wtorek, lutego 18, 2020

Instytut [recenzja]

Teddy Cannon nie jest typową dwudziestokilkuletnią kobietą. Owszem, jest zaradna, bystra i pokręcona. Ale potrafi też z niesamowitą precyzją czytać ludzi. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że jest prawdziwym medium.
Kiedy seria złych decyzji prowadzi Teddy do wpadki z policją, interweniuje tajemniczy nieznajomy. Zaprasza ją do złożenia podania do instytutu dla mediów, placówki ukrytej u wybrzeży San Francisco, gdzie studenci są szkoleni niczym pracownicy Delta Force: uczelnia ta jest konkurencyjna, bezwzględna i ściśle tajna. Studenci uczą się tam telepatii, telekinezy, umiejętności śledczych i taktyki SWAT. A jeśli przetrwają szkolenie, kontynuują służbę na najwyższych szczeblach władzy, wykorzystując swoje umiejętności do ochrony Ameryki i świata.
W grupie Teddy zaprzyjaźnia się z Lucasem, buntownikiem, który siłą woli umie wzniecić ogień i ma nad nim kontrolę; Jillian, hipsterką, która umie pośredniczyć w komunikacji między zwierzętami i ludźmi; oraz Molly, hakerką, która potrafi uchwycić stan emocjonalny innych osób. Ale gdy Teddy czuje, że być może wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi, zaczynają się dziać dziwne rzeczy: dochodzi do włamań, giną studenci i wiele więcej. Teddy przyjmuje niebezpieczną misję, która ostatecznie sprawi, że dziewczyna zacznie kwestionować wszystko – swoich wykładowców, rodzinę, a nawet samą siebie.

Instytut jest książką z gatunku fantasy. U mnie królują książki obyczajowe i młodzieżowe, ale czasem skuszę się na coś innego. Instytut zachęcił mnie opisem, moim zdaniem dość intrygującym.
Teddy Cannon jest wyjątkowa. Zawsze była inna, inaczej rozumiała ludzi, inaczej się przystosowywała. Miała dar, o którym nie wiedziała. Próbowała wtopić się w tłum, ale zazwyczaj była z niego wypchnięta. Jak pozna prawdę o sobie? Co zrobi ze zdolnościami paranormalnymi, które odkryje?
Teddy nie ma pojęcia, że dzięki tej mocy, wygrywa w kasynach, do których wchodzi podszywając się pod kogoś innego. Gra, bo to uwielbia, bo to jest jej sposób na zarobek. Akcja rozpoczyna się od nocy, gdy Teddy zostaje zdemaskowana w kasynie. Wtedy pierwszy raz ktoś wyciąga do niej rękę i obiecuje wyjaśnić, dlaczego jest "inna".
Nie ukrywam, że podoba mi się jak autorka poprowadziła fabułę. Już sam początek bardzo intryguje i nie pozwala oderwać się od książki. Później akcja traci rytm, ale nie jest nudna. Nie jest tak zawrotna i wciągająca jak przy pierwszych rozdziałach.
Gdy Teddy trafia do szkoły dla mediów, którym jest, musi pokazać, że zasługuje, aby zajmować w niej miejsce. Przesiew nie może dotyczyć jej. Nie może tak po prostu wrócić do domu i zawieść rodziców. Chcę też zaznaczyć, że bohaterowie zachowują się jak młodzież. Czytałam sporo opinii na ten temat i większość osób zauważa, że mimo wieku dwudziestu kilku lat, żadna z postaci nie mówi i nie robi tego, co zrobiłaby osoba mająca tyle lat. Zgadzam się z tym i uważam, że autorka mogła postawić po prostu na grono nastolatków.
Tajna szkoła, w której Teddy odkrywa swoje talenty, poznaje przyjaciół, przypomina mi Hogwart i sądzę, że na pewno był inspiracją dla tej instytucji.
Książka jest odpowiednia dla osób, które dopiero zaczynają przygodę z fantastyką. Nie jest wymagająca, nie jest też och i ach, sprawiająca, że nie można się oderwać, bo tak jak mówiłam, w dalszej części historii traci na wartkości.
W moim sercu nie pozostał żaden bohater. Każda z postaci wydawała się neutralna, a Teddy czasem irytująca. Mimo to nie była źle wykreowaną postacią. Nie sięgnę po kontynuację, bo nie czuję się wciągnięta w świat przedstawiony, ale wierzę, że fanom podobnych klimatów ta książka przypadnie do gustu. Dlatego polecam ją każdemu, kto lubi fantasy, lubi szkoły z internatem i naukę na temat własnych, nietypowych zdolności.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Uroboros

poniedziałek, lutego 17, 2020

Eleanor&Grey [recenzja]


