wtorek, kwietnia 30, 2019

SAVE YOU [recenzja]

Autor: Mona Kasten
Nie daję opisu, bo to duży spojler.
Jak wiecie lub też nie, jestem ogromną fanką Mony Kasten. Serię Begin Again pokochałam, a na dodatek miałam przyjemność patronować dwóm jej książką: Feel Again oraz Save me.
Save me to pierwszy tom kolejnej serii, a ja za sobą mam już Save You, drugą część. Autorka pozostawiła nas z wieloma znakami zapytania, ze złamanym sercem, ale na szczęście nasi bohaterowie wracają, by zmierzyć się z problemami.
Nie ukrywam, że za nimi tęskniłam. Dalej tak samo kibicowałam Ruby i Jamesowi, bo uważam, że zasługują, żeby być razem, mimo że James popełnił błąd. Jestem w stanie go zrozumieć, gdyż emocje często decydują za nas i pchają w złym kierunku.
Save you to więcej uczuć, dramatu i przez to jeszcze szybciej można przeczytać książkę. Ja nie mogłam oderwać wzroku od telefonu i coraz bardziej zżyłam się z bohaterami, na dodatek kibicowałam tez Lydii – siostrze Jamesa, której w pierwszym tomie nie lubiłam. Drażniła mnie, była uparta i naiwna. No dobra, pod koniec zyskała w moich oczach, ale dopiero teraz jestem w stanie powiedzieć, że darzę ją sympatią.
Dobra, dobra. Żeby nie było tak słodko, to niektóre wydarzenia i sytuacje były bardzo naciągane oraz przerysowane. Nie sądzę, że w takim środowisku byłby one realne. Nie chcę wam spojlerować, bo są one kluczowym elementem fabuły, aczkolwiek nie wierzę w nie.
Jak to młodzieżówka, Save you powiela schematy, ale jest tak przyjemnie napisana, że to wynagradza powtórki z rozrywki. Jakoś nigdy nie czuję irytacji, ani chęci, by rzucić książką o ścianę, a wręcz przeciwnie, jestem wciągnięta w losy postaci. Tak, tak i tak. Powoli kończą mi się pomysły, jak Was przekonywać do Kasten, dlatego że muszę się powtarzać. Jej książki za każdym razem sprawiają mi dużą przyjemność, nie rozczarowują i są naprawdę dobrym przerywnikiem w zabieganym tygodniu.
Jak zawsze kończę lekturę zachęcona do następnych części, zadowolona, że Mona Kasten mnie nie zawiodła i nie zwolniła tempa akcji. Znowu mogę polecić Wam książkę tej autorki, bo wiem, że powinnam Wam się ona spodobać.

Za egzemplarz dziękuję:
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo jaguar

poniedziałek, kwietnia 29, 2019

Wiele powodów, by wrócić [recenzja]


Autor: Augusta Docher
Czy pierwszą miłość można przeżyć drugi raz?
Marcel po wypadku nie odzyskuje przytomności. 
Dominika jest zdruzgotana – zamiast układać sobie życie z ukochanym, spędza długie godziny w szpitalu, czuwając przy jego łóżku. Heroicznie walczy o każdy oddech Marcela i nie traci nadziei, że ten pewnego dnia do niej wróci. Chwila, w której chłopak budzi się ze śpiączki, jest jedną z najszczęśliwszych w jej życiu. 
Radość błyskawicznie zamienia się w rozpacz, gdy Dominika odkrywa, że Marcel nie pamięta ostatnich dwóch lat. 
Czy łączące ich niegdyś uczucie okaże się silniejsze od zapomnienia?
Czy ktoś, kto odszedł tak daleko, znajdzie powód, by wrócić?


