. Z czasem uległam i fabuła pochłonęła mnie na dobre. Książka jest bardzo dobrze skonstruowana, muszę to przyznać. Autor świetnie naszkicował ramy tamtejszych czasów i losów ludzi. Stworzył wyraźny świat, w który wchodzimy wraz z bohaterami.
Nie wezmę tej książki drugi raz do rąk, ale zrobiła na mnie wrażenie. Nie takie, jakiego oczekiwałam i pragnęłam, aczkolwiek całość jest naprawdę dobrze napisana i to trzeba oddać autorowi.
Ogromnym plusem tej książki jest Franka. Silna, młoda dziewczyna, która odrzuca rozterki na bok i kieruje się głosem serca. Pomaga obcemu, ryzykując życie, ale nic więcej jej nie pozostało.
Polecam Wam tę powieść, jeśli lubicie takie klimaty. Powinniście spędzić dobry czas przy tej lekturze.

Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo niezwykłe

czwartek, maja 30, 2019

First Last Look [recenzja]


Kiedy Emery Lance zaczyna swoje studia w Wirginii Zachodniej, jedynym czego sobie życzy jest nowy początek. Chce po prostu studiować: bez plotek na jej temat i potępiających spojrzeń nieprzyjaznych jej ludzi. Za to jest gotowa znieść naprawdę dużo, choćby wytrzymać w jednym pokoju z najbardziej denerwującym gościem wszech czasów. Ale sytuacja się komplikuje: najlepszy przyjaciel jej współlokatora, Dylan Westbrook, jednym spojrzeniem przyprawia ją o szybsze bicie serca. Przy czym jest to rodzaj faceta, od jakich Emery zawsze starała się trzymać z daleka: za przystojny, za miły i zdecydowanie zbyt zabawny. Jej serce jest znowu w niebezpieczeństwie…

Dla zwolenników książek Mony Kasten, First last look będzie nie lada gratką. Tak pewnie pomyśli wiele osób, czytając opis. Otóż nie. Nie sądzę, że First last look powinno być porównywane do twórczości Kasten, którą uwielbiam i cenię. Zaraz wyjaśnię dlaczego.
Młodzieżówki to gatunek, który uwielbiam przez to, że można się przy nim dobrze bawić, rozluźnić i odpocząć. Teraz w trakcie ostatnich zaliczeń okazuje się to bardzo przydatne.
Nie umiem zbyt wiele pisać o takich książkach. Są słodkie, urocze i przeważnie dobrze napisane. Akurat First last look jest ciekawie skonstruowaną powieścią, o wartkiej akcji i zabawnych dialogach. Ale... ale... ale... Niestety Emery, która naprawdę wiele przeszła, okazała się bohaterką dość szorstką, chamską i nieprzyjemną. Nie bardzo wiedziałam, czemu skupia na sobie taką uwagę. Nie miała w sobie nic, co powinno przyciągać ludzi. Przejawiała mnóstwo agresji, nie panowała nad sobą... I nie, akurat ona nie była urocza. Może nie miałam do niej jakiś wielkich, negatywnych emocji, ale na pewno jej nie kibicowałam,
Dylan od razu przypadł mi do gustu, ale nie jest bohaterem, który zostanie w moim sercu. Nie, to co Kaden z Begin Again, książki Mony Kasten. Dylan po prostu nie był postacią, aż tak wyróżniającą się z tłumu. Owszem, lubiłam go w powieści, ale nic więcej.
W takich książkach są i będę schematy – nie da się tego uniknąć, lecz przecież wiemy, po co sięgamy i powinniśmy być na to przygotowani. First last look n
Ha, ale mam bardzo duży żal do korekty. Wiecie, ile tam było powtórzeń i dziwnych, połączonych słów? Tak jakby ktoś wcisnął przypadkowo "rrrrrrrrrr" i zapomniał poprawić. Nie żartuję! Strasznie mi to przeszkadzało. No i te braki synonimów... Sposób wykonania nie był najlepszy.
To nie jest najlepsza książka, jaką czytałam. Ba, nawet na początku ciężko mi było się za nią zabrać i ciągle ją odkładałam, ale potem zdecydowanie wciągnęła na dobre. Próbowałam ignorować główną bohaterkę i skupiłam się na innych postaciach.
Kasten potrafi poruszyć sercem czytelnika o wiele bardziej. Jej bohaterowie zawsze są świetnie skonstruowani, nieprzerysowani, a tutaj spotkałam się z lekkim niesmakiem. To nie jest zła książka. Tak, jak mówiłam, można się przy niej dobrze bawić, ale dopiero później.
Czegoś zabrakło, lecz koniec końców mogę powiedzieć, że była w porządku. Nic więcej.