Greyson East mnie naznaczył.
Zakochałam się w nim jako młoda dziewczyna, która nie wiedziała nic o życiu.
Dni były idealne… aż wszystko się zepsuło i musieliśmy się rozstać. Pozostawiając za sobą pierwszą miłość, trzymałam się wspomnień i pragnienia, aby móc go odnaleźć.
A kiedy moje marzenie się spełniło, nic nie było takie, jak sobie wyobrażałam.
Zgłaszając się na rozmowę w sprawie posady niani, nie spodziewałam się, że moim nowym szefem będzie chłopak, którego znałam, a który był teraz zimnym, zamkniętym w sobie, samotnym mężczyzną.
Zniknął uśmiech, który tak kochałam, zbladły wspomnienia. Każdą jego cząstkę spowijał świeży ból.
Kiedy Greyson zorientował się kim jestem, wymógł na mnie obietnicę profesjonalizmu w pracy, abym nie próbowała się do niego zbliżać, nie odkurzała wspomnień.
Czasami jednak w jego burzliwych oczach dostrzegałam przebłyski dawnego chłopca. Widziałam tego, który się uśmiechał, który skradł dziewczynie serce i nie miałam wątpliwości, że warto było o niego walczyć.
Dostałam drugą szansę z tym, który mnie naznaczył, więc miałam nadzieję, że w jakiś sposób ja również odcisnę się w jego duszy.

Na książki Cherry czekam z niecierpliwością, bo wiem, że mnie nie zawiodą. Autorka umiejętnie serwuje bomby emocjonalne, zwroty akcji i porusza trudne tematy. Jest bardzo dobra w tym, co robi. Jej książki są świetne także pod względem warsztatu pisarskiego. Oczywiście, patrzę na to przez pryzmat tłumacza, ale nigdy nie jestem rozczarowana.
Eleanor&Greya nie mogłam się doczekać od momentu, gdy dowiedziałam się, że będzie wydana. Od razu po premierze zamówiłam powieść i dorwałam się do tej pięknej, wzruszającej historii. Przeczytałam ją w jeden dzień, nie mogąc oderwać się od kolejnych rozdziałów.
Eleanor i Greya poznajemy, gdy oboje są w liceum. Grey podchodzi do samotnej dziewczynie ze słuchawkami w uszach, która czyta Harry'ego Pottera... na imprezie. To niespodziewane spotkanie i zapoznanie jest początkiem przyjaźni. Już po pierwszych stronach zostajemy rzuceni na głęboką wodę i dowiadujemy się, że matka Eleanor choruje na raka. Choroba postępuje, a dziewczyna próbuje zaakceptować nową sytuację. Wszystko to dzieje się w czasie wakacji, gdy przyjaźń Eleanor i Greya zaczyna się umacniać. Między nimi dzieje się... więcej. Choć oboje tego nie określają prawie do końca pierwszej połowy, są dla siebie ważni. Grey chce pomóc Eleanor przejść ten trudny okres, odciągnąć ją od zmartwień, a ona odrywa go od kłótni rodziców w jego domu. Są sobie potrzebni, by przetrwać.
A potem Eleanor wyjeżdża wraz z rodzicami, bardzo daleko, by jej mama mogła w spokoju spędzić ostatnie dni swojego życia, tak jak zawsze tego pragnęła. Przy oceanie. 
Druga część rozpoczyna się po prawie piętnastu latach. Nie będę zdradzać Wam więcej, bo boję się, że napiszę za dużo. Czytanie tej książki było przyjemnością, ale sprawiało mi też ból. Nieraz czułam złość, nieraz czułam smutek.
Książki Cherry mają to do siebie, że uderzają w czytelnika jak rozpędzony pociąg. Z łatwością można odnaleźć w tych historiach cząstkę siebie. Cherry sprawia, że mogę kochać i być kochana, przedzierając się przez losy bohaterów, których tworzy. Bohaterów, którzy są bardzo dobrze wykreowani, nigdy nie są płascy i bezbarwni. Warto czasem dać się zapomnieć dla takich powieści.
Gwarantuję Wam, że gdy sięgniecie po tę książkę, automatycznie kupicie bilet na rollercoaster emocji. Nie da się inaczej przejść przez tę historię. Liczę na to, że skusicie się i poznacie losy Eleanor&Greya. Czy czeka ich spotkanie po latach? I czy uczucia mogą przetrwać wszystko? Czy mogą być ratunkiem?