Dwa lata temu miałam w swoich rękach Najlepszy powód, by żyć. Nie była to książka świetna, wręcz mnie irytowała. Jednak w tamtym czasie czytałam bardzo mało książek polskich autorów. Nie byłam przekonana do stylu pisania i przeszkadzały mi nasze ojczyste imiona. To się zmieniło, bo teraz chętniej sięgam po polskie powieści.
Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania Wiele powodów, by wrócić, pomyślałam sobie "okej, spróbujmy". Dlaczego? Dlatego, że wiele osób zachwyca się książkami Beaty Majewskiej, inaczej Augusty Docher, ale tymi dla dorosłych oraz chciałam dać sobie szansę, bo skoro polubiłam polskich autorów, to może i z tą autorką tak będzie. No nic bardziej mylnego. Rozczarowanie przyszło już po kilku pierwszych stronach, gdy zorientowałam się, że Augusta Docher nie zamierzała zrezygnować z głupkowatych dialogów, które przeszkadzały wielu czytelnikom w pierwszej części.
Fabuła, jak fabuła. W zasadzie nie jest to jakiś niesamowity pomysł. Wykonanie nie wyszło, przynajmniej moim zdaniem. Nie polubiłam bohaterów, chociaż na pewno Dominika bardziej przypadła mi do gustu, niż Marcel. Nie potrafiłam im kibicować, przeżywać dramatu, jaki się tam rozgrywał, bo to wszystko było dla mnie niewiarygodne. Może to przez ten styl.
Nie umiem znaleźć dobrej strony tej książki. Okej, przeczytałam ją dość szybko, ale dlaczego? Ano dlatego, żeby mieć ją z głowy, bo męczyła mnie fabuła, zupełnie nieciekawa. Na dodatek wiele rzeczy było nierealistycznych, jak mieszkanie Marcela z córką u Dominiki, która, uwaga, uwaga, ma osiemnaście lat. Wiecie co ja robiłam dwa lata temu? Myślałam o studniówce i maturze. A Dominika nagle zachowuje się jak 30-latka. No nie. Nie dało się w to uwierzyć.
Wydaje mi się, że pierwsza część pod względem akcji była lepsza, ale i tak patrzę na to przez pryzmat stylu i bohaterów, a te dwa aspekty są złe.
Przykro mi, że nie mogę Wam polecić książki i zachęcić Was. Nie potrafię też sklecić dłuższych zdań, bo nie mam o czym pisać. Czasem tak jest, że po odłożeniu jakiejś książki czuje się pustkę i nie widzi sensu pisania recenzji. Tak miałam z tą lekturą.

Za egzemplarz dziękuję:
Znalezione obrazy dla zapytania znak wydawnictwo

czwartek, kwietnia 25, 2019

Zawsze i wszędzie [recenzja]

Każdego dnia modliłam się, żeby on znów mnie pokochał. Zostawił mnie dla innej, nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić, jak bez niego żyć. Chciałam jedynie, by do mnie wrócił.
Ale pojawił się Jackson Emery. To miał być tylko letni romans. Zastrzyk pozytywnej energii dla pogruchotanego serca.
Byliśmy dla siebie idealni, ponieważ oboje wiedzieliśmy, że nasz romans nie potrwa zbyt długo. Jackson nie wierzył w związki, a ja straciłam wiarę w miłość.
Wszystko było dobrze, aż pewnej nocy moje serce zgubiło rytm. Nie spodziewałam się, że Jackson się zaśmieje, nakłoni mnie do zwierzeń, przegna mój smutek.
Kiedy nasz wspólny czas dobiegł końca, moje serce nie potrafiło zapomnieć.
Prosiłam o jeszcze jeden uśmiech, kolejny pocałunek, następny dotyk… Wznosiłam modły, by Jackson mógł być mój, nawet jeśli wiedziałam, że jego przeznaczeniem nie była miłość.


