wtorek, maja 09, 2017

Powiało nudą. Nic do stracenia. [recenzja]


Tytuł: Nic do stracenia. Początek.
Autor: Kirsty Moseley.
Opis: W dniu szesnastych urodzin Anna Spencer bawi się w klubie ze swoim chłopakiem. Wyjątkowy wieczór szybko się kończy, a poznany przypadkiem Carter Thomas, handlarz broni i narkotyków, zamienia kilka lat jej życia w piekło.
Dzięki jej zeznaniom Carter zostaje skazany, ale z więzienia wciąż wysyła listy z pogróżkami. Ojciec Anny, wpływowy senator i kandydat na prezydenta, zrobi wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo.
Ochroną Anny zajmie się przystojny komandos, Ashton Taylor. Aby nie wzbudzać podejrzeń, ma udawać jej chłopaka. Cierpliwie stara się sprawić, by pokonała dręczące ją koszmary i pogrzebała przeszłość. Anna zaczyna czuć się bezpiecznie, a udawanie zakochanych powoli przestaje być grą.
Jednak kolejne dni przynoszą złe wiadomości. Wkrótce ma odbyć się rozprawa apelacyjna i Carter może wyjść na wolność. Jeśli tak się stanie, Ashton i Anna znajdą się w niebezpieczeństwie.

Z autorką miałam już styczność przy czytaniu powieści „Chłopak, który chciał zacząć od nowa”. Recenzja jest dostępna na blogu i możecie się z nią zapoznać. Miałam mieszane uczucia, kiedy sięgałam po kolejną książkę tej autorki, ale chciałam dać jej drugą szansę.
No i tutaj mój błąd…
Jeśli po opisie książki spodziewacie się ciekawej lektury, to już mogę Wam powiedzieć, że tak nie będzie. Wciąż liczyłam na jakieś zapierające dech w piersiach sytuacje, sceny. W końcu mamy tutaj dziewczynę po okropnych przejściach, córkę przyszłego prezydenta USA i agenta SWAT. Ach, no i w tle psychola zwanego Carterem. Brzmi kusząco? Jasne, że tak. Tylko wykonanie już nie jest takie dobre.
Zacznijmy od początku.
Właśnie. Już wtedy możemy się przekonać, że autorka książki ani trochę nie przygotowała się do napisania jej. Nie ma żadnej wiedzy o pracy agentów, w tym SWAT. Wszystko jest bardzo nierealistyczny i komiczne, a czasem wręcz żałosne. Chciała stworzyć mroczną historię dla młodzieży, przeplataną romansem, a wyszedł sam romans dwójki irytujących bohaterów.  Chyba coś poszło nie tak.
Poznajemy Annę, która jest na swoich szesnastych urodzinach z chłopakiem. Stoi przed klubem i czekają na wejście. I uwaga, nagle, znikąd, podchodzi do niej starszy mężczyzna, przystojny i zainteresowany nią, po czym mówi, że może ją wpuścić do środka. Ona jest tak podekscytowana, że jak najbardziej się zgadza. Zgrzyt powstaje, kiedy okazuje się, że Carter chce zabrać tylko ją i nie ma mowy o Jacku (chłopaku Anny). To nie jest za duży spojler. Tego dowiadujemy się na pierwszej stronie książki. Sytuacja mało realna i przerysowana. Naprawdę… Myślałam, że dorosła kobieta, która zabiera się za pisanie książek, nie bierze pomysłów z kosmosu. Trzymajmy się ziemi, chociaż trochę.
Idźmy dalej.
Poznajemy Ashtona Taylora, który ma dwadzieścia jeden lat i właśnie skończył szkołę SWAT. Jest najlepszy, bez doświadczenia, ale pobił rekordy itd… Czy w tej bajce były smoki? Chłopak dostaje przydział, by chronić Annę, córkę senatora. Okej. Rozumiem. Albo jednak nie. Młody chłopak, który wcześniej nie był na żadnej misji, akcji, dostaje PRZYDZIAŁ, aby chronić Annę – dziewczynę po tragicznych przejściach, która odsyła każdego kolejnego agenta. Wrócę jeszcze do tego, jaka jest bohaterka.
Ashton jest dziecinny i śmieszny. W pewnych momentach miałam ochotę rzucić książką przez okno. Prawie nie wytrzymywałam jego tandetnych tekstów i głupich myśli. Na dodatek od razu uznał, że bohaterka jest IDEALNA i mogłaby być modelką. Co śmieszne, ona pomyślała to samo o nim! No nie… Moja cierpliwość zaczęła się kończyć wtedy, gdy kolejne rozdziały były O TYM SAMYM. Powiedzcie mi ile razy możemy czytać o pobudkach, zasypaniu, jakiś sprzeczkach (mało istotnych) i oczywiście seksie, który uwierzcie, stał się najnudniejszy z całej książki. Ta lektura nie wniesie nic w Wasze życie, a na dodatek jedynie zirytuje.
Cała powieść wydaje się bujdą.
Anna również nie należy do ciekawych postaci. Myślałam, że lepiej ją ucharakteryzuje, ale tak się nie stało. Była płytka i bezbarwna. Zdaje sobie sprawę, że miała być trochę tajemnicza i mroczna, tylko, że kolejny raz nie wyszło. Annabell dużo przeszła, jej historia jest zawiła, lecz przedstawiona w wielkich skrótach, co też mnie denerwowało. I weź tu człowieku znajdź pozytywy…
Co chwila miała problem ze swoimi uczuciami. Chcę go, nie chcę go, odejdź, zostań i tak w koło. Niczym Ana Steele. Niby miała ukazywać skrzywdzoną postać, ale bardzo szybko „otworzyła się” przed Ashtonem. Zaledwie po trzech dniach poszła z nim do łóżka, choć wcześniej mówili o niej, jak o zimnej suce bez uczuć, która nie daje się nikomu dotknąć. Paradoks.
Fabuła jest nijaka. Nie ma żadnych wzlotów i upadków. Czekamy na jakiś wybuch, na coś ciekawego i… nic. PRZEZ CAŁĄ KSIĄZKĘ. To jest straszne, że ta lektura ma tyle stron, a jest o niczym.
Z całej książki najbardziej zaciekawił mnie wątek Cartera. I tak naprawdę wolałabym poznać historię jego i Any, niż Any i nudnego agenta Taylora.