wtorek, lutego 18, 2020

Instytut [recenzja]

Teddy Cannon nie jest typową dwudziestokilkuletnią kobietą. Owszem, jest zaradna, bystra i pokręcona. Ale potrafi też z niesamowitą precyzją czytać ludzi. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że jest prawdziwym medium.
Kiedy seria złych decyzji prowadzi Teddy do wpadki z policją, interweniuje tajemniczy nieznajomy. Zaprasza ją do złożenia podania do instytutu dla mediów, placówki ukrytej u wybrzeży San Francisco, gdzie studenci są szkoleni niczym pracownicy Delta Force: uczelnia ta jest konkurencyjna, bezwzględna i ściśle tajna. Studenci uczą się tam telepatii, telekinezy, umiejętności śledczych i taktyki SWAT. A jeśli przetrwają szkolenie, kontynuują służbę na najwyższych szczeblach władzy, wykorzystując swoje umiejętności do ochrony Ameryki i świata.
W grupie Teddy zaprzyjaźnia się z Lucasem, buntownikiem, który siłą woli umie wzniecić ogień i ma nad nim kontrolę; Jillian, hipsterką, która umie pośredniczyć w komunikacji między zwierzętami i ludźmi; oraz Molly, hakerką, która potrafi uchwycić stan emocjonalny innych osób. Ale gdy Teddy czuje, że być może wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi, zaczynają się dziać dziwne rzeczy: dochodzi do włamań, giną studenci i wiele więcej. Teddy przyjmuje niebezpieczną misję, która ostatecznie sprawi, że dziewczyna zacznie kwestionować wszystko – swoich wykładowców, rodzinę, a nawet samą siebie.

Instytut jest książką z gatunku fantasy. U mnie królują książki obyczajowe i młodzieżowe, ale czasem skuszę się na coś innego. Instytut zachęcił mnie opisem, moim zdaniem dość intrygującym.
Teddy Cannon jest wyjątkowa. Zawsze była inna, inaczej rozumiała ludzi, inaczej się przystosowywała. Miała dar, o którym nie wiedziała. Próbowała wtopić się w tłum, ale zazwyczaj była z niego wypchnięta. Jak pozna prawdę o sobie? Co zrobi ze zdolnościami paranormalnymi, które odkryje?
Teddy nie ma pojęcia, że dzięki tej mocy, wygrywa w kasynach, do których wchodzi podszywając się pod kogoś innego. Gra, bo to uwielbia, bo to jest jej sposób na zarobek. Akcja rozpoczyna się od nocy, gdy Teddy zostaje zdemaskowana w kasynie. Wtedy pierwszy raz ktoś wyciąga do niej rękę i obiecuje wyjaśnić, dlaczego jest "inna".
Nie ukrywam, że podoba mi się jak autorka poprowadziła fabułę. Już sam początek bardzo intryguje i nie pozwala oderwać się od książki. Później akcja traci rytm, ale nie jest nudna. Nie jest tak zawrotna i wciągająca jak przy pierwszych rozdziałach.
Gdy Teddy trafia do szkoły dla mediów, którym jest, musi pokazać, że zasługuje, aby zajmować w niej miejsce. Przesiew nie może dotyczyć jej. Nie może tak po prostu wrócić do domu i zawieść rodziców. Chcę też zaznaczyć, że bohaterowie zachowują się jak młodzież. Czytałam sporo opinii na ten temat i większość osób zauważa, że mimo wieku dwudziestu kilku lat, żadna z postaci nie mówi i nie robi tego, co zrobiłaby osoba mająca tyle lat. Zgadzam się z tym i uważam, że autorka mogła postawić po prostu na grono nastolatków.
Tajna szkoła, w której Teddy odkrywa swoje talenty, poznaje przyjaciół, przypomina mi Hogwart i sądzę, że na pewno był inspiracją dla tej instytucji.
Książka jest odpowiednia dla osób, które dopiero zaczynają przygodę z fantastyką. Nie jest wymagająca, nie jest też och i ach, sprawiająca, że nie można się oderwać, bo tak jak mówiłam, w dalszej części historii traci na wartkości.
W moim sercu nie pozostał żaden bohater. Każda z postaci wydawała się neutralna, a Teddy czasem irytująca. Mimo to nie była źle wykreowaną postacią. Nie sięgnę po kontynuację, bo nie czuję się wciągnięta w świat przedstawiony, ale wierzę, że fanom podobnych klimatów ta książka przypadnie do gustu. Dlatego polecam ją każdemu, kto lubi fantasy, lubi szkoły z internatem i naukę na temat własnych, nietypowych zdolności.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Uroboros

poniedziałek, lutego 17, 2020

Eleanor&Grey [recenzja]