Brittainy C. Cherry nie zawodzi. Jej książki od zawsze poruszają, wzruszają i wciągają. Na większości jej powieści płaczę, bo nie umiem powstrzymać łez. Nie wiem, czy istnieją bohaterowie przez nią wykreowani, których nie polubiłam lub nie przywiązałam się z nimi.
Gdy tylko ujrzałam w zapowiedziach Zawsze i wszędzie, wiedziałam, że będę musiała ją mieć w swoich rękach. Nawet nie zerkałam szczegółowo na opis, bo nie chciałam przypadkiem sobie czegoś zaspojlerować. Książka miło mnie zaskoczyło, choć od razu powiem, że nie dała takiej dawki emocji, jaką dostaję przeważnie przy powieściach Cherry.
Jackson jest gburem, młodym, przystojnym, ale chamskim gburem, który wykorzystuje kobiety i próbuje być niewzruszony na każdy komentarz o nim lub o jego ojcu alkoholiku. Czy mu się to udaje? W pewnym stopniu tak. Aż pojawia się nasza główna bohaterka – Grace. Wzbudza w Jacksonie negatywne emocje, denerwuje go i zostaje kilkakrotnie odrzucona.
Grace nie ma łatwo, rozwodzi się, a na dodatek wciąż wraca pamięcią do poronień. To smutna opowieść o stracie, zdradzie i nowej szansie.
Uważam, że Cherry jak zawsze, skonstruowała bardzo dobry romans, chociaż nie wzruszyła mnie i tym byłam zaskoczona, tego jednego mi zabrakło. Ale do bohaterów nie mogłabym się przyczepić. To dwójka osób, którym się kibicuje i naprawdę chce, by byli razem.
Z ręką na sercu mogę polecić Wam tę książkę. Nie uważam jej za najlepszą z książek tej autorki. Zdecydowanie ma ich więcej, tak jak np. seria żywioły (to dopiero cudo!), ale przy Zawsze i wszędzie można spędzić przyjemnie czas i nie żałować tego. Zachęcam Was, jeżeli nie poznaliście jeszcze Cherry, to zacznijcie od innych książek. Na tę przyjdzie czas, ale pamiętajcie, jest to ciekawa, urocza powieść, tylko nie robi takiego wrażenia, jak poprzednie.

Za egzemplarz dziękuję:

wtorek, kwietnia 23, 2019

ZŁĄCZENI HONOREM [recenzja]


Autor: Cora Reilly

Ogromne TAK dla fabuły z wątkiem mafii i gangsty. Uwielbiam czytać takie książki, a jeszcze bardziej tworzyć podobne historie i kreować własnych bohaterów. Kiedy przeczytałam opis Złączanych w honorze, od razu pomyślałam, że muszę mieć tę książkę w rękach. Nie było innej opcji. Ponieważ często byłam rozczarowana po takiej fabule, ostudziłam swój zapał. No, bo co, jeśli okaże się, że to znowu kolejny nudny romans, z beznadziejnymi postaciami i drewnianymi dialogami?
Nic podobnego. Przekonałam się na własnej skórze, że Złączeni w honorze to bardzo dobra książka, dopracowana i wciągająca. Zaczynając już od prologu, zostałam pochłonięta w mafijny świat Luci i Arii.
Aria zostaje oddana w ręce Luci już jako piętnastolatka. Od zawsze żyła w rodzinie mafijnej, ona i jej rodzeństwo wie, co je czeka. W wieku osiemnastu lat musiała stanąć przed ołtarzem i przysiąść wierność mężczyźnie, którego nie znała. Nie było to dla niej łatwe. Narracja jest pierwszoosobowa, dzięki czemu poznajemy szczegółowo myśli i uczucia Arii. Dziewczyna przechodzi naprawdę wiele, jest silna, ma wsparcie swoich sióstr, zwłaszcza jednej. Nie miała wyboru, gdy wychodziła za mąż, ale przysięgła sobie, że nie pozwoli, by jej rodzeństwu coś się stało. To ją motywowało, by być posłuszna Luce.
Przede wszystkim chciałabym zwrócić uwagę na Arię, główną bohaterkę. To inteligenta, młoda dziewczyna, nieco nieśmiała, ale trochę uparta. Podobało mi się to, że jej strach i zachowanie było całkowicie uzasadnione. Potrafiła także się postawić, lecz wybierała odpowiednie momenty i wtedy okazywała swój rozsądek. Wyłapałam u niej same dobre cechy, co mogę powiedzieć? Jestem zadowolona, że w końcu nie trafiłam na bohaterkę pustą jak laleczka, płaską i niedopracowaną. Aria może zyskać sympatię szerszego grona czytelników.
Lucę również udało mi się polubić. Przypominał osiłka, który będzie odbierał co jego, dbając o swoją reputację. W rzeczy samej – można było się go bać, ale to jak traktował Arię, urzekło mnie. Okazał jej serce, za co u mnie zapunktował.
Naprawdę nie chciałabym wchodzić w szczegóły powieści, aby nie zdradzić Wam za wiele. Tutaj akcja płynie wartko, nie ma miejsca na nudę. Trzeba oddać autorce, że potrafiła odpowiednio napisać dialogi, tak by zainteresować czytelnika. Jest humor, jest dramat, jest miłość. Bardzo dobra mieszanka, którą można smakować przez kilka godzin.
Jestem pewna, że jeśli tylko Cora Reilly wyda kolejną książkę, sięgnę po nią. Umiliła mi czas i sprawiła, że uwierzyłam, że erotyk z wątkiem gangsterskim może być ciekawy oraz dobrze napisany. Złączeni honorem są zdecydowanie zainspirowane Ojcem chrzestnym, ale tutaj to nie wada, a zaleta. Chciałabym więcej takich powieści na rynku, bo są przyjemnym oderwaniem.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu:
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo niezwykłe