Niestety nie mogę polecić tej książki. Odradzam brania się za nią. Chyba, że do snu, aby szybciej usnąć. 


1/5

Za egzemplarz dziękuję Harper Collins 

8 komentarzy:

  1. Oj oj, chyba nie było u Ciebie jeszcze tak negatywnej recenzji. Przynajmniej ja nie kojarzę. Szkoda, że książka tak mocno Cię rozczarowała. W takim razie dam sobie z nią spokój.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nie czytała i po twojej recenzji chyba nie zamierzam :D

    Pozdrawiam Agaa
    http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurka haha nawet nie wiesz, jak miło mi widzieć takie słowa o tej książce:D Nie wiem, czy czytałaś moją recenzję, ale nasze opinie zgadzają się ze sobą w 100% - naprawdę, chyba nasze mózgi działają podobnie :) Bardzo się cieszę, że Ty też widzisz te wszystkie absurdalne sytuacje w tej książce, bo kiedy spotykałam się z, serio, zachwytami nad tą powieścią, to zastanawiałam się czy to ze mną jest coś nie tak, czy z całą resztą świata... Nigdy więcej Kirsty Moseley! :D

    Pozdrowienia i buziaki!
    BOOKS OF SOULS

    OdpowiedzUsuń
  4. wooooooooooooooooooooooooow dziekuje za szczerosc! uwielbiam gdy tak jest! wtedy wiem ze nei klamiemy m yblogerzy a jestesmy uczciwi takci hze zsweica szuakc! dlatego przeczytalam z wielka satysfakcja :) pozdrawiam i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O nie! A książka czeka na mnie na półce... Mam nadzieję, że nie rozczaruję się tak jak Ty

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam czytać, ale skoro nie polecasz to chyba odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chciałam zapoznać się z inną książką tej autorki. Teraz mam wątpliwości skoro ta jest tak słaba, to prawdopodobnie i ta druga będzie słaba.:/

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaledwie parę razy w roku zdarza mi się tak, że nie dam rady przeczytać książki do końca. Tak się właśnie stało z "Chłopak, który zakradał się przez okno". Dlatego musiałabym przeczytać jedynie pozytywne opinie na temat innych książek tej autorki, abym w końcu po nie sięgła...