Greyson East mnie naznaczył.
Zakochałam się w nim jako młoda dziewczyna, która nie wiedziała nic o życiu.
Dni były idealne… aż wszystko się zepsuło i musieliśmy się rozstać. Pozostawiając za sobą pierwszą miłość, trzymałam się wspomnień i pragnienia, aby móc go odnaleźć.
A kiedy moje marzenie się spełniło, nic nie było takie, jak sobie wyobrażałam.
Zgłaszając się na rozmowę w sprawie posady niani, nie spodziewałam się, że moim nowym szefem będzie chłopak, którego znałam, a który był teraz zimnym, zamkniętym w sobie, samotnym mężczyzną.
Zniknął uśmiech, który tak kochałam, zbladły wspomnienia. Każdą jego cząstkę spowijał świeży ból.
Kiedy Greyson zorientował się kim jestem, wymógł na mnie obietnicę profesjonalizmu w pracy, abym nie próbowała się do niego zbliżać, nie odkurzała wspomnień.
Czasami jednak w jego burzliwych oczach dostrzegałam przebłyski dawnego chłopca. Widziałam tego, który się uśmiechał, który skradł dziewczynie serce i nie miałam wątpliwości, że warto było o niego walczyć.
Dostałam drugą szansę z tym, który mnie naznaczył, więc miałam nadzieję, że w jakiś sposób ja również odcisnę się w jego duszy.

Na książki Cherry czekam z niecierpliwością, bo wiem, że mnie nie zawiodą. Autorka umiejętnie serwuje bomby emocjonalne, zwroty akcji i porusza trudne tematy. Jest bardzo dobra w tym, co robi. Jej książki są świetne także pod względem warsztatu pisarskiego. Oczywiście, patrzę na to przez pryzmat tłumacza, ale nigdy nie jestem rozczarowana.
Eleanor&Greya nie mogłam się doczekać od momentu, gdy dowiedziałam się, że będzie wydana. Od razu po premierze zamówiłam powieść i dorwałam się do tej pięknej, wzruszającej historii. Przeczytałam ją w jeden dzień, nie mogąc oderwać się od kolejnych rozdziałów.
Eleanor i Greya poznajemy, gdy oboje są w liceum. Grey podchodzi do samotnej dziewczynie ze słuchawkami w uszach, która czyta Harry'ego Pottera... na imprezie. To niespodziewane spotkanie i zapoznanie jest początkiem przyjaźni. Już po pierwszych stronach zostajemy rzuceni na głęboką wodę i dowiadujemy się, że matka Eleanor choruje na raka. Choroba postępuje, a dziewczyna próbuje zaakceptować nową sytuację. Wszystko to dzieje się w czasie wakacji, gdy przyjaźń Eleanor i Greya zaczyna się umacniać. Między nimi dzieje się... więcej. Choć oboje tego nie określają prawie do końca pierwszej połowy, są dla siebie ważni. Grey chce pomóc Eleanor przejść ten trudny okres, odciągnąć ją od zmartwień, a ona odrywa go od kłótni rodziców w jego domu. Są sobie potrzebni, by przetrwać.
A potem Eleanor wyjeżdża wraz z rodzicami, bardzo daleko, by jej mama mogła w spokoju spędzić ostatnie dni swojego życia, tak jak zawsze tego pragnęła. Przy oceanie. 
Druga część rozpoczyna się po prawie piętnastu latach. Nie będę zdradzać Wam więcej, bo boję się, że napiszę za dużo. Czytanie tej książki było przyjemnością, ale sprawiało mi też ból. Nieraz czułam złość, nieraz czułam smutek.
Książki Cherry mają to do siebie, że uderzają w czytelnika jak rozpędzony pociąg. Z łatwością można odnaleźć w tych historiach cząstkę siebie. Cherry sprawia, że mogę kochać i być kochana, przedzierając się przez losy bohaterów, których tworzy. Bohaterów, którzy są bardzo dobrze wykreowani, nigdy nie są płascy i bezbarwni. Warto czasem dać się zapomnieć dla takich powieści.
Gwarantuję Wam, że gdy sięgniecie po tę książkę, automatycznie kupicie bilet na rollercoaster emocji. Nie da się inaczej przejść przez tę historię. Liczę na to, że skusicie się i poznacie losy Eleanor&Greya. Czy czeka ich spotkanie po latach? I czy uczucia mogą przetrwać wszystko? Czy mogą być ratunkiem?