środa, kwietnia 17, 2019

Adeptka. Drugi tom CZARNEGO MAGA [recenzja]


Autor: Rachel E. Carter
Opis: Ryiah przetrwała próbny rok w Akademii Magii, ale dopiero teraz zaczyna się dla niej prawdziwa nauka.
Dziewczyna dostała się do wymarzonej frakcji bojowej, ale musi stawić czoła nauczycielowi, którego nie znosi, i wrogo nastawionej Priscilli. Sytuacji nie ułatwia też relacja z Darrenem, oscylująca między wrogością a sympatią, może nawet fascynacją…
Kiedy jeden z uczniów zostaje zabity w nieprzyjacielskim ataku, nauka schodzi jednak na dalszy plan. W powietrzu wisi wojna, być może Ryiah będzie musiała wykorzystać swoje umiejętności szybciej, niż sądziła.

Pierwszy tom Czarnego maga połknęłam i z niecierpliwością czekałam na ciąg dalszy. Aż w końcu dotarła do mnie Adeptka. Z radością poznawałam nowe przygody Ryiah, ale moja radość nieco się zmniejszyła. Nie podobał mi się chaos, który zaczął panować w książce. Miałam wrażenie, że autorka za bardzo przyśpiesza akcje i wplata za dużo wątku. Od razu zaznaczam, dalej lubiłam bohaterów, aczkolwiek gubiłam się w ich działaniach.
Cały świat jest lepiej przedstawiony niż w pierwszej części, to muszę przyznać. Nabrał kolorów i szczegółów. Akcja przede wszystkim skupia się na szkoleniu Ryiah i jej relacji z Darrenem, która jest bardzo skomplikowana i trudna. W sumie to nieco mnie irytowała, bo... Bo naprawdę, czy nie można podjąć jednej decyzji i ze sobą porozmawiać? W tym tkwi problem między nią a Darrenem – NIE ROZMAWIAJĄ. Już dawno mogliby sobie wyjaśnić parę spraw, ale nie, lepiej się unikać i dokuczać sobie. Mimo że darzę sympatią oboje, to nie mogę znieść tej ich miłości. Przeszkadzało mi to, ponieważ była za bardzo pokręcona.
Reszta postaci była w porządku, na tyle w porządku, że ich polubiłam i nie miałam jakiś silnych negatywnych emocji do żadnego. Może niektórzy powinni zostać troszkę lepiej dopracowani, ale naprawdę było dobrze.
Ta seria ma plusy i minusy, lecz moim zdaniem nie jest zła. Pierwszy tom mnie pochłonął, drugi jest lepiej skonstruowany, ale ma za dużo akcji, za którą nie nadążałam. Jednak mimo to, uważam, że seria jest godna uwagi i przeczytania. Można z nią spędzić przyjemnie czas, przynajmniej ja nie żałuję, że po nią sięgnęłam.