    Pozdrawiam!
    czytamogladampisze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję serdecznie za każdy komentarz.
Nie bawie się w obs za obs, ale wchodzę na blogi obserwujących i komentuje(obserwuje jesli mi się podobają i jestem stałym czytelnikiem)

wtorek, maja 09, 2017

Powiało nudą. Nic do stracenia. [recenzja]


Tytuł: Nic do stracenia. Początek.
Autor: Kirsty Moseley.
Opis: W dniu szesnastych urodzin Anna Spencer bawi się w klubie ze swoim chłopakiem. Wyjątkowy wieczór szybko się kończy, a poznany przypadkiem Carter Thomas, handlarz broni i narkotyków, zamienia kilka lat jej życia w piekło.
Dzięki jej zeznaniom Carter zostaje skazany, ale z więzienia wciąż wysyła listy z pogróżkami. Ojciec Anny, wpływowy senator i kandydat na prezydenta, zrobi wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo.
Ochroną Anny zajmie się przystojny komandos, Ashton Taylor. Aby nie wzbudzać podejrzeń, ma udawać jej chłopaka. Cierpliwie stara się sprawić, by pokonała dręczące ją koszmary i pogrzebała przeszłość. Anna zaczyna czuć się bezpiecznie, a udawanie zakochanych powoli przestaje być grą.
Jednak kolejne dni przynoszą złe wiadomości. Wkrótce ma odbyć się rozprawa apelacyjna i Carter może wyjść na wolność. Jeśli tak się stanie, Ashton i Anna znajdą się w niebezpieczeństwie.

Z autorką miałam już styczność przy czytaniu powieści „Chłopak, który chciał zacząć od nowa”. Recenzja jest dostępna na blogu i możecie się z nią zapoznać. Miałam mieszane uczucia, kiedy sięgałam po kolejną książkę tej autorki, ale chciałam dać jej drugą szansę.
No i tutaj mój błąd…
Jeśli po opisie książki spodziewacie się ciekawej lektury, to już mogę Wam powiedzieć, że tak nie będzie. Wciąż liczyłam na jakieś zapierające dech w piersiach sytuacje, sceny. W końcu mamy tutaj dziewczynę po okropnych przejściach, córkę przyszłego prezydenta USA i agenta SWAT. Ach, no i w tle psychola zwanego Carterem. Brzmi kusząco? Jasne, że tak. Tylko wykonanie już nie jest takie dobre.
Zacznijmy od początku.
Właśnie. Już wtedy możemy się przekonać, że autorka książki ani trochę nie przygotowała się do napisania jej. Nie ma żadnej wiedzy o pracy agentów, w tym SWAT. Wszystko jest bardzo nierealistyczny i komiczne, a czasem wręcz żałosne. Chciała stworzyć mroczną historię dla młodzieży, przeplataną romansem, a wyszedł sam romans dwójki irytujących bohaterów.  Chyba coś poszło nie tak.
Poznajemy Annę, która jest na swoich szesnastych urodzinach z chłopakiem. Stoi przed klubem i czekają na wejście. I uwaga, nagle, znikąd, podchodzi do niej starszy mężczyzna, przystojny i zainteresowany nią, po czym mówi, że może ją wpuścić do środka. Ona jest tak podekscytowana, że jak najbardziej się zgadza. Zgrzyt powstaje, kiedy okazuje się, że Carter chce zabrać tylko ją i nie ma mowy o Jacku (chłopaku Anny). To nie jest za duży spojler. Tego dowiadujemy się na pierwszej stronie książki. Sytuacja mało realna i przerysowana. Naprawdę… Myślałam, że dorosła kobieta, która zabiera się za pisanie książek, nie bierze pomysłów z kosmosu. Trzymajmy się ziemi, chociaż trochę.
Idźmy dalej.
Poznajemy Ashtona Taylora, który ma dwadzieścia jeden lat i właśnie skończył szkołę SWAT. Jest najlepszy, bez doświadczenia, ale pobił rekordy itd… Czy w tej bajce były smoki? Chłopak dostaje przydział, by chronić Annę, córkę senatora. Okej. Rozumiem. Albo jednak nie. Młody chłopak, który wcześniej nie był na żadnej misji, akcji, dostaje PRZYDZIAŁ, aby chronić Annę – dziewczynę po tragicznych przejściach, która odsyła każdego kolejnego agenta. Wrócę jeszcze do tego, jaka jest bohaterka.
Ashton jest dziecinny i śmieszny. W pewnych momentach miałam ochotę rzucić książką przez okno. Prawie nie wytrzymywałam jego tandetnych tekstów i głupich myśli. Na dodatek od razu uznał, że bohaterka jest IDEALNA i mogłaby być modelką. Co śmieszne, ona pomyślała to samo o nim! No nie… Moja cierpliwość zaczęła się kończyć wtedy, gdy kolejne rozdziały były O TYM SAMYM. Powiedzcie mi ile razy możemy czytać o pobudkach, zasypaniu, jakiś sprzeczkach (mało istotnych) i oczywiście seksie, który uwierzcie, stał się najnudniejszy z całej książki. Ta lektura nie wniesie nic w Wasze życie, a na dodatek jedynie zirytuje.
Cała powieść wydaje się bujdą.
Anna również nie należy do ciekawych postaci. Myślałam, że lepiej ją ucharakteryzuje, ale tak się nie stało. Była płytka i bezbarwna. Zdaje sobie sprawę, że miała być trochę tajemnicza i mroczna, tylko, że kolejny raz nie wyszło. Annabell dużo przeszła, jej historia jest zawiła, lecz przedstawiona w wielkich skrótach, co też mnie denerwowało. I weź tu człowieku znajdź pozytywy…
Co chwila miała problem ze swoimi uczuciami. Chcę go, nie chcę go, odejdź, zostań i tak w koło. Niczym Ana Steele. Niby miała ukazywać skrzywdzoną postać, ale bardzo szybko „otworzyła się” przed Ashtonem. Zaledwie po trzech dniach poszła z nim do łóżka, choć wcześniej mówili o niej, jak o zimnej suce bez uczuć, która nie daje się nikomu dotknąć. Paradoks.
Fabuła jest nijaka. Nie ma żadnych wzlotów i upadków. Czekamy na jakiś wybuch, na coś ciekawego i… nic. PRZEZ CAŁĄ KSIĄZKĘ. To jest straszne, że ta lektura ma tyle stron, a jest o niczym.
Z całej książki najbardziej zaciekawił mnie wątek Cartera. I tak naprawdę wolałabym poznać historię jego i Any, niż Any i nudnego agenta Taylora.