Za egzemplarz dziękuję
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo jaguar zapowiedzi

poniedziałek, maja 20, 2019

WSPÓŁLOKATORZY [recenzja]


Autorka: Beth O'Leary
Przewrotna historia miłosna bezbłędnie oddająca ducha naszych czasów!
Tiffy i Leon dzielą mieszkanie.
Tiffy i Leon dzielą jedno łóżko.
Tiffy i Leon nigdy się nie spotkali…
Tiffy Moore pilnie potrzebuje taniego lokum. Leon Twomey bierze nocne zmiany, bo rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy. Choć ich przyjaciele sądzą, że to szaleństwo, oni znajdują idealne rozwiązanie: w ciągu dnia Leon będzie w ciasnej kawalerce odsypiał noce zmiany, dzięki czemu Tiffy będzie miała to samo mieszkanie wyłącznie dla siebie przez resztę doby.
Ona właśnie zerwała ze swoim zazdrosnym chłopakiem i ledwo wiąże koniec z końcem, pracując w niszowym wydawnictwie, on bardziej dba o innych niż o siebie – nocami zajmuje się pensjonariuszami domu opieki, a każdy grosz odkłada na prawników, którzy wyciągną jego niesłusznie skazanego brata z więzienia.
Na przekór wszystkim i wszystkiemu, dwoje niezwykłych współlokatorów odkrywa, że jeśli wyrzuci się wszystkie zasady przez okno, można stworzyć całkiem przyjemne i ciepłe domowe ognisko.


Dawno nie czytałam tak zabawnej historii, od której nie mogłam się oderwać, a bohaterów pokochałam już po paru stronach. To właśnie daje nam autorka w swoim debiucie, jakim jest książka Współlokatorzy.
Od razu mówię, jeżeli historie Moyes są dla Was, to nie wahajcie się, by sięgnąć i po tę! Historia Leona i Tiffany wywoła u Was mnóstwo śmiechu.
Akcja rozpoczyna się, gdy poznajemy Tiffy. Radosną, kolorową, rudowłosą dziewczynę, nie mającą zbyt dużej pensji na etacie w wydawnictwie. Dziewczyna została właśnie porzucona przez swojego chłopaka Justina i tym samym musi poszukać mieszkania. Ma niewiele opcji. W oględzinach pomagają jej przyjaciele: Mo oraz Grety. Dwójka zupełnie różnych osobowości. Grety jest stanowcza, chamska i chłodna – może dlatego została adwokatem. Natomiast Mo nie odzywa się zbyt wiele, ale gdy już nadejdzie taka potrzeba, zawsze ma coś mądrego do powiedzenia. Tiffy ma szczęście, jeśli chodzi o przyjaciół. Odradzają jej wynajęcie niezbyt przyjemnego lokum, więc zdesperowana Tiffany rozważa wynajęcie połowy mieszkania z Leonem. Jak to połowy? A no tak to, że Leon oferuje jedno łóżko!
Umowa ma polegać na korzystaniu z mieszkania w różnych porach dnia. Leon i Tiffy mają się nawet nie widzieć. Ona śpi w nocy, on w dzień ze względu na ich prace. Tiffany jest zwariowana, więc nic dziwnego, że decyduje się na takie rozwiązanie. Co z tego wyniknie? Och, dużo zamieszania i zmian!
Przez tę książkę się płynie. Bohaterowie są cudowni! Zabawni, fajni, tacy do pogadania. Autorka prowadzi kilka wątków, których wolałabym Wam nie zdradzać, bo są bardzo ciekawe i uzupełniają całą fabułę.

Ach, i żeby nie było.
Leon ma dziewczynę. Nie może być tak łatwo, co? :) 
Przeczytałam tę powieść w ciągu trzech dni i myślę, że zajęłoby mi to mniej, ale nie miałam tyle czasu. Nie wiem już jak mam wychwalać tę książkę, ALE TAK BARDZO WAM JĄ POLECAM, ŻE UŚMIECHAM SIĘ PISZĄC TĘ RECENZJĘ. To jest świetny debiut pod względem fabularnym, jak i warsztatowym. Styl pisania Beth O'Leary jest tak dobry, że aż człowiekowi się serce raduje. Jednak dobre książki potrafią sprawić radość... A to jest właśnie dobra książka!
Dużo wykrzykników w tej recenzji, ale nie dziwcie się. Chciałabym, abyście odważyli się sięgnąć po Współlokatorów, bo dadzą Wam wszystko, co powinna zawierać dobra książka. Nie piszcie mi "ciekawie brzmi, może sięgnę". bo wiem, że tego nie zrobicie. Albo idziecie w to, albo nie. A ja Wam mówię, nie ma na co czekać!

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu:
Znalezione obrazy dla zapytania albatros wydawnictwo