Za egzemplarz dziękuję:
Znalezione obrazy dla zapytania uroboros wydawnictwo

wtorek, kwietnia 30, 2019

SAVE YOU [recenzja]

Autor: Mona Kasten
Nie daję opisu, bo to duży spojler.
Jak wiecie lub też nie, jestem ogromną fanką Mony Kasten. Serię Begin Again pokochałam, a na dodatek miałam przyjemność patronować dwóm jej książką: Feel Again oraz Save me.
Save me to pierwszy tom kolejnej serii, a ja za sobą mam już Save You, drugą część. Autorka pozostawiła nas z wieloma znakami zapytania, ze złamanym sercem, ale na szczęście nasi bohaterowie wracają, by zmierzyć się z problemami.
Nie ukrywam, że za nimi tęskniłam. Dalej tak samo kibicowałam Ruby i Jamesowi, bo uważam, że zasługują, żeby być razem, mimo że James popełnił błąd. Jestem w stanie go zrozumieć, gdyż emocje często decydują za nas i pchają w złym kierunku.
Save you to więcej uczuć, dramatu i przez to jeszcze szybciej można przeczytać książkę. Ja nie mogłam oderwać wzroku od telefonu i coraz bardziej zżyłam się z bohaterami, na dodatek kibicowałam tez Lydii – siostrze Jamesa, której w pierwszym tomie nie lubiłam. Drażniła mnie, była uparta i naiwna. No dobra, pod koniec zyskała w moich oczach, ale dopiero teraz jestem w stanie powiedzieć, że darzę ją sympatią.
Dobra, dobra. Żeby nie było tak słodko, to niektóre wydarzenia i sytuacje były bardzo naciągane oraz przerysowane. Nie sądzę, że w takim środowisku byłby one realne. Nie chcę wam spojlerować, bo są one kluczowym elementem fabuły, aczkolwiek nie wierzę w nie.
Jak to młodzieżówka, Save you powiela schematy, ale jest tak przyjemnie napisana, że to wynagradza powtórki z rozrywki. Jakoś nigdy nie czuję irytacji, ani chęci, by rzucić książką o ścianę, a wręcz przeciwnie, jestem wciągnięta w losy postaci. Tak, tak i tak. Powoli kończą mi się pomysły, jak Was przekonywać do Kasten, dlatego że muszę się powtarzać. Jej książki za każdym razem sprawiają mi dużą przyjemność, nie rozczarowują i są naprawdę dobrym przerywnikiem w zabieganym tygodniu.
Jak zawsze kończę lekturę zachęcona do następnych części, zadowolona, że Mona Kasten mnie nie zawiodła i nie zwolniła tempa akcji. Znowu mogę polecić Wam książkę tej autorki, bo wiem, że powinnam Wam się ona spodobać.

Za egzemplarz dziękuję:
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo jaguar

poniedziałek, kwietnia 29, 2019

Wiele powodów, by wrócić [recenzja]


Autor: Augusta Docher
Czy pierwszą miłość można przeżyć drugi raz?
Marcel po wypadku nie odzyskuje przytomności. 
Dominika jest zdruzgotana – zamiast układać sobie życie z ukochanym, spędza długie godziny w szpitalu, czuwając przy jego łóżku. Heroicznie walczy o każdy oddech Marcela i nie traci nadziei, że ten pewnego dnia do niej wróci. Chwila, w której chłopak budzi się ze śpiączki, jest jedną z najszczęśliwszych w jej życiu. 
Radość błyskawicznie zamienia się w rozpacz, gdy Dominika odkrywa, że Marcel nie pamięta ostatnich dwóch lat. 
Czy łączące ich niegdyś uczucie okaże się silniejsze od zapomnienia?
Czy ktoś, kto odszedł tak daleko, znajdzie powód, by wrócić?