Niestety nie mogę polecić tej książki. Odradzam brania się za nią. Chyba, że do snu, aby szybciej usnąć. 


1/5

Za egzemplarz dziękuję Harper Collins 

8 komentarzy:

  1. Oj oj, chyba nie było u Ciebie jeszcze tak negatywnej recenzji. Przynajmniej ja nie kojarzę. Szkoda, że książka tak mocno Cię rozczarowała. W takim razie dam sobie z nią spokój.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nie czytała i po twojej recenzji chyba nie zamierzam :D

    Pozdrawiam Agaa
    http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurka haha nawet nie wiesz, jak miło mi widzieć takie słowa o tej książce:D Nie wiem, czy czytałaś moją recenzję, ale nasze opinie zgadzają się ze sobą w 100% - naprawdę, chyba nasze mózgi działają podobnie :) Bardzo się cieszę, że Ty też widzisz te wszystkie absurdalne sytuacje w tej książce, bo kiedy spotykałam się z, serio, zachwytami nad tą powieścią, to zastanawiałam się czy to ze mną jest coś nie tak, czy z całą resztą świata... Nigdy więcej Kirsty Moseley! :D

    Pozdrowienia i buziaki!
    BOOKS OF SOULS

    OdpowiedzUsuń
  4. wooooooooooooooooooooooooow dziekuje za szczerosc! uwielbiam gdy tak jest! wtedy wiem ze nei klamiemy m yblogerzy a jestesmy uczciwi takci hze zsweica szuakc! dlatego przeczytalam z wielka satysfakcja :) pozdrawiam i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O nie! A książka czeka na mnie na półce... Mam nadzieję, że nie rozczaruję się tak jak Ty

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam czytać, ale skoro nie polecasz to chyba odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chciałam zapoznać się z inną książką tej autorki. Teraz mam wątpliwości skoro ta jest tak słaba, to prawdopodobnie i ta druga będzie słaba.:/

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaledwie parę razy w roku zdarza mi się tak, że nie dam rady przeczytać książki do końca. Tak się właśnie stało z "Chłopak, który zakradał się przez okno". Dlatego musiałabym przeczytać jedynie pozytywne opinie na temat innych książek tej autorki, abym w końcu po nie sięgła...

    Pozdrawiam!
    czytamogladampisze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję serdecznie za każdy komentarz.
Nie bawie się w obs za obs, ale wchodzę na blogi obserwujących i komentuje(obserwuje jesli mi się podobają i jestem stałym czytelnikiem)