Dwa lata temu miałam w swoich rękach Najlepszy powód, by żyć. Nie była to książka świetna, wręcz mnie irytowała. Jednak w tamtym czasie czytałam bardzo mało książek polskich autorów. Nie byłam przekonana do stylu pisania i przeszkadzały mi nasze ojczyste imiona. To się zmieniło, bo teraz chętniej sięgam po polskie powieści.
Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania Wiele powodów, by wrócić, pomyślałam sobie "okej, spróbujmy". Dlaczego? Dlatego, że wiele osób zachwyca się książkami Beaty Majewskiej, inaczej Augusty Docher, ale tymi dla dorosłych oraz chciałam dać sobie szansę, bo skoro polubiłam polskich autorów, to może i z tą autorką tak będzie. No nic bardziej mylnego. Rozczarowanie przyszło już po kilku pierwszych stronach, gdy zorientowałam się, że Augusta Docher nie zamierzała zrezygnować z głupkowatych dialogów, które przeszkadzały wielu czytelnikom w pierwszej części.
Fabuła, jak fabuła. W zasadzie nie jest to jakiś niesamowity pomysł. Wykonanie nie wyszło, przynajmniej moim zdaniem. Nie polubiłam bohaterów, chociaż na pewno Dominika bardziej przypadła mi do gustu, niż Marcel. Nie potrafiłam im kibicować, przeżywać dramatu, jaki się tam rozgrywał, bo to wszystko było dla mnie niewiarygodne. Może to przez ten styl.
Nie umiem znaleźć dobrej strony tej książki. Okej, przeczytałam ją dość szybko, ale dlaczego? Ano dlatego, żeby mieć ją z głowy, bo męczyła mnie fabuła, zupełnie nieciekawa. Na dodatek wiele rzeczy było nierealistycznych, jak mieszkanie Marcela z córką u Dominiki, która, uwaga, uwaga, ma osiemnaście lat. Wiecie co ja robiłam dwa lata temu? Myślałam o studniówce i maturze. A Dominika nagle zachowuje się jak 30-latka. No nie. Nie dało się w to uwierzyć.
Wydaje mi się, że pierwsza część pod względem akcji była lepsza, ale i tak patrzę na to przez pryzmat stylu i bohaterów, a te dwa aspekty są złe.
Przykro mi, że nie mogę Wam polecić książki i zachęcić Was. Nie potrafię też sklecić dłuższych zdań, bo nie mam o czym pisać. Czasem tak jest, że po odłożeniu jakiejś książki czuje się pustkę i nie widzi sensu pisania recenzji. Tak miałam z tą lekturą.

Za egzemplarz dziękuję:
Znalezione obrazy dla zapytania znak wydawnictwo

czwartek, kwietnia 25, 2019

Zawsze i wszędzie [recenzja]

Każdego dnia modliłam się, żeby on znów mnie pokochał. Zostawił mnie dla innej, nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić, jak bez niego żyć. Chciałam jedynie, by do mnie wrócił.
Ale pojawił się Jackson Emery. To miał być tylko letni romans. Zastrzyk pozytywnej energii dla pogruchotanego serca.
Byliśmy dla siebie idealni, ponieważ oboje wiedzieliśmy, że nasz romans nie potrwa zbyt długo. Jackson nie wierzył w związki, a ja straciłam wiarę w miłość.
Wszystko było dobrze, aż pewnej nocy moje serce zgubiło rytm. Nie spodziewałam się, że Jackson się zaśmieje, nakłoni mnie do zwierzeń, przegna mój smutek.
Kiedy nasz wspólny czas dobiegł końca, moje serce nie potrafiło zapomnieć.
Prosiłam o jeszcze jeden uśmiech, kolejny pocałunek, następny dotyk… Wznosiłam modły, by Jackson mógł być mój, nawet jeśli wiedziałam, że jego przeznaczeniem nie była miłość.


Brittainy C. Cherry nie zawodzi. Jej książki od zawsze poruszają, wzruszają i wciągają. Na większości jej powieści płaczę, bo nie umiem powstrzymać łez. Nie wiem, czy istnieją bohaterowie przez nią wykreowani, których nie polubiłam lub nie przywiązałam się z nimi.
Gdy tylko ujrzałam w zapowiedziach Zawsze i wszędzie, wiedziałam, że będę musiała ją mieć w swoich rękach. Nawet nie zerkałam szczegółowo na opis, bo nie chciałam przypadkiem sobie czegoś zaspojlerować. Książka miło mnie zaskoczyło, choć od razu powiem, że nie dała takiej dawki emocji, jaką dostaję przeważnie przy powieściach Cherry.
Jackson jest gburem, młodym, przystojnym, ale chamskim gburem, który wykorzystuje kobiety i próbuje być niewzruszony na każdy komentarz o nim lub o jego ojcu alkoholiku. Czy mu się to udaje? W pewnym stopniu tak. Aż pojawia się nasza główna bohaterka – Grace. Wzbudza w Jacksonie negatywne emocje, denerwuje go i zostaje kilkakrotnie odrzucona.
Grace nie ma łatwo, rozwodzi się, a na dodatek wciąż wraca pamięcią do poronień. To smutna opowieść o stracie, zdradzie i nowej szansie.
Uważam, że Cherry jak zawsze, skonstruowała bardzo dobry romans, chociaż nie wzruszyła mnie i tym byłam zaskoczona, tego jednego mi zabrakło. Ale do bohaterów nie mogłabym się przyczepić. To dwójka osób, którym się kibicuje i naprawdę chce, by byli razem.
Z ręką na sercu mogę polecić Wam tę książkę. Nie uważam jej za najlepszą z książek tej autorki. Zdecydowanie ma ich więcej, tak jak np. seria żywioły (to dopiero cudo!), ale przy Zawsze i wszędzie można spędzić przyjemnie czas i nie żałować tego. Zachęcam Was, jeżeli nie poznaliście jeszcze Cherry, to zacznijcie od innych książek. Na tę przyjdzie czas, ale pamiętajcie, jest to ciekawa, urocza powieść, tylko nie robi takiego wrażenia, jak poprzednie.

Za egzemplarz dziękuję:

wtorek, kwietnia 23, 2019

ZŁĄCZENI HONOREM [recenzja]


Autor: Cora Reilly

Ogromne TAK dla fabuły z wątkiem mafii i gangsty. Uwielbiam czytać takie książki, a jeszcze bardziej tworzyć podobne historie i kreować własnych bohaterów. Kiedy przeczytałam opis Złączanych w honorze, od razu pomyślałam, że muszę mieć tę książkę w rękach. Nie było innej opcji. Ponieważ często byłam rozczarowana po takiej fabule, ostudziłam swój zapał. No, bo co, jeśli okaże się, że to znowu kolejny nudny romans, z beznadziejnymi postaciami i drewnianymi dialogami?
Nic podobnego. Przekonałam się na własnej skórze, że Złączeni w honorze to bardzo dobra książka, dopracowana i wciągająca. Zaczynając już od prologu, zostałam pochłonięta w mafijny świat Luci i Arii.
Aria zostaje oddana w ręce Luci już jako piętnastolatka. Od zawsze żyła w rodzinie mafijnej, ona i jej rodzeństwo wie, co je czeka. W wieku osiemnastu lat musiała stanąć przed ołtarzem i przysiąść wierność mężczyźnie, którego nie znała. Nie było to dla niej łatwe. Narracja jest pierwszoosobowa, dzięki czemu poznajemy szczegółowo myśli i uczucia Arii. Dziewczyna przechodzi naprawdę wiele, jest silna, ma wsparcie swoich sióstr, zwłaszcza jednej. Nie miała wyboru, gdy wychodziła za mąż, ale przysięgła sobie, że nie pozwoli, by jej rodzeństwu coś się stało. To ją motywowało, by być posłuszna Luce.
Przede wszystkim chciałabym zwrócić uwagę na Arię, główną bohaterkę. To inteligenta, młoda dziewczyna, nieco nieśmiała, ale trochę uparta. Podobało mi się to, że jej strach i zachowanie było całkowicie uzasadnione. Potrafiła także się postawić, lecz wybierała odpowiednie momenty i wtedy okazywała swój rozsądek. Wyłapałam u niej same dobre cechy, co mogę powiedzieć? Jestem zadowolona, że w końcu nie trafiłam na bohaterkę pustą jak laleczka, płaską i niedopracowaną. Aria może zyskać sympatię szerszego grona czytelników.
Lucę również udało mi się polubić. Przypominał osiłka, który będzie odbierał co jego, dbając o swoją reputację. W rzeczy samej – można było się go bać, ale to jak traktował Arię, urzekło mnie. Okazał jej serce, za co u mnie zapunktował.
Naprawdę nie chciałabym wchodzić w szczegóły powieści, aby nie zdradzić Wam za wiele. Tutaj akcja płynie wartko, nie ma miejsca na nudę. Trzeba oddać autorce, że potrafiła odpowiednio napisać dialogi, tak by zainteresować czytelnika. Jest humor, jest dramat, jest miłość. Bardzo dobra mieszanka, którą można smakować przez kilka godzin.
Jestem pewna, że jeśli tylko Cora Reilly wyda kolejną książkę, sięgnę po nią. Umiliła mi czas i sprawiła, że uwierzyłam, że erotyk z wątkiem gangsterskim może być ciekawy oraz dobrze napisany. Złączeni honorem są zdecydowanie zainspirowane Ojcem chrzestnym, ale tutaj to nie wada, a zaleta. Chciałabym więcej takich powieści na rynku, bo są przyjemnym oderwaniem.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu:
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo niezwykłe

środa, kwietnia 17, 2019

Adeptka. Drugi tom CZARNEGO MAGA [recenzja]


Autor: Rachel E. Carter
Opis: Ryiah przetrwała próbny rok w Akademii Magii, ale dopiero teraz zaczyna się dla niej prawdziwa nauka.
Dziewczyna dostała się do wymarzonej frakcji bojowej, ale musi stawić czoła nauczycielowi, którego nie znosi, i wrogo nastawionej Priscilli. Sytuacji nie ułatwia też relacja z Darrenem, oscylująca między wrogością a sympatią, może nawet fascynacją…
Kiedy jeden z uczniów zostaje zabity w nieprzyjacielskim ataku, nauka schodzi jednak na dalszy plan. W powietrzu wisi wojna, być może Ryiah będzie musiała wykorzystać swoje umiejętności szybciej, niż sądziła.

Pierwszy tom Czarnego maga połknęłam i z niecierpliwością czekałam na ciąg dalszy. Aż w końcu dotarła do mnie Adeptka. Z radością poznawałam nowe przygody Ryiah, ale moja radość nieco się zmniejszyła. Nie podobał mi się chaos, który zaczął panować w książce. Miałam wrażenie, że autorka za bardzo przyśpiesza akcje i wplata za dużo wątku. Od razu zaznaczam, dalej lubiłam bohaterów, aczkolwiek gubiłam się w ich działaniach.
Cały świat jest lepiej przedstawiony niż w pierwszej części, to muszę przyznać. Nabrał kolorów i szczegółów. Akcja przede wszystkim skupia się na szkoleniu Ryiah i jej relacji z Darrenem, która jest bardzo skomplikowana i trudna. W sumie to nieco mnie irytowała, bo... Bo naprawdę, czy nie można podjąć jednej decyzji i ze sobą porozmawiać? W tym tkwi problem między nią a Darrenem – NIE ROZMAWIAJĄ. Już dawno mogliby sobie wyjaśnić parę spraw, ale nie, lepiej się unikać i dokuczać sobie. Mimo że darzę sympatią oboje, to nie mogę znieść tej ich miłości. Przeszkadzało mi to, ponieważ była za bardzo pokręcona.
Reszta postaci była w porządku, na tyle w porządku, że ich polubiłam i nie miałam jakiś silnych negatywnych emocji do żadnego. Może niektórzy powinni zostać troszkę lepiej dopracowani, ale naprawdę było dobrze.
Ta seria ma plusy i minusy, lecz moim zdaniem nie jest zła. Pierwszy tom mnie pochłonął, drugi jest lepiej skonstruowany, ale ma za dużo akcji, za którą nie nadążałam. Jednak mimo to, uważam, że seria jest godna uwagi i przeczytania. Można z nią spędzić przyjemnie czas, przynajmniej ja nie żałuję, że po nią sięgnęłam.

Za egzemplarz dziękuję:
Znalezione obrazy dla zapytania uroboros wydawnictwo